Reklama

Kochalski, Leszczyński i reszta. To nie był wielki sezon bramkarzy

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

29 maja 2024, 19:50 • 6 min czytania 25 komentarzy

Kolejny sezon Ekstraklasy za nami, pora więc na tradycyjny ranking najlepszych ligowców pozycja po pozycji. Zaczynamy od bramkarzy. Wykreowały nam się dwie nowe wyraziste postaci, ale generalnie nie był to wielki czas dla fachowców od stania między słupkami. Kilku uznanych ligowców mocno spuściło z tonu, więc aby nie dawać nikogo na siłę, do naszej dziesiątki wstawiliśmy nawet tych, którzy rozegrali tylko jedną rundę, a to już samo w sobie wiele mówi. 

Kochalski, Leszczyński i reszta. To nie był wielki sezon bramkarzy

Drugi rok z rzędu najlepszego bramkarza miała Stal Mielec. Rok temu dotyczyło to Bartosza Mrozka, teraz Mateusza Kochalskiego. 24-latek miał już dobry czas w pierwszoligowym Radomiaku, ale następne dwa sezony w praktyce stracił i dopiero po powrocie Mrozka do Lecha wystrzelił z formą w Mielcu. Kochalski najczęściej zaliczał spektakularne interwencje, często ratując punkty Stali. Na brak pracy zdecydowanie nie narzekał, obronił najwięcej strzałów (111) w całej lidze. Jego największym popisem był domowy mecz z Widzewem (0:0), ale różnicę robił znacznie częściej. Za Widzew dostał od nas notę „8”, w sześciu innych nagradzaliśmy go siódemką.

Oczywiście nawet jemu przydarzały się jakieś wpadki. Jak cała drużyna, kompletnie nie dojechał na niedawny mecz z Wartą, w którym pięć razy skapitulował. W Gliwicach, na zakończenie rundy jesiennej, przepuścił „szmatę” po strzale głową Tomasa Huka. Nieliczne minusy nie mogą jednak przysłonić ogromu plusów.

Ranking – najlepsi bramkarze Ekstraklasy 2023/2024

Wydaje się, że raczej prędzej niż później Kochalski otrzyma szansę na zagraniczny wyjazd. Jeśli jednak myśli o naprawdę poważnej karierze, bezwzględnie musi poprawić grę nogami. W tym elemencie nie imponuje, co w zespole pokroju Stali jeszcze aż tak w oczy nie razi, ale jeśli trafi do ekipy bardziej dominującej, może stać się to problemem. Na szczęście sam zainteresowany chyba jest świadomy swoich niedostatków. – O siebie w bramce jestem spokojny, ale ostatnio bardzo dużo pracy wkładam w pracę nad grę nogami, więc czuję, że pod tym względem mogę w tym sezonie zagrać jeszcze dużo lepszy mecz niż ten ze Śląskiem. Nie mówię, że jestem w tym tragiczny, ale chciałbym być lepszy – mówił nam niedawno.

Mateusz Kochalski: W drugim życiu będę rockmanem [WYWIAD]

Reklama

Jedynym bramkarzem, który mógł dziś realnie konkurować z Kochalskim o palmę pierwszeństwa był Rafał Leszczyński. Podobnie jak jego kolega po fachu ze Stali, do naszego rankingu wchodzi przebojem, bo rok temu w ogóle się w nim nie znalazł. Poprzedni sezon zaczynał w Śląsku jako zmiennik Michała Szromnika. Do składu wskoczył dopiero w 12. kolejce, by na mecie rozgrywek w kluczowych meczach w walce o utrzymanie (Jagiellonia, Wisła Płock, Miedź Legnica) znów trafić na ławkę. Pełnię możliwości zaprezentował dopiero teraz.

Sam początek również nie nastrajał optymistycznie. Leszczyński zawalił bramkę w derbach z Zagłębiem Lubin i w Mielcu Jacek Magiera postawił na Kacpra Trelowskiego. Wypożyczony z Rakowa młodzieżowiec co prawda obronił rzut karny, ale później wpuszczał kuriozalne bramki i Magiera błyskawicznie wrócił do Leszczyńskiego. Nie żałował. Jednokrotny reprezentant Polski chyba jeszcze tylko z Ruchem wyraźniej rozczarował, a tak poza tym utrzymywał równy, wysoki poziom. Nie był aż tak spektakularny jak Kochalski, jednak w wielu trudnych momentach pomagał zespołowi i w nagrodę jeszcze w grudniu przedłużył kontrakt z klubem. Dopiero w wieku trzydziestu dwóch lat osiągnął poziom, którego niektórzy spodziewali się po nim już blisko dekadę temu. Lepiej późno, niż wcale.

