Reklama

Niestety, to koniec. Polscy hokeiści przegrali z Kazachstanem i spadli z Elity

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

20 maja 2024, 22:53 • 6 min czytania 23 komentarzy

Już przed mistrzostwami mówiono, że to może być mecz o wszystko. I faktycznie tak się stało. Polscy hokeiści musieli wygrać z Kazachstanem by pozostać w Elicie. I choć to oni pierwsi wyszli na prowadzenie, to po walce musieli uznać wyższość rywali. Tym samym na powrót spadli do Dywizji I. Ale ich występy, wola walki i ambicja na długo z nami pozostaną.

Niestety, to koniec. Polscy hokeiści przegrali z Kazachstanem i spadli z Elity

Walka, czyli tak miało być

– Te spotkania postaramy się rozpocząć od stanu 0:0 w głowach i jak najdłużej utrzymać ten wynik na lodzie. Może jakimś sposobem wbijemy też gola tak uznanym rywalom. Nie oszukujmy się, to nie są hokejowi przeciwnicy, których możemy zaskoczyć i w ten sposób wygrać. Będzie bardzo trudno, ale na pewno będziemy z nimi walczyć. Spojrzymy im w oczy z odwagą, mimo że to zawodnicy z najwyższej światowej półki, którzy mają mnóstwo jakości. Oni mają walczyć o medale. Jestem ciekaw, jak te mecze będą wyglądać.

To słowa Roberta Kalabera, trenera polskich hokeistów, jeszcze sprzed turnieju. Zapytaliśmy go wtedy, czy wraz ze swoim sztabem nastawia zawodników na konkretne mecze. Bo już przed mistrzostwami wskazywano głównie dwa, w których Polacy mieli powalczyć o wygraną – z Francją i Kazachstanem. Słowacki szkoleniowiec zapewniał jednak, że niczego takiego nie planuje. I że Polacy z każdym rywalem będą grać o punkty. Bez względu na to, czy to przeciwnicy – na papierze – w zasięgu, czy też potęgi jak Szwecja lub Niemcy.

Polacy chcieli pokazać, że 22 lata po ostatnim pobycie w Elicie nadal stać ich na dobre granie.

Reklama

I pokazali! Już w pierwszym meczu zagrali fenomenalnie z Łotwą, wywalczyli dogrywkę, a długimi fragmentami nawet w meczu prowadzili. Ostatecznie przegrali 4:5, ale ugrali punkt na otwarcie, po meczu, który mógł ich pozytywnie nakręcić. I pewnie tak właśnie było, bo i w kolejnych spotkaniach pokazali dużą wolę walki. Ze Szwecją nie mieli co prawda większych szans, skończyło się 1:5, ale nawet ta jedna bramka wiele znaczyła. Szkoda było meczu z Francją, bo kompletnie nie wyszła nam jego pierwsza połowa. Dopiero gdy Biało-Czerwoni przegrywali 0:4, obudzili się i trafili dwa razy do siatki. A potem atakowali nadal, ale bez efektu, stąd ostatecznie przegrali 2:4. Słowacja? Zremisowana jedna tercja, ale porażka 0:4, zresztą nasz jedyny mecz bez gola. Z USA mogliśmy nawet prowadzić, ale minimalny spalony zadecydował o tym, że gola na 1:0 nie było. Bramkę zdobyliśmy dopiero w końcówce, finalnie było 1:4. Z Niemcami przez moment pojawiła się nawet nadzieja na wielki comeback, gdy z 0:3 zrobiło się 2:3, ale czwarty gol dla rywali rozwiał nasze marzenia.

ZWROT 50% DO 500 zł – BEZ OBROTU W FUKSIARZ.PL!

Więc zgodnie z przewidywaniami – Polacy walczyli, ale mecze z lepszymi od siebie zespołami przegrywali. Stąd pozostało im jedno spotkanie na to, by w Elicie się utrzymać. Mecz z Kazachstanem, który – niestety – we wcześniejszej fazie turnieju ograł Francję za trzy punkty. Stąd Biało-Czerwoni musieli wygrać w regulaminowym czasie, bez dogrywki. Tylko taki wynik dawał im pozostanie na najwyższym szczeblu rozgrywkowym.

I na taki wynik liczyliśmy.

Pierwszy taki gol

Z Kazachami, oczywiście, też nie miało być łatwo. Polacy grali z nimi do tej pory 21 razy. Raz zremisowali, wygrali dwa mecze. Reszta to porażki. Ale jedno ze zwycięstw ma zaledwie kilka lat, do tego było odniesione na terenie rywala, a polscy hokeiści wielokrotnie wskazywali je jako mecz, który zaczął budowę kadry, która potem awansowała do Elity. Stąd najnowsze wspomnienia z gry z Kazachstanem były po prostu dobre. I wielu liczyło, że dziś będą też takie.

