Już w piątek kolejny raz zobaczymy między linami niepokonanego dotychczas na zawodowych ringach Naoyę Inoue. Japończyk jest aktualnie niekwestionowanym mistrzem wagi super koguciej, dzierżąc pasy wszystkich czterech najważniejszych organizacji: WBA, WBC, IBF i WBO. – Jest bez wątpienia jedną z legend najniższych kategorii i już teraz co najmniej drugim najlepszym pięściarzem w historii Azji obok Manny’ego Pacquiao – mówi o nim ekspert. Jak dalej potoczy się kariera “Potwora”? I czy faktycznie jest obecnie najlepszym pięściarzem na świecie?
Legenda, która wciąż pisze historię
Sztuki walki są nieodłączną częścią japońskiej kultury i tradycji. Wśród nich znajduje się oczywiście boks, choć trudno tu mówić o wielkich, niesamowitych mistrzach z Kraju Kwitnącej Wiśni, którzy podbijali świat. Ten obraz zmienia dopiero Naoya Inoue. Kiedy przyjrzymy się jego osiągnięciom “na papierze”, widzimy niepokonanego na zawodowstwie pięściarza, legitymującego się bilansem 28-0 i oszałamiającym stosunkiem zwycięstw przez nokaut na poziomie niemal 90%.
Dorzucając do tego łącznie dwanaście pasów mistrzowskich (wliczając dwa przyznawane przez magazyn “The Ring”), mowa o zawodniku wybitnym. I takim faktycznie jest Inoue, choć niekoniecznie wiąże się to z jego rozpoznawalnością i popularnością na całym świecie.
Powód? Dość prosty – Naoya bije się w niskich kategoriach wagowych. A te, mimo że potrafią przecież dostarczyć widowiskowe pojedynki, wciąż są nieco pomijane kosztem starć pomiędzy znacznie cięższymi pięściarzami. Kiedy jednak przejdziemy do rankingu pound-for-pound, czyli zestawienia, w którym nie uwzględnia się wagi, to Inoue okazuje się być jednym z najlepszych. O ile nie najlepszym.
Najpopularniejszy serwis ze statystykami bokserskimi, BoxRec, to właśnie Japończyka umieścił na szczycie takiej listy. Kosztem takich nazwisk, jak choćby Oleksandr Usyk czy Saul Alvarez. Z kolei w rankingu P4P magazynu “The Ring” Naoya znajduje się za plecami wspomnianego Ukraińca, choć w 2022 roku był numerem jeden – pierwszym w historii pochodzącym z Japonii. Tak czy inaczej, “Potwór”, bo taki pseudonim ma w ringu Inoue, na wszystkie te wyrazy uznania zdecydowanie zasłużył. Czy jednak osiągnął na tyle dużo, by dziś być numerem jeden w zestawieniu pięściarzy bez podziału na kategorie wagowe?
– Inoue jest bez wątpienia jedną z legend najniższych kategorii i już teraz co najmniej drugim najlepszym pięściarzem w historii Azji obok Manny’ego Pacquiao. Japończyk jest przy tym fighterem kompletnym, łączy wyborną technikę z niesamowitym atletyzmem i bardzo ciężkimi rękami. Kolejni rywale padają od jego ciosów, a niemal każda walka kończy się efektownym nokautem po innej akcji – opisuje Naoyę Leszek Dudek, ekspert i analityk bokserski.
– Bronią go także liczby – 21 wygranych walk o mistrzostwo świata, 10 tytułów mistrza świata w czterech kategoriach (dwie ostatnie koncertowo “wysprzątane” ze wszystkich rywali), piętnastu pokonanych mistrzów. W wieku 31 lat “Potwór” już jest legendą boksu, a niewątpliwie nie skończył jeszcze pisać swojej historii – dodaje Dudek.
