Reklama

Fantastyczny Pan Kapuadi | Niewydrukowana Tabela

Antoni Figlewicz

Autor:Antoni Figlewicz

30 kwietnia 2024, 14:22 • 7 min czytania 20 komentarzy

Spryciula. Steve Kapuadi zasługuje na tytuł najbardziej przebiegłego zawodnika tej kolejki Ekstraklasy. Właściwie można by w jego kontekście użyć nieco na przekór określenia „lis pola karnego”. Cwany Francuz nabrał sędziego Damiana Sylwestrzaka i choć asystenci siedzący w wozie VAR walczyli jak lwy o podyktowanie rzutu karnego dla Stali Mielec, to arbiter główny pozostawał nieugięty. Od tego zagrania zaczniemy dzisiejsze wydanie Niewydrukowanej Tabeli.

Fantastyczny Pan Kapuadi | Niewydrukowana Tabela

Oglądając to zagranie Kapuadiego nie można mieć wątpliwości, że gość zagrywa piłkę celowo. Najpierw wykonał pokraczny wślizg głową próbując wybić piłkę zawieszoną jakieś dwadzieścia centymetrów nad ziemią. Sam pomysł jest już dyskusyjny, ale za głupie pomysły nie przyznają rywalom rzutów karnych. Gorzej, że obrońca Legii w piłkę nie trafił zbyt czysto i ta ugrzęzła na moment gdzieś w jego okolicy. Co zatem postanowił zrobić przebiegły lis Steve Kapuadi?

Upadając trącił jeszcze piłkę łokciem. Niby przypadkowo, wiecie, asekurował się, nie chciał sobie zrobić krzywdy… Bzdura. Francuz celowo wypchnął spod siebie piłkę ręką we własnym polu karnym i nie mamy zielonego pojęcia, jakim cudem sędzia nie uznał tego za przewinienie. Oglądał tę sytuację na monitorze Damian Sylwestrzak, a i tak nie zobaczył tego, co widać na pierwszy rzut oka. Nie ma tu mowy o przypadkowym strąceniu piłki głową na rękę (a w tym meczu był też taki przypadek). Nie ma mowy o podpieraniu się przy upadku. Ten ruch nie jest przypadkowy, nikt nie przekona nas, że jest inaczej. Stali należał się rzut karny, ale to jedyna z tych budzących kontrowersje decyzji, którą zmienilibyśmy w meczu mielczan z Legią.

Reklama

Bo gościom należał się rzut karny podyktowany za faul na Pawle Wszołku. Znów w naszej cotygodniowej rubryce główną rolę odegrał Bert Esselink, który pojawia się zawsze wtedy, gdy w polu karnym Stali dzieje się coś na skraju faulu. Tym razem Holender przekroczył przepisy – piłkę pierwszy uderzył Wszołek i po chwili został kopnięty przez rywala. Faul nie podlega dyskusji.

Wątpliwości mogło budzić to, co wydarzyło się chwilkę wcześniej. Artur Jędrzejczyk wyskoczył do piłki i trafił ją głową.

Szkopuł w tym, że obrońca Legii strącił futbolówkę na swoją rękę i ta dopiero wtedy odbiła się w kierunku Wszołka.

Reklama

To jeden z bardziej beznadziejnych przepisów, ale w przeciwieństwie do Kapuadiego, Jędrzejczyk nie miał zamiaru zagrać ręką i przypadkowo strącił piłkę, w dodatku to nie on kończył akcję strzałem. W myśl zasad nie dopuścił się przewinienia i tym samym gra toczyła się dalej zgodnie z literą prawa. A później sfaulowany został Wszołek.

To kilkustopniowa sytuacja, ale ostatecznie zinterpretowana właściwie.

Podobnie jak kilka innych z tego meczu. Marco Ehmann faktycznie zdzielił Wojciecha Urbańskiego i choć to bardzo głupie i przypadkowe zagranie, karny dla Legii należał się za nie jak najbardziej.

Pamiętacie też pewnie efektowne elastico Szkurina, który najpierw sprytnie ograł Morishitę, ale chwilę później zachował się już niezbyt elegancko. Naszym zdaniem Białorusin zaczął upadać zanim nastąpił jakikolwiek kontakt między nim a grającym dla Legii Japończykiem.

