Reklama

Udany powrót po Australian Open. Hurkacz w drugiej rundzie turnieju w Rotterdamie

Błażej Gołębiewski

Opracowanie:Błażej Gołębiewski

03 lutego 2025, 14:36 • 3 min czytania 3 komentarze

Hubert Hurkacz wrócił na kort po bardzo nieudanym występie w tegorocznym Australian Open. Tenisista z Wrocławia wystartował w turnieju rangi ATP 500 w Rotterdamie i bez większych problemów odprawił niżej notowanego rywala w pierwszej rundzie zawodów.

Udany powrót po Australian Open. Hurkacz w drugiej rundzie turnieju w Rotterdamie

Trudno mówić o szczególnie udanym początku sezonu w wykonaniu Hurkacza. Choć początkowo wydawało się, że Polak po kontuzjach i pod wodzą nowych trenerów wraca na właściwe tory, zaliczając niezły występ w United Cup, to już na Australian Open pokazał się z fatalnej strony. Tenisista z Wrocławia zakończył udział w turnieju na drugiej rundzie, w której to gładko odprawił go Miomir Kecmanović. A to z kolei poskutkowało pierwszym od prawie czterech lat wypadnięciem “Hubiego” z czołowej dwudziestki rankingu ATP. 

Po nieudanej przygodzie na kortach w Melbourne Hurkacz zdecydował się na udział w ABN AMRO Open w Rotterdamie. Halowe zawody rangi ATP 500 nigdy nie były szczególnie szczęśliwe dla Polaka, który najczęściej kończył w nich swój udział podobnie jak w tegorocznym Australian Open, czyli na drugiej rundzie. Na usprawiedliwienie trzeba przyznać, że porażki ponosił z tenisistami ze światowej czołówki, w tym między innymi ze Stefanosem Tsitsipasem czy Grigorem Dimitrowem. 

W tym roku los w pierwszej rundzie zawodów w Rotterdamie zestawił “Hubiego” z Flavio Cobollim. Hurkacz mierzył się w swojej dotychczasowej karierze z Włochem dwukrotnie, z obu pojedynków wychodząc zwycięsko. I w dzisiejszym spotkaniu to właśnie Hubert był faworytem, choć przeciwnika nie można było skreślać już na starcie, wszak to zawodnik sklasyfikowany w rankingu ATP wcale nie tak daleko za Polakiem, bo na 35. miejscu. 

Cobolli już od początku meczu pokazał, że nie podda się bez walki. I o ile przy pierwszych gemach serwisowych “Hubiegonie miał zbyt wiele do powiedzenia, to już przy podaniu Włocha gra była już bardziej wyrównana. Rywal wrocławianina dzielnie bronił się przed przełamaniem, ale Hurkacz dopiął wreszcie swego przy stanie 3:2, po krótkiej grze na przewagi zwyciężając przy serwisie Cobollego. Ten co prawda próbował jeszcze odwrócić sytuację, jednak “Hubi” wykorzystał każdą jego pomyłkę, wygrywając premierową odsłonę 6:3.

Reklama

Hubi” jeszcze bardziej podkręcił tempo w drugiej partii. Już w pierwszym gemie serwisowym Cobollego był bliski przełamania, ale Włochowi udało się jeszcze obronić. Kolejnej szansy przy podaniu rywala Hurkacz nie zmarnował, wychodząc na prowadzenie 2:1 po świetnym passing shocie. I choć tenisista z Florencji dwoił się i troił, to nie miał zbyt wielu argumentów, by zatrzymać rozpędzonego Polaka, który zamknął mecz w dwóch gładko wygranych setach, awansując do drugiej rundy turnieju w Rotterdamie.  

Hubert Hurkacz – Flavio Cobolli 6:3, 6:2

Fot. Newspix

Czytaj więcej o tenisie:

Reklama

Uwielbia boks, choć ostatni raz na poważnie bił się w podstawówce (i wygrał!). Pisanie o inseminacji krów i maszynach CNC zamienił na dziennikarstwo, co było jego marzeniem od czasów studenckich. Kiedyś notorycznie wyżywał się na gokartach, ale w samochodzie przestrzega przepisów, będąc nudziarzem za kierownicą. Zachował jednak miłość do sportów motorowych, a największą słabość ma do ich królowej – Formuły 1. Kocha też Real Madryt, mimo że pierwszą koszulką piłkarską, którą przywdział w życiu, był trykot Borussii Dortmund z Matthiasem Sammerem na plecach.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Media: Szymon Marciniak mógł poprowadzić finał Pucharu Króla

redakcja
0
Media: Szymon Marciniak mógł poprowadzić finał Pucharu Króla

Polecane

Hiszpania

Media: Szymon Marciniak mógł poprowadzić finał Pucharu Króla

redakcja
0
Media: Szymon Marciniak mógł poprowadzić finał Pucharu Króla
Francja

Niewiarygodny występ Marcina Bułki przeciwko PSG. Statystyki mówią same za siebie

Michał Kołkowski
5
Niewiarygodny występ Marcina Bułki przeciwko PSG. Statystyki mówią same za siebie