Iga Świątek, która do Australian Open przystępuje z nowym trenerem i po zamieszaniu związanym z wykryciem w jej organizmie zakazanej substancji. Hubert Hurkacz, który, podobnie jak Iga, zmienił szkoleniowca i stara się grać bardziej ofensywny tenis. Magdaleny – Fręch i Linette – którym korty w Melbourne przywołują miłe wspomnienia, jednak ciężko będzie im powtórzyć w Australii swoje świetne występy. I Jan Zieliński – cichy bohater dwóch ostatnich edycji AO. Co przed pierwszym wielkoszlemowym turniejem w roku wiemy o jego polskich uczestnikach? I na jaki wynik możemy się nastawiać w ich przypadku? Oto nasza analiza.
IGA Z NADZIEJĄ I PO PROBLEMACH?
Napisać, że ostatnie miesiące nie były łatwe dla Igi Świątek, to jak nie napisać nic. Na początku września Polka odpadła z ćwierćfinału US Open po dość gładkiej przegranej z Jessicą Pegulą. Sama zainteresowana, jak i jej obóz oraz fani, z pewnością liczyli wówczas na lepszy wynik w Nowym Jorku.
Następnie tenisistka pochodząca z Raszyna zrobiła sobie przerwę. Wszystkim wydawało się, że przemęczona sezonem Iga po prostu zdecydowała się odpuścić kolejne turnieje, by naładować akumulatory. Prawda okazała się jednak inna. W międzyczasie toczyło się bowiem postępowanie w sprawie przyjmowania przez Polkę środków dopingujących. Ostatecznie okazało się, że w organizmie pięciokrotnej mistrzyni wielkoszlemowej wykryto śladowe ilości trimetazydyny. Zakazana substancja miała znajdować się w skażonej nią partii melatoniny, którą Świątek przyjmowała by radzić sobie z problemami ze snem. International Tennis Integrity Agency (ITIA) przyjęła wytłumaczenia zawodniczki, że trimetazydyna znalazła się w jej organizmie przypadkiem i ukarała ją symbolicznym zawieszeniem.
23-latka w zeszłym sezonie zdążyła jeszcze zagrać w Finałach WTA i turnieju o Puchar Billie Jean King. Lecz całość kosztowała ją mnóstwo nerwów i wpłynęła na formę. Chociaż w WTA Finals wygrała dwa spotkania, to ostatecznie nie udało jej się wyjść z grupy.
Na temat Igi – oraz innych polskich tenisistów, którzy zagrają w AO – porozmawialiśmy z Adamem Romerem, ekspertem tenisa i redaktorem naczelnym magazynu Tenisklub.
– Nie znam zawodnika, na którego taka sytuacja by nie oddziaływała. Nawet na Jannika Sinnera historia z pierwszej połowy ubiegłego roku związana z dopingiem miała jakiś wpływ. Na pewno na Igę też wpłynęła, zwłaszcza, że ją znamy jako osobę niezwykle emocjonalną. Stąd też wziął się odrobinę słabszy występ podczas WTA Finals. Słabszy pod tym względem, że widać było po niej brak praktyki meczowej. Ale więcej będzie grała meczów o stawkę, tym lepiej będzie przygotowana do nowego sezonu. Bo już występ podczas United Cup był w jej wykonaniu naprawdę dobry – mówi nam Romer.
Ponadto w międzyczasie, bo na początku października, Iga Świątek ogłosiła rozstanie z trenerem Tomaszem Wiktorowskim. Nowym szkoleniowcem Polki został Wim Fissette. Czy to oznacza, że aktualna wiceliderka rankingu WTA przypuści szturm na pozycję Aryny Sabalenki? A może na fali nowej współpracy Świątek pokaże, że jest w stanie wygrywać więcej zawodów, na których gra toczy się poza kortami ziemnymi? Oczywiście na to liczymy, ale sama zainteresowana wstrzymuje się z deklaracjami co do celów zakładanych w poszczególnych zawodach.
Pięść zaciśnięta w geście triumfu to gest, który polscy fani chcieliby u Igi Świątek oglądać jak najczęściej. Czy śledząc jej zmagania na kortach w Melbourne będą mieli ku temu wiele okazji?
