Skończyło się coś, co i tak trwało zbyt długo – świetna passa naszego europejskiego duetu, który dotąd nie przegrywał. Jagiellonia Białystok, jak i Legia Warszawa, nie jest już w stanie pudrować trudów jesiennej rywalizacji na trzech frontach. Nic dziwnego, że w Czechach, mimo porażki, jej bohaterem został bramkarz.
Żeby było jasne: mistrzów Polski nie grillujemy, ani nie krytykujemy. Skromna, niewielka porażka, musiała się w końcu przytrafić. Jeszcze do przerwy wydawało się, że Jagiellonia wróci do domu przynajmniej z punktem, jednak zdeterminowani w walce o przedłużenie europejskiego grania o kolejne kilka tygodni piłkarze Mladej Boleslavii w końcu dopięli swego. Oto nasze oceny dla zawodników Adriana Siemieńca.
Mlada Boleslav – Jagiellonia Białystok [NOTY, OCENY]
Sławomir Abramowicz – 7
Grającym z polotem (lub próbującym tak grać) drużynom bramkarze klasy premium się przydają. Za wcześnie, żeby zapisywać Sławomira Abramowicza do takiej grupy, jednak występami takimi, jak ten w Mladej Boleslavii, sygnalizuje swój potencjał. Świetnie, przytomnie uratował sytuację, gdy Adrian Dieguez był o włos od wyłożenia rywalowi do pustaka. Bardzo dobrze zachował się, kiedy oko w oko z nim stanął Vasil Kusej, podtrzymując bezbramkowy wynik. Wreszcie wyciągnął też strzał z ostrego kąta Tomasa Ladry. Bezbłędny, nawet mimo faktu, że z czystym kontem nie skończył, bo cóż mógł zrobić, gdy Patrik Vydra strzelił podręcznikowo, jakby brał udział w wyzwaniu „ustrzel tarczę”.
Michal Sacek – 6
Zwykle jest w biegu, zwykle jest aktywny, zwykle dobrze czuje się z piłką przy nodze. Nie inaczej było, gdy wrócił do miejsca, które po latach gry w Sparcie Praga zna na wylot. Wiadomo, że w tym wszystkim troszkę brakuje zabójczej skuteczności w obronie, ale po pierwsze: wiemy to nie od dziś; po drugie: czy jego strona przeciekała tak mocno, tak wyraźnie? Niekoniecznie, nawet w podstawowych apkach z liczbami znajdziemy tego potwierdzenie: tylko jeden przegrany pojedynek. Nawet jeśli uznajemy wadliwość zbieranych na szybko danych, Sacka zapamiętamy go raczej z tego, że dobrze pokazywał się do gry na połowie rywala.
Mateusz Skrzypczak – 5
Solidniak i w sumie tyle. Mateusz Skrzypczak zdawał się wręcz lekko nieobecny, miewał momenty, gdy gdzieś się zawieruszył, zniknął z radarów. Jego partner ze środka obrony notował pojedynek za pojedynkiem, podczas gdy on tak mocno rąk sobie nie brudził. Czy to dobrze, musieliby rozstrzygnąć rabini, a i tak jeden powie, że tak, bo przecież nie wplątał się w żaden problem, nie ciągnął się za nim smród błędu; drugi zaś zacznie rozkładać na czynniki pierwsze ustawienie zawodników w poszczególnych sytuacjach, żeby sprawdzić, czy te zniknięcia nie sprawiały, że ktoś musiał wykonywać jego robotę.
Adrian Dieguez – 2
Z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że Adrian Dieguez wzdrygnie się za każdym razem, gdy na trasie przemknie obok niego Skoda. Wszystko dlatego, że wspomnienie wizyty w Mladej Boleslavii nie będzie dla stopera Jagiellonii czymś przesadnie przyjemnym. Fakt, zaliczył dwie bardzo przytomne, potrzebne interwencje — w 62. minucie, kiedy w okolicach koła środkowego wyprzedził rywala i w zalążku zgasił groźną kontrę; w 81. minucie, gdy wstawił nogę, gdzie trzeba, zatrzymując rywala w polu karnym.
