Reklama

„Berlin, mamy tu diament”. Piątkowski podejmuje ryzykowną misję ratunkową Granady

Dominik Piechota

Autor:Dominik Piechota

05 stycznia 2024, 13:17 • 6 min czytania 8 komentarzy

Kamil Piątkowski został wypożyczony do Granady i zaprezentowany jako „klejnot”, co oznacza, że przynajmniej przez pół roku będziemy mieli kolejnego Polaka w Hiszpanii obok Roberta Lewandowskiego. Żeby lepiej oddać wam realia drużyny z miasta Alhambry: to druga najgorsza defensywa ligi z 40 straconymi bramkami w 19 meczach, nie potrafiła wygrać w lidze od 26 sierpnia, a z Pucharu Króla została wyrzucona za nieprzepisowe wystawienie zawodnika. Ale w 2024 rok Granada weszła z ambitnym postanowieniem – nowy rok, nowa ja – i zagrała najlepszy mecz w tym sezonie. Piątkowski przychodzi z ryzykowną misją utrzymania w LaLiga, ale z całą pewnością zbierze minuty i pokaże się na tle najlepszych.

„Berlin, mamy tu diament”. Piątkowski podejmuje ryzykowną misję ratunkową Granady

Ten ruch 23-letniego środkowego obrońcy jest obarczonym sporym ryzykiem. Może bardzo łatwo wpisać sobie spadek do CV, bo aktualnie Granada jest przedostatnią drużyną LaLiga, z pięcioma punktami straty do Sevilli czy Celty Vigo, sześcioma do Alaves czy siedmioma do Mallorki. Rywale blisko nich mają znacznie większy potencjał piłkarski, a ci o porównywalnych umiejętnościach punktowali w pierwszej rundzie o wiele lepiej. Andaluzyjczycy musieliby całkowicie odmienić swoje oblicze, przede wszystkim defensywne, aby uratować ligę. I między innymi dlatego zgłosili się po Kamila Piątkowskiego – defensora grającego jesienią w dwóch pełnych meczach Ligi Mistrzów – w poszukiwaniu jakości. Spodobało im się choćby to, jak wyglądał na tle Realu Sociedad (0:0). Więc wszystkie ręce na pokład.

Odjeżdża im ostatni pociąg

Szanse na spadek są naprawdę spore, bo przez całą rundę ekipa z Nuevo Los Carmenes ugrała tylko 11 punktów. Pierwsze i jedyne czyste konto zachowała na początku stycznia w meczu z bezpośrednim rywalem Cadizem (2:0), co było symbolicznym podaniem tlenu Granadzie. Na tę wygraną zawodnicy z Andaluzji czekali od 26 sierpnia – przez wiele miesięcy po prostu byli chłopcem do bicia, który miał przebłyski w ofensywie, ale wyglądał jak drużyna absolutnie podzielona, dziurawa i niezorganizowana. Piątkowski trafia do outsidera, ale w momencie największej nadziei na odwrócenie tej sytuacji.

Reklama

W najgorszym wypadku wróci z wypożyczenia do Salzburga i poszuka kolejnej szansy. Ale zakładamy, że Piątkowski i agenci wierzą w złoty strzał w Hiszpanii i odbicie się w jego karierze. Bo chociaż Granada szoruje dno tabeli, to jednak jest klubem o dobrym oknie wystawowym, czego najlepszym przykładem jest sprzedaż Bryana Zaragozy, jednego z najlepszych dryblerów ligi, do Bayernu Monachium za 13 mln euro po ledwie kilkunastu meczach w LaLiga. Na pewno łatwiej promować się tam napastnikom, bo w ostatnich latach nastoletni Samu Omorodion (potencjalnie następca Alvaro Moraty) został wykupiony przez Atletico, a Luis Suarez przez Marsylię.

