Angel Rodado to kozak w realiach I Ligi, a w ataku jest jeszcze Łukasz Zwoliński. Szefowie Wisły Kraków za późno zaufali Mariuszowi Jopowi. Ale dobrze, że zaufali, bo drużynę pod jego wodzą ogląda się świetnie, a ta w dodatku wygrywa mecz za meczem. Jeżeli ktoś ma doprowadzić Wisłę do awansu do Ekstraklasy, mimo fatalnego startu sezonu, to właśnie on. Takie wnioski płyną z dzisiejszego meczu, w którym Wisła zdominowała lidera rozgrywek, Bruk-Bet Termalikę Nieciecza. Gospodarze wygrali 2:0 i nie zdziwi nas, jak zakończą ten sezon przed zespołem Marcina Brosza, mimo że teraz mają do niego aż 14 punktów straty.
Na trybunach ponad 20 tysięcy ludzi. Z jednej strony rozpędzona Wisła, która po zmianie szkoleniowca wygrała trzy wcześniejsze mecze o stawkę, a w poprzednim ligowym meczu u siebie rozbiła 5:0 Odrę Opole. Z drugiej – Bruk-Bet Termalica Nieciecza, lider rozgrywek I ligi. Zanosiło się na świetny, atrakcyjny mecz, w którym inicjatywę powinna mieć Wisła. I tak właśnie było. To, że do przerwy był bezbramkowy remis, raczej nie oddawało tego, co działo się na boisko.
Znakomity Hiszpan
Angel Rodado to gość z innej ligi, z innego poziomu – powiedział w pewnym momencie komentujący mecz w TVP Sport Grzegorz Mielcarski. Nie dziwimy się opinii byłego reprezentanta Polski, bo Hiszpan z Wisły co prawda nie popisał się w pierwszej połowie, gdy doszedł do świetnej sytuacji i trochę zgłupiał, ale poza tym zupełnie nie radzili sobie z nim obrońcy gości. A to Rodado wywalczył piłkę, a to dostrzegał kolegów, a to ośmieszył Arkadiusza Kasperkiewicza, efektownie zakładając mu siatkę. Pod koniec pierwszej połowy mógł trafić do siatki po rzucie rożnym, ale z ostrego kąta przestrzelił.
Rodado pokazywał, że jego bilans w tym sezonie do tego spotkania (18 meczów / 15 goli / osiem asyst we wszystkich rozgrywkach) dobrze obrazuje jego umiejętności oraz aktualną formę. Goście z Niecieczy chcieli toczyć w Krakowie wyrównany bój, ale w pierwszej połowie głównie się bronili, a ich próby kontrataku nie przynosiły żadnych rezultatów. Wisła mogła do przerwy prowadzić kilkoma golami – najlepszą okazję zmarnował Węgier Tamas Kiss, który najpierw trafił w bramkarza, a później w słupek.
Gdyby tak Jop pracował dłużej…
W drugiej połowie mecz się uspokoił. Wiśle było ciężej tworzyć sytuacje, a goście uspokoili grę i próbowali się odgryzać. Gdy wydawało się, że gospodarze mogą mieć problem z odniesieniem kolejnej wygranej, nadeszła 78. minuta i obejrzeliśmy kapitalną akcją. Kluczowy w niej był błysk środkowego pomocnika, Jamesa Igbekeme. Nigeryjczyk samym przyjęciem piłki oszukał dwóch przeciwników i świetnie zagrał na prawą stronę do Angela Baeny, a ten zaliczył asystę przy strzale z kilku metrów Łukasza Zwolińskiego.
Minęła ledwie chwila i Zwoliński mógł zdobyć kolejną bramkę, ale nie wykorzystał kapitalnej sytuacji. Później bardzo dobry dzisiaj Igbekeme mógł podwyższyć wynik, ale niepotrzebnie przyjmował piłkę. W doliczonym czasie gry najpierw do siatki gości trafił Frederico Duarte, ale był na spalonym. Wisła atakowała dalej i ostateczne dopięła swego. Znów asystował Baena, znów gola strzelił Zwoliński. 2:0, do widzenia. Gospodarze mogli się dzisiaj podobać.
Wisła dzięki wygranej zmniejszyła stratę do Bruk-Betu do 14 punktów. Ktoś powie, że to przepaść i będzie miał rację, ale pamiętajmy, że Biała Gwiazda ma rozegrane trzy mecze mniej od lidera. Ktoś niedawno powiedział, że gdyby Mariusz Jop w ubiegłym sezonie prowadził Wisłę do końca rozgrywek (został w pewnym momencie asystentem Hiszpana Alberta Rude), drużyna z Krakowa byłaby od tego sezonu w Ekstraklasie. Zgadzamy się z tą opinią.
Teraz Jop ma w I lidze w tym sezonie bilans: trzy mecze, trzy zwycięstwa, 10 strzelonych goli i tylko jeden stracony.
Imponujące.
Wisła Kraków – Bruk-Bet Termalica Nieciecza 2:0 (0:0)
Ł. Zwoliński 78′ i 90+4′
Fot. Newspix.pl
WIĘCEJ O WIŚLE KRAKÓW NA WESZŁO: