Rok temu do tytułu króla strzelców Ekstraklasy wystarczyło raptem 15 goli, co było najsłabszym wynikiem od dekady. Teraz poprzeczka została zawieszona nieco wyżej, ale generalnie nadal nie narzekamy na nadmiar ligowych gwiazd wśród napastników. Ponownie w zestawieniu dziesięciu najlepszych na tej pozycji znaleźli się zawodnicy, którzy nie dobili nawet do dwucyfrówki w bramkach.
Największy szefem okazał się Erik Exposito, który nie tylko sięgnął po snajperskie berło. Do dziewiętnastu goli dołożył bowiem pięć asyst, co daje mu pierwsze miejsce w klasyfikacji kanadyjskiej. Jacek Magiera sprawił, że Hiszpanowi coś przeskoczyło w głowie i przez większość sezonu wymiatał. Do połowy rundy jesiennej bezapelacyjnie był numerem jeden w całej lidze. Nawet jeśli zdarzało mu się nie zaliczać ofensywnego konkretu i tak niesamowicie dużo dawał zespołowi, że wspomnimy o wyjazdowym meczu z Widzewem, w którym dał popis w grze tyłem do bramki. Często zostawał z przodu sam, a i tak rozbijał dwóch czy trzech obrońców, utrzymując się przy piłce. Liczby potwierdzają, jak bardzo brał grę na siebie. Exposito stoczył najwięcej pojedynków ze wszystkich zawodników (553), a pod względem pojedynków wygranych jest drugi (268), nieznacznie ustępując jedynie Patrykowi Makuchowi.
Końcówka jesieni była trochę słabsza – choć nadal dobra – a jedyny większy kryzys przytrafił się na początku wiosny. Exposito nie posłużyła zmiana ustawienia i dokooptowanie mu Patryka Klimali do ataku. Co nie znaczy, że to jedyny powód, bo nawet wtedy doszedł do kilku dobrych sytuacji i ich nie wykorzystał. W każdym razie, w pierwszych sześciu tegorocznych meczach do siatki nie trafił. Ale jak już się przełamał, ponownie należał do najgroźniejszych napastników Ekstraklasy. Tę rundę zakończył z pięcioma bramkami i trzema asystami, a gdyby Klimala wykorzystał jego idealne podanie z Ruchem Chorzów, wypracowanych goli miałby jeszcze więcej.
Ranking – najlepsi napastnicy Ekstraklasy 2023/2024
Wrocławianie latem 2023 woleli zatrzymać Exposito zamiast sprzedawać go rok przed końcem kontraktu i dobrze na tym wyszli. Teraz wydaje się, że nie ma żadnych szans na jego pozostanie, aczkolwiek dyrektor sportowy David Balda w świeżym jeszcze wywiadzie z Kamilem Warzochą zostawia sobie leciutko uchyloną furtkę. – Jakaś szansa jest, ale nie będę oszukiwał kibiców. Najpierw muszę się zastanowić dwa razy, czy stać mnie na zaproponowanie mu większych zarobków. Poza tym robiąc to, mogę spodziewać się rewolucji i licznych informacji z szatni, że inni też chcą podwyżki. Można w ten sposób zrobić sobie bałagan, a tu trzeba rozsądku. Zresztą uważam, że moja najwyższa oferta będzie nadal trzy razy mniejsza niż to, co Erik może otrzymać za granicą. Oczywiście jest jeszcze kwestia ogromnego zaufania ze strony trenera Magiery, kochających go kibiców i szacunku w klubie. Więc to nie jest tak, że w tej grze chodzi tylko o pieniądze. Owszem, zaproponuję mu nasze maksimum, ale też nie mogę wariować. Klubu na to nie stać – tłumaczył Czech.
Jeżeli ktoś ewentualnie mógł myśleć o zdetronizowaniu Exposito, to jedynie Ilja Szkurin. Strzelenie szesnastu goli (i tylko jednego z karnego) plus dołożenie pięciu asyst w takim zespole jak Stal Mielec jest naprawdę wielką sztuką. Do uzyskania takiego dorobku bramkowego potrzebował zaledwie 26 celnych strzałów (40 oddanych ogółem). Kapitalny wynik.
Białorusin lubi grać z mocnymi rywalami. Jego najlepsze występy miały miejsce na wyjazdach z Pogonią Szczecin (hat-trick) i Legią Warszawa (gol i dwie asysty). Pod koniec sezonu, gdy już wydawało się, że po 3:1 z Ruchem Stal robi sobie wakacje – Szkurin nie trafiał w czterech kolejnych meczach i prawie nie dochodził do sytuacji – także pokazał klasę, pokonując m.in. bramkarzy Legii i Jagiellonii. Jeżeli kogoś nachodziły jeszcze jakiekolwiek wątpliwości co do jego jakości, wtedy zostały ostatecznie rozwiane.
