Reklama

Korona jak zwykle: niezła, ale czegoś jej brakuje

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

09 marca 2024, 17:24 • 4 min czytania 21 komentarzy

Korona Kielce mogłaby spokojnie – przy tym składzie personalnym i tym poziomie organizacji klubu – być drużyną środka tabeli Ekstraklasy. Tymczasem ekipa ze stolicy województwa świętokrzyskiego robi wszystko, żeby uwikłać się w walkę o spadek i brać w niej udział do samego końca. Dzisiaj kielczanie zagrali jak zwykle – byli nieźli, ale czegoś im brakowało. Czego? Nie do końca wiadomo. Jeśli Korona spadnie z ligi, czego nie można przecież wykluczyć, to tak właśnie napiszemy: czegoś jej zabrakło, ale nie do końca wiadomo czego.

Korona jak zwykle: niezła, ale czegoś jej brakuje

Jeśli mielibyśmy próbować zdefiniować to coś, czego nie ma w Kielcach, to krążylibyśmy pewnie wokół słowa wyrachowanie. Trudno nam ganić zespół, który chce grać ambitny futbol i faktycznie ma ku temu podstawy, bo tacy goście jak Remacle, Nono, Hofmayster czy Błanik naprawdę to potrafią i pokazywali to przecież na ligowych murawach nie raz. To nie jest wizja drużyn Wojciecha Stawowego, który wymyśla sobie zwykle zbyt romantyczny sposób gry w odniesieniu do posiadanych w zespole wykonawców. Niby wszystko powinno się więc zgadzać, ale jednak to, co Korona odwaliła przy pierwszym golu dla Cracovii, to jawna boiskowa gangsterka.

Najlepiej będzie pokazać to na screenach. Tak wyglądało ustawienie Korony sekundy przed tym, gdy „Pasy” stanęły przed bramkową okazją.

By po chwili dać się złapać na czymś takim…

Reklama

Ośmiu piłkarzy z Kielc wyszło do tego niezwykle wysokiego i ryzykownego pressingu. Za ambitne podejście do tematu? Brawa. Za wykonanie? Nagana. Goście nie musieli rozgrywać dynamicznych klepek w stylu Brazylii z 2002 roku, żeby w kilka sekund ominąć te zasieki Korony. A gdy już to zrobili, wyszli trzech na dwóch, bo kiedy podawali sobie piłkę, to do pomocy poleciał jeszcze Trojak, a Malarczyk z Zatorem zupełnie bez sensu zostali na własnej połowie, a przecież gdyby wyszli wyżej, nie zrobiłaby się taka dziura. Później wystarczyło, że Maigaard pośle piłkę do skrzydła, a tam Olafsson wykończył akcję tak pewnie, jak tylko potrafi.

Bardzo podobał nam się dzisiaj debiutant i to nie tylko dlatego, że strzelił pierwszego gola w tym spotkaniu. W pewnym momencie Wojciech Jagoda powiedział o nim coś w stylu: „ma prawie tak dobrze ułożoną nogę jak Jaroszyński”, ale coś nam się wydaje, że jego noga jest ułożona jednak zdecydowanie lepiej. Wszystko wychodziło Islandczykowi dziś z dużą łatwością – podania do środka, dochodzenie do piłki, przemieszczanie się pod pole karne, szybkie decyzje. W drugiej połowie obciął się przy golu, dlatego musieliśmy trochę obniżyć jego ocenę, niemniej – z pewnością był to bardzo obiecujący debiut.

Olafsson powinien kończyć mecz jeszcze z asystą, ale w zupełnie absurdalny sposób z jego podania nie skorzystał Maigaard. Duńczyk stanął przed szansą z kilku metrów. Wystarczyło, by tylko wepchnął piłkę do siatki, co było o tyle prostsze, że Dziekoński rzucał się w ciemno, zanim pomocnik Cracovii posłał w ogóle uderzenie. Piłkarz trochę stracił głowę i akurat dał futbolówkę tam, gdzie był młodzieżowy bramkarz z Kielc. Dziekoński, dla którego to drugi mecz z rzędu po powrocie do jedenastki, to najlepszy zawodnik dzisiejszego spotkania. Uratował tyłek swojej drużynie nie tylko przy wspomnianej akcji, ale też w końcówce, choćby wtedy, gdy z kilku metrów po dynamicznej akcji próbował Sokołowski. 

W końcówce ogólnie było bardzo gorąco – i jedni, i drudzy aż do ostatnich minut parli po zwycięską bramkę, więc kiedy już mecz się rozkręcił, to nawet najbardziej markotni koneserzy nie mieli na co narzekać. W drugiej połowie znacznie lepiej wyglądali koroniarze, którzy w końcu wcisnęli gola po stałym fragmencie gry (a konkretnie zrobił to Trojak). Drużynę z Kielc rozruszał trochę Dalmau, który może i był niedokładny, ale za to wszędobylski i bardzo ambitny. W drugiej odsłonie podciągnęli się także Nono i Remacle, w pierwszej części gry kompletnie niewidoczni. Nie podciągnęli się natomiast skrzydłowi, którzy dziś pozostawali największym problemem drużyny gospodarzy.

Za Koroną dwumecz, który nie miał prawa się przydarzyć. Jeśli walczysz o utrzymanie, to z wyjazdu do Lubina i meczu u siebie z Cracovią musisz ugrać zdecydowanie więcej niż jeden punkt – i to wymęczony w drugiej połowie. Paradoks tej sytuacji polega na tym, że – jak pisaliśmy we wstępie – nie bardzo wiadomo, czego kielczanom brakuje. Mogli się dziś podobać? No mogli. Jak zwykle. I jak zwykle daleko im do spokoju. Wciąż balansują na krawędzi. Wygląda na to, że tak będzie do końca sezonu.

Reklama

WIĘCEJ O WEEKENDZIE W EKSTRAKLASIE:

Fot. newspix.pl

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

21 komentarzy

Loading...