Reklama

Zakochany kibic Huracanu. Skąd wziął się Santiago Hezze?

Szymon Piórek

Autor:Szymon Piórek

16 stycznia 2024, 17:12 • 8 min czytania 9 komentarzy

Nazwisko Santiago Hezze coraz mocniej rezonuje w głowach polskich kibiców. W Grecji objawił się bowiem zdolny defensywny pomocnik i do tego z polskim paszportem. Nie ma się jednak co oszukiwać, że przyjęcie go – dzięki temu, że jego babcia była Polką – wiąże się wyłącznie z ułatwieniem sobie dalszego rozwoju kariery. Gry z orzełkiem na piersi nigdy nie traktował jako realnej opcji i to o argentyńskiej reprezentacji mówi jak o swojej. Skąd zatem wziął się ten 22-latek i w zasadzie o co cały ten raban?

Zakochany kibic Huracanu. Skąd wziął się Santiago Hezze?

Wszystko dlatego, że w zasięgu powołań PZPN znalazł się człowiek, który oprócz bycia przecinakiem potrafi grać piłką jako defensywny pomocnik. A w kadrze na tej pozycji mamy lej po bombie. Nie nastąpił on z dnia na dzień. W zasadzie powiększał się przez lata z powodu zalegania w nim Grzegorza Krychowiaka. Po zakończeniu przez niego kariery reprezentacyjnej nie jest wcale lepiej. W pięciu ostatnich meczach polska druga linia nie wyglądała dwa razy tak samo.

  • Łotwa: Damian Szymański – Piotrowski
  • Czechy: Damian Szymański – Slisz
  • Mołdawia: Dziczek
  • Wyspy Owcze: Slisz – Dziczek
  • Albania: Krychowiak

Wychowany przy Duco

A trzeba podkreślić, że w przeszłości testowano tam jeszcze m.in. Krystiana Bielika, Karola Struskiego, Szymona Żurkowskiego czy Karola Linettego. Santiago Hezze jawi się zatem jako zawodnik, który mógłby zaprowadzić porządek w środku pola reprezentacji Polski i wprowadzić nieco stabilności na tej kluczowej pozycji. Ale czy oprócz paszportu jest cokolwiek, co łączy go z naszym krajem?

W zasadzie moglibyśmy się nad tym nie rozwodzić i powiedzieć krótko: „Nie!”. Hezze nie mówi po polsku. Zdaje sobie sprawę ze swoich korzeni – z Polski pochodzi jego babcia – ale nigdy ich nie kultywował. Mało tego, można go nazwać lokalnym argentyńskim patriotą.

Urodził się w Buenos Aires i dorastał nieopodal Estadio Tomasa Adolfo Duco. Ten obiekt wzniesiony w stylu art deco stał się dla niego wręcz świątynią, a miejscowy Huracan jedyną wyznawaną religią. Kibicowanie Globo wypił z mlekiem matki. Jest bowiem siostrzeńcem legendy tego klubu, Antonio Mohameda. Ojciec Santiago – Julio – również pozostaje związany z futbolem: pracował w Monterrey. Na mecze chodził natomiast z ciocią Patricią.

Reklama

Odrzucony kibic Huracanu

Grałem tam na boisku od najmłodszych lat i trwało to aż do momentu, kiedy przeszedłem do pierwszej drużyny. Będąc w rezerwie nigdy się nie poddawałem. Miałem wiele marzeń, ale głównym było zostanie mistrzem z Huracanem. Mam piękne wspomnienia. Na stadion zacząłem chodzić z ciotką Patricią, która zabierała mnie z kuzynami Nayibem, Shayrem i Mayrą. Kiedy byliśmy starsi, zaczęliśmy jeździć na każde spotkanie u siebie i na wyjeździe sami lub z przyjaciółmi. Z utęsknieniem czekałem na weekend, żeby pojechać na mecz – powiedział na łamach „Clarin” Hezze.

Będąc kibicem Huracanu, pomocnik miał ogromną motywację, żeby przebić się do pierwszej drużyny. Właśnie przez to Santiago Hezze przez długi czas cierpiał. Odrzucano go przez kilka lat i nie mógł na stałe przebić się do najważniejszej młodzieżowej ekipy. 22-latek stał się klasycznym przykładem na to, jak kluby często postępują z wychowankami. Pomijają swoich juniorów, bo wiedzą, że lokalny chłopak nigdy nie wystawi ukochanej drużyny. A Hezze był zagorzałym kibicem Huracanu. Za klubowe barwy oddałby wszystko, a jego poświęcenie widać m.in. na zdjęciu z mediów społecznościowych. Można zobaczyć go tam jako dziecko, które uczepiło się krat wejścia na stadion. Wszystko po to, żeby z bliska obejrzeć swoich idoli, z Javierem Pastore na czele.

