Reklama

Królowie stojącej piłki. Kto w Ekstraklasie najlepiej korzysta ze stałych fragmentów gry?

Michał Trela

Autor:Michał Trela

29 marca 2024, 09:29 • 11 min czytania 7 komentarzy

Co trzecia bramka w tym sezonie Ekstraklasy pada po stałym fragmencie gry. Umiejętność wykorzystywania rzutów karnych, rożnych, wolnych i autów waży czasem miliony. Ale nie mniej ważna jest obrona przed nimi. Kto w lidze najbardziej zyskuje na tym, że sędziowie używają gwizdków, a dla kogo to największe przekleństwo?

Królowie stojącej piłki. Kto w Ekstraklasie najlepiej korzysta ze stałych fragmentów gry?

Żadnego fana futbolu, a zwłaszcza Ekstraklasy nie trzeba chyba przekonywać o znaczeniu stałych fragmentów gry. Z 601 goli, jakie strzelono dotąd w tym sezonie najwyższej polskiej ligi, aż 192 padły po zagraniach ze stojącej piłki. To oznacza, że po rzucie rożnym, wolnym, karnym lub wrzucie z autu pada średnio co trzecia bramka w Ekstraklasie. Korzyści nie rozkładają się jednak równomiernie. Są tacy, którzy z tej broni potrafią korzystać, ale też tacy mający prawo uznawać ją za zmorę. Jak sprawdzić, kto robi to dobrze, w czym konkretnie górują nad innymi pozostałe kluby i czy na pewno słusznie Puszcza Niepołomice wszystkim kojarzy się głównie ze stałymi fragmentami gry? Oto analiza stałych fragmentów gry w Polsce na podstawie danych gromadzonych przez platformę StatsBomb.

Stałe fragmenty gry to broń obosieczna, o czym rzadko się wspomina. Jeśli mówi się, że ten element to atut danej drużyny, zwykle dotyczy to jej poczynań ofensywnych. A przecież dobre wykorzystywanie rzutów rożnych w ofensywie nie musi się równać umiejętnemu bronieniu przed kornerami rywala. Dlatego warto zacząć patrzeć na zagrania ze stojącej piłki nie pod kątem zdobywanych czy traconych bramek, a zwyczajnej różnicy bramek. Jeśli drużyna strzeliła w sezonie dziesięć goli z rzutów rożnych i dziesięć w ten sposób straciła, nie można powiedzieć, że rzuty rożne są jej atutem. Gdyby nagle zniknęły z futbolu, gdyby je wyciąć, taki zespół niczego by nie zyskał ani nie stracił. Byłby to dla niego element neutralny. Dlatego w tym tekście czołowe miejsca w poszczególnych kategoriach mogły zająć tylko te zespoły, które dobrze wykonują dany element gry i jednocześnie potrafią przed nim się bronić.

Należy się jednak jeszcze jedno ważne zastrzeżenie. Stałe fragmenty gry analizuje się zwykle głównie pod kątem ich efektu. Jeśli pada bramka, to znaczy, że rzut rożny został wykonany dobrze. Jeśli nie pada, nie liczy się, choć przecież mógł być w rzeczywistości bardzo groźny, a do szczęścia zabrakło niewiele. Zagraniami ze stojącej piłki rządzą dokładnie te same reguły, co całym futbolem. Dlatego zdobywane czy tracone bramki nie zawsze mówią całą prawdę. Przy stałych fragmentach gry też można mieć fart albo ekstremalnego pecha. Dlatego zagrożenie tworzone po rzutach rożnych czy wolnych nie musi się pokrywać z bramkami po nich zdobywanymi.