Jeśli zdziwiliście się, czytając o 21 wygranych walkach o mistrzostwo świata w przypadku pięściarza, który łącznie ma na swoim koncie 28 starć, to służymy wyjaśnieniem. Otóż w dużej mierze taka jest specyfika boksu w Japonii, gdzie przeważnie wśród najlepszych nie buduje się imponującego rekordu opartego na pojedynkach z journeymanami, a już od wczesnych etapów kariery dobrze zapowiadający się zawodnicy zestawiani są z mocnymi rywalami. Tytuły mistrzowskie przed osiągnięciem dziesięciu zawodowych pojedynków zdobywali wcześniej choćby Joichiro Tatsuyoshi czy Kazuto Ioka.
A jak to wszystko zaczęło się w przypadku Inoue?
Boks w genach
Przejmujące historie o trudnym dzieciństwie, szkole życia i niełatwej przeprawie na szczyt w zawodowym sporcie, cieszą się zawsze ogromnym zainteresowaniem. I, co ciekawe, charakteryzują wielu wojowników z Kraju Kwitnącej Wiśni. Nie należy jednak do nich Naoya Inoue, którego najmłodsze lata były spokojne – ale już przepełnione boksem.
Wszystko to za sprawą ojca, Shingo. W przeszłości był amatorskim pięściarzem, a mały Naoya, widząc treningi taty, zaledwie w wieku sześciu lat poprosił go, by ten pokazał mu tajniki boksu. Shingo początkowo nie był entuzjastycznie nastawiony do pomysłu syna. Myślał, że to bardziej chwilowa zachcianka kilkulatka, dlatego, by zaszczepić w nim miłość do szermierki na pięści, kazał mu obiecać, że ten potraktuje sport poważnie.
Naoya okazał się w tym wypadku bardzo słowny. Po zawarciu “umowy” z ojcem, wpadł w wir treningów, radząc sobie coraz lepiej między linami. W ciągu czterech pierwszych lat poczynił ogromne postępy, które rzutowały na jego późniejsze występy w amatorskich turniejach. Już jako nastolatek wygrywał lokalne zawody, siedmiokrotnie stając się czempionem w gronie swoich rówieśników.
Shingo Inoue wiedział, w jaki sposób podejść do młodego entuzjasty boksu. Szybko okazało się, że Naoya nie będzie jedynym zawodnikiem spod jego skrzydeł. Senior rodu zajął się na dobre szkoleniem, wciągając na salę również swojego drugiego syna, Takumę, a także Kokiego, dla którego Shingo jest wujem.
I każdy z rzeczonej trójki został zawodowym pięściarzem. Największe sukcesy święci oczywiście Naoya, o którego pierwszych walkach po etapie amatorskim możecie przeczytać w materiale Kacpra Bartosiaka na łamach Weszło.
CZYTAJ TEŻ: ZAPOMNIJCIE O GODZILLI! NAOYA INOUE TO PRAWDZIWY “POTWÓR” Z JAPONII
Inoue od momentu przejścia na zawodowstwo robił niesamowite wrażenie między linami. Nie imponował warunkami fizycznymi (165 cm wzrostu), dlatego zaczynał od kategorii junior muszej. I już w czwartym pojedynku udało mu się zdobyć tytuł mistrza Japonii w tej wadze, by w szóstej walce pokonać przez nokaut Adriana Hernandeza i tym samym sięgnąć po pas WBC. Zaledwie cztery dni po swoich dwudziestych urodzinach.
Spektakularny, wyjątkowy, zjawiskowy
W kolejnych starciach Naoya Inoue prezentował się jeszcze lepiej. Po zdobyciu skalpów, szybko przechodził do wyższych kategorii wagowych, podbijając je bez większych problemów. Zasłynął przede wszystkim z piekielnego uderzenia, którym nokautował raz za razem swoich rywali. Potrzebował zaledwie dwóch rund, by rozstrzygnąć na swoją korzyść między innymi pojedynki o pas WBO wagi junior koguciej, a także tytuły IBF i WBC w kategorii koguciej.
