Reklama

Trzej muszkieterowie i poszukiwania D’Artagnana. Jak w tegorocznym Pucharze Świata wypadną Polacy?

Łukasz Poznański

Autor:Łukasz Poznański

25 listopada 2023, 10:37 • 13 min czytania 0 komentarzy

Doczekaliśmy się. W fińskiej Ruce zawodnicy oddali już pierwsze skoki, teraz pora na walkę o punkty i zwycięstwa. Na co stać naszych? Czy dla któregoś z polskich reprezentantów ten sezon będzie przełomowy? Serce każdego fana skoków znad Wisły nosi nadzieję na nieoczywisty sukces lub kolejne rozdziały dopisane do trwającej od lat, wspaniałej historii. Czy Polacy zapewnią nam jedno lub drugie?

Trzej muszkieterowie i poszukiwania D’Artagnana. Jak w tegorocznym Pucharze Świata wypadną Polacy?

Od kilku dobrych lat polskie skoki to historia o trzech muszkieterach, do których nadal nie dołączył młody D’Artagnan. Późną jesienią i zimą włączamy telewizory w sobotnie i niedzielne popołudnia, wiedząc z góry, że emocje zapewnić nam mogą jedynie Dawid Kubacki, Piotr Żyła i Kamil Stoch. Choć z tym ostatnim w poprzedniej edycji zdarzało nam się już współcierpieć, gdy nie wchodził do drugiej serii. Albo w ogóle nie kwalifikował się do konkursu. 

Ostatnie polskie podium skoczka spoza tej trójki? Trzy sezony temu, drugie miejsce Andrzeja Stękały w Zakopanem. A wcześniej? Trzeba cofnąć się o kolejne trzy lata do okresu życiowych sukcesów Macieja Kota i jego zwycięstw z 2017 roku.

SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ

Wiemy, że we francuskiej powieści z gatunku płaszcza i szpady pojawia się w końcu młodzieniec rzucający wyzwanie doświadczonym kawalerom. Jednego dnia wyzywa wszystkich trzech na pojedynek, ale ostatecznie nie walczą przeciwko sobie. Zamiast tego razem stawiają czoła wspólnemu wrogowi, gwardzistom kardynała Richelieu. Zanim przeprowadzimy casting wśród grupy pościgowej w kadrze polskich Orłów, poświęćmy trochę uwagi sztabowi i trzonowi naszego składu. 

Reklama

Trener, przywódca, organizator

Trudno powiedzieć, jakiemu bohaterowi “Trzech muszkieterów” odpowiadałby Thomas Thurnbichler. Ale w tym przypadku nie jest to istotne. Ważne jest, że trener polskiej kadry pochodzi z Austrii. Reprezentacja tego kraju od lat wyznacza bowiem standardy. 

Austriacy świetnie pokazują, co to znaczy mocny Puchar Narodów, gdzie wygrywają generalkę, bo mają mocnych juniorów, mają mocny Puchar Kontynentalny, mają mocne FIS Cupy. No i potem przyjeżdża taki jeden czy drugi zawodnik na Puchar Świata. On nie wygrywa tych zawodów, ale jest w stanie przebić się do trzydziestki, robić fajne punkty. U nas gdzieś tego na razie niestety brakuje – komentuje Jakub Kot, niegdyś skoczek, a obecnie trener klubowy i ekspert telewizyjny. 

Thurnbichler był przez rok asystentem Andreasa Widhoelzla w sztabie reprezentacji Austrii. Wcześniej parę lat pracował w ojczyźnie jako trener młodzieżowy. Zaczyna właśnie swój drugi zimowy sezon w Polsce i zdaje się, że podchodzi do wyzwania z rozmachem. W naszym kraju wprowadził nowy system szkolenia oparty na grupach regionalnych w dwóch ośrodkach bazowych, na Podhalu i w Beskidach. W ten sposób oprócz trzech kadr – A, B i młodzieżowej – jest jeszcze dodatkowa grupa skoczków objętych centralnym systemem szkoleniowym właśnie w grupach regionalnych. Wszystkie zespoły ściśle współpracują, więc awans od treningów regionalnych do kadry nie jest wcale niemożliwy.

Przed rozpoczynającą się właśnie kampanią zmienił się trener kadry B. Macieja Maciusiaka zastąpił Czech, David Jiroutek. Ma to wpłynąć na jeszcze lepszą komunikację w sztabie szkoleniowym. Thurnbichler prowadzi również rozmowy z Polskim Związkiem Narciarskim o utworzeniu specjalnego centrum badań i rozwoju, które miałoby skupiać specjalistów i wspierać naszych skoczków w wyścigu sprzętowym. Efekty byłyby widoczne być może dopiero za kilka lat, ale takim horyzontem czasowym operuje nasz trener, dla którego polskie skoki są długofalowym projektem. 