Niestety, więcej było momentów elektrycznych, przede wszystkim wtedy, gdy Dieguez w niezrozumiały sposób próbował zagrywać do wychodzącego z bramki Abramowicza, niemalże asystując rywalowi przy bramce. Potem jeszcze kilkukrotnie tracił nie tylko piłkę, ale i rywala z radarów. Zbyt łatwo było znaleźć sobie przy nim miejsce czy minąć go podaniem. Na koniec wyłapał jeszcze głupią, zasłużoną czerwoną kartkę, dając się podpuścić przeciwnikowi.
Dusan Stojinović – 5
W obliczu problemów Joao Moutinho Adrian Siemieniec próbuje wszystkiego. Z Pogonią Szczecin na lewej obronie ustawił nominalnego prawego defensora, potem dał szansę Cezaremu Polakowi, tym razem zdecydował się na Duszana Stojinowicia. Wyszło chyba bardziej ofensywnie, niż mogliśmy się spodziewać, co jest i dobre, i złe. Dobre, bo początkowe rajdy reprezentanta Słowenii wróżyły, że może zostać nieoczywistym bohaterem. Złe, bo nazbyt często odsłaniał swoją stronę boiska, co rywale parokrotnie wykorzystywali. Nie ma co jednak wieszać na nim psów, łatanie po kimś dziur nigdy nie jest łatwe, a koniec końców poważniejszych błędów nie popełnił.
Jarosław Kubicki – 5
Wiecie, jaki jest Jarosław Kubicki: fajerwerki odpala rzadko, ale poniżej pewnego poziomu nie schodzi. Mniej więcej tak można opisać jego występ w Czechach. Harował, biegał, szarpał, walczył, przy tym raczej nie przegrywał. Z czarnej roboty wywiązał się więc wystarczająco dobrze, jednak niczego, co wystarczałoby na coś więcej niż wyjściowa piątka, nie dostarczył.
Nene – 6
Znamy Nene zbyt dobrze, żeby narzekać na jego technikę, lecz faktem jest, że gdyby przymierzył parę centymetrów w lewą lub prawą, mógłby zostać bohaterem Jagiellonii i autorem wyrównującego gola. Niemniej nawet bez bramki trzeba uznać Portugalczyka za osobę, która gwarantowała werwę, przyśpieszenie oraz pomysł w typowym dla siebie stylu. Wszystko to sprawia, że Rui Nene najczęściej pada ofiarą nieprzepisowych ataków rywali, że zwykle to on holuje piłkę w tę słynną trzecią tercję, że często jest blisko bramki lub chociaż ostatniego podania. Tak było i teraz, więc zero pretensji.
Kristoffer Hansen – 4
Wystawiamy mu notę najbliższą wyjściowej spośród ofensywnych graczy Jagiellonii z bardzo prostego powodu: to on odebrał piłkę rywalowi tuż przed polem karnym, to on ją w pole karne dostarczył. Ktoś powie, że to mało, jak na ponad siedemdziesiąt minut gry, jednak fakt jest taki, że była to najlepsza okazja mistrzów Polski i gdyby Afimico Pululu ją wykorzystał, sprawy mogłyby się potoczyć inaczej. Jasne, to już wróżenie z fusów, ale jednak Hansen został bezwstydnie okradziony z asysty. Innym tematem jest, że niespecjalnie pracował na to, żeby dać sobie i kolegom jeszcze jedną szansę na poprawienie statystyk indywidualnych.