– Boks Inoue jest doskonały, pod względem umiejętności nie widzę dziś zupełnie nikogo, kto może się równać z Japończykiem. Najbliżej ma do niego Terence Crawford, który jednak ustępuje pod względem refleksu i szczelności obrony. Jedyną wadą Inoue jest nadmierna nonszalancja. Zdarza mu się za to zapłacić, choć póki co jest w stanie błyskawicznie korygować błędy i w razie potrzeby wyciągać niezliczone asy z obydwu rękawic – ocenia umiejętności “Potwora” Leszek Dudek.
Nie jest on odosobniony w zachwytach nad Japończykiem. Ten raz za razem udowadniał, że dysponuje niesamowitym potencjałem i jest pięściarzem niesamowicie wszechstronnym. A przede wszystkim mocnym psychicznie, radzącym sobie w trudnych momentach.
Tych nie brakowało w pierwszym starciu z Nonito Donaire. Rywal postawił Naoyi trudne warunki, testując jego odporność na ciosy. Filipińczyk to zresztą uznana marka w świecie boksu, bo przecież sam niegdyś był uważany za jednego z najlepszych pięściarzy bez podziału na kategorie wagowe. Umiejętności potwierdził właśnie w walce z Inoue, doprowadzając uderzeniami do złamania oczodołu przeciwnika, ale ostatecznie przegrywając na punkty. Co do werdyktu nie było wątpliwości, bo w końcówce mocno przyspieszył “Potwór”, choć Donaire w ostatniej rundzie wybitnego bokserskiego spektaklu zdołał utrzymać się na nogach, dając popis niezłomności.
Kunszt Inoue mogliśmy też podziwiać w pojedynku przeciwko Paulowi Butlerowi. Nie dał rywalowi zbyt wielkich szans, nieustannie spychając go do lin, a ostatecznie nokautując. Miało to kolosalne znaczenie dla całej kariery Naoyi, bo dało mu tytuł niekwestionowanego czempiona wagi koguciej. Co więcej – stał się pierwszym w tej kategorii pięściarzem w erze czterech pasów, który osiągnął taki sukces.
Inoue na dobre rozkręcił się w 2023 roku. Najpierw całkowicie zdominował walkę ze Stephenem Fultonem, świetnie pokazując się na tle Amerykanina. To o tyle istotne, że rywal był wówczas niepokonanym mistrzem kategorii super koguciej, dzierżącym pasy federacji WBO i WBC. Tymczasem “Potwór”, który przecież chwilę wcześniej bił się jeszcze w niższej wadze, zniszczył Fultona, dokonując prawdziwej egzekucji w ósmej rundzie.
Ale na tym jego apetyt się nie skończył. Po walce w ringu pojawił się Marlon Tapales, posiadacz tytułów organizacji WBA i IBF. Zaproponował pojedynek Inoue, a ten, nie zastanawiając się zbytnio, nie tylko zaakceptował wyzwanie, ale dodał jeszcze, by starcie odbyło się w tym samym roku.
I tak też się stało. Filipińczyk pierwszy raz na deski padł już w czwartej rundzie, gdy Japończykowi udało się wreszcie przebić jego szczelną dotychczas obronę. Ale wykaraskał się z problemów, wdając się jeszcze w efektowną ringową bójkę z Inoue. Naoya zachował jednak zimną krew i wreszcie wystrzelił w kierunku Tapalesa bombę w dziesiątej rundzie, nokautując go. Tym samym zunifikował pasy WBA, WBO, IBF i WBC w kategorii super koguciej.
Zatrzymać Inoue – misja niemożliwa?
