Reklama

Iga Świątek w finale turnieju w Rzymie!

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

16 maja 2024, 18:24 • 4 min czytania 6 komentarzy

Iga Świątek w Rzymie od kilku lat gra znakomicie. W 2021 i 2022 wygrywała ten turniej. Rok temu w ćwierćfinale doskwierał jej uraz, więc ostatecznie skreczowała. W tym roku przyszedł więc czas na ponowne podbicie stolicy Włoch – tak być może pomyślała sobie Świątek przed tą imprezą. A nawet jeśli nie, to na razie odzyskanie korony wychodzi jej doskonale. Po zwycięstwie nad Coco Gauff znalazła się w finale.

Iga Świątek w finale turnieju w Rzymie!

Świątek ten sezon na kortach ziemnych już może zaliczyć do udanych. Wygrała w końcu turniej w Madrycie, w którym do tej pory jeszcze nigdy nie triumfowała. W dodatku zrobiła to po wielkim, fenomenalnym meczu z Aryną Sabalenką, w którym obie wspięły się na wyżyny swojego tenisa. Triumfowała, minimalnie, zresztą po obronie piłek meczowych, Iga. I do Rzymu ruszyła może i nieco zmęczona, ale z dodatkową motywacją, by przed Roland Garros dodać kolejny tytuł do wielkiej kolekcji i zacząć w ten sposób trzecią dyszkę – w Madrycie zanotowała bowiem 20. triumf w imprezie rangi WTA.

Przez turniej w stolicy Włoch przechodziła w znakomitym stylu, bez straty seta, o kolejnych rywalkach trzeba więc pisać gemami. Bernardzie Perze oddała dwa gemy. Julii Putincewej – siedem. Angelique Kerber ugrała najwięcej, bo osiem. Ale już Madison Keys w ćwierćfinale tylko cztery. Pytanie przed dzisiejszym półfinałem brzmiało więc: ile ugra Coco Gauff?

ZWROT 50% DO 500 zł – BEZ OBROTU W FUKSIARZ.PL!

Cóż, rekordu Amerykanka nie ustanowiła. Ale to w żadnym razie nie był łatwy mecz. Zwłaszcza w pierwszym secie Coco długo się stawiała, wywierała presję na Igę. Ba, na samym początku nawet przełamała Polkę, tyle że tej zdarza się czasem wolniej wejść w mecz i potrzebuje takiego momentu, by się obudzić. No i to przebudzenie przeszło – Iga od razu stratę przełamania odrobiła, a potem obie wygrywały swoje podania. Aż do stanu 4:4, gdy to Coco serwowała.

Reklama

Bo pierwsze trzy punkty wygrała Amerykanka. I tak po prawdzie – to powinien być szybki gem. Ale Coco się rozluźniła, popełniła kilka błędów – w tym dwa serwisowe – no i ostatecznie przegrała gema. A Iga takich szans po prostu nie zwykła wypuszczać, więc do zera utrzymała własne podanie. Zrobiło się 1:0 w setach.

Druga partia? Tu Amerykanka trzymała się przez pierwsze cztery gemy. W piątym oddała serwis, tym razem od początku pod naciskiem Igi, z którym sobie nie poradziła. I wtedy w sumie runęły w jej głowie jakieś bariery. Zaczęła dyskutować z sędzią, denerwowała się, miała wyraźne problemy, by zachować spokój w kolejnych wymianach. A to skutkowało tylko zwiększoną liczbą błędów, również w kluczowych momentach. Coco jeszcze jakimś cudem wybroniła podanie na 3:4 (Iga miała dwa break pointy), a potem dostała nawet szansę przy serwisie Polki. Tej jednak nie wykorzystała.

I chyba wtedy finalnie się „sypnęła”. Chwilę później do 15 przegrała bowiem swojego gema, a wraz z nim – cały mecz. Iga Świątek awansowała więc do drugiego z rzędu finału turnieju WTA 1000. Po Madrycie przyszedł czas na Rzym. A to prowadzi nas do ciekawej statystyki – odkąd turniej w Madrycie zyskał bowiem najwyższą (poza Szlemami) rangę, tylko Dinara Safina w 2009 roku i Serena Williams cztery lata później wygrały oba te turnieje w jednym sezonie. Obie dołożyły do tego jeszcze finał Roland Garros, choć tylko Amerykanka wygrała cały turniej.

– Staram się być sobą, skupić się na pracy i cieszyć się czasem poza kortem, żeby zachować energię – mówiła Iga. – Jestem szczęśliwa, że gram tak konsekwentnie i dobrze, bo to znaczy, że wykonujemy dobrą pracę. Jestem dumna z siebie i teamu. Statystyki? Nie myślę o rekordach. Żyję z dnia na dzień. Tak jest łatwiej. Grasz wtedy bardziej zrelaksowana i wolna. Postaram się zagrać najlepszy tenis w finale. Myślę, że tak do tego podchodzić będzie lepiej, niż rozmyślać o wygranej jeszcze przed meczem. Z kimkolwiek się tam nie spotkam, to będzie to znakomita tenisistka, grająca bardzo intensywny tenis. 

Reklama

Dodała też, że raczej nie obejrzy drugiego dzisiejszego półfinału, a zamiast tego pójdzie na risotto. Ten drugi mecz zresztą już za niedługo, zagrają w nim Aryna Sabalenka i Danielle Collins. Jeśli wygra Białorusinka, to w Rzymie obejrzymy powtórkę finału z Madrytu.

Iga Świątek – Coco Gauff 6:4, 6:3 

Fot. Newspix

CZYTAJ WIĘCEJ O TENISIE:

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Francja

Brazylijska legenda została okradziona w Paryżu. Pół miliona euro straty

Damian Popilowski
7
Brazylijska legenda została okradziona w Paryżu. Pół miliona euro straty
Inne kraje

Rybus: Mam nadzieję, że znajdę drużynę. W tej chwili nie ma żadnych opcji

Damian Popilowski
64
Rybus: Mam nadzieję, że znajdę drużynę. W tej chwili nie ma żadnych opcji

Polecane

Ekstraklasa

Trela: Coraz mniej szans. Czy w Ekstraklasie są specjaliści od bronienia rzutów karnych?

Michał Trela
11
Trela: Coraz mniej szans. Czy w Ekstraklasie są specjaliści od bronienia rzutów karnych?

Komentarze

6 komentarzy

Loading...