RZUTY KARNE: POLISA PUSZCZY, ZMORA RADOMIAKA

Niedoceniany stały fragment gry, czasem nawet niewliczany do ogólnego dorobku zagrań ze stojącej piłki jako osobna kategoria. Ich wykonywanie może jednak bardzo mocno wpływać na losy całych drużyn. Wystarczy spojrzeć na dwa ekstremalne przypadki z tego sezonu. Radomiak wykorzystał tylko jeden z pięciu wykonywanych rzutów karnych, Puszcza z kolei osiem na osiem. Gdyby radomianie strzelali z jedenastu metrów ze skutecznością beniaminka, mieliby w tabeli trzy punkty więcej i zajmowaliby miejsce dziewiąte zamiast jedenastego. Puszcza, przy skuteczności z jedenastu metrów takiej jak Radomiak, miałaby osiem punktów mniej i zajmowałaby ostatnie miejsce, szykując się do gry w I lidze.

Reklama

To właśnie Puszcza jest jednym z zespołów, które dzięki rzutom karnym są najbardziej na plusie. Niepołomiczanie strzelili w ten sposób osiem goli, a stracili tylko cztery. Dokładnie takim samym bilansem mogą się pochwalić Piast Gliwice oraz Legia Warszawa. Zawodnicy Aleksandara Vukovicia do niedawna również odznaczali się stuprocentową skutecznością, którą dopiero przy dziewiątym strzale w tym sezonie zaburzył niedawno Patryk Dziczek w meczu z Radomiakiem. Gliwiczanie, podobnie jak Puszcza, także cztery razy tracili w ten sposób gole. Inaczej do bilansu +4 doszła Legia, która wykonuje znacząco mniej karnych – ma tylko pięć takich bramek. Straciła jednak w ten sposób tylko jednego gola w tym sezonie. Jeszcze tylko Górnik równie rzadko prokuruje jedenastki.

Na drugim biegunie, oprócz Radomiaka, który karne dostaje, ale marnuje, jest Widzew, mający tylko jednego gola z jedenastu metrów przy pięciu straconych. Jedenastki nie są też sprzymierzeńcem Cracovii. Sebastian Madejski sześć razy próbował w tym sezonie ratować zespół w takiej beznadziejnej sytuacji i nie udało się mu ani razu. A jego koledzy mieli tylko pięć prób w takich dogodnych okazjach i jeszcze dwie z nich zmarnowali. To czyni z Pasów zespół, który z rzutami karnymi ewidentnie się nie lubi. Neutralny w tej statystyce jest Raków, który dokładnie tyle z jedenastek zyskał, ile stracił – po pięć goli. Łącznie jedenastki kończyły się w tym sezonie bramkami 74 razy. Pada z nich ponad 12% goli na boiskach Ekstraklasy.

RZUTY ROŻNE: JAK ZMIERZYĆ NIEFART PIASTA GLIWICE

Stały fragment gry, po którym dość trudno być wyraźnie na plusie. Najmocniej udaje się to Jagiellonii Białystok i Stali Mielec, które zdobyły w ten sposób po sześć bramek, tracąc po trzy. Ponad resztę stawki wybija się też Śląsk Wrocław, mający ledwie trzy gole po kornerach. Dał się jednak po nich zaskoczyć tylko raz. Pozostali mniej więcej wychodzą na zero. Najwięcej na rzutach rożnych traci Radomiak, dobrze wypadający w nich ofensywie – pięć trafień – ale fatalnie po nich broniący. Osiem bramek przyjętych po rzutach rożnych to zdecydowanie najgorszy wynik w lidze. Kiepsko w łącznym bilansie rzutów rożnych wypadają też trzy zespoły kojarzone raczej z dobrymi stałymi fragmentami gry – Piast Gliwice, Puszcza Niepołomice i Warta Poznań. Wszystkie są na razie o dwa gole na minusie. Gliwiczanie jako jedyni nie trafili jeszcze w tym sezonie po kornerze. Puszcza i Warta trafiły z kolei po trzy razy, za to straciły po pięć. Dla Korony i Legii to w bieżących rozgrywkach neutralny stały fragment gry. Oba kluby wychodzą po nim na zero.

