Reklama

„Na dziś szatnia nie jest gotowa na presję walki o awans”. Dariusz Banasik o jesieni GKS-u Tychy

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

18 grudnia 2023, 16:06 • 10 min czytania 3 komentarze

Trener GKS-u Tychy, Dariusz Banasik podczas poniedziałkowego śniadania prasowego podsumował rundę jesienną w wykonaniu swojego zespołu. Przeszła ona najśmielsze oczekiwania, co nie znaczy, że padały tylko pytania lekkie, łatwe i przyjemne.

„Na dziś szatnia nie jest gotowa na presję walki o awans”. Dariusz Banasik o jesieni GKS-u Tychy

Tyszanie są wiceliderem I ligi, mając tyle samo punktów, co prowadząca Arka Gdynia i to mimo przełożonego meczu z Górnikiem Łęczna. Przed sezonem panowały wyjątkowo stonowane nastroje. Do drużyny przychodzili głównie młodzi zawodnicy, a wyjściowy poziom zaufania do ludzi z Pacific Media Group był mocno ograniczony, dlatego trudno było o optymizm, zwłaszcza że pierwszoligowa stawka wyglądała na najmocniejszą w historii (przynajmniej tej najnowszej).

GKS jednak w takich okolicznościach zaskoczył wszystkich. Zaczął od czterech zwycięstw z rzędu, a zakończył trzema zwycięstwami z rzędu. Środek był słabszy: w jedenastu meczach wywalczono 13 punktów i doznano sześciu porażek, ale całościowy bilans oznacza, że klub z ulicy Edukacji jest już w zasadzie pewny utrzymania i może skupić się na kolejnych celach.

Nie do końca lubię takie rzeczy, ale przed sezonem zakładałem, że jeśli na koniec roku będziemy mieli 30 punktów, to poczujemy się naprawdę zadowoleni. Zdobyliśmy cztery punkty więcej i mamy mecz zaległy. To sprawia, że musimy obrać zupełnie nowe cele na wiosnę. Wcześniej rozmawialiśmy z zarządem o spokojnym, bezpiecznym graniu w środku tabeli i ogrywaniu młodzieży. W tym momencie nie wyobrażam sobie, żebyśmy nie walczyli o najwyższe cele, nawet o bezpośredni awans. Byłbym niepoważny, gdybym mówił o środku tabeli czy utrzymaniu. Jeżeli można powalczyć o Ekstraklasę już teraz, nie ma co czekać – rozpoczął Dariusz Banasik.

W środku rundy graliśmy bardziej w kratkę, ale wydaje mi się, że zespół nie miał większego kryzysu. Trudniejszym momentem był jedynie pucharowy mecz z Legią, który mentalnie trochę nas popchnął w dół. Totalnie nam nie wyszedł. Konsekwencją tamtej porażki były potem ligowe przegrane z Lechią Gdańsk, gdy mieliśmy niewiele ponad dwie doby na regenerację, i GKS-em Katowice. Generalnie jednak drużyna przez całą rundę utrzymywała dobrą dyspozycję. Cieszę się, że jest duża rywalizacja, gra wielu młodych zawodników i bardzo dobrze wyglądamy fizycznie. Nawet pod koniec rundy, przy trudnych warunkach atmosferycznych, unikaliśmy kontuzji. Oczywiście zawsze mogło być jeszcze lepiej. Przytrafiały nam się wpadki, jak w Głogowie z Chrobrym czy w Rzeszowie z Resovią. Skoro nie potrafiliśmy wtedy wygrać, to powinniśmy przynajmniej zremisować – kontynuował.

Reklama

50-latek przyznał, że z premedytacją zakładał szczyt formy na początek i koniec jesieni, spodziewając się trudniejszego okresu w środkowej części. GKS zaczynał od trzech z rzędu spotkań wyjazdowych, by następnie zmierzyć się u siebie z Wisłą Kraków. Mając taki rozkład jazdy, nie było co czekać na powolne rozwijanie skrzydeł.

