Reklama

Doskonałość jest nieosiągalna. Ola Mirosław i jej nauki przed Paryżem

redakcja

Autor:redakcja

26 marca 2024, 13:39 • 8 min czytania 1 komentarz

Wspinaczka na czas przypomina rosyjską ruletkę. Margines błędu jest minimalny, a wszystko rozstrzyga się w mgnieniu oka, skoro jeden bieg trwa 6-7 sekund. Start w LOTTO Pucharze Europy w Lublinie miał być największym testem dla naszej rekordzistki Oli Mirosław przed igrzyskami w Paryżu. Jej rodzinne miasto, blisko 600 kibiców na hali, oczy znajomych i najbliższych skierowane tylko na nią. I chociaż zdobyła nie złoto, a brązowy medal, to prawdopodobnie było to dla niej najcenniejsze przygotowanie przed letnim startem.

Doskonałość jest nieosiągalna. Ola Mirosław i jej nauki przed Paryżem

Aleksandra Mirosław jest jedną z największych nadziei medalowych na nadchodzących igrzyskach olimpijskich w Paryżu. Jest tam tylko 14 miejsc dla najszybszych zawodniczek świata, a nasza reprezentantka z Lublina ma już zapewnione jedno z nich. Z większych, oficjalnych startów przed Paryżem liczy na dwie imprezy, a LOTTO Puchar Europy w Lublinie był jednym z nich. Całemu teamowi Mirosław bardzo zależało, aby sprowadzić takie zawody do jej rodzinnego miasta, spełnić marzenie o starcie w swoich stronach i zaprosić tam najszybszych zawodników Starego Kontynentu.

Presji, która bardziej będzie odwzorowywać igrzyska olimpijskie, już nie stworzymy. Wszystkie oczy były zwrócone na Olę, ale to dobrze. Musimy przyzwyczajać się do presji, oczekiwań, bo w Paryżu łatwiej nie będzie. Na tym można tylko zyskać – uważa jej menedżer Jan Peńsko.

ROSYJSKA RULETKA

Odliczanie do igrzysk trwa, a my pojechaliśmy do Lublina na jedne z ważniejszych zawodów w sezonie olimpijskim. I trzeba przyznać, że były to fascynujące zawody do obserwacji przez swoją dynamikę, szybkość, konkurencyjność i nieobliczalność. Odliczanie, nerwy, a później błyskawiczny wyścig trwający od 5 do 7 sekund. Potrzeba perfekcji, aby jak najszybciej trafić w zegar i zatrzymać czas. A zaraz po wyścigu już nadchodzi kolejny. Trudno zebrać myśli, ciągle jesteśmy nastawiani na emocje, więc popołudnie ze wspinaczką na czas było wciągającym wydarzeniem. Widowiskowym do obserwowania, nawet znając podstawowe zasady, a nie specjalistyczne detale tego sportu. Nic dziwnego, że w Polsce wspinaczka cieszy się taką popularnością i zyskuje rozgłos nawet na hobbystycznym, amatorskim poziomie.

Reklama

Jak myślę o tej dyscyplinie, to naprawdę jest niewiele innych, gdzie tak bardzo uzależniasz się od malutkich detali. Trzeba uwielbiać to ryzyko, bo możesz przygotować się doskonale, a później decyduje jedno omsknięcie. To naprawdę jak rosyjska ruletka i wszystko dzieje się bardzo szybko. Ale to też magia tego sportu. Możesz być szybki, możesz być najlepiej przygotowany, możesz mieć kapitalną powtarzalność, a to nie zawsze gwarantuje zwycięstwo – mówił nam Peńsko.

POTRZEBA PERFEKCJI

Spiker zawodów również szedł w tę narrację, podkreślając magię tego sportu: wiemy, kto jest najlepszy, ale nie zawsze to najlepsi zakładają złoty medal. Nieobliczalność tych zawodów zobaczyliśmy również na Hali Uniwersytetu Medycznego w Lublinie. Jedna scenka ze wspinaczki mężczyzn: mieliśmy hiszpańsko-włoski ćwierćfinał, Erik Noya Cardona kontra Luca Robbiati, wyrównany pojedynek, obaj ruszyli, ale ten drugi potknął się już na starcie. Zawodnik z Barcelony mógł po prostu ruszyć do góry w dowolnym czasie, ale zachowując się fair play, też „spadł” na dół, aby powtórzyć rywalizację w uczciwych warunkach i rozumiejąc pech kolegi na pierwszych metrach. Obaj podeszli do biegu ponownie, ruszyli w świetnym tempie, byli na górze w tym samym, doskonałym czasie, zadecydowało 0,03 sekundy. Hiszpan miał 5.39 s, a Włoch 5.36 – i ten pierwszy pożegnał się z półfinałami i strefą medalową. Publika jednak niesamowicie doceniła jego charakter, grę sceniczną i chęć rywalizacji. To zdaje się najbardziej widowiskowa rywalizacja całego Pucharu Europy, chociaż Cardona bardzo na tym przegrał.