Warto jednak spojrzeć nie tylko na efekty, ale też na generowanie po rogach zagrożenie. W tym świetle Piast wychodzi na drużynę ekstremalnie pechową. Po kornerach stworzył już w tym sezonie sytuacje wyceniane przez StatsBomb na blisko siedem goli. To najwyższy wynik w całej stawce. Nie trafił jednak do siatki ani razu. W bilansie zagrożenia po rogach wypada wyraźnie najlepiej w lidze – sam potrafi w ten sposób stworzyć zamieszanie, nie dopuszczając rywali do zbyt wielu groźnych sytuacji. Wysoko są też Legia i Pogoń. Na drużyny najmniej groźne przy zagraniach z narożnika wychodzą ŁKS, Górnik i Ruch. To one są na najwyraźniejszym minusie pod kątem bilansu bramek oczekiwanych po rzutach rożnych. Najbliżej zera w tym elemencie jest… Radomiak. Gole oczekiwane wskazują, że radomianie wcale nie bronią rogów aż tak źle, jak wskazywałaby na to liczba traconych przez nich bramek.

Trzeba jeszcze zaznaczyć, że na skumulowany wynik w golach oczekiwanych wpływ ma oczywiście to, jak wiele dany zespół wykonuje rzutów rożnych i przed jak wieloma musi się bronić. Gdyby próbować zmierzyć sam kunszt wykonywania i bronienia, trzeba by spojrzeć na średnie zagrożenie generowane na jeden rzut rożny. W tym elemencie najlepiej wypadają w ofensywie Piast i Puszcza – każdy ich rzut rożny to przeciętnie 5% szans na gola. Najmniej zagrożenia jest po zagraniach ze stojącej piłki w wykonaniu Widzewa i Górnika – odpowiednio 2 i 3% szans na bramkę. W bronieniu przed kornerami najlepiej wypada Śląsk Wrocław, a najgorzej Lech Poznań, który dopuszcza rywali do niewielu rogów, ale gdy już to zrobi, często ma z nimi problemy.

Reklama

Średnie zagrożenie wynikające z każdego rzutu rożnego dla danej drużyny. W przypadku największych specjalistów w tej dziedzinie dogranie z rzutu rożnego to 5% szans na strzelenie gola.

RZUTY WOLNE BEZPOŚREDNIE: DYSCYPLINA DWÓCH ZAWODNIKÓW

Stały fragment gry, który istnieje w tym sezonie niemal wyłącznie za sprawą dwóch zawodników – głównie Bartłomieja Wdowika i trochę także Josue. Obrońca Jagiellonii zdobył w ten sposób więcej bramek niż cała reszta ligi razem wzięta. Oprócz Legii i lidera jeszcze tylko Górnik, Raków i Piast mają na koncie bramkę po strzale bezpośrednio z wolnego. Siłą rzeczy, ponad połowa drużyn w lidze nie straciła po takich uderzeniach ani jednego gola. Tym bardziej może zaskakiwać, że są aż trzy zespoły, które straciły po uderzeniach z wolnych po dwa gole. To Puszcza Niepołomice, Stal Mielec i Lech Poznań. Wszystkie trzy bilans wolnych bezpośrednich mają na poziomie minus dwa.

Jeśli chodzi o zagrożenie po strzałach z rzutów wolnych, na pierwszym miejscu znajduje się Górnik Zabrze, który wyprzedza o dziwo zarówno Jagiellonię, jak i Legię. Lukas Podolski nie może się jednak wstrzelić aż tak dobrze, jak lewy obrońca białostoczan, mimo że często brakuje mu nie aż tak wiele. Najmniej zagrożenia po wolnych bezpośrednich tworzą Puszcza oraz Stal. Beniaminek częściej decyduje się na rozgrywanie, nawet w sytuacjach, w których dałoby się strzelać. Mielczanie mają Macieja Domańskiego i Krystiana Getingera, którzy potrafią strzelać bezpośrednio. W tym sezonie próbują jednak rzadko. Jeśli chodzi o bilans goli oczekiwanych po rzutach wolnych bezpośrednich, pierwszą trójkę tworzą Jagiellonia, Górnik i Legia, a ostatnią Cracovia, Korona i Stal.

