Reklama

Trela: Spłycona dyskusja. Czy środek ataku to główny problem ofensywy Rakowa?

Michał Trela

Autor:Michał Trela

21 lutego 2024, 08:47 • 11 min czytania 65 komentarzy

Od niemal roku, nawet gdy Raków Częstochowa wygrywa w lidze, to zwykle po męczarniach. Ewolucja z drużyny, która do perfekcji dopracowała grę bez piłki, w zespół czujący się jak ryba w wodzie w ataku pozycyjnym, rzadko przechodzi bezboleśnie. Zwłaszcza gdy kadra wciąż opiera się na graczach, których atuty najlepiej widać, kiedy dostaną przestrzeń. Rozwiązanie problemów Rakowa z atakiem wcale nie musi leżeć w jego obsadzie.

Trela: Spłycona dyskusja. Czy środek ataku to główny problem ofensywy Rakowa?

Temat poszukiwania skutecznego napastnika do Rakowa Częstochowa wałkowany jest przynajmniej od kilku lat. Mimo to wciąż nie udało się osiągnąć porozumienia co do definicji skutecznego napastnika. Jeśli rozumieć skuteczność słownikowo, czyli jako coś dającego pożądane wyniki, Raków miał skutecznych napastników. Marek Papszun w „Kwartalniku Sportowym” opisywał szczegółowo oczekiwania wobec piłkarzy grających u niego na tej pozycji. Strzelanie goli było dla niego raczej dodatkiem do innych wykonywanych przez nich działań niż celem samym w sobie. Działając w realiach niższych lig, trener, który stworzył współczesny Raków, musiał iść na różnego rodzaju kompromisy. Mając do wyboru rozliczanie napastnika z goli albo rozliczanie ich z pracy, jaką wykonują dla zespołu, zawsze wybierał drugą opcję. To praprzyczyna wszystkich obecnych dyskusji na ten temat. A wyniki przez wszystkie lata przyznawały byłemu trenerowi rację.

Realia jednak się zmieniły. Papszun nie pracuje już w Częstochowie. Raków nie gra w niższych ligach i może sobie pozwolić na wyższej klasy piłkarzy niż Sebastian Musiolik i Jakub Arak. I mimo że pracowitych i strzelających gole napastników potrafią znajdować w klubach ze znacznie mniejszymi budżetami, Raków wciąż nie może kogoś takiego sprowadzić. A nawet jeśli sprowadzał, nie potrafił go wykorzystać.

Ilja Szkurin, który właśnie strzelił w Stali Mielec dziesięć goli w dwudziestu meczach i bije się o tytuł króla strzelców, od Rakowa się odbił. Łukaszowi Zwolińskiemu umiejętności zdobywania bramek też nigdy nie brakowało. Dwucyfrową liczbę goli w sezonie był w stanie strzelić w każdym z trzech poprzednich klubów. Gdy jednak trafił do Rakowa, dyskusji o bramkostrzelnym snajperze nie uciął. Każe to podejrzewać, że nie ucięłoby jej także ściągnięcie Erika Exposito, Afimico Pululu czy Pedro Henrique, których przymierzało się do klubu spod Jasnej Góry w ostatnich miesiącach. Tego nie da się sprawdzić, ale są powody, by sądzić, że każdy z nich w Rakowie strzelałby mniej goli niż w Śląsku, Jagiellonii czy Radomiaku.

NAPASTNICY, KTÓRZY WYKORZYSTUJĄ OKAZJE

Reklama

Jeśli rozumieć skuteczność jako umiejętność wykorzystania nadarzających się szans, Raków też nie ma problemu ze skutecznością napastników. Zwoliński doszedł w tym sezonie do sytuacji wycenianych przez StatsBomb na 2,91 oczekiwanego gola. Dla jasności: oznacza to, że przeciętny napastnik z dokładnie takich okazji strzeliłby niespełna trzy gole. Zwoliński strzelił pięć. Ante Crnac miał sytuacje warte 3,06 bramki, a strzelił trzy, czyli porusza się dokładnie w granicach normy. W tym sezonie naprawdę nieskuteczny był tylko jeden napastnik Rakowa, czyli Fabian Piasecki, który miał wynik 1,55, a nie trafił ani razu, na co wpływ w dużej mierze zmarnowany rzut karny z Koroną Kielce. Wciąż jednak łączny wynik goli oczekiwanych napastników Rakowa to 7,52, a łączny wynik goli rzeczywistych to osiem. Są więc minimalnie na plusie albo przynajmniej robią to, co do nich należy.

