Reklama

Nie tym razem Wisło. Znowu

Antoni Figlewicz

Autor:Antoni Figlewicz

26 maja 2024, 16:56 • 5 min czytania 85 komentarzy

Była kiedyś taka stara radziecka bajka, w której wyglądający groźnie, ale fajtłapowaty wilk ścigał sprytnego zająca. W każdym odcinku jego starania były naprawdę usilne. Raz pobawił się pirotechniką zaprzęgając do swojego zadania dynamit. Innym razem użył sprytnego fortelu konstruując z tektury sztuczne zające, by zwabić swoją ofiarę. Wszystko to jednak na nic – rywal za każdym razem okazywał się lepszy we wszystkich wymiarach rywalizacji i wilk ciągle tylko odgrażał się, że wreszcie dopadnie zająca. W Wiśle też składają takie mocne deklaracje i przekonują, że tym razem to w końcu pokonają I ligę. I znów skończyli jak ten wilk.

Nie tym razem Wisło. Znowu

Wielkie plany i pragnienia, bardzo udana kampania w Pucharze Polski, piękne obrazki ze Stadionu Narodowego i radość kibiców, której nikt im nie zabierze. Wszystko fajnie, ale na drugim froncie kolejne upokorzenie i kolejny sezon na zapleczu Ekstraklasy, który cieniem kładzie się na projekcie Wisły Kraków Jarosława Królewskiego. Biała Gwiazda nie przegrała awansu w dzisiejszym meczu z Bruk-Betem Termaliką, ale dziś ostatecznie potwierdziło się, że nie potrafi sobie poradzić z realiami I ligi.

Bo jeden przypadek możemy uznać za przypadek. Drugi jest już podejrzany – lepiej, żeby nikt zaraz nie postanowił wyciągać z kapelusza argumentu nieuczciwego sędziowania czy zmęczenia grą w Pucharze Polski. Albo dowolnego innego usprawiedliwienia. Wisła dała ciała i nie zmienia tego nic. Nawet wynik starcia z grającym o pietruszkę Bruk-Betem.

Wisła – Bruk-Bet Termalica 0:3. Niemoc gospodarzy

Najtrudniej było dziś być sędzią Piotrem Lasykiem albo kibicem Wisły Kraków. Kiedy w 23. minucie Marc Carbo prostą nogą zaatakował piszczel Macieja Ambrosiewicza, wszystko wydawało się jasne – Biała Gwiazda po prostu musiała zostać osłabiona. Wejście Hiszpana było bardzo niebezpieczne i oprócz tego, że było po prostu faulem, kwalifikowało się na czerwoną kartkę.

Lasyk przy wsparciu systemu VAR podjął właściwą decyzję, a kibice Wisły już w pierwszej połowie dostali mokrą szmatą w twarz. O ile przed spotkaniem mogli się jeszcze łudzić, że ich ulubieńcy zdołają jakimś cudem doczołgać się do baraży, o tyle po zejściu Carbo z boiska, nadzieja powoli zaczęła gasnąć. Nawet wobec biernej postawy rywali, po których widać było obojętność. Czy wygramy, czy przegramy, pierwszą ligę nadal mamy. I spokojniutko do przodu.

Reklama

Grająca w dziesięciu Wisła do zejścia Carbo wydawała się drużyną lepszą od rywali, ale za chwilę musiała przyjąć kolejny cios.

Wybity bark? Junca opuścił boisko na noszach

Nie do końca wiemy, co się stało zawodnikowi Wisły, ale na pewno było to bardzo bolesne. David Junca jeszcze w pierwszej połowie został wykluczony z rywalizacji, ale w trochę innym stylu niż Carbo. Obrońca starł się w polu karnym Bruk-Betu z rywalem i po chwili padł jak długi. Wydawało się przez chwilę, że możemy nawet doszukiwać się w tej akcji rzutu karnego, ale nie, nie – wszystko odbyło się zgodnie z przepisami.

Junca potrzebował jednak pomocy medycznej, a noszowi nawet nie za bardzo wiedzieli, jak przetransportować piłkarza, nie zadając mu większego bólu. Przykry to był widok i oczywiście życzymy Hiszpanowi powrotu do zdrowia.

