Reklama

Janczyk z Birmingham: Błędne koło przemocy. Legia, Aston Villa, kibice i policja – wszyscy przegrali

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

01 grudnia 2023, 13:22 • 8 min czytania 77 komentarzy

Blisko pięćdziesięciu zatrzymanych kibiców Legii Warszawa. Ranni policjanci i fani z Polski. Obrazki płonących ulic z Birmingham, które poniosły się po świecie. Po meczu z Aston Villą znów tematem numer jeden nie jest to, co dzieje się na boisku. Przegrali więc wszyscy.

Janczyk z Birmingham: Błędne koło przemocy. Legia, Aston Villa, kibice i policja – wszyscy przegrali

Zaczęło się spokojnie. Od samego rana na ulicach Birmingham odnotowano wzrost polskiej populacji. Jak w wielu angielskich metropoliach, nasi rodacy są jedną z najliczniejszych mniejszości, ale miejscowi tym razem słyszeli śpiewy „Legia Warszawa”, a nie potok trudnych do zrozumienia i wymówienia słów w obcym języku w komunikacji miejskiej, w drodze do pracy.

Ktoś robił sobie zdjęcie na moście Ozzy’ego Osbourne’a, sławnego kibica Aston Villi. Rzekomo najpopularniejszego, choć Książe William mógłby się za to obrazić. Po drodze na stadion w dzielnicy Aston mijamy zresztą dom, w którym Osbourne dorastał. Albo raczej: ruderę, pustostan, potencjalne przyszłe muzeum.

West Midlands chwali się, że dzięki serialowi „Peaky Blinders” odwiedza je rocznie ponad sto milionów turystów. Czterdzieści milionów przyjeżdża do samego Birmingham. Złośliwi twierdzą, że Anglicy dopisują sobie jedno zero do statystyk, bo nie jest możliwe, żeby w mieście, w którym nie ma niczego do roboty, pojawiło się tylu turystów.

Birmingham chwali się diamentową jakością, odwołując się do chlubnej dzielnicy „Jewellery Quarter”. Muzeum jubilerskie? Zamknięte.

Reklama

Birmingham chwali się wspomnianym już show BBC. Muzeum więziennictwa? Zamknięte.

Żeby zobaczyć cokolwiek związanego z rodziną Shelbych, najlepiej z Birmingham wyjechać. Poza miastem, w Black Country, znajdziemy odtworzone muzeum-wioskę, w którym kręcono część serialu. Reszta powstała w Liverpoolu i w studiu. Small Heath od dawna nie zieje skażeniami z fabrycznych kominów, więc stolica przemysłowej rewolucji nie może już nawet odegrać na małym ekranie siebie sprzed lat.

Złośliwi mogą mieć trochę racji.

Aston Villa – Legia Warszawa. Cały świat mówi o awanturze w Birmingham

Są jednak ciut ważniejsze spory i nieco istotniejsze racje, którymi wczoraj żyły ulice Birmigham. Gdy kibice Legii Warszawa zaczynali gromadzić się wokół stadionu, nic nie zwiastowało nadchodzącej katastrofy. Przecinali się z fanami Aston Villi na każdym kroku. W fast foodzie na rogu jedni i drudzy ramię w ramię wsuwali mizernej jakości fish and chips. Pub „Witton Arms”, w którym w dniu meczowym mogą bawić się tylko kibice The Villans, otoczono blaszanym ogrodzeniem.

Niepotrzebnie, nikt nie zamierzał szturmować jego bram. Gromadki przyjezdnych po drugiej stronie ulicy rekompensowały sobie niedostępność klasycznej pubowej pinty browarem z puszki. Gdzieś w tle słychać muzułmańskie modlitwy. Przebija się przez nie hasło „mistrzem Polski jest Legia”. Nikt nie traci szalika, ba, można sobie nawet taki kupić. Bazarowe stoiska oferowały jedne i drugie barwy w przystępnej cenie. Na jednym z nich prowizoryczna reklama głosiła: rękawiczki za cztery funty. Łapie przymrozek. Sporo zapominalskich na ulicach. Ktoś ma łeb do interesów. Gdyby ktoś przekonywał wtedy, że władze miasta Birmingham mają rację, zakazując kibicom Legii Warszawa wstępu na stadion, zostałby uznany za wariata. Policjanci odgradzają ulicę i spokojnie pytają:

Reklama

– Are you a Villa fan?