Po obejrzeniu tej sytuacji dobre kilkanaście razy stwierdzamy, że napastnik Stali zanurkował w polu karnym, choć ostatecznie jego nogi stykały się w pewnym momencie z nogami rywala. Najbardziej jasnym będzie stwierdzenie, że Morishita nie spowodował upadku Szkurina.

Ostatecznie w meczu przyznajemy dodatkowe trafienie Stali, ale nie wpływa to na podział punktów. Legia w Niewydrukowanej tabeli dopisuje sobie trzy oczka za wygraną 3:2. Sędzia Damian Sylwestrzak znów ma pecha do trudnego meczu, ale znów radzi z nim sobie naprawdę beznadziejnie. Tym razem wsparł go trochę VAR, ale tydzień temu w starciu ŁKS-u z Lechem koledzy nie byli już tak pomocni.

Żółty Crnac to czerwony Crnac

Zmieniliśmy w tej kolejce jeszcze jeden wynik. Chodzi o starcie Widzewa Łódź z Rakowem Częstochowa, w którym czerwono-biało-czerwoni bronili się przed naporem gości prawie cały mecz. Po kwadransie gry wykluczony został Marek Hanousek, który niebezpiecznym zagraniem mógł doprowadzić do poważnej kontuzji Gustava Berggrena.

Czech został „wrzucony na konia” przez grającego do niego wcześniej Rafała Gikiewicza, ale przekroczył przepisy. To oczywiście było przypadkowe zagranie i w dodatku naprawdę niefortunne, ale pomocnik Widzewa słusznie został wysłany do szatni. Zagrał piłkę i później jego noga szła po prostu za ciosem, ale najbardziej trafnym wydaje się tłumaczenie tej decyzji przedstawione przez Adama Lyczmańskiego w Lidze+ Extra. Hanousek nie ma piłki pod kontrolą, wybija ją w panice do przodu, a to z kolei dowodzi, że widzi atakującego go Berggrena – wobec tego jego zagranie należy uznać za faul. Efektem musiało być wykluczenie Czecha.

W tej sytuacji sędziemu Raczkowskiemu pomógł VAR, ale w następnej ważnej dla losów meczu akcji asystenci odpowiedzialni za wideoweryfikację byli bezsilni. Sprawa dotyczy faulu Ante Crnaca na Franie Alvarezie, który kwalifikował się na żółtą kartkę. Drugą żółtą w tym przypadku.

Chorwat atakuje pomocnika Widzewa od tyłu i nawet sędzia przyznaje, że Hiszpan był w tej akcji faulowany – Raków zdobył chwilę po przewinieniu Crnaca gola, który nie został uznany właśnie z uwagi na przewinienie. Jeśli faul, to także druga żółta kartka dla napastnika gości i wykluczenie go z gry.

To oznacza wyrównanie sił i w Niewydrukowanej Tabeli remis.

Problematyczny przywilej korzyści

W hicie 30. kolejki mieliśmy jedną sporą kontrowersję. Decyzja Szymona Marciniaka mogła być bardzo istotna dla losów meczu, a wszystko dlatego, że arbiter puścił grę stosując przywilej korzyści i nie do końca był w stanie stwierdzić, kiedy ten przywilej się kończy.

Nene był w tej akcji faulowany przez Ulvestada, ale utrzymał się na nogach, sędzia puścił grę, a zawodnik Jagiellonii odzyskał pełną kontrolę nad piłką. Podał więc do kolegi i wtedy zaczęły się problemy i jego, i sędziego Marciniaka.

Dieguez, do którego było kierowane zagranie od Nene, nie zdołał opanować piłki i stracił ją na rzecz rywala. Pogoń ruszyła z dynamicznym atakiem, a arbiter… odgwizdał przewinienie na Nene.

Naszym zdaniem już trochę za późno. Dużo mówi się o zmarnowanej szansie Marczuka, ale w tej sytuacji Pogoń mogła wyjść na dwubramkowe prowadzenie, co musiałoby mieć ogromy wpływ na losy spotkania. Wygląda na to, że nastawienie na płynność gry nie zawsze popłaca – przywilej korzyści przyznany przez Marciniaka zgodnie z duchem rywalizacji narobił nam tu sporo bałaganu.