RZUTY WOLNE POŚREDNIE: PROBLEMY CRACOVII I GÓRNIKA

Znacznie częściej gole w Ekstraklasie padają po dośrodkowaniach lub innych dograniach z rzutów wolnych. Najwięcej mają na koncie Piast Gliwice i Stal Mielec – po cztery. ŁKS, Radomiak i Puszcza (!) ani razu nie trafiły jeszcze w ten sposób do siatki. Bilans najkorzystniej wypada dla Piasta – cztery strzelone, żadnego straconego. Wysoko są też Stal (+3), Zagłębie i Korona (obie +2). Najgorzej wypadają ŁKS (-4), Radomiak oraz Ruch (po -3). Wśród klubów, u których zagrożenie po wolnych wygląda lepiej niż ich efekty, wyróżnia się Widzew Łódź. Z kolei Górnik i Cracovia, jeśli chodzi o bilans xG po rzutach wolnych pośrednich, są w dolnej trójce, wyprzedzając tylko ŁKS.

WRZUTY Z AUTU: PUSZCZA, RADOMIAK I DŁUGO NIC

Koronna dyscyplina Puszczy, która zaraża nią całą ligę i ostatnio jest pod tym względem goniona przez Radomiaka. To dopiero pierwsza konkurencja, obok rzutów karnych, w której beniaminek rzeczywiście króluje w Ekstraklasie. Ma na koncie cztery bramki po wrzutach z autu – o jedną więcej niż Radomiak. Poza nimi jeszcze tylko Cracovia, Ruch i Górnik trafiły w tym sezonie w ten sposób do siatki. Zarówno Puszcza jak i Radomiak są na wyraźnym plusie, bo ani razu nie dały się nikomu zaskoczyć po autach. Po dwa gole straciły w ten sposób natomiast Stal i Warta.

Puszcza i Radomiak prowadzą także pod względem goli oczekiwanych po wrzutach z autu, a kroku stara się im dotrzymywać jedynie Ruch. Co ciekawe, StatsBomb nie odnotował w tym sezonie ani jednego strzału w bezpośrednim następstwie wrzutu z autu tylko dwóm drużynom – Jagiellonii Białystok oraz Zagłębiu Lubin. Bilans zagrożenia pod własną bramką i przeciwnika po zagraniach zza linii bocznej każe jeszcze zwrócić w tym elemencie uwagę na Cracovię – na plus –  oraz na ŁKS i Legię – na minus.

ŁĄCZNIE STAŁE FRAGMENTY GRY

Kto w takim razie jest ligowym królem stałych fragmentów gry? Zależy jak mierzyć. Najwięcej goli strzeliła w ten sposób Jagiellonia (19), przed Puszczą (15) i Piastem (13). Jeśli odciąć bramki z rzutów karnych jako osobną kategorię, liderem pozostanie Jagiellonia, ale za jej plecy wskoczą Stal (10) i Zagłębie (9), a Puszcza uplasuje się dopiero na szóstym miejscu. Najgorszy będzie ŁKS, za Wartą oraz Legią.

Gole strzelone po stałych fragmentach gry bez wliczania rzutów karnych. Źródło: StatsBomb

Gdyby natomiast analizować kwestie defensywne, okaże się, że najlepsza jest Legia, przed Koroną i Piastem, pod których bramkami dzieje się najmniej po zagraniach ze stojącej piłki. Będzie to za to zmora ŁKS-u, Ruchu i przede wszystkim Radomiaka, który z 16 straconymi golami po stałych fragmentach gry jest niechlubnym liderem ligi. Bilans najkorzystniejszy ma Jagiellonia, przed Legią i Piastem, a najgorszy Widzew, Radomiak i ŁKS. Dla Stali, Zagłębia i Korony stałe fragmenty gry w ostatecznym rozrachunku nie mają żadnego znaczenia. Wszystkie wychodzą w tym elemencie na zero.

