Reklama

Bellingham pokazał, kto ma cojones. Real przypieczętował mistrzostwo w El Clasico!

Szymon Piórek

Autor:Szymon Piórek

21 kwietnia 2024, 23:28 • 5 min czytania 40 komentarzy

El Clasico po raz kolejny nie zawiodło naszych oczekiwań. W niedzielny wieczór mogliśmy doświadczyć soli futbolu: goli, emocji i kontrowersji, o których będzie pisało się przez najbliższe dni. Na koniec wszystko skończyło się tak, jak w pierwszym spotkaniu. Mimo prowadzenia osiągniętego na początku meczu przez Barcelonę, Real Madryt odrobił straty, zadał decydujący cios w ostatnich minutach i pokonał Blaugranę, praktycznie pieczętując zdobycie mistrzostwa Hiszpanii.

Bellingham pokazał, kto ma cojones. Real przypieczętował mistrzostwo w El Clasico!

Znowu bohaterem Realu Madryt został Jude Bellingham. Anglik w swoim pierwszym El Clasico zdobył dwie bramki. Tę drugą decydującą o zwycięstwie wpakował w drugiej minucie doliczonego czasu gry. W niedzielny wieczór to powtórzył. Kazał na siebie czekać jednak 60 sekund krócej. Fantastycznie zamknął rajd i dośrodkowanie Lucasa Vazqueza, ładując piłkę pod poprzeczkę. Po tym strzale Bellingham sugestywnie pokazał, kto w ostatnim czasie w rywalizacji między Los Blancos a Blaugraną ma cojones…

Wirtuoz i ulicznik

… Nawet jeśli Królewskim nie wszystko wychodziło. Barcelona prowadziła grę i z dużą łatwością stwarzała sobie kolejne okazje bramkowe. Lamine Yamal jak dziecko, którym de facto wciąż sam jest, bawił się na prawym skrzydle z Eduardo Camavingą, a później Franem Garcią. A Andrij Łunin pokazał swoją brzydszą twarz. Ale to koniec końców Real znowu okazał się zwycięski i właściwie przyklepał sobie mistrzostwo Hiszpanii, powiększając przewagę do 11 punktów na sześć kolejek przed końcem.

Real po prostu po raz kolejny pokazał, że za każdym razem nie trzeba być sportowo najlepszym, dopóki mentalnie jesteś w stanie dźwignąć spotkanie na najwyższym poziomie. A tak właśnie dzieje się w przypadku madrytczyków. W obu starciach z Manchesterem City odstawali, często byli zepchnięci do głębokiej defensywy, ale awansowali do półfinału, bo w pojedynkę triumf w serii jedenastek zapewnił im Łunin.

Ukrainiec równie wybitnych spotkań w tym sezonie rozegrał więcej, ale nadal zdarzają mu się przeciętne, by nie powiedzieć fatalne występy, jak ten w niedzielę. Golkiper jest jak wirtuoz i ulicznik. Raz, jak w rewanżu z Manchesterem City, zakłada odświętny frak i niczym największy mistrz daje popis światowych umiejętności. Innym razem przywdziewa dres przeciętniaka, jak na swój ślub, i nie potrafi wyprowadzić piłki, znajdując się pod pressingiem Roberta Lewandowskiego. Wtedy obyło się jeszcze bez konsekwencji, ale w szóstej minucie już tak beztrosko się nie skończyło. Złe wyjście do dośrodkowania doprowadziło do gola Andreasa Christensena.

Reklama

Kompromitacja Tebasa

Łunin nie popisał się również przy drugim trafieniu, odbijając dośrodkowanie Yamala przed siebie, czym dał szansę na skuteczną dobitkę Ferminowi Lopezowi. Zaskoczył go również niesygnalizowany strzał nastolatka, który po rzucie rożnym z 30. minuty uderzył piłkę piętą w krótki róg bramki. Futbolówka zmierzała do siatki, ale Ukrainiec odbił ją w porę, a przynajmniej taki był werdykt sędziów VAR. Po kolejnych powtórkach nikt nie miał pewności, że tak się właśnie stało.

Jednoznaczną odpowiedź w tej sprawie dałby system goal-line technology i to w kilka sekund, a nie po kilku minutach, ale ten nie został wprowadzony. Powód? Było za drogo. A przynajmniej taką narrację przyjął przed sezonem prezydent LaLiga Javier Tebas. Wprost przekazał, że cztery miliony euro to za dużo, by zainwestować w technologię, która sporadycznie byłaby wykorzystywana w trakcie spotkań. Problem w tym, że w najbardziej spornych momentach, szczególnie w meczach o najwyższą stawkę, a takim jest El Clasico, system pozostaje wręcz niezbędny. Nie gra się w takich starciach tylko o trzy punkty, ale również o ogromną kasę.