Wspomniane już starcie z Donaire było prawdziwym testem dla Naoyi Inoue. Na tle mocnego rywala zaprezentował się bardzo dobrze, unikając prawdziwych problemów, które nadeszły wreszcie w walce z Luisem Nerym. Meksykanin, przystępujący do pojedynku z bilansem 35-1, zaskoczył “Potwora” już w pierwszej rundzie. Lewy sierpowy posłał Japończyka na deski – pierwszy raz w jego zawodowej karierze. I to najwyraźniej rozwścieczyło mistrza.
Nery musiał na własnej skórze przekonać się bowiem o sile ciosu Inoue. W dodatku wielokrotnie, bo ofensywnie nastawiony rywal raz za razem trafiał go mocnymi uderzeniami. Szybko przyniosło to pożądany efekt – już w drugiej rundzie to pięściarz z Meksyku zapoznał się z charakterystyką podłoża ringu w Tokyo Dome. Padł jeszcze w piątej odsłonie, by w szóstej zostać brutalnie znokautowanym przez Naoyę.
Misji pod tytułem “zatrzymać Inoue” podjął się jeszcze TJ Doheny. Został zastopowany w siódmej rundzie, przegrywając przede wszystkim z kontuzją pleców. Tym samym nie zobaczyliśmy jeszcze na zawodowych ringach pięściarza, który byłby w stanie pokonać japońskiego czempiona. Czy to oznacza, że będzie on w stanie podbić kolejną, wyższą kategorię wagową?
– Fizycznie poznaliśmy już jego sufit. Jest nim waga super kogucia, w której dziś boksuje, co oczywiście nie znaczy, że Naoya nie spróbuje sił jeszcze wyżej. W ostatnich dwóch kategoriach Inoue zaczął odczuwać ciosy rywali – był zraniony w starciu z Nonito Donaire i padł ciężko na deski w walce z Luisem Nerym, którego później sam efektownie znokautował. Jeśli Japończyk dalej będzie szukał wyzwań i szedł w górę, w końcu znajdzie pogromcę, ja jednak uważam, że znacznie ciekawsze wyzwania czekają go w obecnym limicie z gwiazdami kolejnego pokolenia – ocenia Leszek Dudek.
Kto zatem mógłby najmocniej napsuć krwi “Potworowi”? Do tego grona nie zalicza się z pewnością jego jutrzejszy przeciwnik, czyli Ye Joon Kim. Skazywany na porażkę Koreańczyk pojawi się w ringu jako zastępstwo dla pierwotnego rywala Inoue, Sama Goodmana. Niepokonany w zawodowej karierze Australijczyk miał w planach zgarnięcie wszystkich pasów Naoyi, ale podczas grudniowych przygotowań doszło u niego do groźnego rozcięcia nad okiem, co wykluczyło go ze styczniowego starcia.
Choć tak naprawdę trudno mówić o wielkim zagrożeniu również ze strony Goodmana. W innym tonie eksperci wypowiadają się na temat choćby Murodżona Achmadalijewa, czyli byłego posiadacza pasów IBF i WBA w kategorii super koguciej, które stracił na rzecz wspomnianego wcześniej Tapalesa. Leszek Dudek wspomina z kolei o dwóch innych pięściarzach mogących stanąć w szranki z niepokonanym mistrzem z Japonii.
– Na stadionie Tokyo Dome hitowe byłoby starcie z Junto Nakatanim, a w USA równie ciekawie maluje się walka z Jessem “Bamem” Rodriguezem. Obaj są już notowani w pierwszej dziesiątce rankingu bez podziału na kategorie wagowe i czekają na swoją kolej. Jeśli Inoue zmierzy się z każdym z nich i wygra, nikt nie będzie mógł mieć wątpliwości, że to właśnie “Potwór” jest najlepszym “małym” pięściarzem w historii boksu – ocenia ekspert.
Po nieśmiertelność do wagi piórkowej. A może i wyżej?