Kilka kilometrów dalej buzuje już jednak frustracja. Władze Legii od dłuższego czasu negocjują z lokalnymi działaczami. Kilka tygodni wcześniej Aston Villa zredukowała liczbę biletów dla fanów z Polski. Tłumaczyła to wydarzeniami w AZ Alkmaar, co od początku było kuriozalne, biorąc pod uwagę, że w Holandii nie tylko polscy kibice, ale i przedstawiciele klubu, spotkali się z systemową ksenofobią.

Osiągnięto porozumienie. Wejść miało 1700 przyjezdnych z Polski. Aston Villa zmieniła jednak zdanie. Wpuści 890. Mnóstwo osób miało już zabukowane loty, zarezerwowane hotele. Wiadomo było, że mimo tych przepychanek polecą do Anglii. Od kilku dni krążyła informacja: albo wchodzimy wszyscy, albo wcale.

Legia starała się wytłumaczyć miejscowym, że jeśli nie zastosują się do ustaleń, będą mieli blisko dwa tysiące ludzi na ulicach całego miasta, zamiast 1700 osób w wyznaczonym sektorze stadiony. Anglicy nie rozumieli. Dosłownie. Gdy zamykali ludzi na parkingu, a ci wcale nie kierowali się do bram wejściowych stadionu, pytali zdezorientowani:

– Dlaczego oni nie wchodzą na mecz? Mają bilety.

Aston Villa nie rozumiała, co się dzieje

Na zrozumienie sytuacji było już jednak za późno. Tłum wściekłych, podpitych ludzi to zawsze ryzyko niekontrolowanego wybuchu. Legioniści dorwali znaki drogowe, race, drabiny, krzesła i wszystko inne, co było pod ręką. Ulica na chwilę zapłonęła, więc obrazki z awantury były wyjątkowo efektowne. Policja z Birmingham twierdzi, że starcia trwały 90 minut.

Funkcjonariusze z West Midlands, zaprawieni w boju od walk z gangami, oznajmili, że czterech z nich doznało niegroźnych obrażeń. Jednego zabrano do szpitala. Ranne zostały dwa policyjne konie i dwa psy. Ranni zostali także kibice z Polski, niekoniecznie ci z pierwszej linii awantury. Tak jak wściekły, podpity tłum grozi niekontrolowanym wybuchem agresji, tak też kilkuset zaatakowanych policjantów niesie ze sobą ryzyko równie brutalnej odpowiedzi.

Od Peaky Blinders do przestępczej stolicy Anglii. Historia gangów Birmingham [REPORTAŻ]

Nie można stosować wymówek i usprawiedliwień. Kacper Tobiasz, który powiedział, że organizatorzy sami prosili się o kłopoty, poszedł o krok za daleko. Faktem jest jednak to, że Aston Villa zamiast sobie pomóc, postanowiła sobie zaszkodzić. Zbyt łatwo byłoby przedstawić ten obraz, jako sytuację czarno-białą, procentowo rozdzielić winę i rozejść się do domów. Kibice Legii nie powinni rozpętać piekła pod stadionem. Aston Villa nie powinna ich pod stadionem trzymać.
Przyjmując kibiców tak, jak w Warszawie przyjęto fanów The Villans, naraziłaby się co najwyżej na to, że ktoś rozrusza stypę, jaka panuje na Villa Park podczas spotkań i przekrzyczy gospodarzy, tworząc show, które przecież tak imponowało i Unaiowi Emery’emu, i piłkarzom, i gościom. Tam Anglicy byli w mniejszości, więc gdyby fani Legii byli hordą brutali polującą na głowy rywali, walki oglądalibyśmy już w stolicy.

Wybrali konfrontacyjne podejście, które skończyło się – co za niespodzianka – konfrontacją.

Aston Villa nadal jednak kompletnie nie rozumiała, co właściwie dzieje się w Birmingham i jak można było sobie z tym poradzić. Gdy starcia dogasały, klub ogłosił za pośrednictwem telebimów, że kibicom Legii Warszawa zakazano wejścia na stadion i sektor gości pozostanie pusty. Pochwalili się, że powstrzymali przed wejściem na obiekt ludzi, którzy nawet nie zamierzali na niego wchodzić.

Z trybun wyprowadzano natomiast pojedynczych kibiców Legii, którzy dostali się na sektory gospodarzy. Kupili bilety, ale gdy okazali radość po golu i zdemaskowali swoje pochodzenie, zostali błyskawicznie wyrzuceni pod eskortą policji. Uznano ich za niebezpiecznych.