W zeszłym sezonie szczególnie nasi liderzy mocno poprawili swoje wyniki pod wodzą nowego selekcjonera. Kamil Stoch mówił w jednym z wywiadów, że w trakcie zeszłorocznych zmagań prędko osiągnęli dobry poziom komunikacji z trenerem, bo zależało im, by szybko iść naprzód. Przed tegoroczną edycją Pucharu Świata w przygotowaniach była jedna zupełna nowość, obóz na Cyprze, na który zawodnicy (bez Dawida Kubackiego) wybrali się ze swoimi partnerkami. Skoczkowie pozytywnie ocenili ten pomysł, jak i zresztą całą pracę wykonywaną pod okiem Thurnbichlera.

Reklama

Stara gwardia

Bazujemy na tych trzech naszych najstarszych zawodnikach, najbardziej doświadczonych i to dobrze, że oni są, dobrze, że oni trenują, dobrze, że oni skaczą, że mają motywację, że mają zdrowie – mówi na temat Kubackiego, Stocha i Żyły Jakub Kot. Przyjrzyjmy się zatem naszym liderom. Jaki przełom mogliby zaliczyć w tej edycji zimowego skakania?

Dawid, 33 lata

Lider naszego zespołu, który poprzedniej zimy pokazał wielkie możliwości.

Najmocniejszym punktem kadry jest Dawid Kubacki, który w końcowym fragmencie letniego Grand Prix, czyli podczas konkursu w Klingenthal, stał na podium – mówi Kot. – W mistrzostwach Polski w Szczyrku i w konkursie indywidualnym, i w drużynówce skakał najlepiej, więc wydaje się, że jest to na ten moment osoba najmocniejsza, która ma też pewne rachunki do wyrównania z poprzedniego sezonu. Raczej wszyscy są zgodni, że to powinien być ktoś, kto będzie walczył o Kryształową Kulę razem z Granerudem, Kraftem i Kobayashim. 

Co może przeszkodzić w tych planach? Ostatnio media obiegła informacja, że Kubacki opuścił zgrupowanie ze względu na chorobę. Thurnbichler potwierdził, że Dawid zmagał się z wirusem i miał wysoką gorączkę. Teraz wraca do swojej normalnej fizycznej dyspozycji. Z każdym dniem powinno być lepiej. W zeszłym roku, gdy liczył się jeszcze w walce o podium klasyfikacji generalnej, musiał odpuścić zmagania ze względu na ciężką chorobę żony. Obecnie stan zdrowia Marty ma się dobrze, a Kubacki jest w stu procentach skupiony na zwycięstwie w Pucharze Świata. 

Kamil, 36 lat 

W jego wypadku liczymy mocno na czterdzieste zwycięstwo w zawodach Pucharu Świata. W zeszłym sezonie po raz pierwszy od sześciu lat nie stanął na pudle w żadnym konkursie. W wypowiedziach przed tą zimą zapewnia jednak, że ciągle ma duży głód skakania i uprawianie ukochanej dyscypliny wciąż dostarcza mu mnóstwa radości. 

Kamil nie stawia sobie celów sportowych, chciałby jedynie zaliczyć wszystkie konkursy tej edycji. Planuje skupić się na jak najbardziej precyzyjnym realizowaniu założeń postawionych przed każdym występem. Ukończenie sezonu w drugiej dziesiątce w klasyfikacji generalnej wydaje się być w jego zasięgu. Ciężko nam zaakceptować taki stan rzeczy, ale to tak samo jak z Robertem Lewandowskim. Obaj są bliżej końca kariery niż początku. 

Czy Kamil spotka jeszcze na skoczni rówieśników? Na pewno Piotra Żyłę, a oprócz niego wśród regularnie występujących zawodników jest tylko dwóch, którzy urodzili się wcześniej niż on. To Manuel Fettner (38 lat) i Simon Amman (42). 

Czy ma szansę na okrągłe, czterdzieste zwycięstwo w konkursie Pucharu Świata? Było tylko dwóch skoczków, którzy tego dokonali w takim wieku. To Japończycy, Takanobu Okabe (jako 38-latek) i niezawodny Noriaki Kasai (gdy miał 42 lata). A więc wszystko jest możliwe. W zeszłym sezonie Kamil najwyżej był czwarty w Sapporo, ale miał wiele konkursów, w których w pojedynczych skokach lądował naprawdę daleko.