Przygotowaliśmy zespół typowo pod dobry start – tak samo postąpiłem w Radomiaku po awansie, ponieważ zaczynaliśmy od Lecha i Legii. Miałem wkalkulowane, że później może nastąpić spadek formy, ale jednocześnie czułem, że możemy znów przyspieszyć pod koniec rundy, gdy będziemy mieli serię meczów w Tychach i właśnie tak się stało. Gdybym podszedł do tematu klasycznie, czyli pierwsze mecze zaczął jeszcze z ciężkimi nogami zawodników, moglibyśmy się szybko zakopać na dole tabeli, zwłaszcza biorąc pod uwagę skalę zmian kadrowych i zamieszanie związane z przejęciem klubu. Taki błąd popełniłem w Sosnowcu, kiedy przesadziłem z przygotowaniami. Zawodnicy latem ciężko trenowali, żeby być gotowymi na całą rundę, co oznaczało, że na początku jeszcze nie czuli się optymalnie. No i zwolnili mnie po czterech kolejkach, bo zdobyliśmy w tym czasie trzy punkty. Przyszedł Darek Dudek i potem miał serię zwycięstw, co skończyło się awansem do Ekstraklasy – wspominał.

Nie mogło zabraknąć wątku sędziowskiego. – W paru meczach, zwłaszcza wyjazdowych, miałem spore zastrzeżenia do pracy sędziów. Nie chcę, żeby było to źle odebrane, ale w tych przegranych spotkaniach nie brakowało kontrowersji. Na Arce Gdynia należał nam się ewidentny rzut karny, potem zaczęliśmy grać w osłabieniu. W Rzeszowie faulowano naszego bramkarza, a sędziowie to zvarowali na czerwoną kartkę.

Banasik uważa, że w temacie upomnień dla piłkarzy i trenerów wiele zrobić się nie da. – Rozmawiamy z zawodnikami, ale kartki są wkalkulowane, to część gry. Nie wyobrażam sobie, żeby Nemanja Nedić był mniej agresywny, bo to jest jego temperament i sposób bycia. To samo Jakub Budnicki. Nawet gdybyśmy bardzo często o tym rozmawiali, nie sądzę, żebyśmy mogli diametralnie odmienić ich podejście. Nie wydaje mi się, żeby był to aż tak duży problem. Ktoś wypada, inny wchodzi i próbuje się pokazać. Problem robi się wtedy, gdy w jednym momencie wypadnie nam trzech zawodników, jak przed meczem z GKS-em Katowice. Wtedy trudno było poukładać skład. Witkor Żytek musiał zagrać na obronie, później też przesunęliśmy tam Jakuba Bierońskiego. Kartki trenerskie? Także o tym dyskutujemy, w miarę możliwości staramy się to kontrolować, ale nie tylko nasz sztab je dostaje. To są emocje, a sędziowie stali się strasznie wyczuleni. Za machnięcie ręką można od razu wylecieć. Takie czasy – stwierdził szkoleniowiec.

Reklama

Banasik poruszył także temat zbliżającego się okna transferowego. Z jednej strony jest zadowolony z rywalizacji w zespole i jego funkcjonowania jako całości. – Indywidualnie nie mamy może wielkich gwiazd, jeśli jednak zespół jest zgranym kolektywem, łatwiej później przejść szczebel wyżej – zauważył.

Z drugiej, nie ukrywa, że już teraz widzi potrzebę wzmocnienia składu i pójścia innym tropem niż latem. – Już jakoś ponad miesiąc temu ustaliliśmy, że zimą będziemy chcieli wzmocnić skład. Życzyłbym sobie 2-3 konkretne transfery piłkarzy z doświadczeniem, którzy od razu będą w stanie dać jakość i wejść do gry, a nie być „do rywalizacji”. Prowadzimy rozmowy. To między innymi nazwiska, z którymi już pracowałem – ujawnił.