To był dla mnie trudny czas. Byłem pełnym marzeń chłopakiem, który chciał grać jak najwięcej, a nie dostawał tylu szans. Potrzebowałem pomocy, każdy by jej potrzebował. Spędziłem blisko cztery lata bez gry w klubie, który kocham. Zachowałem jednak spokojną głowę w obliczu problemów. Od najmłodszych lat wpajano mi, że jeśli otrzymasz szansę, musisz ją złapać i trzymać ze wszystkich sił. Pomocna w tym wszystkim była moja rodzina i przyjaciele. Ważną lekcję dał mi również wujek, który wyjaśnił mi, jak funkcjonuje środowisko sportowe – stwierdził w „Ole” Hezze.

Jak wściekły byk, jak bulterier

Za namową wujka Antonio Mohameda – człowieka, który jest wychowankiem Huracanu, a później grał dla Boca Juniors, Ameriki czy Monterrey – nie opuścił macierzystego klubu i walczył o swoją szansę. W końcu ona przyszła. Trener Nazareno Brindisi wypatrzył filigranowego Hezze i wprowadził w profesjonalne struktury młodzieżowych zespołów Globo. Młody Santiago nie miał najlepszych warunków fizycznych, a obecnie mierzy 182 centymetry. Okazało się, że długie oczekiwanie na szansę było odpowiednią motywacją dla pomocnika. Nie stracił nic ze swojej ambicji. Szybko robił postępy i piął się w klubowej hierarchii. Już w wieku 18 lat zadebiutował w pierwszej drużynie, a dwa lata później został jednym z najmłodszych kapitanów Huracanu w historii.

Na boisku był bowiem wojownikiem, z krwi i kości Quemeros – palaczem, bo tak zwyczajowo mówiono na kibiców Huracanu ze względu na zlokalizowaną nieopodal stadionu spalarnię śmieci. Nie odpuszczał nawet przez moment. Sam również potwierdził, że taki sposób gry tylko wzmógł się u niego, gdy trenerem został Diego Dabove.

Diego Dabove i jego sztab trenerski każdego dnia wiele od nas wymagają. Zaszczepili w nas temat zdrowego jedzenia i dbania o siebie. A potem na ich rozkaz gramy na boisku na zabój. Mamy zostawić wszystko albo zginąć. Dzięki temu doskonale zarządzają grupą – powiedział Hezze. To z nim w drugiej linii i Dabove’em na ławce Huracan zajął czwarte miejsce w lidze argentyńskiej – najwyższe od momentu powrotu Globo do elity.

Reklama

Nasza reprezentacja: Argentyna

Swoim stylem gry przypominał wszystkich nieustępliwych argentyńskich środkowych pomocników pokroju Leandro Paredesa czy Rodrigo de Paula, którzy jak piranie kąsają rywali, walczą o swoje terytorium i chronią kolegów. Z tego powodu szybko zaczęły się nim interesować europejskie kluby. Anderlecht był nawet blisko pozyskania go za osiem milionów euro, ale temat wyłożył się na ostatniej prostej. Sam Hezze spokojnie podchodził do kwestii transferu na Stary Kontynent. Wiedział, że wciąż jest młody, ma wiele do poprawy i musi się sporo nauczyć. Dlatego też czerpał z rodzimych wzorców.

Teraz bardzo mocno przyglądam się piłkarzom, którzy grają w naszej reprezentacji narodowej. Paredes, Guido Rodriguez to piłkarze, którzy mają podobną charakterystykę i sposób gry do mojego. Często ich obserwuję – zdradził 22-latek.

I tu należy się zatrzymać, bo pomimo tego, że Hezze nie trafił do Anderlechtu, latem zeszłego roku pozyskał go Olympiakos za cztery miliony euro. Gra już w Europie i żeby poprawić swoją sytuację na rynku, zdecydował się odebrać polski paszport. Pomaga mu w tym, że nie jest już zaliczany do piłkarzy spoza Unii Europejskiej, a w niektórych ligach obowiązują limity na takich zawodników. Stał się zatem atrakcyjniejszym kąskiem dla lepszych klubów od Olympiakosu, a także rozwiązuje kłopot greckiej ekipie, w której jest jeszcze czterech innych graczy spoza Starego Kontynentu.

Matty Cash 2.0?

Czy Hezze myślał o tym, że dzięki polskiemu paszportowi będzie mógł wystąpić z orzełkiem na piersi? Nie. To Argentynę traktuję jako swoją ojczyznę, a Albicelestes to jego drużyna narodowa. Sam PZPN nie zdawał sobie z tego sprawy, ale podobnie było w przypadku Matty’ego Casha. Jednak czy jeśli zgodzi się na grę w Biało-Czerwonych barwach – de facto takie same ma Huracan – powinniśmy rezygnować z takiego piłkarza?