W aktualnym zestawie nie widać ludzi pudłujących na potęgę. Z kimś takim mógł się kojarzyć Vladislavs Gutkovskis, napastnik numer jeden w mistrzowskim sezonie. Ale i on w skali całych rozgrywek był na minusie tylko minimalnie. Przy xg na poziomie 8,86 strzelił osiem goli. A Piasecki przy 6,06 trafił sześć razy. Bardziej rzuca się w oczy, że drużyna, która pewnie sięgnęła po mistrzostwo, wypracowała swoim napastnikom tylko niespełna 15 goli oczekiwanych. Jesus Imaz i Marc Gual z Jagiellonii, która biła się do samego końca o utrzymanie, mieli ich 21, mimo że ich zespół strzelił o 15 goli mniej.

Tu zaczynamy dochodzić do trzeciego rozumienia skuteczności napastnika, czyli po prostu kogoś, kto strzela wiele goli. Nieważne, czy marnuje przy tym wiele sytuacji, albo czy wykonuje założenia trenera. W rubryce gole mają być liczby, a nie cyfry. W tym sensie Raków skutecznego napastnika nie ma od lat. Być może jednak grzechem pierworodnym w tej kwestii wciąż są założenia modelu Papszuna, których trzyma się także Dawid Szwarga. Lepszy technicznie, szybszy, silniejszy napastnik pewnie strzeliłby w Rakowie trochę więcej goli niż Zwoliński, Crnac czy Piasecki – nie dlatego, że kopałby celniej od nich, ale dlatego, że doszedłby do sytuacji, do których oni nie dochodzą – ale wciąż byłoby to „trochę” więcej. Być może sposób gry, szlifowany przez Raków od lat, zwyczajnie nie sprzyja kreowaniu szans środkowym napastnikom. Kogokolwiek by w tej roli ustawić.

WYDZIERANIE SZANS Z GARDŁA

Spójrzmy na ostatni mecz z Piastem Gliwice (3:1). Raków strzelił w nim trzy gole. Dwa z nich przypadły napastnikom Crnacowi i Zwolińskiemu, co nie zdarza się tej drużynie często. Patrząc na suche liczby, Chorwat zanotował idealne wejście, bo w pół godziny strzelił gola, zaliczył asystę i wywalczył rzut karny. To jednak było wyciśnięcie absolutnego maksimum, patrząc na to, jak kształtowały się te sytuacje. Bramka to wspaniała i trudna technicznie główka po precyzyjnym dośrodkowaniu Srdjana Plavsicia, strzelona mimo bliskiej obecności obrońców Piasta. Prawdopodobieństwo trafienia w tej sytuacji według StatsBomb wynosiło 9%. Karny to wyprzedzenie interweniującego obrońcy o ułamek sekundy w gąszczu nóg i sprawdzenie kolejności zdarzeń przez VAR pod mikroskopem. Dopiero asysta w ostatniej akcji meczu odbywała się na większej przestrzeni, gdy większość graczy Piasta ruszyła już do przodu w poszukiwaniu wyrównania. Pewnie takiego wyrywania szans z gardła oczekują w Rakowie od napastnika, za którego są w stanie wydać spore – w skali polskiej ligi – pieniądze. I na coś takiego właśnie musi się nastawić potencjalny kandydat: na wyrywanie każdego gola z gardła. Bo raczej nic tu nie zostanie podane na tacy.

