Scena z książki „Widzew. Reaktywacja”. Na jednym ze zgrupowań Konrad Gutowski trafia do pokoju z Michaelem Ameyawem. Zagaduje: „Hi, what is your name?”. Słyszy w odpowiedzi: „Spoko mordo, możesz po polsku, Michael jestem”. Gdy lata później Interia podała, że skrzydłowy Piasta Gliwice może otrzymać powołanie do reprezentacji Polski na mecze Ligi Narodów, część reakcji stanowiły żałośnie przewidywalne komentarze: Polak nie może być czarny!
W 2001 roku reżyser Janusz Zaorski nakręcił dokument „Biało-Czerwono-Czarny” o Emmanuelu Olisadebe. Na rogu Marszałkowskiej i Alej Jerozolimskich w Warszawie przeprowadził sondę uliczną. Padało: „Obywatelem powinien być ten, kto urodził się w Polsce i jest białym człowiekiem”. Albo: „Polska dla Polaków, no. Nie jestem żadnym rasistą, że kolor skóry, ale każdy człowiek powinien mieć swoje obywatelstwo”. W końcu, zawsze znajdzie się taki człowiek, jakiś facet z wąsem mówi z obolałym uśmiechem: „My to chyba tylko siebie kochamy”.
Michał Listkiewicz mówił mi w wywiadzie „Wenger czuł się jak w skansenie. Witajcie na Ukrainie!”: – Moim zdaniem nikt nie zrobił więcej dla walki z rasizmem w Polsce niż Emmanuel Olisadebe. Żadne organizacje, akcje, kampanie, plakaty, a jeden napastnik. Miał u nas trudne chwile, nieprzyjemne sytuacje, pojawiały się wyzwiska, rzucono w niego bananami. Potem jednak jego świetna gra, ale i ludzkie cechy, bycie fantastycznym człowiekiem, który zasymilował się w obcym dla siebie kręgu kulturowym, sprawiły, że dogryzająca mu mniejszość została zmarginalizowana i wyciszona przez doceniającą go większość.
Reprezentacyjna kariera Olisadebe miała kilka spektakularnych momentów, ale trwała stosunkowo krótko, skoro zamknęła się w jednym mundialowym cyklu. Przez kolejne dwie dekady XXI wieku idea naturalizacji piłkarzy została skompromitowana. W miejsce „Emsiego” wskoczył Roger Guerreiro, strzelił gola z Austrią na Euro 2008, ale mniej więcej w 2011 roku na dobre zniknął z polskiej piłki. Po domowych mistrzostwach Europy zasłużona krytyka spadła na Sebastiana Boenischa, Damiena Perquisa, Eugena Polanskiego i Ludovica Obraniaka.
Aktualnie kontrowersje budzi Matty Cash, którego rodzina pochodzi z Polski, ale kulturowo, językowo i geograficznie to Anglik. Ponadto ciekawostkę stanowią Thiago Cionek i Taras Romanczuk, którzy na obywatelstwo zapracowali sobie wieloletnią pracą w naszym kraju, a nie chrapką na reprezentacyjne występy, które w ich wypadkach przyszły z czasem i przypadku jednego były, a w przypadku drugiego są raczej epizodyczne.
Tak czy inaczej, jesteśmy cięci. I mamy ku temu twarde powody historyczne. Rany po nieudanych wynalazkach paszportowych są jeszcze niezabliźnione. Problem w tym, że niesprawiedliwością jest uderzenie bronią ułańskiego argumentu „reprezentacja Polski tylko dla Polaków!” w zawodników pokroju Michaela Ameyawa, który po prostu jest… Polakiem. Oto fragment bardzo ciekawego wywiadu pt. „Rasizm nigdy nie był problemem, normalnie dorastałem”, który z czołowym piłkarzem Piasta Gliwice przeprowadził redaktor Przemysław Michalak:
„Zawodnicy o historii podobnej do twojej często w Polsce są pytani o rasizm, zwłaszcza w mediach mainstreamowych, ale w materiałach z tobą to słowo nigdy nawet nie padło. Rozumiem, że nie masz tu przykrych doświadczeń?
Raczej nie, na co dzień w szkole czy na podwórku ten temat nigdy nie był problemem. Wiadomo, że na stadionach rywali różnie bywało, czasem któryś z chuliganów coś krzyknął, ale na ulicy czy w sklepie nie wydarzyło się nic, co mocniej zapadłoby mi w pamięć. Normalnie dorastałem. Podejrzewam, że gdybyś zapytał o to mojego taty, pewnie miałby więcej do powiedzenia, bo kilkadziesiąt lat temu sytuacja mogła wyglądać gorzej.
Twój tata przybył do Polski w latach 90. i początkowo próbował grać w piłkę.
Zaliczył epizod w Petrochemii Płock, ale szybko obrał inną drogę. Później studiował i myślę, że mógł mieć wtedy sporo nieprzyjemnych przejść, ale za dużo o tym nie opowiadał.
Jak twoi rodzice się poznali?
Właśnie na studiach, w Łodzi. Tata studiował ekonomię, a mama biologię. Dziś tata pracuje jako nauczyciel angielskiego.
Twój ojciec jest Ghańczykiem. Byłeś kiedyś w Ghanie?
Raz, ale jako dziecko, niewiele z tego wyjazdu pamiętam. Rodzice starają się być w Ghanie dość regularnie, wysyłają mi zdjęcia, wiem na bieżąco, co tam się dzieje. Przeważnie wylatują w lipcu lub sierpniu, my już wtedy gramy ligę, więc nie mam jak im towarzyszyć. Kiedyś będę chciał wreszcie polecieć, zwłaszcza że teraz już obaj bracia taty znów są w Ghanie. Wcześniej jeden z nich mieszkał w Londynie.