Niezrozumienie doskonale widać było, gdy kierownik ds. bezpieczeństwa angielskiego klubu próbował za wszelką cenę przekonać polskie media, że puli biletów wcale nie zredukowano do 890. Jego zdaniem było ich ponad tysiąc, bo wliczyć w to trzeba także wejściówki dla zaproszonych gości, VIP-ów i działaczy. Do jednego worka wrzucił ultrasów, wyjazdowiczów i partnerów biznesowych.

Być może tu należy szukać wytłumaczenia dla absurdalnej decyzji o zatrzymaniu autokaru z grupą VIP-ów z Warszawy, którą najpierw przetrzymano pod stadionem, a potem odesłano do hotelu. Meczu nie zobaczyli.

Policja traktuje kibiców jak bydło, kibice traktują jak bydło policję

Na koniec dnia wszyscy są wściekli, zawiedzeni i rozczarowani. Kluby przerzucają się oświadczeniami i odpowiedzialnością. Policja przypina sobie ordery za właściwą reakcję. Kibice przypinają jej kolejny powód do nienawiści, którą prędzej czy później okażą. Pewnie już nie w Birmingham, ale w ramach zasady ACAB nie będzie to miało dla nich znaczenia.

Mało kto zwraca uwagę na złożoność tego problemu i na to, że tak naprawdę wszyscy przegrywają.

W Alkmaar kibiców potraktowano jak bydło, zupełnie bezpodstawnie.

W Warszawie kibiców Lecha potraktowano jak bydło, zupełnie bezpodstawnie.

W Birmingham kibice potraktowali jak bydło policję, zupełnie bezpodstawnie. Przemoc nie może być odpowiedzią. Nigdy i nigdzie.

Środowisko kibicowskie ma problem z agresją. Nie udawajmy, że nie. Policja ma problem z tym, jak traktuje kibiców, nie udawajmy, że nie. Jedni i drudzy nakręcają swoimi działaniami kolejne fale agresji. Akcja-reakcja, zrzucenie winy na drugą stronę, powtórka. Koło się kręci. Problem mają także działacze, którzy nie rozumieją tego procesu. Próbują przewidywać, ale są w tym kiepscy. Szukają odpowiedzi i rozwiązań w złych miejscach.

Wydarzenia z Birmingham kompletnie przyćmiły to, że Legia Warszawa na Villa Park dała – przy współudziale gospodarzy – porządne, piłkarskie show. To naprawdę mógł być mecz, który każdy wspominałby tak samo mile, jak ten w Warszawie. Nie będzie, a najwięcej straci na tym Legia. Ci, którzy mówią, że jest w Europie niedostrzegana i niesprawiedliwie traktowana, mają trochę racji. Trzeba jednak dodać, że pośrednio dzięki sobie.

Gdyby pod Villa Park 1700 kibiców pokazało, że są kompletnie niegroźną grupą, której przez fałszywy osąd zakazano obejrzenia spotkania ukochanej drużyny, w świat poszły obrazki zmarzniętych, niewłaściwie potraktowanych fanów. Nikt nie będzie jednak płakał za awanturnikami.

Kibice Aston Villi zmienili swoje nastawienie w ciągu kilkunastu godzin. Rozmawiając z nimi wcześniej, można było usłyszeć dobre słowo o atmosferze na Ł3 i żal, że Legia nie pojawi się na ich obiekcie. Po ataku na policję twierdzą, że policja zadziałała jak trzeba, podejmując właściwą decyzję.

Można uznać, że ich zdanie ma najmniejsze znaczenie, ale wystarczy sprawdzić, w jaki sposób sytuacja została przedstawiona na całym świecie. Nikt nie cytuje oburzonych piłkarzy Legii Warszawa, którzy wzięli kibiców w obronę. Mało kto zwraca uwagę na stanowisko klubu. Wiralem są filmy z latającymi znakami i słowa policjantów o wyjątkowej brutalności polskich kibiców.

Nikt nie rozstrzyga, kto prowokował, kto przyłożył rękę, kto dorzucił swoje trzy grosze. Światu wystarczy efekt, który zapisano na konto Legii. Efekt, który będzie ciągnął się latami i stanie się fundamentem pod kolejne tego typu historie. Jedni będą chcieli się zabezpieczyć, inni tego nie zrozumieją, kolejni się wściekną.

***

„Boi się nas policja angielska, boi się nas także holenderska” – zwykli śpiewać. I w tym jednym temacie, po jesiennych występach, panuje akurat pełna zgoda.

WIĘCEJ O MECZU ASTON VILLA – LEGIA WARSZAWA:

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Liga Konferencji

Komentarze

77 komentarzy

Loading...