Jesus Imaz – 3
Rzut oka na notatki z meczu, jedna pochwała, za akcję z pierwszych minut gry. W porządku, to jeszcze nie wyznacznik, że ktoś zagrał fatalnie, lecz Jesus Imaz przyzwyczaił nas do tego, że zwykle to jego nazwisko widnieje przy każdym kluczowym momencie w ataku Jagiellonii. Tym razem jego zagrania nie przełożyły się bezpośrednio na żaden strzał, on sam z kolei zmarnował względnie niezłą okazję, gdy zegar wskazywał, że gramy już pół godziny. Widywaliśmy go w lepszej dyspozycji, bardziej produktywnego i chyba właśnie tego brakowało najmocniej, bo w dwóch poprzednich spotkaniach Ligi Konferencji momenty Imaza odgrywały bardzo ważną rolę.
Darko Czurlinow – 2
Decyzyjność na poziomie nastolatki pakującej się w piąty związek z bad boyem, którego na pewno uda się naprawić. Wiadomo, że w Jagiellonii to Darko Czurlinow jest obdarzony największym efektem wow wśród ofensywnych zawodników, jego przeszłość ten potencjał potwierdza. Tym razem jednak usta rozdziawialiśmy nie z podziwu, lecz ze zdziwienia, że za każdym razem można zagrać źle, nie tak, w niewłaściwy sposób. Nie robił przewagi, nie dostarczał piłek partnerom, samemu strzelał tak, że szkoda się nawet nad tym pochylać. Słabiutki występ, jeden z gorszych, od kiedy trafił do Polski.
Afimico Pululu – 2
Z żalem i bólem nie piszemy teraz kolejnego peanu o Afimico Pululu, jego magicznej pięcie i kolejnej europejskiej nocy, podczas której podbił swoją wartość. Rzadko widujemy napastnika Jagiellonii, który daje się przepchnąć tak łatwo, jak wtedy, kiedy mknął na bramkę po prostopadłym podaniu od Kristoffera Hansena. Można go rozgrzeszać, mówić, że czuł kontakt, ale Pululu w optymalnej dyspozycji po prostu wygrałby pozycję i trafił do siatki. Wymowne, że jego jedynym strzałem w tym spotkaniu pozostała mizerna, zablokowana próba z dystansu, która wyniknęła z tego, że sam nie wiedział już, co zrobić z piłką. Mały plusik za to, że przynajmniej w grze kombinacyjnej starał się pomóc drużynie.
Cezary Polak – 4
Adrian Siemieniec wolał postawić na Duszana Stojinowicia i specjalnie mu się nie dziwimy — Cezary Polak przez całą jesień nie dał argumentów, żeby ufać, że podoła intensywności europejskiego futbolu. Gdy pojawił się na boisku, zmieniając Słoweńca, zaliczył zresztą pierwsze minuty w pucharowej przygodzie i było to widać. Więcej chęci niż konkretów, ale nie będziemy się znęcać, w końcu „jeździ” jeszcze z eLką, ucząc się rywalizacji na tym poziomie.
Lamine Diaby-Fadiga – 2
Mamy zasadę, według której nie oceniamy piłkarzy, którzy pojawili się na boisku po 70. minucie gry. Dwadzieścia minut to niewiele czasu, żeby się czymś wyróżnić, zapracować na notę. Robimy jednak wyjątki, gdy ktoś wyjątkowo zabłyśnie lub też gdy coś wyjątkowo sknoci. Lamine Diaby-Fadiga wybrał niestety opcję numer dwa, bo jego prosta strata zapoczątkowała akcję bramkową Mladej Boleslavii.
Miki Villar, Tomas Silva – brak oceny
Grali zbyt krótko.
WIĘCEJ O JAGIELLONII BIAŁYSTOK I MLADEJ BOLESLAVII:
- Mlada Boleslav uzależniona. Miasto pod samochodową kroplówką [REPORTAŻ]
- Trela: Model Siemieńca. Posiadanie piłki jest niedoceniane
- Aston Villa Mlada Boleslav. Ślad pozostał do dziś [REPORTAŻ]
- Pytanie filozoficzne: lepiej przegrywać w Lidze Mistrzów czy wygrywać w Lidze Konferencji?
fot. Newspix