Reklama

Fenomen Interu Mediolan

Piotr Rzepecki

Autor:Piotr Rzepecki

22 kwietnia 2024, 17:33 • 11 min czytania 33 komentarzy

„Od pierwszego dnia tutaj, zakochałem się w Interze”, „Zakochałem się nie po zwycięstwach, ale w cierpieniu”, „Będę miał klub w sercu do ostatniego dnia mojego życia”. „Roma płaci mi za wygrywanie, ale w sercu mam cały czas Inter. Kocham go i wiem, że mnie też tutaj kochają”. Ładne, prawda?

Fenomen Interu Mediolan

Ileż to słyszeliśmy takich deklaracji? Całe mnóstwo. Piłkarz całujący jednego dnia herb, by jakiś czas później traktować pracodawcę w iście korporacyjnym stylu. Wypełnić kontrakt, albo i nie wypełnić, zmienić klub w poszukiwaniu nowych bodźców, nowej ligi, większej kasy czy nowych wyzwań.

No i normalka, bo w zasadzie opowieści o oddaniu się jednemu klubowi, pokochaniu barw, związaniu się z historią, z regionem, ze społecznością to jednak historie z katalogu „futbolowe historie, początek XXI wieku i jeszcze wcześniej”.

Dziś futbol to komercja i większa od miłości do klubu jest miłość do władzy, sławy, pieniędzy. To pewne jak to, że dwa plus dwa daje cztery albo – z terminologii bardziej piłkarskiej – że Bayer Leverkusen nie przegra żadnego meczu w tym sezonie. Tak jest i basta. Kasa rządzi piłką.

Warto jednak na chwilę zapomnieć o tej oczywistości i zastanowić się, na czym polega fenomen Interu Mediolan, jeśli chodzi o zainteresowanie w Polsce. Właściwie zainteresowanie to określenie, które nie oddaje tego, co czuje rzesza kibiców nad Wisłą. Nie jest zaskoczeniem, że w Polsce mnóstwo jest fanów Realu Madryt, Manchesteru United czy FC Barcelony. Mówimy w końcu o klubach ze ścisłej czołówki, jeśli chodzi o ranking najpopularniejszych klubów na świecie (za klasyfikacją portalu goal.com). Inter jest co prawda gigantem, jest globalną marką, jednak to wciąż klub z drugiego szeregu pod kątem popularności na świecie. W Polsce jednak wielu jest kibiców zakochanych w czarno-niebieskich barwach. W klubie z wyjątkową historią. Jeśli się w nią wgłębimy, to możemy poznać odpowiedź, dlaczego Inter budzi u kibiców w Polsce i na świecie tak wielkie emocje. Dlaczego jest to klub ukochany dla bardzo wielu fanów z naszego kraju.

Reklama

„Od razu poczułem, że jestem częścią rodziny”

Historia Interu łączy się z największym rywalem zza miedzy, Milanem, który to został założony w 1899 roku. Dziewięć lat później krajowa federacja wprowadziła zakaz występów dla obcokrajowców w rozgrywkach.

I to pchnęło pierwszych odważnych fanów piłki do założenia nowego klubu. O innych wartościach. W 1908 roku podjęto decyzję o utworzeniu klubu z symboliczna nazwą Internazionale Milano, czyli „międzynarodowy”. Klub, który wyłamał się z norm i przyjmował wszystkich. Taki ruch już wtedy pokazywał wyjątkowość Interu, a wkrótce doprowadził do uchylenia zakazu w sprawie występów obcokrajowców we włoskiej lidze.

O wyjątkowości i otwartości Interu mówił chociażby sam Javier Zanetti, żywa legenda Interu, który grał w zespole 19 lat, jest rekordzistą pod względem liczby występów (858 meczów), a obecnie – wiceprezesem klubu.

– Od razu poczułem, że jestem częścią rodziny. Jako młody zagraniczny zawodnik z inną kulturą i językiem przyjechałem do Włoch i Inter Mediolan od razu mnie przyjął. Jest to dla mnie bezcenne, ponieważ nigdy nie stawiam na pierwszym miejscu strony finansowej, ale tę ludzką, która jest dla mnie najważniejsza – wspominał po latach Zanetti w rozmowie z Soccerbible.

Reklama

Te słowa idealnie oddają idee, które przyświecają Interowi. Klub dla wszystkich. Klub, który przyjmie każdego bez względu na pochodzenie i który bardzo mocno promuje wartości rodzinne, już dawno zagubione gdzieś po drodze w większości klubów w korporacyjnym wyścigu XXI wieku.

