Reklama

Goncalo Feio zaraża optymizmem. “Głowa do góry, nie odpadliśmy”

Aleksander Rachwał

Opracowanie:Aleksander Rachwał

12 grudnia 2024, 22:22 • 4 min czytania 4 komentarze

Legia Warszawa poniosła dziś pierwszą porażkę w tegorocznej edycji Ligi Konferencji. Trener Goncalo Feio scharakteryzował przyczyny niepowodzenia swojego zespołu, doceniając przy okazji jego postawę w całych rozgrywkach.

Goncalo Feio zaraża optymizmem. “Głowa do góry, nie odpadliśmy”

Trener Legii wszedł na salę konferencyjną z zamiarem zarażenia przybyłych pozytywnym nastawieniem mimo porażki 1:2.

Nie chcę, żeby wszyscy byli tacy smutni. Czym mamy być załamani? Że przegraliśmy w Europie po jedenastu meczach? To znaczy, że coś jest dobrze. Jestem pierwszym, który nie lubi przegrywać, ale głowa do góry. Nie odpadliśmy – stwierdził trener Legii, a następnie przeszedł do podsumowania spotkania.

– To był mecz, który mieliśmy w moim odczuciu pod kontrolą. Bramka na 1:0 przyszła naturalnie. Gol mógł paść wcześniej. Przeciwnik oddawał tylko strzały z dystansu. Po bramce na 1:0 dzięki naszej organizacji gry i pressingowi, odczucia były takie, że my byliśmy bliżej bramki na 2:0 niż przeciwnik gola na 1:1. Nie chcę powiedzieć, że zaniedbaliśmy stałe fragmenty gry, bo przygotowujemy się do nich przed każdym meczem, ale po jednym z nich zeszliśmy na przerwę z wynikiem 1:1. Stały fragment to najprostszy sposób, żeby wygrać lub przegrać. Wiele razy pomogły nam wygrać, czasami boleśnie zremisować lub przegrać. Dziś przegraliśmy i muszę jako trener wziąć za to odpowiedzialność. Są zadania, które nie zostały wykonane – przyznał Goncalo Feio.

– W drugiej połowie zależało nam na lepszym operowaniu piłką i przeniesieniu ciężaru gry na połowę przeciwnika i uważam, że to się w dużej mierze udało. Zmusiliśmy Lugano do bezpośredniego podejścia, z wykorzystaniem bardzo szybkich zawodników. Mogli stworzyć parę kontr, ale dobrze radziliśmy sobie z odbudową ustawienia. Na tyle dobrze, że przeciwnicy byli zmuszeni wpuścić inny typ napastnika, jakim jest Przybyłko. Momentami mieliśmy problemy ze zbieraniem drugich piłek. Mecz mógł potoczyć się w dwie strony. Niestety, nie wybroniliśmy się przy stałym fragmencie. Musimy wypracować też lepszy plan na końcowe minuty, szukać bezpośredniego podejścia, kiedy musimy gonić wynik. Przy stracie jednego zawodnika nie było łatwe. Pierwsza porażka i pierwsze stracone bramki są bolesne, ale nadal jesteśmy na trzecim miejscu. Jest nieźle. Reakcją na porażkę może być tylko praca i przygotowanie się, abyśmy za tydzień przypieczętowali awans z jednego z pierwszych ośmiu miejsc, bo taki jest nasz cel. Wszystko w naszych nogach, rękach i głowach – ocenił szkoleniowiec.

Reklama

Trener podsumował również szczegółowo obie sytuacje, po których jego zawodnicy stracili pierwsze bramki w tej edycji Ligi Konferencji.

– Nie kryjemy jeden na jednego przy stałych fragmentach w obronie. Są różne zadania – są piłkarze odpowiedzialni za bronienie, rozegranie na krótko, są piłkarze odpowiedzialni za wyblokowanie konkretnych piłkarzy, ale absolutnie nie krycie, są też piłkarze odpowiedzialni za atak na piłkę i wyczyszczenie strefy. Jeden z naszych piłkarzy w pierwszej strefie został wyblokowany. Nie wiem, czy to przepis martwy, czy nie, ale w Ekstraklasie też straciliśmy taką bramkę, choć teoretycznie wybloki są niedozwolone. Tak, czy inaczej, ruch przeciwnika spowodował, że pierwszy zawodnik w naszej pierwszej linii strefy nie mógł atakować piłki, a bezpośrednio za niego pojawił się przeciwnik. Nasza reakcja musi być w takiej sytuacji zupełnie inna. Powinniśmy wejść przeciwnikowi w tor biegu, żeby nie dać się wyprzedzić. Traciliśmy kluczową pozycję między bramką a przeciwnikiem. Piłkarz, który strzelił nam bramkę nie jest wysoki, więc błąd wynikał ewidentnie z pozycji i reakcji. Drugiej bramki jeszcze nie analizowałem szczegółowo, ale doszło do sytuacji, że piłkarz, który nie dotykał piłki, a miał wpływ na zachowanie bramkarza i innych zawodników z naszej perspektywy mógł być na spalonym. Walczyliśmy, żeby to sprawdzić. Zostało to sprawdzone negatywnie dla nas, więc ciężko mi powiedzieć coś więcej – wyjaśnił Feio.

W końcówce spotkania Radovan Pankov opuścił boisko z czerwoną kartką. Zapytany o tę sytuację, trener Legii starał pokazać się jako uosobienie spokoju.

– Szczerze mówiąc, nie widziałem, co tam się działo. Myślę, że to frustracja szeregiem podejmowanych decyzji. Ta frustracja udzieliła się paru piłkarzom. W szatni rozmawialiśmy o tym. Ja muszę jako pierwszy być przykładem i niezależnie od tego, czy zostały popełnione błędy, czy nie, ja już się nauczyłem – boleśnie, bo wiele razy wam odpowiadałem, komentowałem, a potem dostawałem za to kary, krytykę i w niczym mi to nie pomogło. Jestem inteligentnym człowiekiem i nie chcę iść w tę stronę. Dlatego w szatni mówiliśmy, że skupimy się na tym, na co mamy wpływ, jak stałe fragmenty gry w obronie. Czasem po piłkarzach widać, kiedy podejmują złe decyzje, bo po prostu są ludźmi – stwierdził Portugalczyk.

Przed Legią ostatni mecz w fazie ligowej LKE. Piłkarze mają już w nogach sporo meczów, ale zdaniem Feio to jeszcze nie czas, by odczuwać zmęczenie.

– Poziom zmęczenia drużyny jest żaden, bo my odpoczywamy, kiedy robota jest zrobiona, a jeszcze nie jest. Nie mamy prawa być zmęczeni. Jesteśmy szczęściarzami, że mamy taką pracę. Każdy z nas bardzo dużo poświęcił, żeby dołączyć do takiego klubu, który możemy reprezentować co trzy dni. Jak wykonamy swoją robotę, będziemy odpoczywać – podsumował trener Legii.

Reklama

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. FotoPyK

Zainteresowany futbolem od kiedy jako 10-latek wziął wolne w szkole żeby zobaczyć pierwszy w życiu mecz reprezentacji Polski na mistrzostwach świata. Na szczęście później zobaczył też Ronaldo wygrywającego mundial, bo mógłby nie zapałać uczuciem do piłki. Niegdyś kibic ligi hiszpańskiej i angielskiej, dziś miłośnik Ekstraklasy i to takiej z gatunku Stal Mielec – Piast Gliwice w poniedziałkowy wieczór.

Rozwiń

Najnowsze

Liga Konferencji

Komentarze

4 komentarze

Loading...