Dzisiejsze spotkanie? Nerwowe, nawet bardzo. Obie ekipy wiedziały, o co walczą, momentami popełniały sporo błędów, ale też początkowo niespecjalnie chciały ryzykować. Obraz gry zmienił się dopiero, gdy na ławce kar usiadł jeden z Kazachów. Polacy co prawda w power playu na tych mistrzostwach nie wyglądali najlepiej – do tej pory nie strzelili ani jednej bramki, stracili za to jedną, z Łotyszami, po prostym błędzie i kontrze rywali.

Reklama

Tym razem jednak się udało!

Biało-Czerwoni wykorzystali niemal całe dwie minuty kary dla rywali. Dopiero na cztery sekundy przed końcem na bramkę uderzył Alan Łyszczarczyk, a krążek szczęśliwe trafił pod łyżwy Kamila Wałęgi. Ten z najbliższej odległości wpakował go do bramki i Polacy mogli świętować. Było 1:0, pozostało liczyć, że w dalszej fazie mecz będzie wyglądać podobnie. Bo do tego momentu Polacy nieźle kontrolowali wydarzenia na lodzie.

Tyle że z przewagą nie wytrzymali nawet do końca pierwszej tercji. Bramkę stracili zresztą w najgorszy możliwy sposób – po wznowieniu na środku i indywidualnym (ale i po części całej drużyny) błędzie. Naszego obrońcę bez trudu minął wówczas Mikhailis i wpakował krążek do bramki. Zrobiło się 1:1 i to właśnie taki wynik utrzymał się do przerwy. Jeszcze przed drugą tercją Kamil Wałęga, na antenie Polsatu Sport, zapewniał, że Polacy będą grać tak dalej. I że wygrają.

I niestety, choć walczyli, okazało się, że nie miał racji.

Koniec mistrzostw, do widzenia

Druga tercja? Bez goli, choć z szansami. Polacy dwukrotnie gali w przewadze, ale nie wykorzystali takiego stanu rzeczy. Przed ostatnią częścią gry na tablicy wyników wciąż widniał więc remis. Polacy – co naturalne – musieli zaatakować. Atakowali więc. Raz za razem jednak albo w bramce dobrze spisywał się Shutov, albo brakowało nam dokładności. Kilka razy było blisko, krążek obijał się gdzieś o obramowanie bramki, czy szczęśliwie uderzał po rykoszecie w bramkarza.

I tak to trwało. Aż do 51. minuty, gdy bramkę zdobyli Kazachowie.

Konkretnie zrobił to Orekho, który świetnym strzałem z lewej strony pokonał zasłoniętego Johna Murraya. Polacy nie mieli wyjścia – musieli się rzucić do jeszcze bardziej zmasowanych ataków, ale i uważać na tyły. Niestety, zabrakło tego drugiego. Po błędzie na niebieskiej linii Polacy stracili krążek, przejął go Starchenko i ruszył na pojedynek sam na sam z Murrayem. Kazach okazał się w tej sytuacji bezbłędny, a Polakom pozostały już tylko coraz mniej realne marzenia o odrobieniu strat.

Przy czym to nie tak, że nie próbowali. Przez moment grali nawet w przewadze, wycofali wtedy bramkarza i kilkukrotnie byli bardzo blisko, dosłownie o centymetr, może dwa od zdobycia bramki. Ale ani razu już się nie udało. Kazachowie dotrwali do końca ze straconym zaledwie jednym golem, strzelili trzy. Polacy przegrali siódmy i najważniejszy mecz na tych mistrzostwach. Tym samym wrócili do Dywizji I i tam zagrają za rok.

Czy jednak należy im się połajanka? Za kilka błędów – pewnie i tak. Ale za cały występ na mistrzostwach – zdecydowanie nie.

Jeszcze niedawno grali przecież na trzecim poziomie mistrzostw świata. Wygrzebali się z niego, wrócili do Elity po 22 latach. Zagrali kilka naprawdę dobrych meczów, w niektórych tercjach jak równy z równym walczyli ze światowymi potęgami. To był dobry turniej dla polskiej kadry, po prostu beniaminkom niezwykle trudno się na szczycie utrzymać. Zresztą w drugiej grupie spadła Wielka Brytania, z którą wspólnie rok temu awansowaliśmy.

Pozostaje liczyć na to, że doświadczenia z ostatnich dwóch lat będą procentować. Że kadra rozwinie się jeszcze bardziej, a nasi hokeiści – zwłaszcza ci młodzi – pójdą w górę, do lepszych klubów. I że do Elity wrócimy szybko, już w przyszłym roku. Bo na pewno nas na to stać.

Polska – Kazachstan 1:3 (1:1, 0:0, 0:2)

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Ekstraklasa

Trela: Coraz mniej szans. Czy w Ekstraklasie są specjaliści od bronienia rzutów karnych?

Michał Trela
6
Trela: Coraz mniej szans. Czy w Ekstraklasie są specjaliści od bronienia rzutów karnych?

Komentarze

23 komentarzy

Loading...