Kiedy spojrzymy na czasy wśród kobiet, w całej rywalizacji najszybciej biegała właśnie Ola Mirosław: 6,65 sekundy w 1/8 finału, 6,55 s w ćwierćfinale, później 6,38 s w małym finale. Tendencja zwyżkowa i kapitalne tempo. Aby wam to uzmysłowić: zwyciężczyni w finale Franziska Ritter miała 6,84 sekundy. Polka pokazała, że jest zdecydowanie najszybsza, ale pomyliła się i poślizgnęła w półfinale, co dało jej „tylko” brązowy medal. Magia, ale też na swój sposób nieuczciwość tego sportu – aby być najlepszym, nie trzeba być najszybszym. Trzeba jednak być perfekcyjnym, nie mieć ani jednej gorszej chwili. Wyobrażamy sobie, co dzieje się w głowie sportowca, na którego nałożona jest taka presja, a nie może popełnić ani jednej skuchy w głównym konkursie, gdy wyścig trwa tylko kilka sekund.

Widzieliśmy to już w eliminacjach, gdy Ola Mirosław popełniła podobny błąd i później musiała być perfekcyjna w drugiej serii, aby dostać się do głównego konkursu. Nie zawiodła, zrobiła swoje, ale plątanina myśli i różnych scenariuszy musiała już uderzać do głowy, tym bardziej kiedy wszyscy bliscy, rodzina, znajomi, koledzy z Lublina zgromadzili się na hali.

SZTUKA PODNOSZENIA GŁOWY

Nie patrzę na to jak na rozczarowanie, zrobiłam tego dnia tyle, ile mogłam, dałam z siebie maksa. Jest przegrana, ale to nie jest rozczarowanie, tylko kolejna lekcja, której muszę się nauczyć. To nie tak, że teraz siądę w domu i zaleję się łzami, bo skończył się dla mnie świat sportu i przeżyłam życiowy dramat. Po prostu podnoszę wysoko głowę i idę dalej – tłumaczyła nam Aleksandra Mirosław, u której widać efekty współpracy z psychologiem w ostatnim czasie.

Aleksandra Mirosław

Reklama

Czymś innym jest gonienie najlepszych i wygrana z perspektywy kopciuszka, a czymś innym utrzymywanie się na szczycie pod presją, gdzie każdy twój gorszy dzień jest wytykany palcem. Wiedzą o tym wszystkie numery jeden. Przeżyła i przeżywa to Iga Świątek w tenisie, z tym samym w swojej dyscyplinie mierzy się Ola Mirosław, bo wszyscy wiedzą, że biega znacznie szybciej niż konkurentki i wykonała tytaniczną pracę, aby odjechać reszcie.

Tylko znowu: nie mamy wątpliwości, że zagwarantuje nam topowe czasy, ale czy będzie bezbłędna we wszystkich biegach w Paryżu? Pod tym względem Lublin naprawdę był dobrym przygotowaniem, bo wszystko kręciło się wokół niej w medialnym przekazie, oczekiwaniach publiki, a także wśród komentarzy ekspertów wspinaczki.

Byłam bardzo podekscytowana startem w moim rodzinnym mieście. Sala była pełna, a wiem, że większość ludzi przyszła tutaj oglądać przede wszystkim mnie, bo jestem z Lublina. To dodatkowo ekscytuje. Myślę, że dostarczyłam wiele emocji i pokazałam, jaki czasem bywa sport. Cieszę się, że to wydarzyło się tutaj na Pucharze Europy w Lublinie, a nie za kilka miesięcy na igrzyskach w Paryżu. Będzie wiele wniosków z tego i jestem za to wdzięczna. W tamtym sezonie na mistrzostwach świata [również skończyła na trzecim miejscu – przyp. red.] też przypomniałam sobie, jaki sport jest nieobliczalny. To specyfika tej konkurencji, bo nie istnieje tutaj margines błędu – tłumaczyła nam Mirosław.