Banasik był do bólu szczery jeśli chodzi o ocenę obecnej kondycji psychicznej swojej drużyny w kontekście zmiany celów. – Uważam, że na tę chwilę szatnia mentalnie nie do końca jest gotowa, żeby sprostać presji związanej z walką o awans. Pokazał to mecz z Legią i niektóre mecze, gdy mogliśmy wskoczyć na fotel lidera i od razu przegrywaliśmy. Od tego jesteśmy my, żeby reagować na takie rzeczy i wzmocnić zawodników mentalnie. Druga runda będzie pod tym kątem znacznie trudniejsza. W szatni jest wielu młodych zawodników, czasami potrzeba czegoś innego. Na wiosnę ta drużyna może być gotowa, ale na tu i teraz są braki w tym aspekcie, aczkolwiek na koniec było już lepiej. Przed ostatnim meczem ze Stalą Rzeszów w ogóle nie rozmawialiśmy, że jak wygramy, to będziemy w czubie tabeli. Żadnej motywacji, podejście bardziej na luzie i może to jest sposób, żeby aż tak mocno chłopaków nie cisnąć, bo mogą sobie z tym nie poradzić – analizował trener.

I dodaje: – Doświadczenie jest tu bardzo ważne. Jako trener się zmieniam, różnych rzeczy próbowałem. Każda szatnia jest inna. W Radomiaku miałem zupełnie inną niż tutaj, było więcej motywacji i krzyku. W Tychach potrzeba więcej psychologicznego podejścia. Naprawdę dobrze drużynę poznaje się w momentach kryzysowych. Obyśmy tu takich nie mieli, ale myślę, że to dobra szatnia. Mamy świetną atmosferę, dawno takiej nie widziałem, aczkolwiek wiele robią wyniki, one ją nakręcają.

Jeśli chodzi o letnie nabytki, najgłośniejszymi byli doświadczeni Bartosz Śpiączka i Przemysław Mystkowski. Obaj na razie furory nie robią. Śpiączka zdobył trzy bramki, co nie jest wynikiem powalającym na kolana. Mystkowski ma tylko jedną asystę, na dodatek w ostatnich tygodniach był zmiennikiem. Banasik obu podopiecznych tłumaczył podobnie: dość późne przyjście, ominięcie części lub całości przygotowań, problemy w poprzednim klubie. Liczy, że po dobrze przepracowanej zimie obaj pokażą pełnię swoich możliwości. – Patrząc na profil Bartosza, żałuję, że nie mamy teraz takiego zawodnika jak Krzysztof Wołkowicz. On idealnie by go obsługiwał dograniami ze skrzydła – zażartował.

W których momentach Dariusz Banasik czuł największe zadowolenie z gry GKS-u Tychy?

Najbardziej podobał mi się mecz z Wisłą Kraków, zwłaszcza pierwsza połowa. To samo mogę powiedzieć o pierwszej połowie z Motorem Lublin. Uważnie analizowaliśmy Motor i wiedzieliśmy, że czeka nas bardzo trudne zadanie. Największa radość była jednak po wygranych z Polonią Warszawa i Termaliką, gdy wychodziliśmy z 0:2 na 3:2. Z Termaliką już nie wierzyłem, że możemy wygrać w 95. minucie i gdy doprowadziliśmy do remisu, krzyczałem do chłopaków, żeby szanowali wynik, a oni poszli za ciosem i wygrali. Futbol czasami jest brutalny, a czasami piękny. Do tego dochodziły podteksty, bo trener Mariusz Lewandowski zastępował mnie w Radomiaku. Nie powiem, że nie miało to znaczenia. Na koniec pomyślałem, że życie czasami oddaje. Po takim meczu wejście do szatni jest czystą przyjemnością. Wtedy najmocniej buduje się pewność siebie zespołu – odpowiedział.

Zapytany o wciąż niezadowalającą frekwencję, stwierdził, że ze względu na pojemność stadionu nawet 5 tys. widzów nie robi wrażenia, choć to już przyzwoite liczby. – Sukcesem byłoby podniesienie frekwencji o 2-3 tysiące. Aby wypełniać trybuny jak z Legią, musielibyśmy być w Ekstraklasie i regularnie gościć największe marki – podkreślił.