— Muszę się zmusić do bycia otwartą i pamiętać o tym, że zmieniłam trenera, by nauczyć się czegoś nowego. Nie jest to łatwe, ponieważ gram dobrze od wielu lat. Ale jest tak, że jeśli nie zaczniesz ewoluować w tenisie, tak jak robią to inne dziewczyny, to one cię przegonią i nagle obudzisz się, będąc, nie wiem, poza pierwszą 50 rankingu, czy coś takiego — powiedziała Świątek w podcaście Tennis Insider Club.
— Ja też jestem raczej spokojny w kwestii pracy Świątek z nowym trenerem – mówi Adam Romer. — Wydaje mi się, że w grze Igi zmiany są bardziej kosmetyczne, oraz że ich efekty będziemy widzieli dopiero za jakiś czas. Dlatego dałbym jeszcze dwa-trzy miesiące na pierwsze oceny współpracy Wima z Igą.
Ostatnim sprawdzianem Igi przed Australian Open była gra we wspomnianym przez naszego eksperta United Cup. Reprezentacja Polski dotarła tam do finału zawodów. Wprawdzie w nim Świątek przegrała 0:2 z Coco Gauff, ale w wykonaniu naszej gwiazdy tenisa to był naprawdę dobry turniej. 23-latka odniosła w nim dwa cenne zwycięstwa. Jedno z Karoliną Muchovą, z którą od 2019 roku do meczu w United Cup grała trzy razy. Wygrywała dwukrotnie (w tym pamiętny finał Rolanda Garrosa w 2023 roku), jednak za każdym razem były to ciężkie, trzysetowe boje. Tym razem Iga ograła Czeszkę dość gładko: 6:3 i 6:4 w setach. Świątek triumfowała też 2:0 z Jeleną Rybakiną, więc kolejną zawodniczką, która wcześniej sprawiała jej spore problemy. W końcu na sześć poprzednich spotkań z Kazaszką w tourze, Polka wygrała tylko dwa. Innymi słowy, już pierwszych miesiącach pracy z nowym szkoleniowcem Świątek poprawiła swoją grę z tenisistkami, które biją mocno i płasko.
A co z porażką w finale z Gauff? Amerykanka do niedawna dostawała od Świątek łupnia prawie za każdym razem, ale teraz, na przełomie sezonów wygrała z Igą dwa mecze. Czyżby oznaczało to, że Coco znalazła sposób na naszą mistrzynię? Cóż, mowa o 20-letniej zawodniczce, która wciąż się rozwija. W dodatku też zmieniła trenera, więc uczy się nowych rzeczy. Jednak Adam Romer nie załamuje rąk z powodu tych przegranych.
— Nawet biorąc tę porażkę z Gauff, Iga zagrała dobry turniej. Zresztą dopuszczam scenariusz, że one mogą się spotkać na przykład w półfinale Australian Open. Wtedy uważam, że mecz będzie bardziej zacięty i wcale nie jest powiedziane, że Amerykanka go wygra — mówił ekspert jeszcze przed losowaniem drabinek. A losowanie akurat okazało się dla naszej mistrzyni bardzo korzystne. Wynika z niego bowiem to, że z najpoważniejszymi kandydatkami do tytułu Świątek ma szansę spotkać się dopiero w finale.
Czy to jednak oznacza, że mamy w Polce upatrywać faworytki do zwycięstwa? Nie. Iga do Melbourne jedzie z nadziejami na dobrą grę, ale sama nie zakłada osiągnięcia konkretnej fazy zawodów. A tym bardziej nie nakłada sobie presji w postaci konieczności triumfu. W mniejszym lub większym stopniu jest nauczona kilku nowych sztuczek, które czynią ją zawodniczką bardziej uniwersalną. Z pewnością fani liczą na to, że Świątek tym razem zwycięży na australijskiej ziemi. Jednak w obliczu dobrej formy Gauff, Qinwen Zheng, która także poczyniła szalony progres, oraz oczywiście Aryny Sabalenki, która jako pierwsza tenisistka od czasów Martiny Hingis spróbuje wygrać w Australian Open trzeci raz z rzędu, to będzie szalenie trudne zadanie.
PLAN HUBERTA NA SUKCES? ATAKOWAĆ
Podobnie jak najlepsza polska tenisistka w historii, Hubert Hurkacz także zdecydował się na zmianę szkoleniowca. Polak podjął taką decyzję po tym, jak podczas US Open kolejny raz rozczarował na wielkoszlemowej scenie. Wtedy bowiem już w drugiej rundzie przegrał 0:3 z Jordanem Thompsonem. Ta porażka sprawiła, że Hubi rozstał się z trenerem Craigiem Boyntonem. To była trudna decyzja. Boynton z jednej strony doprowadził go do największych sukcesów. Takich, jak dwie wygrane turniejów serii Masters czy półfinał Wimbledonu w 2021 roku. Ale z drugiej – obie strony czuły, że ta współpraca nie przyniesie więcej korzyści.
