Reklama

Sabalenka odpadła! O tytuł w WTA Finals zagrają dwie najmłodsze uczestniczki

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

08 listopada 2024, 20:36 • 6 min czytania 8 komentarzy

Złota medalistka olimpijska w osobie Qinwen Zheng oraz mistrzyni ubiegłorocznego US Open, czyli Coco Gauff. Chinka przed miesiącem skończyła 22 lata. Amerykanka w marcu tego roku przestała być nastolatką. To one dwie zagrają o tytuł w kończącym sezon turnieju WTA Finals, w półfinałach odprawiły bowiem odpowiednio Barborę Krejčíkovą i Arynę Sabalenkę, główną faworytkę turnieju. Białorusinka tym samym zakończyła sezon.

Sabalenka odpadła! O tytuł w WTA Finals zagrają dwie najmłodsze uczestniczki

Weszła kosztem Igi, ale tego nie wykorzystała

Barbora Krejčíková do półfinału WTA Finals weszła niespodziewanie. Po tym, jak przegrała pierwszy mecz grupowy – z Igą Świątek – wydawało się, że nie ma na to większych szans. A jednak potem pokonała dwie Amerykanki: Jessicę Pegulę i Coco Gauff. W efekcie weszła do kolejnej rundy kosztem… Świątek. W meczu z Qinwen Zheng jednak – choć walczyła i grała momentami naprawdę dobry tenis – była stroną niemal od początku minimalnie gorszą.

Zheng bowiem pokazywała naprawdę świetny tenis, zresztą końcówkę sezonu ma bardzo udaną. W ostatnich tygodniach była w finale turnieju w Wuhan (przegrała z Sabalenką, zresztą w grupie WTA Finals też jej uległa, ale pokonała Jasmine Paolini oraz Jelenę Rybakinę) i triumfowała w Tokio. Widać, że tę formę przywiozła też do Arabii Saudyjskiej. Już przy pierwszym gemie serwisowym Barbory zaliczyła bowiem przełamanie (a przecież Czeszka naprawdę dobrze serwuje), po czym poszła za ciosem i po chwili prowadziła już 3:0.

Potem? Spokojnie kontrolowała sytuację. Po 40 minutach wygrała pierwszego seta 6:3. Drugiego też zaczęła znakomicie, bo dokładnie w ten sam sposób – od prowadzenia 3:0 w gemach. Tyle tylko, że z podwójnym przełamaniem. Wydawało się więc, że jest już właściwie pewna szybkiego i sprawnego awansu, gdy nagle to Barbora Krejčíková zaczęła podnosić poziom swojej gry. Mogła zresztą przypomnieć sobie, że właśnie od stanu 0:3 w II secie comeback w meczu z nią rozpoczęła Iga Świątek. I też była tam przewaga podwójnego przełamania.

Krejčíková więc ruszyła odważniej do przodu, skorzystała też z tego, że Chinka przestała trafiać pierwszym podaniem. Zanotowała przełamanie, wygrała gema przy własnym podaniu, a potem jeszcze bardziej docisnęła rywalkę i nagle było 3:3. A że Barbora w tym momencie nie planowała zwalniać tempa, to wygrała też gema przy własnym podaniu. Zrobiło się 4:3 i nagle to ona była bliżej wygrania całej partii. Zheng jednak zdołała się przebudzić i dorównała poziomem do znakomitej gry Czeszki. Stąd obie wygrały swoje gemy serwisowe i po chwili było 5:5.

Reklama

I to wtedy Chinka znów zaatakowała, choć Krejčíková zaczęła od prowadzenia 30:0 przy własnym podaniu. Straciła jednak tę przewagę i dała się przełamać. Powalczyła jeszcze w kolejnym gemie, miała nawet break pointa na wagę tie-breaka, ale go nie wykorzystała. Zheng z kolei zamieniła na punkt drugą piłkę meczową. I awansowała do finału.

Qinwen Zheng – Barbora Krejčíková 6:3, 7:5

Pierwszy raz od roku

Bilans meczów Aryny Sabalenki z Coco Gauff przed dzisiejszym starciem? Remisowy, 4:4. Ale w tym sezonie oba mecze wygrała Aryna. Białorusinka lepsza była w półfinałach: w Melbourne i Wuhan. W obu przypadkach Coco grała naprawdę dobrze, ale w kluczowych momentach to jej rywalka była lepsza. Dziś było zupełnie odwrotnie. Sabalenka bowiem psuła większość zagrań w końcówkach obu setów. Niby walczyła, niby była blisko, ale ostatecznie to ona pomagała przeciwniczce.

Na początku obie tenisistki miały problemy ze swoimi podaniami. O ile jednak Arynie Sabalence udało się wyjść z tych opresji, o tyle Coco Gauff dała się Białorusince przełamać. Ale szybko tę stratę odrobiła, bo sama zaatakowała serwis Sabalenki – być może najlepszy w tourze – i zyskała przełamanie. To pokazało, że Amerykanka jest dziś bardzo pozytywnie nastawiona i gotowa postawić się liderce światowego rankingu. Kolejne gemy tylko to potwierdzały, bo to Coco była bliższa zyskania przewagi. Tak jak w szóstej małej partii, gdy Aryna wybroniła dwa break pointy.