Pozyskanie tego napastnika było majstersztykiem klubu zarządzanego przez prezesa Jacka Klimka. Szkurin pozostawił kiepskie wrażenie po nieudanym epizodzie w Rakowie i nawet fakt, że w poprzednim sezonie odbudował się w drugiej lidze izraelskiej (14 bramek) nakazywał pewną ostrożność z powodu występów na tak niskim poziomie. Szybko jednak okazało się, że mówimy już o innym piłkarzu, który ma znacznie więcej do zaoferowania. W Stali mogą zacierać ręce, bo szykuje się porządny zarobek z letniego transferu. Spodziewają się go wszyscy: klub, zawodnik i jego otoczenie, więc pozostaje tylko znaleźć najlepszego możliwego kupca.
Pojawił się dylemat, kogo umieścić na najniższym stopniu podium. Walczyli o nie Koulouris z Pululu. Za Grekiem przemawiało to, że nie mając dostępu do rzutów karnych i tak zdobył 12 bramek, pokazując wiele cech rasowej “dziewiątki”. Z drugiej strony, grał w zespole o nastawieniu niezwykle ofensywnym i miał pewne miejsce w składzie, więc gol co 239 minut nie jest niczym wyjątkowym. Wiosną często rozczarowywał. Co prawda z Ruchem ustrzelił hat-tricka, ale oprócz tego trafił jeszcze tylko z Legią. Jego dorobek powinien być okazalszy. Jak ostatnio podawał Szymon Janczyk w tekście o największych pudłach sezonu, Koulouris zmarnował aż pięć sytuacji o xG równym lub większym niż 0,3, a od tego pułapu statystycznie mówimy o “dogodnej okazji”.
Stawiamy zatem na Pululu, który z akcji strzelił raptem siedem goli, ale rozegrał ponad 800 minut mniej niż jego kolega po fachu z Pogoni, bo najpierw dopiero budował swoją formę, a później miał trochę problemów zdrowotnych i aż trzy razy wypadał przez drobne urazy. Doceniamy jego wpływ na postawę całej Jagiellonii. Podobnie jak Exposito, imponował siłą fizyczną i grą tyłem do bramki. Jest szósty w klasyfikacji udanych dryblingów (44), a z napastników lepiej wypadł tu właśnie Hiszpan ze Śląska i nikt więcej. Dzięki takim starciom Pululu, często łatwiejsze zadanie mieli Nene, Imaz, Marczuk czy Hansen. Zawiódł z Cracovią, marnując rzut karny przy stanie 1:2, ale z nawiązką się zrehabilitował. W ostatnich sześciu meczach zdobył cztery bramki i zaliczył dwie asysty. Bez niego nie byłoby mistrzostwa “Jagi”.
Pululu: Lubię fizyczną grę. Ekstraklasa to liga silnych chłopów [WYWIAD]
Mikael Ishak ciągle nie jest w stu procentach sobą sprzed boreliozy. Widać braki szybkościowe i wydolnościowe. Nie pomogła kontuzja odniesiona pod koniec zimowych przygotowań, przez którą opuścił sześć kolejek. Mariusz Rumak co tydzień na przedmeczowych konferencjach wyrażał nadzieję, że tym razem już jego kapitan wróci na boisko. Stało się to dopiero w kwietniu. Lech jako drużyna staczał się coraz bardziej, ale Szwed akurat był jednym z tych, do których zgłaszano nieco mniej pretensji niż do większości. Mimo że zespołowo nie szło, on pięć goli wiosną dołożył. Łącznie 11 bramek w zaledwie dwudziestu czterech występach to naprawdę przyzwoite osiągnięcie, zwłaszcza że rzuty karne odegrały tu marginalną rolę (jedno trafienie).
Dawid Kurminowski mocno zapunktował na finiszu. Po dwudziestu jeden kolejkach miał ledwie trzy gole na koncie, ale na koniec pięknie wystrzelił. Punktem kulminacyjnym był hat-trick w Radomiu. Benjamin Kallman często sprawia korzystne wrażenie, bo jest silny, nieustępliwy, pracujący dla zespołu, a przy tym nieźle wyszkolony. Dziewięć goli i sześć asyst to solidne liczby. Problem w tym, że Fin na własne życzenie nie ma ich lepszych. Nikt w ostatnim sezonie tak często nie marnował “dogodnych okazji” jak napastnik Cracovii. Miał osiem tego typu szans, aż sześciu nie wykorzystał. Gdy dodamy do niego Patryka Makucha, będącego mistrzem bezproduktywnego strzelania z trudnych pozycji, wyjdzie nam, że “Pasy” ewidentnie potrzebują z przodu kogoś, kto ma więcej zimnej krwi przy wykańczaniu i lepiej myśli.