Na korzyść Piątkowskiego na pewno działa to, że Andaluzyjczycy obserwowali go jeszcze w czasach gry dla Rakowa i mają o nim bardzo dobre zdanie. Nawet forma prezentacji mogła się podobać, bo nawiązali do kultowego serialu „Dom z papieru”, gdy Piątkowski niesie wiadro z piwami Alhambry i mówi: „Berlin, to naprawdę jest diament”. Nie ściągają go na sztukę, tylko z pełnym przekonaniem, że biorą jakościowego środkowego obrońcę potrzebującego szansy i zaufania. Przy tak niestabilnej defensywie jest niemożliwe, aby Polak nie otrzymał swoich szans. Tym bardziej, że gdy ściągnęli na jego pozycję rok starszego Bruno Mendeza z Corinthians, ten po kilku treningach zadebiutował na środku obrony. Piątkowski przychodzi rywalizować z najlepszymi, bo tylko najbliższe kolejki to poważne testy z Betisem, Atletico czy Barceloną w lutym.

 

Zimowy szał zakupowy

Chociaż jesteśmy na półmetku sezonu, to dla Granady ostatni czas na reakcję, żeby nie obudzić się z ręką w nocniku. Widzimy to po działaniach dyrektora sportowego Matteo Tognozziego, który już na początku roku zakontraktował bramkarza Augusto Batallę, dwóch stoperów – Bruno Mendeza i Piątkowskiego – a wkrótce ma też dopiąć powrót defensywnego pomocnika Martina Hongli z Hellasu. To jasno pokazuje kierunek – z przodu jest potencjał, ale defensywa przecieka absolutnie i potrzebuje nowego szkieletu. Jako „transfer” Granada chce też traktować odbudowę Jesusa Vallejo, który miał w ostatnich miesiącach sporo problemów osobistych.

Reklama

Dla polskiego stopera pozytywną wiadomością jest nowe otwarcie w klubie z miasta położonego u stóp Sierra Nevada. Chcąc zmienić dynamikę tych rozgrywek, stawiają na zupełnie nowe twarze. W być może przełomowym spotkaniu z Cadizem (2:0) od razu zagrali debiutanci Augusto Batalla i wspomniany wcześniej Bruno Mendez. Pod koniec listopada pracę stracił trener Paco Lopez, a teraz to Urugwajczyk Alexander Medina, podejmujący pierwszą pracę w Europie, próbuje uratować LaLigę. Były szkoleniowiec Velezu czy Internacionalu poprowadził zespół dopiero w pięciu spotkaniach – w tym czasie zremisował z rozgrywającym fantastyczny sezon Athletikiem i przełamał się z Cadizem, ale też „poczęstował” punktami bezpośrednich przeciwników jak Sevillę czy Celtę Vigo.

Gdy trener Cacique Medina przyszedł do Granady, zdiagnozował kilka głównych problemów do naprawy, takich jak absolutnie dziurawa defensywa, fatalnie bronione stałe fragmenty gry i bardzo złe wyprowadzenie piłki, przez które drużyna traci mnóstwo goli. Choć jego tożsamość i upodobania z natury są ofensywne, to wie że przyszedł na Stary Kontynent pracować na swoje nazwisko właśnie poprzez uzdrowienie obrony. I dlatego Piątkowski choćby w elemencie wyprowadzenia futbolówki może zagwarantować mu coś ekstra. Polak nie będzie też mógł narzekać na brak pracy w tyłach. Granada zwykle nastawia się na kontry, bezpośrednie granie i szybkie przejścia do ataku, aby skorzystać z błyskotliwości Bryana Zaragozy czy naturalnej agresji albańskiego napastnika Myrto Uzuniego.