Inter to miejsce wyjątkowe. Mówią o tym sami piłkarze, ludzie związani z klubem. Pokazuje to też sama historia, a doskonałym przykładem jest droga wielkiego Giuseppe Meazzy, który po śmierci został uhonorowany i stadion Comunale San Siro przemianowano na Stadio Giuseppe Meazza. Właśnie tak nazywa się dla fanów Interu. Żadne San Siro, tej nazwy używają tylko kibice Milanu, dzielący z Interem ten legendarny obiekt w sercu Mediolanu.

Meazza okrzyknięty był jednym z najwybitniejszych piłkarzy w historii włoskiej piłki, ale jego początki były piekielnie trudne. Odrzucony przez Milan z powodu słabych warunków fizycznych. Chuderlawy, drobny chłopak, który w wieku sześciu lat zaczął grać w piłkę nożną. Kopał piłkę zrobioną ze szmat, bez butów i bez perspektyw. Ojca stracił w I wojnie światowej, mama początkowo była przeciwna jego pasji, ale wszystko zmieniły… buty. Otrzymał je bowiem od kibica, który był pod wrażeniem gry chłopaka. Uwierzyła, że z piłki może być grosz, a już kilka lat później przekonała się o tym na dobre.

Próbował swoich sił w Milanie, ale okazło się, że nie nadaje się do gry w pierwszym zespole. To był dla niego wielki cios, bo był kibicem Rossonerich od dziecka. Usłyszał jednak, że jest zbyt chudy, zbyt mały i grzecznie mu podziękowano.

Jakże wielka musiała być złość i zdziwienie u włodarzy Milanu, którzy wracali do tej historii podczas każdych kolejnych derbów Interu z Milanem, kiedy błyszczał Meazza. Odrzucony chłopiec. Zbyt chudy i zbyt drobny, by grać dla Milanu.

W Interze znalazł się dzięki Fulvio Bernardiniemu, piłkarzowi, który zwyczajnie podpatrzył chłopca podczas gierek juniorów. I właśnie w ten sposób rodowity rzymianin, który lwią część kariery spędził w Romie, choć zaczynał w Lazio, a dla Interu grał tylko dwa lata, polecił trenerowi młodego Meazzę, który z marszu wszedł do drużyny i zaczął budować swój pomnik.

Droga Zanettiego, przyjętego do Interu nastoletniego Argentyńczyka i blisko sto lat wcześniej ściągnięcie chuderlawego Meazzy, któremu podziękował Milan, to dwie podobne ścieżki karier, w których lubują się najbardziej zagorzali kibice Interu. Bo doskonale pokazują, że Inter to klub dla każdego, klub który może wciągnąć i rozkochać w sobie bez opamiętania.

Nadzwyczajny w byciu zwyczajnym. Być jak Javier Zanetti

– Bycie Interistą oznacza honor, dumę z noszenia tej koszulki. Mogę powiedzieć, że zakochałem się w Interze nie po zwycięstwie, ale w cierpieniu – wyznał Zanetti w rozmowie z Inter TV. – To fantastyczna historia miłosna, która nigdy się nie skończy, ponieważ będę nosił Inter w sercu do ostatniego dnia mojego życia.

Pamiętna kampania 2009/10

Futbol kocha zwycięzców, a piłka nożna to gra momentów. Jeśli połączymy te dwie rzeczy w kontekście Interu Mediolan, to wystarczy rzucić tylko hasło: rozgrywki 2009/10. Drugi i ostatni rok pracy Jose Mourinho, który po tamtym sezonie przeniósł się do Realu Madryt.

Tamte rozgrywki były jednak wyjątkowe, Jose pożegnał się pięknym stylu. Zdobył z Interem potrójną koronę, bo samo mistrzostwo, wtedy piątek (z rzędu!) to byłoby za mało. Nie w jego stylu.

– Płacą mi za wygrywanie z Romą, ale w sercu mam cały czas Inter. Kocham go i wiem, że mnie też tutaj kochają. Szczerze, chciałbym aby Inter zdobył tytuł – mówił „The Special One” podczas pierwszego sezonu w Romie.

Jose Mourinho po finale Ligi Mistrzów w 2010 roku

Sezon 2009/10 z Julio Cesarem, Christianem Chivu, Lucio,  Samulem Eto’o, Diego Milito czy Mario Balotellim zakończył się nieprawdopodobnym sukcesem, a fanom piłki na Półwyspie Apenińskim dostarczył gigantycznych emocji, bo Inter szedł z Romą łeb w łeb, ale to ekipa z Mediolanu wykorzystała potknięcie stołecznego klubu na finiszu. Do tego zwycięstwo w finale LM z Bayernem w 2010 roku i wygrana w krajowym pucharze (jakże inaczej) z Romą, która drugi raz obeszła się smakiem w tamtej kampanii.