Reklama

Większość ligowych meczów Rakowa wygląda od przynajmniej roku bardzo podobnie do tego z Piastem. Męczarnie do momentu wyjścia na prowadzenie, a potem bezlitosne wykorzystywanie pojawiających się przestrzeni. Ten zespół przez lata był budowany pod kątem tego, co robi bez piłki. Gdzie się przesuwa, jak atakuje przestrzeń, kogo naciska, jak zabezpiecza, kiedy idzie do przodu. Najgroźniejszy zawsze był w ciągu kilku sekund po przechwycie, bezlitośnie zdobywając przestrzeń. Szczytowym momentem tego sposobu gry była jesień mistrzowskiego sezonu, gdy Raków po prostu zmiażdżył ligę. Od wiosny niemal wszyscy zaczęli się już nastawiać w meczach z nim przede wszystkim na przetrwanie, co od Rakowa w stopniu większym niż kiedykolwiek zaczęło wymagać umiejętności gry z piłką przy nodze.

Oczywiście ta ewolucja nie nastąpiła z dnia na dzień ani z rundy na rundę. Raków zmierzał w tym kierunku, odkąd pojawił się w Ekstraklasie i rósł jego status. Już wiosną sezonu mistrzowskiego było jednak widać, że ma z tym problem. Gdy rywal umiejętnie się zamurował, gdy po prostu oddawał mu piłkę, także częstochowianom nie było łatwo stwarzać sytuacje. Wtedy często ratowały ich stałe fragmenty gry egzekwowane przez Iviego Lopeza, ewentualnie jego strzały z dystansu. Z dziewięciu goli strzelonych przez Hiszpana w poprzednim sezonie, sześć zamieniało remisy w porażki. To były trafienia na wagę zwycięstw.

PROBLEMY Z OTWIERANIEM MECZÓW

Patrząc na podstawowe liczby, Raków nie ma w tym sezonie problemów z ofensywą. Strzelił 39 goli w 20 meczach, czyli niemal dwa na spotkanie. Więcej niż Pogoń Szczecin, uchodząca za piękną machinę do atakowania, więcej od Lecha, który ma więcej kreatywności w drugiej linii, więcej od Legii, która ma najlepszego indywidualnie rozgrywającego w lidze, od Śląska, który ma najlepszego napastnika ligi, więcej od Rakowa sprzed roku, a mniej jedynie od Jagiellonii. Średnia bywa jednak często kłamliwą statystyką. Wynik znacząco podbija demolka Zagłębia Lubin, które przeciwko częstochowianom zagrało skandalicznie, czy Ruchu Chorzów, który w meczu z nimi w ogóle nie bronił. Mediana ligowych trafień Rakowa w tym sezonie wynosi jeden. W tym sezonie Raków najczęściej strzela w meczu jednego gola. Czyli wcale nie tak dużo.

Raków, dopóki rywal ma czego bronić, czyli przynajmniej remisuje, najczęściej się męczy. Tracił punkty w aż połowie rozegranych w tym sezonie meczów. Nie potrafi odrabiać strat. Dziesięć razy na którymś etapie meczu przegrywał i zdołał wygrać tylko dwa z nich, połowę przegrywając. Średnia punktów z takich spotkań to 0,9, czyli niższa niż posiadana przez Jagiellonię, Lecha i Pogoń, a więc drużyny mające więcej rozwiązań w ataku pozycyjnym. Raków częściej niż w zeszłym sezonie pozwala rywalom wyjść na prowadzenie – przed rokiem też zdarzyło się to dziesięciokrotnie, ale przez 34 kolejki, a nie 20 – i rzadziej wychodzi z takich tarapatów – przed rokiem średnia wynosiła 1,10 pkt w meczu, w którym musiał odrabiać straty. Wyjątkowo źle wygląda pod tym względem na wyjazdach, gdzie sześć razy musiał odrabiać straty i pięć razy przegrał.

Bonus 300 PLN za wygrany zakład na gola Arsenalu w meczu z Tottenhamem!Bonus 300 PLN za wygrany zakład na gola Arsenalu w meczu z Tottenhamem!

Bonus 300 PLN za wygrany zakład na gola Arsenalu w meczu z Tottenhamem!

  • Postaw kupon singiel za min. 2 zł na zakład z oferty przedmeczowej na gola Arsenalu w meczu z Tottenhamem (typ zakładu: Arsenal Strzeli Gola – tak lub Arsenal – Liczba Goli – powyżej 0.5)
  • Jeśli typ okaże się poprawny, otrzymasz bonus 300 PLN!
  • Tylko dla nowych użytkowników. Rejestracja zajmuje 30 sekund

Kod promocyjny

SUPERWESZŁO

18+ | Graj odpowiedzialnie tylko u legalnych bukmacherów. Obowiązuje regulamin.