Dorobek Naoyi Inoue jest naprawdę pokaźny. Sprawdził się w czterech kategoriach wagowych i dużo spekuluje się na temat przejścia Japończyka jeszcze wyżej. Choć sam zainteresowany nie miał tego w najbliższym czasie w planach, o czym poinformował w połowie zeszłego roku. – W dywizji do 122 funtów mam zamiar zostać jeszcze przynajmniej przez dwa lata. Muszę osiągnąć fizyczną dojrzałość i rozwinąć się na tyle dostatecznie, by móc przejść do kategorii piórkowej – oznajmił Inoue.
Na tę chwilę mistrz – po swoim piątkowym pojedynku – ma pojawić się między linami na wiosnę. Następnym przystankiem prawdopodobnie okaże się gala w Arabii Saudyjskiej, gdzie “Potwór” mógłby zawalczyć właśnie ze wspomnianym Achmadalijewem. Fani Inoue ostrzą sobie jednak już zęby na przejście ich idola do wagi piórkowej, gdzie również według ekspertów znalazłby naprawdę trudnych rywali, z którymi mógłby stworzyć niesamowite widowisko w ringu.
– Mam nadzieję, że Inoue nie zapuści się wyżej niż do wagi piórkowej, gdzie mogą czekać go naprawdę karkołomne boje z mistrzami – szczególnie posiadaczem pasa WBC Brandonem Figueroą (175 cm, 25-1-1, 19 KO) i czempionem WBO Rafaelem Espinozą (185 cm, 26-0, 22 KO). Obaj będą wyglądać na tle drobnego Azjaty jak dwie wieże, dysponując lepszymi warunkami fizycznymi – analizuje Leszek Dudek.
Trudno jednak spekulować na temat przyszłości Inoue, w czym nie pomaga zresztą sam Naoya, który nie słynie z częstego komentowania swoich planów i decyzji. Jedno jest natomiast pewne – na tę chwilę to jeden z najlepszych, a być może i najlepszy pięściarz bez podziału na kategorie wagowe. I z takim też statusem przystąpi do jutrzejszej obrony swoich mistrzowskich pasów.
– Trwająca era ma aż 4 wybitnych pięściarzy, którzy mogą sobie rościć miano najlepszego bez podziału na kategorie. To Oleksandr Usyk, Terence Crawford, Naoya Inoue i Artur Beterbijew. Jako że dzielą ich zbyt duże różnice wagi, nie będą się ze sobą spotykać w ringu, a to oznacza, że każdy wybór w kontekście ich miejsc w rankingu P4P da się obronić – tłumaczy Leszek Dudek.
Inoue, który we wspomnianym zestawieniu najlepszych pięściarzy globu pojawia się w ścisłej czołówce, zapewne kolejny raz pokaże światu swoje ponadprzeciętne umiejętności już jutro. Nie zostaną one oczywiście wystawione na piekielnie trudną próbę, co nie zmienia faktu, że Japończyka obejrzeć warto, wszak mówimy o legendzie i zawodniku porównywanym do Manny’ego Pacquiao.
“Potwór” nie porywa na razie tłumów na arenie międzynarodowej, w przeciwieństwie do Filipińczyka. Ale w ojczyźnie jest już niczym gwiazda rocka – przyciąga na stadiony dziesiątki tysięcy spragnionych nokautu fanów.
I, choć może nie do końca zdają sobie oni z tego sprawę, spotyka ich ogromne szczęście, bo mają sposobność oglądać pięściarza z gatunku tych absolutnie wybitnych.
BŁAŻEJ GOŁĘBIEWSKI
Fot. Newspix
Czytaj więcej o boksie:
- Próba samobójcza, uzależnienia i przyjaciel z kartelu. Mroczne strony Tysona Fury’ego
- Ojciec furiat, wujek gangster, brat celebryta. Poznajcie dwór „Króla Cyganów”
- Ringowe wojny. Wybieramy najlepsze rywalizacje w historii wagi ciężkiej
- Nieśmiertelny Łomaczenko. Co sprawia, że Ukrainiec wciąż wraca na szczyt?