Reklama

Świątek i dwa oblicza mistrzostwa. Polka w półfinale turnieju w Katarze

Szymon Szczepanik

Opracowanie:Szymon Szczepanik

15 lutego 2024, 18:59 • 4 min czytania 2 komentarze

Być mistrzem – to brzmi dumnie. Bez wątpienia w tenisowym fachu taki tytuł od dawna należy się Idze Świątek. Lecz mistrzostwo potrafi mieć różne oblicza. Perfekcję, dominację, kunszt udowadniany w każdym zagraniu. A także umiejętność cierpienia. Wygrywania kolejnych punktów, gemów i setów nawet wtedy, kiedy nie idzie. Dziś w spotkaniu z Wiktorią Azarenką Iga Świątek pokazała obie te twarze. W pierwszym secie grała bowiem przeciętnie, a i tak zdołała go zwyciężyć 6:4. Druga partia to już Świątek w wersji „The Greatest Hits”, która rozniosła rywalkę 6:0.

Świątek i dwa oblicza mistrzostwa. Polka w półfinale turnieju w Katarze

Żadnemu szanującemu się fanowi tenisa nie trzeba mówić, kim jest Wiktoria Azarenka. Białorusinka w swojej karierze potrafiła wygrać i obronić mistrzowski tytuł na Australian Open. Co ciekawe, w tym sezonie podobnej sztuki dokonała jej rodaczka, Aryna Sabalenka, więc jak widać, korty w Melbourne służą tenisistkom zza Bugu.

Może 34-latka ma już najlepsze lata za sobą, bowiem zajmuje 31. miejsce w rankingu WTA. Ale wciąż potrafi napsuć najlepszym tenisistkom sporo krwi, stąd Świątek musiała mieć się dziś na baczności. Nawet, jeżeli Doha to jeden z jej ulubionych turniejów. W końcu w Katarze Polka triumfowała podczas dwóch poprzednich edycji.

MISTRZYNI CIERPIĄCA

Iga znakomicie rozpoczęła dzisiejszy mecz, ale jeżeli komuś wydawało się zaledwie po pierwszym gemie, że dla Polki będzie to spotkanie lekkie, łatwe i przyjemne, to Azarenka szybko skorygowała takie podejście. Liderka rankingu WTA wprawdzie zdobyła breaka, lecz Białorusinka momentalnie zaliczyła przełamanie powrotne. I to ogrywając polską mistrzynię do zera.

Doświadczona tenisistka – poza feralnym dla siebie pierwszym gemem – na początku spotkania w ogóle sprawiała wrażenie, jakby rozszyfrowała polską mistrzynię. Dość powiedzieć, że trzy kolejne gemy przy własnym podaniu Azarenka zwyciężyła… do zera. I choć Iga także trzymała serwis, to można było powoli zadać sobie pytanie, czy w pierwszym secie będziemy mieli tie-breaka. A uwierzcie, że po dzisiejszym meczu Huberta Hurkacza nie mieliśmy z tym elementem gry dobrych skojarzeń.

Reklama

Iga grała bowiem przeciętnie. W ósmym gemie mogła nawet ponownie stracić serwis. Jednak utrzymała podanie, a później boleśnie odegrała się rywalce. Sama bowiem przełamała Azarenkę i tak, długimi fragmentami seta grając przeciętnie, doprowadziła do komfortowej sytuacji. To także cecha wielkich mistrzów – i to niezależnie od dyscypliny – że grając spotkanie, w którym ewidentnie się męczą, ostatecznie dowożą korzystny rezultat. Tak było w pierwszym secie tego spotkania, którego Iga wygrała 6:4.

POWRÓT DOMINATORKI

Druga partia została poprzedzona niemalże już tradycyjną przerwą, o którą Iga często prosi kiedy widzi, że nie wszystko na korcie przebiega po jej myśli. Po takiej przerwie tenisistka z Raszyna zwykle wychodzi w trybie niszczycielki rywalek. Tak było i tym razem.

Już jedna z pierwszych akcji pokazała, że w drugim secie Azarenka będzie musiała przypomnieć sobie swoje najlepsze momenty w karierze, by stawić czoła Polce. Iga w fenomenalny sposób wdawała się w wymianę piłek. Kiedy Wiktoria w pewnym momencie postanowiła zagrać bliżej siatki i posłała bardzo niewygodne uderzenie, Świątek odbiła je robiąc niemalże szpagat. Przy tym odegrała piłkę tak, że to Białorusinka nie zdołała jej sięgnąć.

Trudno zatem dziwić się, że Azarenka coraz częściej wdawała się w żywiołowe dyskusje ze swoim narożnikiem. Przecież sama nie obniżyła jakoś drastycznie poziomu gry. Ale pomimo tego, po trzech gemach miała już dwa przełamania straty. W pełni można było zrozumieć jej frustrację, bowiem dawała z siebie wszystko. Lecz na Świątek to było za mało.

Iga natomiast grała koncert. Jej forehand dziś był bezbłędny, a precyzji podczas zagrań backhandem pozazdrościliby najlepsi chirurdzy na świecie. Każde kolejne uderzenie Polki wywoływało efekt wow. A kiedy wydawało się, że już nic lepszego nie może wyczarować, Świątek posłała rywalce perfekcyjnego drop shota. Azarenka mogła tylko pogodzić się z wysokim wymiarem kary w drugim secie. Wynik brzmiał bowiem 6:0 dla liderki rankingu WTA.

Tym sposobem Świątek, pokazując mistrzostwo o dwóch różnych obliczach, awansowała do półfinału Quatar Open. Tam jej rywalką będzie zwyciężczyni meczu Karolína Plíšková – Naomi Osaka.

Reklama

Iga Świątek – Wiktoria Azarenka 2:0 (6:4, 6:0)

Fot. Newspix

Czytaj więcej o tenisie:

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
4
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”
Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
3
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Tenis

Komentarze

2 komentarze

Loading...