Pytanie brzmi, czy w nadchodzącej edycji Pucharu Świata zdoła oddać takie dwa w jedno popołudnie lub wieczór.

Piotr, 36 lat

Jeszcze przed startem skakania potrzebne było w jego sprawie oficjalne dementi. Otóż Piotrek na razie nie będzie walczył w MMA. Musi to oznaczać, że chce jeszcze powalczyć w swojej nominalnej dyscyplinie. Poprzedni sezon zakończył na wysokim, szóstym miejscu w klasyfikacji generalnej. Obronił tytuł mistrza świata na normalnej skoczni i ustanowił rekord Srednjej Skakalnicy w Planicy po skoku na odległość 105 metrów. Był też czwarty w Turnieju Czterech Skoczni. Dlaczego w tym sezonie miałoby być gorzej?  

W końcu ciągle ma kopyto, czyli mocne wyjście z progu i jak deklarował przed miesiącem w wywiadzie dla naszej redakcji, ciągle widzi przestrzeń do rozwoju: – Na pewno mam w sobie jeszcze dużo rezerw, ale cały czas dążę do tego, by je wykorzystać, samemu sobie podnosić poprzeczkę i walczyć o jak najlepsze skoki. – W jego wypadku liczymy więc na kolejny sezon, w którym zadomowi się w pierwszej dziesiątce Pucharu Świata, choć na pewno byłby to spory wyczyn.

Obecnej zimy mamy sezon niemistrzowski i nieolimpijski. Oprócz zawodów PŚ czekają nas jedynie mistrzostwa świata w lotach narciarskich pod koniec stycznia. Trener Thurnbichler deklaruje, że właśnie na ten okres Polacy szykują szczyt formy, najpierw na Turniej Czterech Skoczni, potem na konkursy w Polsce i właśnie mistrzostwa na mamucie Kulm w austriackim Bad Mitterndorf. 

A Żyła w lotach czuł się zawsze bardzo dobrze: – Wiadomo, im dłużej człowiek jest w powietrzu, tym więcej ma z tego frajdy – mówił we wspomnianym wywiadzie. Może Polakom udałoby się stanąć tam nawet na podium w konkursie drużynowym, co czynili w 2020, a wcześniej w 2018 roku. Jest to na pewno możliwe, ale musiałby być jeszcze chociaż ten czwarty, który dołożyłby dobry wynik, szczególnie gdyby weterani mieli gorszy dzień. Rzućmy okiem na kandydatów. 

Czwarty do brydża

Tak naprawdę cieszylibyśmy się, gdyby zawodników osiągających dobre wyniki było więcej. W edycji 2023/24 jest to szczególnie ważne ze względu na zmniejszone kwoty, czyli mniejszą liczbę skoczków, których w zawodach mogą wystawić najsilniejsze reprezentacje – takie, jak Polska. Szefowie Pucharu Świata zdecydowali się na taki krok, by ułatwić pojawienie się na rozbiegu reprezentantom nowych krajów, które dotychczas nie kwalifikowały się do konkursów. Pomysł przeforsowany przez Sandro Pertile jest mocno kontrowersyjny. Szerzej pisaliśmy zresztą o tym w tym miejscu.

Jedną z konsekwencji nowych limitów będzie na pewno podniesienie poziomu w drugiej lidze skoków, czyli Pucharze Kontynentalnym. Nasz ekspert, Jakub Kot, mówi o tym wprost: – Kontynental to będzie sieczka. Wielu zawodników, którzy w zeszłym roku startowali w Pucharze Świata będzie teraz rywalizowało na niższym szczeblu. Nasza kadra B będzie musiała się mocno starać, by zwiększyć kwotę dla Polski. Thurnbichler mocno w nich wierzy, ale lato nie do końca przekonuje.

Nie wszyscy skoczkowie lubią skoki w środku roku i nie wszyscy przykładają się do Letniego Grand Prix, jednak zawsze jest to jakiś punkt odniesienia. Jeśli skoczek jest w czołówce na igelicie to zimą zwykle potwierdza, że zaliczył progres w swoich skokach. Sprawdziło się to parę lat temu w przypadku Stocha i Kubackiego, ale niekoniecznie sprawdzi się to dla naszych kolejnych reprezentantów, ponieważ nikt w tym roku szczególnie nie błysnął. 

