Nigdy nie sądziliśmy, że napiszemy to zdanie – Maciej Rosołek wyznaczył ekstraklasowy trend. Póki co jedynie na 12. kolejkę, ale nie zdziwimy się, jeśli to zagranie zadomowi się na naszych boiskach tak samo dobrze, jak chociażby centrostrzał. O co chodzi? O prostopadłostrzał. Wykonał go Rosołek w meczu z Koroną. Wykonał go także dziś Furukawa. I to dwukrotnie. Jedno z takich zagrań Japończyka zakończyło się golem.
Konstrukcja prostopadłostrzału nie jest przesadnie wyszukana, ale cholernie skuteczna. Wystarczy stworzyć pozory oddawania strzału. Wiecie, poszukać sobie miejsca, poprawić, przełożyć i mocno się zamachnąć. Bramkarz i obrońcy są przygotowani na odpalenie armaty, a wtedy „strzelec” psuje uderzenie i wychodzi mu z niego coś, co ledwo turla się w pole karne. Przy dobrym układzie pionków na szachownicy pola karnego, piłka spadnie pod nogi zawodnika z twojej drużyny i coś się z tego urodzi. Tak jak Piastowi urodziło się w Kielcach – po szczurze Rosołka doszło przecież do rzutu karnego.
Różnica pomiędzy prostopadłostrzałem a centrostrzałem polega na tym, że ten pierwszy jest posyłany ze środka boiska, za to drugi przypomina dośrodkowanie. Nie dziwimy się, że inni podłapali tę sprytną taktykę. Kiedy spróbował jej Furukawa, sam był pewnie zdziwiony, że wyszło mu już za pierwszym razem. Najpierw zakręcił Wlazłą, później zszedł do środka, poskradał się, no i bach -nieudany strzał. Wyszło idealnie, bo futbolówkę przedłużył Zahović i ta wpadła do siatki. Japończyk tak się rozochocił, że ledwie dwie minuty później spróbował identycznego wariantu – słoweński napastnik ładne się złożył do strzału, lecz tym razem poległ.
W takich okolicznościach Górnik wyszedł na prowadzenie. Ciężko powiedzieć, czy zasłużenie, bo mecz za bardzo nie porywał. Ale już na końcowe zwycięstwo – jeśli porównamy bramkowe okazje obu zespołów – solidnie zapracował. Przy drugim trafieniu zabrznom mocno pomógł Mądrzyk. Rasak uderzył z woleja po koźle sprzed pola karnego. Choć brzmi to efektownie, w rzeczywistości wyglądało to raczej koślawie – bramkarz był przekonany, że piłka pójdzie w jego prawo, lecz ta dostała rotacji po odbiciu się od boiska i skręciła bliżej lewej strony golkipera. Winowajca bramki nie zdążył w porę zmienić ciężaru ciała i wyszedł z tego niemały farfocel.
Mógł być kolejny, jeszcze większy, gdy Mądrzyk podał w polu karnym do Wojtuszka. Niedoszły „asystent” dziękować niebiosom, że zawodnik Górnika nie przyłożył się do wykończenia. Setkę miał też Ismaheel, lecz niepotrzebnie przy sam na sam wybrał wariant siłowy. Przed bramkową okazją stanąłby Furukawa, gdyby dobrze przyjął sobie piłkę po kontrze. Na 3:1 w doliczonym czasie gry wsadził jeszcze Hellebrand.
W Stali wszystko, co dobre, zaczynało się od Getingera. Wrzucił do Wlazło z rogu, gdy ten trafiał do siatki. Posłał kozacką wrzutkę do Matrasa ze stałego fragmentu. Podał na głowę stojącego na trzecim metrze Assayaga, lecz przerosło go wykorzystanie tej okazji. I to tyle dobrego, jeśli chodzi o Stal. W ataku pozycyjnym drużyna Niedźwiedzia nie funkcjonowała. Szkurin i Domański znów zaliczyli anonimowe występy, środek pola przynudzał, zmiany nic nie dały. To obraz, do którego już się przyzwyczailiśmy.
Górnik wygrywający w sposób naprawdę pewny to z kolei widok, którego powinniśmy doświadczać w obecnych rozgrywkach znacznie częściej.
Zmiany:
Legenda
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Trener Motoru apeluje do kibiców: Nie narzekajcie na piłkarzy
- Płatek o młodych Polakach: Coraz trudniej sprzedać wadliwy towar
- Magiera próbował wstrząsnąć zespołem
Fot. newspix.pl