Póki co urugwajski trener metodą prób i błędów szuka swojej optymalnej jedenastki, przemodelowując głównie defensywę. Akurat stoperów w kadrze ma aż sześciu, lecz pytanie, kto zostanie jego zaufanym żołnierzem: na razie najwięcej gra doświadczony Ignasi Miquel, chociaż kibice bardzo na niego narzekają, Raul Torrente nie przekonywał miesiącami, Jesus Vallejo musi się odbudować, Bruno Mendez już zadebiutował, a Kamil Piątkowski podobnie jak poprzednik przychodzi zacementować tyły Granady. Kluczem będzie nie zgasić tego entuzjazmu, który wywołała tak wyczekiwana wygrana z Cadizem. Inaczej prędzej niż później Granada będzie wracać do drugoligowych realiów.

Idzie pokazać się jako „swój”

W Hiszpanii jest takie bardzo znane powiedzenie: „Kto nie widział Granady, ten nie widział niczego”. 230-tysięczne urokliwe miasto ze słynną twierdzą Alhambra, ośnieżonymi szczytami łańcucha górskiego Sierra Nevada czy średniowiecznymi wpływami ostatniego państwa muzułmańskiego, jest perełką na mapie Półwyspu Iberyjskiego. Jako doświadczenie dla Kamila Piątkowskiego to może być niepowtarzalna okazja . Na takim poziomie regularnie jeszcze nie grał, a tylko w styczniu może zmierzyć się z Isco, Alvaro Moratą, Antoinem Griezmannem, Borją Mayoralem czy Masonem Greenwoodem, o ile szybko przekona do siebie trenera Alexandra Medinę.

Klimat do piłki również jest tam ciekawy, bo stadion Nuevo Los Carmenes jest jednym z najchętniej wypełnianych w lidze. Na każdym meczu pojawia się średnio ponad 17 tysięcy fanów, mimo że obiekt pomieści około 19 tysięcy. Zwykle Granada może liczyć na ponad 90% frekwencji – to przypadek podobny jak u Girony czy Cadizu. Mało, skromnie, kameralnie, ale wiernie. I to mimo beznadziejnych rezultatów w tym sezonie i poważnego widma spadku.

Kamil Piątkowski pakuje się do projektu, w którym jest więcej ryzyka upadku niż szans na wypromowanie się, ale jeśli to wypali, jego kariera może naprawdę przyspieszyć. Tym bardziej gdy pojawia się szansa na spróbowanie się w topowej lidze Europy, każdy myślałby o tym, aby z tego skorzystać. Zwłaszcza jeśli mówimy jedynie o półrocznym wypożyczeniu i pilnej potrzebie zmian w składzie. Polak przychodzi ratować jedną z najgorszych defensyw lig top 5, a Granada bierze się za ekspresowe zakupy, aby ten pociąg o nazwie LaLiga nie odjechał im na dobre. Od pasa w górę to nie najgorsza ekipa, ale za to nie ma specjalnych nagród.

Piątkowski uwierzył w noworoczną obietnicę „nowy rok, nowy ja” i wskoczył na ten statek z bardzo trudną misją ratunkową. Ale do wygrania potencjalnie jest naprawdę wiele, gdyby pokazał swoje umiejętności w lidze hiszpańskiej. Obserwatorzy nie pozwalają tam zginąć utalentowanym jednostkom.

WIĘCEJ O LA LIGA:

Fot. Granada CF

Kiedy tylko może, ucieka do Ameryki Południowej, żeby złapać trochę fantazji i przypomnieć sobie, w jak cywilizowanym, ułożonym świecie żyjemy. Zaczarowany futbolem z krajów Messiego i Neymara, ale ciągnie go wszędzie, gdzie mówią po hiszpańsku albo portugalsku. Mimo że w każdym tygodniu wysłuchuje na przemian o faworyzowaniu Barcelony albo Realu, od dziecka i niezmiennie jest sympatykiem wielkiej Valencii. Wierzy, że piłka to jedynie pretekst, aby porozmawiać o ważniejszych sprawach dla świata, wsiąknąć w nową kulturę i po prostu ruszyć na miejsce, aby namacalnie dotknąć tego klimatu. Przed ołtarzem liga hiszpańska, hobbystycznie romansuje z polskim futbolem.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Komentarze

8 komentarzy

Loading...