Najwyżej, bo siódmy w klasyfikacji generalnej LGP, był Aleksander Zniszczoł. Na początku nieźle mu szło. Zajął nawet drugie miejsce w jednym z konkursów w Szczyrku, jednak na ostatnich zawodach w Klingenthal, które traktowane są jako miarodajna próba potencjału przed nowym sezonem, nie wszedł do finałowej serii. Pozostali? Największą liczbę występów latem zaliczył Kacper Juroszek, który dość regularnie punktował zajmując miejsca głównie w trzeciej dziesiątce. Podczas Letniego Grand Prix był w składzie kadry A, ale teraz, przed startem zimowego skakania, został ofiarą pomniejszonych kwot i dołączył do kadry B. Dwudziestodwulatek, jak podkreśla w wypowiedziach, nie traktuje tego jednak jako degradacji i z optymizmem patrzy na start sezonu.

Aleksander Zniszczoł.

Jakub Kot sugeruje, żeby w składzie kadry A szukać tych skoczków z drugiego szeregu, którzy najlepiej się obecnie prezentują. – Skoro Thomas Thurnbichler wziął ich do swojej kadry na początku lata, a teraz konsekwentnie zabiera ich na Puchar Świata, to chyba jest to taka nasza najmocniejsza dwójka, zaraz po tej trójce doświadczonych – mówi o wspominanym już Olku Zniszczole oraz Pawle Wąsku. Pierwszy jest już dojrzałym zawodnikiem, skończył w tym roku 29 lat. Drugi jest natomiast młodszy i liczy sobie 24 wiosny.

Obaj zaliczyli niezły zeszły sezon. Kwalifikowali się w większości konkursów i regularnie zdobywali punkty. Wąsek zgromadził ich 190 i był 31. w generalce, a Zniszczoł uplasował się tuż za nim z łącznym wynikiem 181 oczek. Olek zresztą skoczył najdalej  z Biało-Czerwonych we wczorajszych kwalifikacjach do pierwszego zimowego konkursu. To dobry prognostyk, który sugeruje, że Zniszczoł stoi przed szansą zdobycia punktów na inaugurację. Paweł jest w innej sytuacji. Skoczek z Ustronia ma ostatnio problemy ze zbyt wysoką pozycją najazdową i do wczoraj nie udało mu się ich przezwyciężyć. W kwalifikacjach zajął odległe, 46. miejsce. 

Po obu spodziewamy się jednak raczej sezonu solidnego niż przełomowego. Mają teraz co najmniej cztery weekendy, żeby pokazać się z dobrej strony. Trener Thurnbichler zapowiedział bowiem, że nie planuje zmian w składzie aż do konkursu w Engelbergu w połowie grudnia. 

Kontynentalni, czyli drugi szereg

Kogo z kolei warto śledzić w kadrze B, która będzie rywalizowała w Pucharze Kontynentalnym? Starsi skoczkowie w niej obecni są dobrze znani szerszej publiczności. Andrzej Stękała stał już na podium w zawodach Pucharu Świata w 2021 roku i zajął wtedy szesnaste miejsce w klasyfikacji generalnej na koniec sezonu. Klemens Murańka zasłynął jeszcze w trakcie Małyszomanii, kiedy w wieku 10 lat skoczył 135,5 m na Wielkiej Krokwi. Jakub Wolny był w składzie ze Stochem, Kubackim i Żyłą gdy wygrywaliśmy konkursy drużynowe w 2018 i 2019 roku. 

Marzyłoby nam się, żeby któryś z nich zdominował rywalizację w drugiej lidze skoków, wywalczył sobie miejsce w Pucharze Świata i pokazał tam dobrą formę. Trudno jednak powiedzieć, czy kogoś z nich na to stać. Sezon startuje za dwa tygodnie, a Kot zwraca uwagę, że zawodnicy stoją przed dużym wyzwaniem: Nie będzie łatwo o dobry wynik. Albo w tym kontynentalu można przepaść na dobre, czyli raz się noga powinie, raz nie podwieje, raz dyskwalifikacja i pół sezonu masz w plecy albo super wystartować, pokazać się od razu z dobrej strony i liczyć na powołanie do Pucharu Świata. 

W ostatnich latach wysoko w rywalizacji na zapleczu był też Tomasz Pilch. Dwudziestotrzylatek, siostrzeniec Adama Małysza, który jest również członkiem kadry B, ma w Pucharze Kontynentalnym trzy zwycięstwa, a rok temu był na koniec klasyfikowany najwyżej z naszych, na szesnastym miejscu. 