EWOLUCJA W STRONĘ DRUŻYNY OPARTEJ NA POSIADANIU

Rozwój Rakowa oraz zmiana jego postrzegania przez rywali sprawiły, że nie dało się już kontynuować budowania zespołu głównie przez pryzmat gry bez piłki, ale kadra wciąż jest w ten sposób tworzona. Dawid Szwarga chwali jednego czy drugiego zawodnika, mówiąc, że ma „DNA Rakowa”, czyli najczęściej, że jest bardzo szybki, wydolny, silny fizycznie, świadomy taktycznie i dobrze atakuje przestrzeń. Owszem, z każdym rokiem jest tam coraz więcej graczy łączących te cechy także z nienaganną techniką, ale kreatywność nie jest raczej pierwszą cechą, której poszukują w Rakowie, rozglądając się za wzmocnieniami.

Stąd potem takie mecze, jak większość spotkania z Piastem, w których przestrzeni nie ma absolutnie żadnych, w których dryblować trzeba na podstawce od piwa, w których trzeba przyjmować nienagannie, najlepiej kierunkowo i w których granie na dwa kontakty to już o jeden za dużo. I Raków nie ma wielu zawodników, którzy potrafią złamać schemat. Nie strzelają z dystansu, nie robią wyrw w obronie rywali, starają się wchodzić z piłką do bramki i nie robią niczego, co mogłoby stanowić element zaskoczenia, odstępstwo od planu. Jeśli spojrzeć na wygrane Rakowa w tym sezonie, tylko sześć razy bramka dająca mu prowadzenie padała z akcji. Czterokrotnie decydujący okazywał się stały fragment gry.

GORSZE STAŁE FRAGMENTY GRY

Porównując Raków rok do roku, nie sposób nie zauważyć, że drużyna nadal ewoluuje w prowadzącą grę i opierającą się na atakach pozycyjnych. O trzy punkty procentowe, do 56%, zwiększyło się średnie posiadanie piłki. Raków wymienia więcej podań, które częściej dochodzą do celu. Poprawiła się liczba jego dośrodkowań i ich celność, a zmniejszyła długość podań bramkarzy i liczba strzałów z dystansu. Więcej jest staranności w operowaniu piłką, więcej cierpliwości w rozegraniu, mniej bezpośredniego parcia na bramkę. Bo też tego wymaga od zawodników Szwargi zachowanie ich rywali.

Jednocześnie jednak, poza liczbą strzelonych goli – dlaczego trzeba na nią uważać, jest wyjaśnione powyżej – w niemal wszystkich statystykach ofensywnych Raków wypada gorzej niż przed rokiem. Stwarza średnio na mecz gorsze sytuacje (xg 1,25 do 1,50 przed rokiem) i gorsze okazje z gry (0,97 do 1,10). Oddaje mniej strzałów i ma mniej czystych okazji. Rzadziej strzela po kontratakach i po wysokim odbiorze piłki. Rzadziej udaje mu się też rajdami wedrzeć w tercję obronną rywala. Daje to obraz zespołu, który częściej jałowo posiada piłkę, przesuwając akcje od lewa do prawa, w poszukiwaniu jakiegoś przesmyku.

W takiej sytuacji ratunkiem mogłyby być stałe fragmenty gry, ale i one działają gorzej niż zwykle, na co wpływ pewnie ma wiele czynników. Od kontuzji Iviego Lopeza, ich podstawowego egzekutora z poprzednich lat, przez liczne zmiany i kontuzje w drużynie, po mniej czasu na treningi. Różnica jest jednak wyraźna. Raków strzela dwa razy mniej goli po stałych fragmentach gry w porównaniu do poprzedniego roku (0,2 na mecz do 0,47). Średni stały fragment gry oznacza obecnie 28% szans na strzelenie gola, przy 38% sprzed sezonu. Mistrz Polski oddaje po zagraniach ze stojącej piłki mniej strzałów, strzela dwa razy mniej goli po rzutach rożnych i ma wyraźnie mniej groźne rzuty wolne. Poprawił się jedynie w liczbie bramek po rzutach karnych, co można odczytywać jako efekt częstszego okupowania pola karnego rywala. To zawsze więcej okazji do przebitek, przypadkowych fauli, dotknięć piłki ręką. Główny „otwieracz do konserw” sprzed roku gdzieś się jednak zagubił.

GŁĘBSZY DYLEMAT: CZY MODYFIKOWAĆ MODEL POD NAPASTNIKA?

Niewykluczone więc, że w Rakowie stoją w obliczu innego dylematu. Obecnie starają się zjeść ciastko i mieć ciastko, czyli zachować model gry, który przyniósł im sukcesy i jednocześnie ściągnąć napastnika wypełniającego jego założenia i strzelającego dwadzieścia goli w sezonie. Skoro nie udało się znaleźć kogoś takiego przez kilka miesięcy od zakończenia rundy jesiennej, to znaczy, że nie jest to takie proste. Być może więc trzeba cofnąć się o pół kroku i spróbować rozwiązać problem inaczej: albo tak zmodyfikować założenia modelu Papszuna, by bardziej wyeksponować typowo strzeleckie walory napastników, czyli przestawić proporcje bardziej na trafianie do siatki niż na pracę bez piłki, albo zachować model, pogodzić się z tym, że dziewiątki Rakowa nie będą bić się o tytuł króla strzelców, ale poszukać kogoś bardziej kreatywnego, nieszablonowego i dobrze grającego na małej przestrzeni do ustawienia na dziesiątce.

Obecne dziesiątki, czyli te, które pozostały po kontuzji Lopeza i odejściu Sonny’ego Kittela, to zawodnicy o innych walorach: Bartosza Nowaka cechuje umiejętność wejścia w pole karne w odpowiednim momencie i kończenia akcji samemu, Yeboah najwięcej atutów ma w dryblingu, do którego jednak w Rakowie brakuje mu najczęściej miejsca. Najbliżej do pożądanej charakterystyki ma Władysław Koczergin, który jednak przez problemy zdrowotne Giannisa Papanikolaou i Bena Ledermana potrzebny jest piętro niżej. Z kimś, kto częściej potrafiłby zagrać penetrującą piłkę w pole karne, także napastnicy, którzy już są w Rakowie, mogliby strzelać więcej goli. Bo całkiem prawdopodobne, że rozwiązanie problemów Rakowa z napastnikiem leży nie w samym napastniku, a w sposobie gry zespołu i charakterystyce zawodników z drugiej linii. Charakterystyce, która może być pomocna w pucharach, gdzie umiejętność gry bez piłki jeszcze długo będzie dla polskich drużyn kluczowa dla przetrwania starć z silniejszymi rywalami, ale niekoniecznie sprzyja zdobywaniu kolejnych trofeów w Polsce.

Czytaj więcej o Rakowie Częstochowa:

Fot. Newspix

Patrzy podejrzliwie na ludzi, którzy mówią, że futbol to prosta gra, bo sam najbardziej lubi jej złożoność. Perspektywę emocjonalną, społeczną, strategiczną, biznesową, czy ludzką. Zajmując się dyscypliną, która ma tyle warstw i daje tak wiele narzędzi opowiadania o świecie, cierpi raczej na nadmiar tematów, a nie ich brak. Próbuje patrzeć na futbol z analitycznego dystansu. Unika emocjonalnych sądów, stara się zawsze widzieć szerszą perspektywę. Sam się sobie dziwi, bo tych cech nabywa tylko, gdy siada do pisania. Od zawsze słyszał, że ludzie nie chcą już czytać dłuższych i pogłębionych tekstów. Mimo to starał się je pisać. A później zwykle okazywało się, że ktoś jednak je czytał. Rzadko pisze teksty krótsze niż 10 tysięcy znaków, choć wyznaje zasadę, że backspace to najlepszy środek stylistyczny. Na co dzień komentuje Ekstraklasę w CANAL+SPORT.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

65 komentarzy

Loading...