Znajomi mówią ci, że masz jakąś niepolską cechę charakteru?
Na pewno mam w sobie dużo luzu i nie jestem pierwszy do narzekania, ale jesteś taki, jak ludzie, którymi się otaczasz. Całe życie jestem w Polsce, jestem z krwi i kości Polakiem, więc siłą rzeczy mentalnie mam znacznie więcej typowo polskich cech”.
Głupie to więc niebywale, że świetnie mówiący po polsku Ameyaw, który jest Polakiem, urodził się w Łodzi, piłkarsko kształtował w Warszawie, do seniorskiego futbolu wchodził w Widzewie, przeszedł szkołę życia w Bytovii, a w ostatnich kilku latach wyrósł na czołową postać Piasta, musi czytać czy słuchać, że gdzie mu tam do reprezentacji Polski, bo jest czarny.
Jest też Maxi Oyedele, który przeszedł wszystkie szczeble akademii Manchesteru United, a od tego lata będzie grał w Legii Warszawa. W niedalekiej przeszłości zaliczał kolejne młodzieżowe reprezentacje Polski – U-18 i U-19 u Marcina Brosza, U-21 u Michała Probierza. Daleko nam do chrzczenia go mianem nowego Paula Pogby, choć to na nim właśnie chłopak się wzoruje i do niego jest porównywany. Spokojnie, na razie nie poradził sobie w League Two, w Ekstraklasie też nie będzie miał łatwo. Ale już w artykule „Matty Cash to tylko początek. Przyszłość reprezentacji Polski to także imigranci i emigranci” tłumaczyliśmy, dlaczego tkanka narodowościowa kadry przyszłości będzie inna niż tej, której trzon stanowili piłkarze wychowani w latach osiemdziesiątych, dziewięćdziesiątych i zerowych.
Początek XXI wieku to czas masowej emigracji Polaków. Z badań przeprowadzonych w minionych latach wynika, że najwięcej polskich emigrantów przebywa w Wielkiej Brytanii – prawie 450 tysięcy. Tylko trochę mniej w Niemczech – ponad 400 tysięcy. Mnóstwo również w Holandii – niecałe 120 tysięcy. Popularnym kierunkiem zarobkowym były też inne kraje, chociażby Włochy, gdzie przecież urodził i wychował się Nicola Zalewski, syn polski emigrantów z Łomży, gwiazda reprezentacji Polski.
Matka Oyedele jest Polką. Ojciec pochodzi z Nigerii. Poznali się w Anglii. Podobnych historii jest tam mnóstwo. Ayo, tata Maxiego, opowiadał w TVP Sport, że jego dziecku znacznie bliżej do Polski niż Nigerii. W kraju nad Wisłą w czasie swojego 19-letniego życia bywał regularnie, w Afryce był tylko raz. Negatywnie odbierać można fakt, że pierwszego wywiadu po transferze do Legii udzielił w języku angielskim, ale to efekt dorastania Wielkiej Brytanii. Słyszymy, że Oyedele po polsku mówi. Nieśmiało, trochę koślawo, ale w młodzieżowych kadrach Biało-Czerwonych nie potrzebował specjalnego tłumacza. Sam twierdzi, że podszkolenie matczynego języka to jeden z jego priorytetów.
Trzeba się przyzwyczaić, że Polska po 1989 roku nie należy już do autorytarnego świata bloku komunistycznego. Stała się jednym z najszybciej rozwijających i najważniejszych krajów w Europie. Mnóstwo osób z niej wyjechało i mnóstwo do niej przyjechało, chociażby Kelechukwu Ibe-Torti, który urodził się w Abudży, stolicy Nigerii. W wieku siedmiu lat trafił do Warszawy, gdzie jego mama dostała pracę w ambasadzie. Po czasie ona wróciła do Afryki, on został: zaczepił się w Escoli, interesowała się nim Legia, przymierzała się Lechia, ostatecznie w I lidze i Ekstraklasie zadebiutował w ŁKS-ie, poprzedni sezon spędził w Resovii, teraz znów jest w Łodzi. „Kelly”, co jasne, płynnie mówi po polsku. Bo to Polak.
Wiadomo, że żyjemy w czasach polaryzacji, lęków, resentymentów, fake newsów, pęczniejącej nienawiści, a nade wszystko kultu ignorancji. Gdyby Janusz Zaorski nakręcił drugą część dokumentu „Biało-Czerwono-Czarny”, najpewniej otrzymałby bliźniaczo podobne odpowiedzi. Słyszałby: „Polakiem jest, kto urodził się w Polsce i jest białym człowiekiem”. W przypadku Olisadebe mogło być to choć trochę uzasadnione: paszport za osiągnięcia sportowe i w celu wzmocnienia reprezentacji można było merytorycznie krytykować.
Ale takiego Ameyawa? Polaka? Dlaczego niby – bo jest czarny? Rasizm i ksenofobia są orężem debili. Ot, Steven Berghuis z Ajaksu powiedział dopiero pogardliwie po zwycięstwie 4:1 nad Jagiellonią w Białymstoku, że awans do Ligi Europy pozwoli mu zaliczyć kilka ciekawszych podróży niż do „jakiejś Polski”. Pogardę zostawmy głupcom. Szanujmy się jako naród.
Czytaj więcej o piłce nożnej:
- Obowiązek spełniony – Legia ogrywa Dritę
- Ajaj, Ajax… Jagiellonia znów boleśnie obita w Europie
- Zero złudzeń, żadnych nadziei. Wisła żegna się z Europą
Fot. Newspix