Poszukiwania nowego szkoleniowca trwały długo, a ostatecznie 27-latek zdecydował się na współpracę z duetem trenerskim: Nicolasem Massu oraz Ivanem Lendlem. Drugi z wymienionych to legenda tenisa – w trakcie kariery zawodowej zdobył aż osiem tytułów wielkoszlemowych. Z kolei jako trener doprowadził Andy’ego Murraya do trzech wygranych w szlemie i dwóch złotych medali olimpijskich. Te ostatnie jako tenisista zdobył też Massu – Chilijczyk dokonał tego w Atenach, gdzie wygrał zarówno w grze pojedynczej, jak i deblu. Z kolei kiedy zajął się trenerką, to pod jego skrzydłami Dominic Thiem triumfował w 2020 roku podczas US Open. Z tego duetu ważniejszy będzie Massu, gdyż to on będzie towarzyszył Hurkaczowi podczas większej liczby zawodów. Lendl ma z kolei pełnić funkcję doradczą.
Bring it on, 2025! 💪 #team
_______________________Ciśniemy, 2025! 💪 pic.twitter.com/eaEPJT0Uem
— Hubert Hurkacz (@HubertHurkacz) November 29, 2024
A jaki plan na polskiego tenisistę ma chilijsko-czeski duet? Fachowcy doskonale zdają sobie sprawę z tego, że Hurkacz dysponuje jednym z najmocniejszych serwisów w stawce. Ta potężna broń pozwała Polakowi ustawiać przeciwnika przy pierwszych wymianach piłek, ale gdy rywal opanowywał sytuację, Hubi często nie miał wypracowanej koncepcji, jak dalej prowadzić akcję. Pod skrzydłami Massu i Lendla Polak ma grać odważny tenis. Więcej atakować, bardziej ryzykować na korcie. Ale to ryzyko będzie prowadziło do tak potrzebnej dominacji w meczu.
W przeciwieństwie do Igi Świątek, której tenis wymaga niewielkich poprawek, w grze Hurkacza nastąpią spore zmiany. Ich symbolem jest nawet zmiana rakiety. Od 2019 roku Hubert posługiwał się na korcie sprzętem firmy Yonex. Podczas United Cup grał jednak rakietą marki Wilson Blade.
Co do samego United Cup – te zawody aktualny 18. zawodnik rankingu ATP rozpoczął od dwóch porażek, kolejno z Casperem Ruudem (5:7, 3:6) i Tomasem Machaćem (5:7, 6:3, 6:4). Następnie pokonał Billy’ego Harrisa (7:6, 7:5) i Aleksandra Szewczenkę (6:3, 6:2), lecz w finale po trzech setach ograł go Taylor Fritz. Choć Hubert był bardzo blisko zwycięstwa, bowiem losy ostatniej partii rozstrzygały się w tie-breaku. Co jednak ważne, w każdym kolejnym spotkaniu u tenisisty pochodzącego z Wrocławia widać było progres.
Adam Romer: – Najsłabszy był mecz z Ruudem na samym początku turnieju, ale trzeba powiedzieć, że u Huberta widać było też brak praktyki meczowej. Później każdy kolejny mecz Hurkacza był lepszy od poprzedniego – to po pierwsze. Po drugie, wydaje mi się, że Chilijczyk intensywnie namawia Huberta do bardziej ofensywnej gry. To widać było ewidentnie w meczu z Szewczenką oraz finale z Fritzem.
– Podoba mi się to, jak gra Hubert Hurkacz i mam nadzieję, że ta zmiana przełoży się na najlepszy wynik w jego karierze podczas Australian Open. Oczywiście, powinniśmy jeszcze trochę poczekać na rzeczywiste efekty jego współpracy z Nicolasem Massu i Ivanem Lendlem, ale podobało mi się to, co widziałem na United Cup. Jestem dobrej myśli i sądzę, że jeśli nie podczas Australian Open, to może na którymś z kolejnych szlemów praca z nowym sztabem na pewno przyniesie korzyści – kończy redaktor naczelny magazynu Tenisklub.
O tym, czy nowy, ofensywny styl przyniesie Hurkaczowi więcej korzyści, przekonamy się już w pierwszym meczu Polaka. Tam zagra on z niewygodnym Tallonem Griekspoorem, z którym już miał w tourze bardzo wyrównane spotkania. Ale skoro Iga Świątek, lekko zmieniając styl, nagle zdołała lepiej wypaść na tle Rybakiny, to dlaczego Hubert nie miałby zaskoczyć rywala, który do tej pory sprawiał mu problemy?
TRUDNE ZADANIE FRĘCH, WSPOMNIENIA LINETTE
Z prawa startu w Australian Open skorzystają też kolejno druga i trzecia najlepsza obecnie polska tenisistka. Mowa oczywiście o dwóch Magdalenach – Fręch i Linette. Młodsza z nich obecnie zajmuje 24. miejsce w rankingu WTA. Starsza plasuje się na 38. pozycji w tym zestawieniu.
Jednak co ciekawe: chociaż obie Polki pod względem sukcesów nie mogą równać się z Igą Świątek, to akurat w ostatnich dwóch edycjach turnieju w Melbourne którejś z nich szło lepiej od naszej największej gwiazdy. Kiedy dwa lata temu 23-latka odpadła w 4. rundzie zawodów, Linette zagrała turniej życia i doszła aż do półfinału. Dopiero tam sposób na poznaniankę znalazła późniejsza triumfatorka, Aryna Sabalenka. Z kolei w ubiegłym roku Iga pożegnała się z Melbourne po trzech meczach, a Magdalena Fręch awansowała do czwartej rundy turniejowej drabinki. Zawodniczka z Łodzi nigdy wcześniej nie dotarła tak daleko na wielkoszlemowych kortach.
Między innymi z tego względu Adam Romer twierdzi, że 27-latkę czeka w tym roku ciężkie zadanie:– Dla Magdaleny Fręch to będzie weryfikacja, pierwszy trudny moment. Ona w zeszłym roku zrobiła czwartą rundę na takim entuzjazmie, po czym pociągnęła to dalej przez cały sezon. Teraz jednak będzie miała sporo punktów do obrony, bo aż 180, zatem na pewno to będzie dla niej ważny start. Tenisiści mają to do siebie, że muszą się co tydzień weryfikować. Są tego raczej przyzwyczajeni, ale zobaczymy jak sobie z tym poradzi Magdalena.
Iga Świątek, Magdalena Fręch i Magda Linette. Każda z naszych trzech tenisistek przystępuje do Australian Open po pewnych perturbacjach
Dodajmy, że forma Fręch z ostatnich miesięcy nie napawa optymizmem. Wprawdzie Magdalena zagrała najlepszy sezon w karierze, na który składał się nie tylko udany Australian Open. Polka w lipcu zaliczyła pierwszy finał turnieju w tourze – w Pradze, gdzie przegrała z… Magdą Linette. Z kolei we wrześniu triumfowała w zawodach WTA 500 w Guadalajarze. Zaliczyła też dobry start w Wuhan – turnieju kategorii Premier Series, gdzie w ćwierćfinale pokonała ją Aryna Sabalenka. Lecz od czasu tamtej porażki Fręch nie zaznała smaku wygranej w oficjalnym meczu! A mowa o spotkaniu z połowy października ubiegłego roku. Ostatnio Magdalena grała w Adelaide z 17. w rankingu Jeleną Ostapenko. I choć rywalizację rozpoczęła od seta wygranego 6:4, to kolejne dwa przegrała po 1:6. Nie czarujmy się – to wszystko nie wróży dobrze w kontekście wielkoszlemowych zawodów. Zwłaszcza, że już w pierwszej rundzie Fręch zmierzy się z Polina Kudiermietową, niedawną finalistką zawodów w Brisbane.
Tak złej passy nie posiada imienniczka Magdy oraz jej pogromczyni z praskiego finału. Jednak i w przypadku Linette także trudno pisać o tym, że tenisistka z Poznania ma za sobą ostatnio super miesiące. Podobnie jak Fręch, starsza Magda zaliczyła ćwierćfinał w Wuhan, w którym została pokonana przez Coco Gauff. Od tamtego meczu bilans Linette wynosi 2-4. Ostatnio Polka wygrała pierwszy mecz podczas zawodów w Hobart, a jej rywalką była Warwara Graczowa. Niestety w kolejnej fazie zawodów została pokonana 1:6, 1:6 przez Mayę Joint. Zaledwie osiemnastoletnią tenisistkę, która obecnie zajmuje odległe 118. miejsce w rankingu WTA. Wobec takiej postawy naszej rodaczki, trudno oczekiwać, by Magda nagle zaczęła błyszczeć na kortach w Melbourne. A powtórzenie przez nią półfinału sprzed dwóch lat byłoby prawdziwym cudem.