MISTRZOSTWA NIE OSIĄGA SIĘ NA ZAWODACH

To trzecie miejsce w Lublinie być może będzie przyczynkiem do przyszłego sukcesu i tak stara się na to patrzeć cały zespół Oli Mirosław. Emocjonalność tej dyscypliny jest porywająca, a tym bardziej da się to odczuć, współpracując tak blisko z trenerem i… mężem, bo w tych dwóch rolach odnajduje się Mateusz Mirosław.

To wielki przywilej móc być tak blisko swojej partnerki w strefie zawodniczej i przeżywać z nią to wszystko. To prawda, że jest to wyjątkowa i specyficzna relacja, ale myślę, że dobrze się w tym odnajdujemy. Dzielimy razem wszystkie emocje i uczucia. Próbowaliśmy już różnych metod, jak w tym funkcjonować, ale wiemy, że nie da się oddzielić tej sfery prywatnej i zawodowej. Nie można tego unikać, nie można próbować postawić granicy, dlatego nie wychodzimy z tych ról. Kiedy przynosimy do domu sukces albo porażkę, jesteśmy w tym wszystkim bardzo mocno razem – opowiadał nam mąż i trener rekordzistki świata.

Aleksandra Mirosław z mężem

Perspektywa startów mocno się zmieniła, gdy Ola Mirosław stała się dominatorką w tej dyscyplinie i wszystkie światła reflektorów zostały skierowane na nią. Wzrosły oczekiwania, wzrosła presja, wzrosły też wymagania, a to zawsze dodatkowy element trudny do zarządzania przez zawodnika. Biegaczka z Lublina coraz mocniej jednak oswaja się z tą rzeczywistością, wiedząc że Paryż będzie punktem kulminacyjnym w jej karierze. Sprowadzenie Puchary Europy do własnego miasta naprawdę mogło być namiastką tego, co czeka nas latem we Francji.

Nie ma łatwych startów, takie po prostu nie istnieją. Można być najszybszym, ale niestety jeden błąd i jesteśmy wyeliminowani. Zwłaszcza gdy odpadniemy od ściany. Zawsze nawet z wygranych startów staramy się z trenerem Mateuszem czerpać cenne lekcje i nauki. Doskonałość jest w pewnym sensie nieosiągalna i to też coś pięknego w tym sporcie. Ja przestałam dążyć do niej w zeszłym roku i zmieniłam myślenie. Cieszę się tym, co mam, jak daleko doszłam i uczę się na przyszłość. Pokochałam wspinaczkę za jej piękno, nieobliczalność, ale i brutalność. Też nie chcę wygrywać wszystkiego. Bycie najlepszym z takim zapasem czasowym sprawia, że niektórzy myślą, że to kwestia, aby tylko wyjść i pobiec. Ale kiedy ja zacznę tak myśleć, to już moment, kiedy najprawdopodobniej przegrałam. Mistrzostwa nie osiąga się na zawodach, tylko przygotowując się do zawodów. Głęboko w to wierzę. Ale mam już zdrowsze podejścia i chcę z tego korzystać, cieszyć się momentami, tworzyć historię i ciężko pracować na sukces – mówiła o swoich przemyśleniach Ola Mirosław.

Czasem zapominamy, jaki jest sport. To zdanie szczególnie zostanie z nami po LOTTO Pucharze Europy w Lublinie. Tego dnia śledząc z bliska przygotowania, emocje oraz starty polskiej rekordzistki zobaczyliśmy, jak piękna, ale zarazem bolesna bywa ta dyscyplina. Natomiast Ola ma rację: każdy wielki sukces potrzebuje mniejszych potknięć, bo nic nie daje cenniejszej nauki, niż czasem zatrzymanie się i zmiana perspektywy. Dla wielu brąz to byłoby spełnienie marzeń, dla niej to chwila do refleksji. Ale to tylko pokazuje wielkość, potencjał i oczekiwania jakie narosły wokół rekordzistki we wspinaczce na czas.

Fot. Newspix

Czytaj też:

Najnowsze

Ekstraklasa

Puchar Polski na już. Pogoń musi oderwać łatkę „zero tituli”

Jan Mazurek
4
Puchar Polski na już. Pogoń musi oderwać łatkę „zero tituli”

Igrzyska

Igrzyska

Ładne czy nie? I dlaczego akurat Adidas? Zamieszanie wokół strojów olimpijczyków

Kacper Marciniak
31
Ładne czy nie? I dlaczego akurat Adidas? Zamieszanie wokół strojów olimpijczyków

Komentarze

1 komentarz

Loading...