Może na puchary jest trochę za krótki, ale w lidze Fabian Piasecki powinien brylować. Strzelił najładniejszego gola w sezonie 21/22. Obronił ten tytuł w kolejnych rozgrywkach, co czyni z niego wręcz specjalistę od efektownych trafień. Póki co… nie kandyduje do odbioru statuetki po raz trzeci z rzędu, bo przez całą jesień nie strzelił żadnego gola w Ekstraklasie. Nawet brzydkiego. To istne kuriozum.
Lepszej okazji do przełamania się niż dzisiaj Piasecki już miał nie będzie. Jeśli w końcu się przełamie, prędzej czy później do tego pewnie dojdzie, to będzie musiał wysilić się bardziej niż w swoim ostatnim meczu w 2023 roku. Raków wygrywał 1:0 z Koroną Kielce i dostał rzut karny w siódmej minucie doliczonego czasu gry. Zwycięstwo było już pewne. Wystarczyło strzelić, pożegnać się z kibicami i zejść do szatni. Koledzy oddali jedenastkę nieskutecznemu Piaseckiemu, akurat żeby przełamał się przed świętami i zasiadł do wigilijnego stołu z czystą głową, a potem, jak to się ładnie mówi, wrócił silniejszy.
Piasecki strzelił… Forenc obronił.
Dopadł do dobitki… Forenc obronił.
Jakieś fatum. Oczywiście, Piasecki nie był pierwszym wyborem Dawida Szwargi w lidze, nie dobił nawet do pięciuset minut, ale jednak: pojawił się na boisku w czternastu spotkaniach i ANI RAZU nie trafił do siatki. Strzelił dwa razy w eliminacjach, ukąsił Sporting w fazie grupowej Ligi Europy, mimo wszystko miał duże zaufanie szkoleniowca. Jego bilans ligowy jest nie do obronienia. Piasecki grał tak, że kibice Rakowa tęsknili za Gutkovskisem, co powinno mówić samo za siebie.
Kto włączył mecz Rakowa z Koroną w osiemdziesiątej minucie, ten niczego nie stracił. Wcześniej oglądaliśmy bicie głową w mur gospodarzy (taka mizeria, że nawet nie ma sensu tego opisywać, uwierzcie na słowo). Zaryzykowalibyśmy nawet, że dopiero w ostatnim kwadransie (licząc z doliczonym) to spotkanie się w ogóle rozpoczęło.
Najpierw strzeliła Korona, lecz gola anulował VAR.
Potem strzelił Raków (prawidłowy gol, samobój Malarczyka).
Następnie Korona mogła mieć karnego, gdyby nie głupota Dalmau.
Na końcu był ten karny Piaseckiego.
To wszystko wydarzyło się na przestrzeni kilkunastu minut, zatem końcówka była całkiem niezła i dopakowana. Żałujemy przede wszystkim, że system wideo odwołał tego gola dla Korony, bo gdyby ta bramka została uznana, jej powtórka latałaby właśnie po wszystkich mediach społecznościowych. Raków nacisnął z pressingiem, a kielczanie zaczęli sobie klepać. Wymienili pięć podań z pierwszej piłki, wychodząc w ten sposób spod własnego pola karnego. To piąte było prostopadłą piłką na Konstantyna, który wyłożył futbolówkę do Dalmau, napastnik tylko dołożył nogę. Kapitalnie to wszystko zagrało. Kiedy widzimy tego typu rozegrane akcje u zagranicznych drużyn, zastanawiamy się, dlaczego nasze tak nie mogą.
A jednak mogą. I to wcale nie czołowe, bo Korona może przezimować w strefie spadkowej. Trafienie nie zostało uznane przez drobny szczegół: w końcowej fazie tej akcji Konstantyn przyjmował sobie piłkę ręką, co wychwycił system VAR. Sędzia Tomasz Musiał biegał do monitora jeszcze dwa razy. Nie zauważył ani przewinienia przed jedenastką wykonywaną przez Piaseckiego (Trojak zagrał ręką), ani ręki Kovacevicia w polu karnym (Bośniakowi się upiekło, bo choć jego zagranie było ewidentne, to wcześniej rywala faulował Dalmau). Przy golu Rakowa pomogło trochę szczęście. Nowak wykonał róg, Forenc krzyknął „moja”, ale minął się z piłką, która trafiła w uchylającego się Malarczyka i wpadła do siatki.
Nic wielkiego.
Mizerne pożegnanie z mizerną rundą w wykonaniu Rakowa Częstochowa.
WIĘCEJ O RAKOWIE CZĘSTOCHOWA:
- Raków zagrał bardzo dobry mecz?! To przy bardzo złym byłoby chyba 0:20?
- „Pojedynek gołej dupy z batem”. Atalanta upokorzyła Raków
- Paraliż ofensywy. Oceniamy piłkarzy Rakowa za Ligę Europy
- Dlaczego Raków musiał odpaść z europejskich pucharów?
Fot. FotoPyK