Nie będziemy rozważać kwestii kulturowych czy narodowej dumy, bo niedawno z trudem przez gardło przechodziło niektórym osobom w PZPN powołanie dla Casha, a mimo to zawodnik Aston Villi nadal znajduje się w naszej kadrze, dobrze się do niej wkomponował (w szatni, piłkarsko szału nie ma), pomimo że nadal nie potrafi powiedzieć zbyt wielu słów w naszym języku. Niemniej jednak pod względem sportowym trafił nam się los na loterii. Nie jest to może jackpot i główna nagroda, bo gdyby tak było, reprezentacja Argentyny z pewnością już by się zainteresowała Hezze. Ale na nasze warunki 22-latek mógłby być solidnym wzmocnieniem.

Hezze to jeden z czołowych defensywnych pomocników ligi greckiej. Znajduje się m.in. na podium pod względem liczby odbiorów na mecz, a także w TOP 20 statystyki przechwytów. Lepszym obrazem tego, jak gra Argentyńczyk z polskim paszportem jest porównanie go z Damianem Szymańskim, którego styl znamy. Regularnie stawia się bowiem na zgrupowaniach kadry. I tak – zgodnie z danymi ze StatsBomb – Hezze jest lepszy zarówno pod względem odbiorów (1,75 do 0,64), jak i przechwytów (7,56 do 6,89). Wykonał również więcej udanych akcji defensywnych w przeliczeniu na 90 minut (10,56 do 9,7) i mimo niemal identycznych warunków fizycznych wygrywa więcej pojedynków powietrznych (2,88 do 1,96). Tyle, jeśli chodzi o obronę.

W kreacji zawodnik Olympiakosu wykonuje mniej podań (49 do 56), ale na to składa się większa liczba zagrań Szymańskiego do tyłu, a także ich specyfika. Argentyńczyk woli wchodzić w małą grę, o czym świadczy średnia długość podań zarówno wszystkich (średnio o dwa metry mniejsza), jak i długich (średnio o ponad osiem metrów mniejsza). W ataku obaj są dość ograniczeni i nawet pomimo tego, że Polak zaliczył w tym sezonie cztery asysty, to wyższy wskaźnik asyst spodziewanych ma Hezze (0,57 do 0,44). Dokładając do tego lepsze przygotowanie techniczne, Argentyńczyk jawi się jako piłkarz lepszy niż Szymański i ze zdecydowaniem większym polem do rozwoju. Jest bowiem młodszy o sześć lat.

A trzeba dodać, że Szymański wybiegł w ostatnich dwóch meczach kadry w podstawowym składzie. Jeśli selekcjoner miałby do dyspozycji Santiago Hezze, wystawiłby go kosztem piłkarza AEK? To pytanie czysto teoretyczne, ale może nam pomóc w odpowiedzi na inną kwestię. Czy w kontekście wzmocnienia reprezentacji Polski schowamy narodową dumę do kieszeni, pójdziemy za światowym nurtem penetrowania piłkarzy z innych państw w poszukiwaniu ich korzeni i powołamy Hezze? Czy jednak nadal będziemy tkwić w przekonaniu, że to godzi w integralność kadry i powołamy tylko zawodników z naszego kraju? Wtedy musielibyśmy się też poważnie zastanowić nad dalszym funkcjonowaniem w reprezentacji Casha.

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Urodzony z piłką, a przynajmniej tak mówią wszyscy w rodzinie. Wspomnienia pierwszej koszulki są dość mgliste, ale raz po raz powtarzano, że był to trykot Micheala Owena z Liverpoolu przywieziony z saksów przez stryjka. Wychowany na opowieściach taty o Leszku Piszu i drużynie Legii Warszawa z lat 80. i 90. Były trzecioligowy zawodnik Startu Działdowo, który na rzecz dziennikarstwa zrezygnował z kopania się po czole. Od 19. roku życia związany z pisaniem. Najpierw w "Przeglądzie Sportowym", a teraz w"Weszło". Fan polskiej kopanej na różnych poziomach od Ekstraklasy do B-klasy, niemieckiego futbolu, piłkarskich opowieści historycznych i ciekawostek różnej maści.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Rumak: Dlaczego było tak mało sytuacji? Sam szukam odpowiedzi na to pytanie

Piotr Rzepecki
7
Rumak: Dlaczego było tak mało sytuacji? Sam szukam odpowiedzi na to pytanie

Piłka nożna

Ekstraklasa

Rumak: Dlaczego było tak mało sytuacji? Sam szukam odpowiedzi na to pytanie

Piotr Rzepecki
7
Rumak: Dlaczego było tak mało sytuacji? Sam szukam odpowiedzi na to pytanie

Komentarze

9 komentarzy

Loading...