Tripletta Jose Mourinho

Ostatecznie zespół, który był tworzony naprędce (niespodziewanie sprzedano latem Ibrahimovica, a w jego miejsce pozyskano Eto’o, ściągnięto też niechcianego w Realu Madryt Wesleya Sneijdera) z najbardziej charyzmatycznym trenerem w najnowszej historii trafił, na stałe do pamięci kibiców Interu jako paczka, która sięgnęła po wszystkie możliwe trofea.

***

O zainteresowaniu Interu Mediolan w Polsce zapytaliśmy Pawła Świnarskiego, redaktora naczelnego portalu intermediolan.com, który kibicuje czarno-niebieskim od blisko trzech dekad.

Skąd w ogóle wzięło się twoje zainteresowanie Interem?

Zainteresowanie zaczęło się w końcówce lat dziewięćdziesiątych. Każdy na podwórku miał klub, któremu kibicuje i siłą rzeczy też musiałem sobie wybrać. Pamiętam, że oglądałem mecz Interu ze Spartakiem Moskwa. Wyjazd w Pucharze UEFA. Koszmarne warunki. Ale ciekawił mnie napastnik Interu, Ronaldo, zacząłem śledzić jego losy. Poczytałem o klubie i naturalnie zostałem kibicem.

Który okres Interu, od kiedy kibicujesz, był twoim zdaniem najlepszy?

Piłkarsko – zdecydowanie czasy Mourinho. W sezonie 2009/10 zdobyli wszystko to, co mieli do zdobycia. Świetni piłkarze, fantastyczne transfery, nie chodzi nawet o pieniądze, tylko, że zostało to wszystko zrobione z głową.

Patrząc jednak na styl gry, to wydaje mi się, że Inter Inzaghiego gra ładniejszą piłkę. Brakuje co prawda Ligi Mistrzów, ale być może wkrótce po to sięgną. Można powiedzieć, że mistrzostwo już w zasadzie jest. 

Pamiętam doskonale czasy Zamorano, Alvaro Recoba – ulubiony piłkarz zaraz po Ronaldo. Niesamowita lewa noga, piękne bramki. Do wielkiej kariery zabrakło mu zdrowia.

Najpiękniejsze wspomnienie?

Było takich kilka. Kiedyś byłem na meczu, na schodach spotkałem Massimo Moratti (prezydent Interu w latach 1995-2004 i 2006-2013 – red.). Wtedy już nie był prezydentem. Byłem w szoku, że go tam zobaczyłem. Podszedłem i podziękowałem mu za to co zrobił dla klubu. On w swoim stylu się uśmiechnął i poklepał mnie po ramieniu, tak jak robił to z piłkarzami.

Jeśli chodzi o mecz, to nigdy nie zapomnę tego rewanżu z FC Barceloną w 2010 roku w półfinale Ligi Mistrzów. Pamiętam też doskonale te zraszacze po meczu…

Finał Ligi Mistrzów też był interesujący, ale Jose Mourinho miał go pod kontrolą. Ale jednak półfinał to były nerwy. Wielkie emocje, czerwona kartka Thiago Motty, Eto’o biegający gdzieś z boku, bardzo to wszystko przeżywałem.

Co się czuje będąc na stadionie Giuseppe Meazza?

To wielkie święto. W telewizji nie widzisz wszystkiego. Przyglądasz się rozgrzewce, widzisz jak zachowują się rezerwowi. Czujesz atmosferę stadionu. Dużo jest smaczków, które całkowicie zmieniają postrzeganie.

Co wyróżnia Inter?

Inter to wyjątkowy klub we Włoszech. Nieprzerwanie gra w Serie A. Nigdy nie zaznał tej goryczy gry na zapleczu. Tylko Inter może się tym pochwalić.

Obecny Inter to co prawda duża firma, korporacja. Ale jest odczuwalny element rodzinny, zwłaszcza było to pod rządami Morattiego. 

Kiedyś był taki hymn „Pazza Inter”, co oznacza „szalony klub”. I taki właśnie jest Inter. Może przegrywać 0:2 i na samym końcu odwrócić wynik meczu. Pamiętam takie spotkanie z Sampdorią za Manciniego, kiedy Inter przegrywał 0:2, by na samym końcu strzelić trzy bramki. Teraz jednak Inter jest bardziej konkretny, rzadziej coś odwala. Obecny Inter nie zawodzi, to fenomenalnie grający zespół.

Transfer Piotra Zielińskiego sprawi, że przybędzie fanów Interu w Polsce?

Kiedyś się zastanawiałem, kto z polskich piłkarzy mógłby trafić do Interu. Na pierwszym miejscu był oczywiście Robert Lewandowski. Ale na drugim miejscu był zawsze Zieliński. Inter kocha piłkarzy ze świetną techniką, a Zieliński taką ma.

Inzaghi uwielbia takich piłkarzy, jego piłkarze grają ładnie, technicznie. Na pewno się odnajdzie.