Pedro Henrique spędził w Radomiaku jedną rundę, ale dał się zapamiętać z na tyle dobrej strony, że trudno go pominąć w rankingu (osiem goli i cztery asysty). Gołym okiem widać było, że gość ma papiery na pójście wyżej. W Chinach potwierdza klasę (12 meczów, 9 bramek). A i tak niektórzy najbardziej kojarzyć będą go z występu, w którym wszystko sprzysięgło się przeciwko niemu. Z Cracovią trzy razy obijał poprzeczkę i raz słupek, doszedł też do kolejnych szans, lecz nic nie chciało wpaść i gospodarze przegrali, mimo wyraźnej przewagi.
Jewgienij Szykawka to napastnik, w którym trudno się boiskowo zakochać, bo trenerzy cenią go przede wszystkim za waleczność, wybieganie i dobrą grę głową. Kieleccy kibice nie raz i nie dwa zastanawiali się, dlaczego Kamil Kuzera stawia na niego zamiast na lepszego piłkarsko Adriana Dalmau. A jednak to właśnie Białorusin ostatecznie został bohaterem Korony Kielce, zapewniając jej swoimi golami zwycięstwo w Poznaniu na wagę utrzymania w Ekstraklasie. Szykawka wiosną zdobył aż osiem bramek, najbardziej aktywując się na koniec w kluczowych meczach (Radomiak, Ruch, Lech) i dobił do dwucyfrówki.
Ranking zamykamy Kamilem Zapolnikiem, którego nagradzamy za kilka rzeczy. Gol w Łodzi – cudeńko, trafienie sezonu. Dziewięć punktów w klasyfikacji kanadyjskiej (przy jednym rzucie karnym) w zespole grającym jak Puszcza: spore osiągnięcie. No i mało kto swoją charakterystyką tak bardzo pasuje do danej układanki jak Zapolnik do założeń Tomasza Tułacza. Mimo że nie jest wieżowcem (182 cm wzrostu), nikt nie mógł się z nim równać w walce w powietrzu. Wygrał w ten sposób najwięcej pojedynków w całej lidze (164), dystansując nawet Patryka Makucha. W ogólnej liczbie pojedynków Zapolnik jest drugi (544), a pojedynków wygranych trzeci (236). Absolutnie kluczowa postać dla sensacyjnego utrzymania niepołomickiego beniaminka.
Wolimy nagrodzić Zapolnika niż wstawiać tu kogoś z poczuciem, że nie zrealizował potencjału. Ante Crnac coś w sobie ma, pewnie w następnych latach będzie na liście, liczby ma nie najgorsze (8 goli, 4 asysty), tyle że w dużej mierze przez jego wiosenną nieskuteczność pierwszym trenerem Rakowa przestał być Dawid Szwarga. Kay Tejan to piłkarz podwórkowy, człowiek-chaos. Czasami wynikały z tego fajne rzeczy, ale jednak zbyt często wypadał mizernie. Jordi Sanchez częściej irytuje niż przekonuje. Marc Gual rozczarowywał przez 90 procent sezonu. Tomas Pekhart dobrze grał do września, nie pomogły sprawy zdrowotne. Daniel Szczepan niby ma dwucyfrówkę (10), ale gdyby odjąć mu rzuty karne, zostaje pięć bramek. A nawet z karnymi jest na potężnym minusie przy golach oczekiwanych (xG 13.83). Podziękujemy.
CZYTAJ WIĘCEJ RANKINGÓW:
- Kochalski, Leszczyński i reszta. To nie był wielki sezon bramkarzy
- Rewolucja wśród ligowych stoperów, z poprzedniego roku ostał się jeden
- Pereira i Tudor przegranymi po prawej stronie defensywy, wypadli z podium
- Jeden kozak w morzu przeciętności, czyli nieco wstydliwa pozycja lewych obrońców
- Nene i cała reszta. To był dobry sezon dla środkowych pomocników
- Ostatni sezon Josue w Ekstraklasie. Ale bez zwycięstwa w rankingu „dziesiątek”
- Grosicki najlepszym skrzydłowym, ale grupę pościgową miał godną
Fot. Newspix