Wiemy jednak, że największe tenisistki najgroźniejsze są wtedy, gdy nie wykorzystuje się przeciwko nim szans. I Sabalenka w końcu to udowodniła. Kilkukrotnie odparła ataki Gauff, a w końcu sama ruszyła do ofensywy w jedenastym gemie i po raz drugi w tym secie przełamała rywalkę. A gdy wydawało się, że zaraz wygra partię… znów spuściła z tonu. I to właśnie było dziś jej największym problemem, zupełnie nie potrafiła bowiem wykorzystać zyskanej przewagi. W dwunastym gemie straciła więc podanie, popełniając kilka niezwykle prostych jak na siebie błędów, a potem kontynuowała słabszą grę w tie-breaku, który Coco wygrała do czterech (a prowadziła już 6:1). Zresztą po tym, jak Sabalenka przestrzeliła forehandem.

Reklama

Druga partia to już popis Coco. Szybkie przełamanie na 2:1, kolejne na 4:1. Dopiero wtedy Aryna zaczęła walczyć. W szóstym gemie wykorzystała ósmego (!) break pointa, ale… znów po chwili oddała podanie. Przegrywała już 2:5 i właściwie można było oczekiwać, że to koniec spotkania. Tyle że tym razem to Gauff nie była w stanie zamknąć seta, a wraz z nim meczu. Znów straciła podanie, Aryna więc dostała jeszcze odrobinkę nadziei… którą zaraz sama sobie odebrała. Dziś bowiem przy swoim serwisie zanotowała jeden z najgorszych meczów w tym sezonie. Przy stanie 3:5 dała się przełamać Coco po raz wtóry i zarazem ostatni.

I to był koniec meczu, a Aryna Sabalenka po raz trzeci z rzędu wyszła z grupy WTA Finals, by ostatecznie nie zdobyć tytułu. W 2022 roku przegrała w finale z Caroline Garcią, w zeszłym sezonie w półfinale pokonała ją Iga Świątek, a teraz zrobiła to Coco Gauff. Amerykanka z kolei notuje niemal idealny progres – dwa lata temu odpadła w grupie, przed rokiem w półfinale, a teraz zagra o tytuł. Dla odmiany – z debiutantką. Bo przecież Qinwen Zheng nigdy wcześniej w tym turnieju nie występowała.

Coco Gauff – Aryna Sabalenka 7:6 (4), 6:3

Co to oznacza dla Świątek?

Już od kilku dni wiedzieliśmy, że Aryna Sabalenka pozostanie liderką rankingu po WTA Finals. Pytanie brzmiało: z jaką przewagą nad Igą Świątek? Jak się okazało – nie tak dużą. W nowy sezon Białorusinka wkroczy mając 1046 punktów więcej niż Polka. A że na początku sezonu broni sporej liczby oczek, możliwe, że ta strata zostanie szybko przez Igę zniwelowana. Ciekawie jest z kolei za plecami obu zawodniczek. Coco Gauff po dzisiejszym zwycięstwie już na pewno utrzyma pozycję światowej “3”, ale jeśli wygra w finale, może zmniejszyć straty do Świątek. Wciąż będzie to sporo – bo 1840 – punktów, jednak Amerykanka dawno nie była tak blisko Polki.

I to też pokazuje, że w końcówce sezonu wyraźnie odżyła, wchodząc na nowy, wyższy poziom.

O co walczyć w finale będzie też mieć jednak Qinwen Zheng. Jeśli wygra, wskoczy na 4. miejsce w rankingu, najwyższe w karierze. Już teraz zresztą jest pewna życiówki – do tej pory była siódma, po finale będzie co najmniej piąta – ale może strącić o pozycję niżej Jasmine Paolini, do której w rankingu live traci po dzisiejszej wygranej… cztery oczka. Gdyby pokonała Gauff, będzie mieć 5840 punktów i niespełna 200 straty do Amerykanki i rankingowego podium. Kto wie, może w najbliższej przyszłości to właśnie Qinwen okaże się największym zagrożeniem dla rankingowej dominacji Igi Świątek i Aryny Sabalenki?

TOP 10 RANKINGU WTA PRZED FINAŁEM WTA FINALS

  1. Aryna Sabalenka – 9416 punktów;
  2. Iga Świątek – 8370;
  3. Coco Gauff – 6030 (potencjalnie: 6530);
  4. Jasmine Paolini – 5434;
  5. Qinwen Zheng – 5340 (potencjalnie: 5840)
  6. Jelena Rybakina – 5171;
  7. Jessica Pegula – 4705;
  8. Emma Navarro – 3589;
  9. Daria Kasatkina – 3368;
  10. Barbora Krejčíková – 3214.

Fot. Newspix

Czytaj więcej o tenisie:

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Anglia

Mecz do jednej bramki. Liverpool pokazał Manchesterowi City miejsce w szeregu

Michał Kołkowski
6
Mecz do jednej bramki. Liverpool pokazał Manchesterowi City miejsce w szeregu

Komentarze

8 komentarzy

Loading...