Zatrudnienie Banasika w Tychach odbierano jako pozytywne zaskoczenie. Wydawało się, że jego status spokojnie pozwala mu na kontynuowanie trenerskiej kariery w Ekstraklasie. On sam przyznaje, że miał z niej oferty, tyle że od klubów walczących o utrzymanie. Na tym tle projekt przedstawiony przez GKS prezentował się ciekawiej. Banasik podkreślił również, że od początku wiedział o szykującej się zmianie właściciela i pod tym kątem prowadził rozmowy, zaprzeczając, by kiedykolwiek czuł, że jego posada szybko stała się zagrożona.

Mam bardzo dobry kontakt z właścicielami. Porównując z innymi klubami, w których pracowałem, ich podejście jest zupełnie inne, bardziej nowoczesne i to mi się podoba. Nawet w trudniejszych chwilach nie było nerwowo, tylko pytania, w czym pomóc i co możemy zrobić lepiej. Nie znaczy to, że w poprzednich klubach wszystko było złe. Z panem Sławkiem Stempniewskim do dziś mam dobry kontakt, dopiero co odwiedziłem nowy stadion Radomiaka, zjadłem obiad z zarządem. Tak to powinno wyglądać, że nawet jeśli się rozstajemy, to bez palenia mostów – zaznaczył.

Pytanie, jak będzie wyglądała jego przyszłość. Obecny kontrakt obowiązuje tylko do końca trwającego sezonu. – Są jakieś opcje przedłużenia, wiem, że klub jest zadowolony z mojej pracy. Mamy się spotkać z zarządem w tej sprawie i będziemy rozmawiać. Zobaczymy, jak się to rozwinie, pewne rzeczy trzeba ustalić i jasno określić. Do czerwca na pewno tu będę i zrobię wszystko, żeby ten zespół grał jak najlepiej – tutaj od Banasika nie dało się wyciągnąć czegoś konkretniejszego, ale czuć było, że zależy mu, aby tak czy siak w przyszłym sezonie znaleźć się w Ekstraklasie.

Najlepiej byłoby oczywiście zrealizować ten cel z GKS-em Tychy, skoro już trafiła się taka szansa i nie liczyć jedynie na doczekanie finiszu rozgrywek w barażowej szóstce. – Baraże to zawsze pewna loteria. Piłkarze są bardziej spięci, mniej ryzykują. Ostatnie lata pokazują, że często baraże wygrywają zespoły, które wchodzą do nich w ostatniej chwili, bo na dany moment znajdują się w lepszej formie, są na fali wznoszącej. Jeśli jest możliwość, trzeba zrobić wszystko, żeby awansować bezpośrednio – mówi Banasik i trudno z nim polemizować.

Jakie są plany przygotowań? Piłkarze mają wolne do 8 stycznia. Przez następne trzy tygodnie będą trenowali u siebie, zmierzą się wtedy z GKS-em Katowice, GKS-em Jastrzębie i Hutnikiem Kraków. Następne wyjadą na obóz do Chorwacji, gdzie w ramach turnieju rozegrają cztery mecze, a po powrocie wyszlifowaną formę sprawdzą z Zagłębiem Sosnowiec. – Fajnie, że w Chorwacji mamy turniej, to też jakaś ranga i stawka, a nie typowe sparingi – cieszy się Banasik.

Później już zacznie się walka o spełnienie marzeń tyskich kibiców, u których w ostatnich latach apetyty już kilka razy zostały mocno rozbudzone i na koniec nie udawało się ich zaspokoić. Słowa o aktualnej kondycji mentalnej szatni sugerują, że gdyby wiosna miała zacząć się teraz, ponownie byłby z tym duży problem, ale do lutego jeszcze wiele może się zmienić. A być może, paradoksalnie, takie deklaracje to też element ściągania presji z zawodników…

CZYTAJ WIĘCEJ O GKS-IE TYCHY:

Fot. FotoPyK/Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

1 liga

Komentarze

3 komentarze

Loading...