Zero Polaków…

Inter to klub bardzo duży, bardzo utytułowany, którego ma w sercu wielu kibiców, oczywiście nie tylko w Italii.

W Polsce również jest mnóstwo fanów kochających klub z Giuseppe Meazza, ale, co ciekawe, jeszcze nigdy w historii nie występował tam polski zawodnik. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że to się niebawem zmieni, bo od przyszłego roku, po ośmiu latach gry dla Napoli, w dość burzliwych okolicznościach odejdzie stamtąd Piotr Zieliński i zacznie pisać polską historię właśnie w klubie ze Stadio Giuseppe Meazza.

To niemalże pewne jak to, że Inter zmierza teraz po swoje 20. mistrzostwo Włoch. Może to przypieczętować już dziś w meczu z… Milanem, a więc największym rywalem. Triumf w rodzimej lidze na pięć kolejek przed końcem będzie zatem smakować jeszcze bardziej wyjątkowo, zważywszy także na fakt, że tym samym także Inter wyprzedzi Rossonerich w liczbie mistrzostw Włoch, bo ekipa Milanu także ma na koncie 19 triumfów w Serie A. Lepszy jest tylko Juventus, który ma aż 36 mistrzowskich tytułów na koncie.

Warto jednak spojrzeć na fenomen Interu raz jeszcze pod kątem polskich wątków. No bo przecież wielokrotnie polskie kolonie piłkarzy w danym klubie sprawiały, że nad Wisłą mówiło się więcej o danej drużynie, bo właśnie jej istotnym elementem byli polscy zawodnicy. Przykładów było mnóstwo, w ostatnich latach zachwycaliśmy się chociażby „polskim Dortmundem”, czyli paczką Robert Lewandowski, Jakub Błaszczykowski i Łukasz Piszczek, którzy byli czołowymi postaciami w drużynie Juergena Kloppa w latach 2010-2014. Wcześniej ekscytowaliśmy się także Schalke czy Bayerem Leverkusen, gdzie także grało wielu Polaków. We Włoszech furorę zimą 2019 roku zrobił Krzysztof Piątek, który zamienił Genoę na Milan i miłość do Rossonerich w Polsce odżyła na nowo.

W przypadku Interu takiego zjawiska nie było.

Sprawdziliśmy, jak wygląda zestawienie zagranicznych klubów, w których występowali Polacy. Oczywiście Interu tutaj nie znajdziecie.

  • 8 Polaków: Auxerre
  • 7 Polaków: Wolfsburg, Bayer Leverkusen, Feyenoord
  • 6 Polaków: Austria Wiedeń, Kaiserslautern, Koeln, Hertha Berlin, Fiorentina
  • 5 Polaków: Borussia Dortmund, Southampton, Celtic, Sampdoria, Panathinaikos, Trabzonspor, Nurnberg, Osasuna

Z kolei kluby włoskie wypadają w takim rankingu następująco:

  • 6 Polaków: Fiorentina
  • 5 Polaków: Sampdoria
  • 4 Polaków: Roma, Udinese, Empoli, Hellas, Napoli, Spezia
  • 3 Polaków: Juventus, Palermo, SPAL, Cagliari
  • 2 Polaków: Torino, Milan, Bologna
  • 1 Polak: Benevento, Brescia, Ancona, Cremonese, Crotone, Atalanta, Modena, Salernitana, Siena, Bari, Genoa, Chievo
  • 0 Polaków: Inter

W tym przypadku matematyka więc nie pomoże. Fenomen Interu i skala popularności tego klubu, pewnego rodzaju magii, także i w Polsce, to nie wypadkowa obecności kilku reprezentantów Polski, którzy w barwach Interu święcili triumfy. To przypadek wyjątkowy. Wkrótce polscy kibice będą mieli dodatkowy asumpt w postaci gry Piotra Zielińskiego.

Tak jak i przesądzone jest mistrzostwo paczki Simone Inzaghiego. Nie jesteśmy pewni tylko jednego: kiedy?

Zwycięstwo z Milanem powiększy już i tak monstrualną różnicę punktową między pierwszą a drugą drużyną do siedemnastu punktów. I to będzie oznaczało nowego mistrza Italii. Impreza odbędzie się na pewno. W nogach piłkarzy zależy już tylko, kiedy nas na tę zabawę zaproszą. Pierwszy możliwy termin: 22 kwietnia, Milan – Inter, po ostatnim gwizdku.

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Urodził się dzień po Kylianie Mbappe. W futbolu zakochał się od czasów polskiego trio w Borussi Dortmund. Sezon 2012/13 to najlepsze rozgrywki ever, przynajmniej od kiedy świadomie śledzi piłkarskie wydarzenia. Zabawy z kotem Maurycym, Ekstraklasa, powieści Stephena Kinga.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Komentarze

33 komentarzy

Loading...