Bruk-Bet jak chce, to potrafi

Czerwona kartka dla Carbo nie była wystarczająco motywująca dla podopiecznych Marcina Brosza, ale kontuzja Junki i zastąpienie go Jakubem Krzyżanowskim, w jakiś nie do końca wytłumaczalny sposób zachęciło gości do ataku. Do przerwy obejrzeliśmy kilka składnych akcji i nawet, a to heca, kilka podań z pierwszej piłki w okolicy pola karnego rywali.

Tuż po przerwie niecieczanie wreszcie otworzyli wynik tego meczu – potężnym uderzeniem z dystansu popisał się Arkadiusz Kasperkiewicz, ale piłka odbiła się od słupka. Na tyle jednak szczęśliwie, że wylądowała pod nogami przyczajonego w polu karnym Macieja Wolskiego, który obił jeszcze nogi Antona Czyczkana, ale i tak znalazł drogę do bramki Białej Gwiazdy. Prowadzenie zaskoczyło piłkarzy Bruk-Betu, ale powiedzmy sobie szczerze, nie mogło i nie powinno dziwić. Przecież grali w przewadze.

Reklama

Jedno piękne podanie Ambrosiewicza

W ostatecznym rozrachunku wykorzystali ją w pełni, a piękny występ na koniec sezonu zaliczył wspominany już Wolski. Były piłkarz ŁKS-u Łódź i Stali Mielec zanotował dziś dublet, ale w pamięci prędzej zostanie nam genialna asysta Ambrosiewicza. Ge-nial-na. Takie podania rzadko zdobią nam mecze drugiego poziomu rozgrywkowego – pomocnik posłał piłkę w pole karne całkowicie myląc ze czterech piłkarzy Wisły. Zagrywał tak dobrze, że trafienie do siatki było już tylko formalnością.

Potem Białą Gwiazdę dobił, i to dość dosłownie, Jakub Wróbel, ale ten trzeci gol nie miał już żadnego znaczenia dla losów spotkania. Dopełnił tylko obrazu beznadziei, w jaką popadła ekipa z Krakowa.

Koniec końców Wisła nie zrobiła dziś nic, by chociaż rzucić wyzwanie drużynom plasującym się wyżej w tabeli. Nie wszystko zależało od piłkarzy Alberta Rude, ale oni nawet nie spróbowali spróbować. Zaprezentowali piękne nic i w efekcie wylądowali na koniec sezonu w dolnej połowie tabeli, na miejscu dziesiątym.

Tak, to ta Wisła, co po potknięciu rok temu teraz to już na pewno miała wrócić do Ekstraklasy, a koniec końców sezon kończy za plecami dziewięciu innych drużyn.

Wkrótce pewnie usłyszymy z Krakowa głośne Nu, I liga! Nu pagadi!, ale drugi raz z rzędu nie weźmiemy go do końca na poważnie. Tym bardziej, że na zaplecze spadają kolejne drużyny, chcące szybkiego powrotu do elity i nikt się przed Wisłą nie położy. Nic się w przyszłym sezonie nie zmieni i jeśli nie zmieni się też Biała Gwiazda, to będziemy świadkami kolejnego odcinka z serii przygód ciapowatego wilka i sprytnego zająca.

Wisła Kraków – Bruk-Bet Termalica Nieciecza 0:3

Wolski 53′, 72′, Wróbel 89′

WIĘCEJ O I LIDZE:

Fot. Newspix

Wolałby pewnie opowiadać komuś głupi sen Davida Beckhama o, dajmy na to, porcelanowych krasnalach, niż relacjonować wyjątkowo nudny remis w meczu o pietruszkę. Ostatecznie i tak lubi i zrobi oba, ale sport to przede wszystkim ciekawe historie. Futbol traktuje jak towar rozrywkowy - jeśli nie budzi emocji, to znaczy, że ktoś tu oszukuje i jego, i siebie. Poza piłką kolarstwo, snooker, tenis ziemny i wszystko, w co w życiu zagrał. Może i nie ma żadnych sportowych sukcesów, ale kiedyś na dniu sąsiada wygrał tekturowego konia. W wolnym czasie głośno fałszuje na ulicy, ale już dawno przestał się tego wstydzić.

Rozwiń

Najnowsze

1 liga

EURO 2024

Niewidzialny Harry Kane i cień wielkiej Anglii. Faworyt wygrał, ale drżał do końca

Jakub Radomski
10
Niewidzialny Harry Kane i cień wielkiej Anglii. Faworyt wygrał, ale drżał do końca

Komentarze

85 komentarzy

Loading...