W tym samym meczu szukaliśmy też jakiegoś przewinienia przy golu Leo Borgesa, który dał Pogoni wyrównanie. Brazylijczyk wpakował piłkę do siatki korzystając z niezłego zamieszania w polu karnym Jagiellonii. Naszym zdaniem było tam ciasno i ostro, ale zawodnicy obu drużyn po prostu walczyli o górną piłkę. Uznajemy, że żaden z graczy Pogoni nie przekroczył przepisów.

Zostały nam jeszcze trzy sytuacje z innych spotkań. W starciu Piasta z Wartą o rzut karny walczył dzielnie Bogdan Tiru, ale… no cóż, trochę przedobrzył.

Żaden z piłkarzy Piasta nie faulował obrońcy ekipy z Poznania. Najbliżej Tiru był Tomas Huk, który i tak nie złapał nawet na chwilę swojego rywala. Nie podłożył mu też nogi. Nie zrobił nic, co można uznać za przekroczenie przepisów.

Przepisy przekroczył na pewno Levent Gulen, który zagrał ręką w meczu ŁKS-u z Górnikiem. Obrońca łodzian zachował się naprawdę nieelegancko i mógł wylecieć z boiska. W tej akcji uratowało go tylko ustawienie kolegów, bo arbiter Stefański, naszym zdaniem całkiem słusznie, uznał, że Szwajcar nie zapobiegł akcji prowadzącej do utraty gola, a jedynie przerwał akcję w środku pola i inni zawodnicy ŁKS-u zdążyliby jeszcze interweniować. W takiej sytuacji uzasadnione jest ukaranie obrońcy żółtą, a nie czerwoną kartką.

Na koniec w sumie niezbyt groźna, ale trudna do oceny sytuacja, w której na murawę padł jak długi Piotr Malarczyk. Powtórki pokazywały, że faktycznie doszło do kontaktu między obrońcą Korony a grającym dla Puszczy Wojciechem Hajdą, jednak naszym zdaniem nie ma tu mowy o rzucie karnym. Pomocnik Puszczy opadając na ziemię po wyskoku trąca nogę rywala i ten potyka się biegnąc w kierunku linii końcowej. Hajda kompletnie nie widzi Malarczyka, a piłka jest poza zasięgiem obu. Trudno powiedzieć, żeby zawodnicy walczyli o nią lub mieli szanse jej opanowania.

Ostatecznie poprawiliśmy dwa wyniki i znów trzeba było trochę posprzątać po arbitrze Sylwestrzaku. Do końca sezonu pozostały już tylko cztery kolejki, w których życzymy sobie i wam jak najmniej błędnych decyzji sędziów. Tak prezentuje się Niewydrukowana Tabela po 30. serii gier oraz poprawnej ocenie zagrań Crnaca i tego lisa Kapuadiego.

WIĘCEJ O SĘDZIOWANIU:

screeny: Canal+Sport

Wolałby pewnie opowiadać komuś głupi sen Davida Beckhama o, dajmy na to, porcelanowych krasnalach, niż relacjonować wyjątkowo nudny remis w meczu o pietruszkę. Ostatecznie i tak lubi i zrobi oba, ale sport to przede wszystkim ciekawe historie. Futbol traktuje jak towar rozrywkowy - jeśli nie budzi emocji, to znaczy, że ktoś tu oszukuje i jego, i siebie. Poza piłką kolarstwo, snooker, tenis ziemny i wszystko, w co w życiu zagrał. Może i nie ma żadnych sportowych sukcesów, ale kiedyś na dniu sąsiada wygrał tekturowego konia. W wolnym czasie głośno fałszuje na ulicy, ale już dawno przestał się tego wstydzić.

Rozwiń

Najnowsze

Niemcy

Kompany w Bayernie? Hoeness: Po co, skoro mam De Ligta i Diera?

Antoni Figlewicz
2
Kompany w Bayernie? Hoeness: Po co, skoro mam De Ligta i Diera?

Ekstraklasa

Niemcy

Kompany w Bayernie? Hoeness: Po co, skoro mam De Ligta i Diera?

Antoni Figlewicz
2
Kompany w Bayernie? Hoeness: Po co, skoro mam De Ligta i Diera?

Komentarze

20 komentarzy

Loading...