Dziś rano z Maebourne doszły do nas kolejne dobre wiadomości. Do drabinki głównej singla mężczyzn zakwalifikował się Kamil Majchrzak, a w grze pojedynczej kobiet wystąpi Maja Chwalińska. Oczywiście gratulujemy obu naszym reprezentantom tego sukcesu i chcielibyśmy, by grali w Australii jak najdłużej. Lecz nie oszukujmy się: w ich przypadku sam awans to już spore osiągnięcie, więc potencjalne przejście nawet pierwszej rundy zawodów należałoby traktować jako miły bonus.
ZIELIŃSKI OBRONI TYTUŁ?
Na zakończenie zostawiliśmy naszego reprezentanta, który w Australian Open osiągnął najwięcej spośród Polaków uczestniczących w tegorocznej edycji. Jako jedyny dostąpił bowiem zaszczytu gry w finale w Melbourne – i to już dwa lata temu. Ba, w ubiegłym sezonie nawet triumfował na australijskiej ziemi. Dlaczego więc o Janie Zielińskim nie jest tak głośno, jak o Idze Świątek?
Odpowiedź na to pytanie jest dziecinnie prosta. Bo mikst, w którym to 28-latek wraz z Tajwanką Hsieh Su-wei okazali się najlepsi w 2024 roku, to najmniej prestiżowa z wielkoszlemowych rywalizacji. Uwagę na ten fakt zwraca też nasz rozmówca, Adam Romer.
– Powiedzmy sobie szczerze, że gra mieszana jest najmniej głośną dyscypliną w tenisowym świecie. Żeby gdzieś zaistnieć w świadomości kibiców, trzeba dopiero wygrać turniej. To się Jankowi udało, i super. Myślę jednak, że z jego punktu widzenia dużo ważniejsze jest, jak będzie mu się startowało z nowym partnerem w grze podwójnej mężczyzn. Przede wszystkim na tym będzie się więc skupiał. A mikst? Oczywiście widać, że wyjątkowo dobrze pasują do siebie z Hsieh Su-wei, ale wszyscy mają tego świadomość, że to mniej ważna konkurencja.
Poprzednim deblowym partnerem Jana był Hugo Nys. Współpraca Polaka z Monakijczykiem wyglądała naprawdę dobrze. Od jej początku w 2022 roku panowie triumfowali w czterech turniejach, a ponadto zagrali w czterech finałach zawodów. W tym we wspomnianym już finale Australian Open 2023. Rzecz w tym, że tego najważniejszego, wielkoszlemowego triumfu jednak zabrakło.
Takiego na swoim koncie nie posiada też nowy deblowy partner Zielińskiego – Sander Gille. Ale 33-letni Belg ma na koncie nieco więcej sukcesów, bo w tourze triumfował osiem razy. Gille praktycznie całą tenisową karierę związany był z Joranem Vliegenem, z którym rozegrał aż 539 meczów. Zatem i dla niego współpraca z Zielińskim będzie sporą zmianą. Pozostaje tylko trzymać kciuki za to, by polsko-belgijski duet od razu zaskoczył tak, jak miało to miejsce w przypadku gry Jana i Hsieh. Jednak nie zapominajmy, że pary w rywalizacji deblowej mają znacznie więcej szans i czasu na dobre zgranie, niż zawodnicy występujący okazjonalnie w mikście. Stąd ewentualny sukces nowo powstałego duetu jednak należałoby traktować w kategorii niespodzianki.
SZYMON SZCZEPANIK
Fot. Newspix
Czytaj więcej o tenisie:
- Australian Open: Dobre losowanie Świątek. Problemy Hurkacza?
- Przyjaciele, rywale, a teraz trener i podopieczny. Murray i Djoković razem po sukcesy
- Iga, Jannik i 19 straconych miesięcy Tary. Tenis ma problem z procedurami
- L jak Legenda, M jak Mistrz. Alfabet Rafy Nadala
- Czy tegoroczny sezon Igi Świątek naprawdę rozczarował?