Podium zamyka Oliwier Zych. Tak, wiemy, Gabriel Kobylak strzelił mu gola z osiemdziesięciu metrów, to największy bramkarski babol całego sezonu. Patrząc jednak szerzej, mówimy o jedynej większej wpadce golkipera wysłanego przez Aston Villę do Małopolski. Zych zdecydowanie częściej ratował skórę obrońcom Puszczy, pięć razy oceniliśmy go na „7”. Bez niego prawdopodobnie nie byłoby utrzymania sensacyjnego beniaminka. Nie przez przypadek Michał Probierz właśnie jego powołał teraz do reprezentacji jako czwartego bramkarza. Bardziej serio niż żartem należy stwierdzić, że dobrze się stało dla Puszczy, iż w sierpniu Kewin Komar wybrał się na ten nieszczęsny festyn i rozwalił sobie rękę, przez co Zych został awaryjnie wypożyczony z Anglii.

Być może gdyby Valentin Cojocaru bronił w Pogoni Szczecin od 1. kolejki, udałoby się jej finiszować na podium Ekstraklasy. Na początku „Portowcy” męczyli się z coraz słabszym Dante Stipicą, który na dodatek w przedziwnych okolicznościach sprawił, że nie miał już czego szukać u Jensa Gustafssona. W odwodzie pozostawał także Bartosz Klebaniuk. Szczeciński młodzieżowiec chyba nigdy nie podniósł się w pełni po fatalnym występie w Gandawie. Na ich tle Cojocaru jawił się jako ostoja spokoju między słupkami. Dobrze wyjdzie na przedpole, nieźle zagra nogą, a i refleksu mu nie brakuje – miła odmiana. Potem Rumun miał lekki dołek formy, zdecydowanie nie pomógł z Wartą Poznań (3:3) i Zagłębiem Lubin (0:2), gdy źle wybijał piłkę i Dawidem Kurminowskim wpakował ją do własnej siatki, ale zdołał wrócić do równowagi. Nic dziwnego, że Pogoń już w kwietniu wykupiła go z OH Leuven.

Daniel Bielica rok temu był piąty, piąty jest i teraz. Miał w tym sezonie dwa fatalne momenty: na inaugurację z Radomiakiem (0:2), gdy sprezentował rywalom oba gole i niedawno na Cracovii (0:5), kiedy przypomniał, że nadal ma rezerwy w interwencjach na przedpolu. Poza tym jednak utrzymywał dobry, równy poziom, także jeśli chodzi o grę nogami. Był w tej kwestii najbardziej zapracowany wśród bramkarzy Ekstraklasy. Wykonał najwięcej podań (1126) i najwięcej podań celnych (731). To już chyba właściwy czas, żeby pomyślał o kolejnym kroku w karierze.

Reklama

gornik-zabrze-radomiak-0-2-wynik-relacja-podsumowanie-noty-oceny-relacja

Bartosz Mrozek wrócił do Lecha w glorii bramkarza sezonu, ale na początku więcej bronił Filip Bednarek. Coraz głośniej zaczęto mówić, że „Kolejorz” trwoni potencjał – również ten sprzedażowy – tego chłopaka, więc od 4. kolejki grał już tylko on. I na początku wyglądało to przeciętnie. Mrozek nie narzekał na nadmiar roboty, a i tak często notował jedną czy dwie niepewne interwencje, nie dawał pełnego spokoju między słupkami. W jego przypadku jednak okazało się, że im dalej w las, tym lepiej. W drugiej części sezonu Mrozek coraz częściej nawiązywał do okresu ze Stali – nieraz zmuszali go do tego koledzy z defensywy – i koniec końców jest jednym z niewielu, do których kibice Lecha aktualnie nie zgłaszają większych pretensji. Przyszłość przed nim.

Zlatan Alomerović ciągle jest niezły, ale jeśli trzeba byłoby wymienić głównych architektów mistrzostwa Jagiellonii – przynajmniej w wymiarze czysto boiskowym – to Serb będzie gdzieś na dalszych miejscach. Częściej niż w ubiegłym sezonie przytrafiały mu się występy z kategorii „mógł zrobić więcej”. Sam fakt, iż skapitulował 45 razy przy expected goals dla bramek straconych wynoszącym „40.74” jest pewnym kamyczkiem do jego ogródka.

Szczerze mówiąc, najchętniej na tych siedmiu miejscach byśmy poprzestali. Uznane nazwiska jak Plach czy Kovacević wyraźnie spuściły z tonu. Słowaka nawet nie uwzględniliśmy, Kovacević załapał się na sam koniec. Wyróżniamy więc Henricha Ravasa i Alberta Posiadałę, broniących jesienią tak dobrze, że zimą ich kluby, czyli odpowiednio Widzew i Radomiak, mogły na nich zarobić. W kontekście Ravasa rozważaliśmy jeszcze Rafała Gikiewicza, który na pewno wrócił do Polski w sposób całkiem udany, dodał kolorytu, ale na boisku naszym zdaniem na tę chwilę ciut więcej argumentów dał Ravas. Mimo to będziemy mocno zaskoczeni, jeżeli za rok Gikiewicza w naszym rankingu zabraknie i to w jego górnej części.

CZYTAJ WIĘCEJ:

Fot. Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

25 komentarzy

Loading...