Patrząc na bilans goli oczekiwanych po stałych fragmentach gry, trzeba uznać, że dobrze wypadają w tym elemencie Piast, Legia i Pogoń, a najgorzej ŁKS, Stal i Lech. Znaczenie ma jednak także szczęście i pech. Największą dysproporcję pomiędzy tym, co faktycznie wylądowało w sieci, a tym, co „powinno” na swoją niekorzyść mogą odczuwać w Radomiu (sześć goli na minusie, na co duży wpływ ma seryjne marnowanie rzutów karnych wycenianych przez StatsBomb na 78-procentowe prawdopodobieństwo gola), Gliwicach (zwłaszcza przy rzutach rożnych) oraz w Warcie Poznań. Najwięcej szczęścia ze stojącej piłki ma natomiast Jagiellonia (o siedem goli „za dużo”), przed Śląskiem i Stalą. Najmniejszy rozdźwięk między tym, co w statystykach i w rzeczywistości, widać w Puszczy. Jak więc widać, beniaminek po zagraniach ze stojącej piłki zbiera to, na co zapracował. Nic mniej i nic więcej.

UDZIAŁ W CAŁYM DOROBKU ZESPOŁU

Oprócz liczb bezwzględnych ma też znaczenie, jaki procent całego dorobku zespołu stanowią zdobywane i tracone w ten sposób gole. Jagiellonia może mieć najwięcej goli ze stojącej piłki, ale w innych elementach też ma ich najwięcej. A to oznacza, że od kopnięć ze stałych fragmentów gry wcale nie jest uzależniona. Średnia goli strzelanych w ten sposób w całej lidze wynosi 32%. Wyraźnie większy udział w zdobyczach mają one w trzech klubach – Piaście, Puszczy i Ruchu. Gliwiczanie są jedynym klubem, w którym gole ze stałych fragmentów gry stanowią ponad połowę dorobku. W przypadku Puszczy ten wynik przekracza 48%. Wyraźnie poniżej średniej są natomiast Widzew, Raków – to wyraźna zmiana w porównaniu do poprzednich lat – oraz Lech, który ze stojącej piłki zdobył tylko 18% wszystkich goli.

Pod względem udziału w stratach, wybija się Legia, która tylko 10% goli straciła po stałych fragmentach gry. W pierwszej trójce są jeszcze Korona i Puszcza, ale ich wyniki są już znacznie bliższe średniej. Procentowo najwięcej po stałych fragmentach gry tracą Radomiak, Warta i Cracovia. We wszystkich trzech klubach mają prawo mówić sobie, że gdyby nie te przeklęte zagrania ze stojącej piłki, traciłyby znacznie mniej goli.

Siłą rzeczy w bilansie zysków i strat najlepiej wypadają Piast, Puszcza i Legia, zawdzięczające stałym fragmentom gry sporą część bramkowego dorobku albo tracące po nich mało goli. Gdyby z kolei wyciąć z futbolu wszystkie zagrania ze stojącej piłki, najbardziej zadowolone byłyby Widzew, Raków i Lech. Każdy z tych zespołów ma prawo kalkulować, że byłby w tabeli wyżej, gdyby co trzeci gol w polskiej lidze nie padał po stałym fragmencie gry.

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Patrzy podejrzliwie na ludzi, którzy mówią, że futbol to prosta gra, bo sam najbardziej lubi jej złożoność. Perspektywę emocjonalną, społeczną, strategiczną, biznesową, czy ludzką. Zajmując się dyscypliną, która ma tyle warstw i daje tak wiele narzędzi opowiadania o świecie, cierpi raczej na nadmiar tematów, a nie ich brak. Próbuje patrzeć na futbol z analitycznego dystansu. Unika emocjonalnych sądów, stara się zawsze widzieć szerszą perspektywę. Sam się sobie dziwi, bo tych cech nabywa tylko, gdy siada do pisania. Od zawsze słyszał, że ludzie nie chcą już czytać dłuższych i pogłębionych tekstów. Mimo to starał się je pisać. A później zwykle okazywało się, że ktoś jednak je czytał. Rzadko pisze teksty krótsze niż 10 tysięcy znaków, choć wyznaje zasadę, że backspace to najlepszy środek stylistyczny. Na co dzień komentuje Ekstraklasę w CANAL+SPORT.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

7 komentarzy

Loading...