W przypadku spotkania Realu i Barcelony mowa przecież o rywalizacji o mistrzostwo Hiszpanii. Obie drużyny zajmują dwa pierwsze miejsca w tabeli i bezpośredni mecz może decydować o rozstrzygnięciu losów triumfu w LaLiga. Tylko w poprzednim sezonie różnica finansowa między mistrzem, a wicemistrzem wynosiła 7 mln euro. Ponownie wspomnimy, że wprowadzenie systemu goal-line na cały sezon na wszystkie mecze LaLiga to kwota 4 mln euro. To zatem kompromitacja dla całych rozgrywek i Tebasa, że technologia nadal nie obowiązuje w lidze hiszpańskiej, ale zamiast przyznać się do błędu, prezydent tylko zaognił sprawę, wrzucając na Twittera post, w którym system goal-line popełnił błąd. Problem w tym, że bronił się nagłówkami z artykułów sprzed trzech i więcej lat.

Cancelo zawalił mecz

Postawimy jednak tezę, że nawet jeśli gol byłby uznany, co po bardziej wnikliwych analizach zostało zdementowane, to Real i tak wygrałby to spotkanie. Bo Królewscy odnoszą swoje sukcesy dzięki potędze pewności siebie, jak zatytułował swoją książkę Brian Tracy. Stwierdził w niej, że poziom pewności siebie determinuje rozmiar celów, jakie sobie wyznaczasz, to, z jaką energią i determinacją koncentrujesz się na ich osiąganiu oraz jak bardzo będziesz wytrwały w pokonywaniu przeszkód. A celem madrytczyków było przyklepanie mistrzostwa Hiszpanii i to się udało wykonać, choć nie bez pomocy Joao Cancelo.

Reklama

Portugalczyk może spokojnie pretendować do miana najgorszego zawodnika w tym meczu. Pierwszy gol? Dał się objechać Lucasowi Vazquezowi, czego efektem był popełniony faul w polu karnym przez Pau Cubarsiego. Jedenastkę na gola zamienił Vinicius Jr. Brazylijczyk ponownie stał się główną postacią El Clasico, gdy Barcelona znalazła się na prowadzeniu po raz drugi. Tym razem wcielił się w rolę asystenta, dogrywając perfekcyjnie piłkę do Vazqueza. Kto zaspał przy kryciu Hiszpana? Cancelo. Którą stronę przedarł się Vazquez przy trzecim golu? Oczywiście, że Portugalczyka.

Zatem jeśli Pep Guardiola skreśla cię z drużyny, to raczej problem jest w tobie, a nie w zespole tego trenera, a Cancelo jest tego najlepszym przykładem. Portugalczyk po prostu zawalił mecz kolegom i sprawił, że atmosfera w Barcelonie zrobi się jeszcze gęstsza, a przecież na ostrzu noża znajdowała się już po przegranym 1:4 meczu z PSG. Xavi wyzywał sędziego, Gündogan zaatakował Araujo i odwołano czwartkowy trening. Po porażce w El Clasico, w którym zespół z Katalonii dwukrotnie znajdował się na prowadzeniu, sytuacja się nie poprawi, co tylko bardziej może cieszyć kibiców Realu, którzy powinni szykować już mistrzowską fetę.

Real Madryt – FC Barcelona 3:2 (1:1)

Bramka: Vinicius Jr. 18′, Vazquez 73′, Bellingham 90+1′ – Christensen 6′, Fermin 69′

WIĘCEJ O HISZPAŃSKIM FUTBOLU:

Fot. Newspix

Urodzony z piłką, a przynajmniej tak mówią wszyscy w rodzinie. Wspomnienia pierwszej koszulki są dość mgliste, ale raz po raz powtarzano, że był to trykot Micheala Owena z Liverpoolu przywieziony z saksów przez stryjka. Wychowany na opowieściach taty o Leszku Piszu i drużynie Legii Warszawa z lat 80. i 90. Były trzecioligowy zawodnik Startu Działdowo, który na rzecz dziennikarstwa zrezygnował z kopania się po czole. Od 19. roku życia związany z pisaniem. Najpierw w "Przeglądzie Sportowym", a teraz w"Weszło". Fan polskiej kopanej na różnych poziomach od Ekstraklasy do B-klasy, niemieckiego futbolu, piłkarskich opowieści historycznych i ciekawostek różnej maści.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Komentarze

40 komentarzy

Loading...