Skład zespołu B dopełniają Jan Habdas i Adam Niżnik. Ten pierwszy, dwudziestolatek, to lider srebrnej drużyny z ostatnich młodzieżowych mistrzostw świata, które odbywały się w lutym tego roku w kanadyjskim Whistler.  Drugi jest o rok starszy. Na letnich mistrzostwach Polski w Szczyrku przed miesiącem zajęli kolejno jedenaste i dwunaste miejsce. Należą do zdolnej młodzieży, ale tej u nas nigdy nie brakowało, jak komentuje Jakub Kot: 

Tych chłopaków z dużym talentem mamy naprawdę sporo. Wiele było takich nazwisk, które rokowały świetnie, tylko jedna sprawa to jest potencjał, talent, a druga to jest wykorzystanie go w stu procentach w zawodach Pucharu Świata, zdobywanie medali, wygrywanie zawodów, bo tu troszeczkę mamy problem. Mamy dużo zdolnej młodzieży i dobrze by było, żeby to przekuć w czysty wynik sportowy.

Chłopaki z kadry B skaczą na razie w zawodach FIS Cup (tegoroczna edycja rozpoczęła się już… w sierpniu, a zakończyć ma w marcu 2024 roku). Wyróżnia się w nich właśnie Niżnik, który jest na razie na szóstym miejscu po ośmiu konkursach, Murańka, który wystartował tylko w dwóch konkursach, ale zajął w nich trzecie i pierwsze miejsce oraz członek kadry juniorskiej, Marcin Wróbel, również srebrny medalista w drużynie z Whistler, który jest jak dotychczas czwarty.

Skoro przywołaliśmy ostatnie mistrzostwa Polski w Szczyrku, to miały one jeszcze jednego bohatera, Macieja Kota. Doświadczony skoczek zajął w nich czwarte miejsce za naszą najlepszą trójką. Podium przegrał ze Stochem o 0,1 punktu. Maciek od wielu lat próbuje wrócić na szczyt. Ostatnio trenował poza kadrami, w grupie regionalnej utworzonej zgodnie z pomysłem Thurnbichlera. Zaufał nowemu sztabowi i na tegoroczne starty patrzy z dużym optymizmem. Czy wróci do Pucharu Świata? 

Zobaczymy, co przyniesie kontynental – mówi Jakub Kot, prywatnie starszy brat Macieja – Jeśli chodzi stricte o Maćka, to trzeba być cierpliwym. To jest chłopak z talentem, umiejętnościami. Wiemy, że potrafi skakać, natomiast gdzieś tam się pogubił i fajnie by było, żeby wrócił do tej elity, ale wiadomo, jak wracać, to po to, żeby wejść do tej trzydziestki, walczyć o punkty, a nie drżeć o kwalifikację. 

No to start

Jesteśmy już po kwalifikacjach w Ruce. Na razie, jak wspominaliśmy, w miarę udanie spisał się w nich Zniszczoł, który skoczył najdalej z naszych, choć i tak był dopiero 31. Reszta zupełnie zawiodła. Stoch (35. miejsce) mówił po skoku, że jest dumny, bo mimo problemów z pozycją najazdową, zrobił krok naprzód. Kubacki (39. miejsce) skarży się jeszcze na brak formy po niedawnej chorobie, ale dodawał, że jutro powinno być lepiej. Żyła, który był 29., stwierdził z kolei w swoim stylu, że “był jak drzewo” i zostawił kibicom pole do interpretacji, co mogłoby to oznaczać. Wąsek wylądował na razie na dalekiej pozycji (46. miejsce) i gdyby nie zmniejszone kwoty startowe, miałby zapewne problem, żeby w ogóle wejść do konkursu.

Na razie mamy więc mało powodów do optymizmu. Oby dziś się to zmieniło. A w przeciągu całej zimy życzylibyśmy sobie tego, by w naszych skokach pojawił się D’Artagnan, który niespodziewanie wskoczyłby do czołówki. I się w niej utrzymał.

ŁUKASZ POZNAŃSKI

Fot. Newspix

Stara się wcielić w życie ideał człowieka renesansu. Multilingwista. Pasjonat podróży autostopowych i noclegów pod gołym niebem. Przeżeglował morze (na razie jedno), przewspinał góry. Zaśpiewa, zagra. Trochę gorzej z tańcem, chyba że jest to taniec z piłką koszykową. Uwielbia się uczyć. Marzy, by w każdej dziedzinie umiejętności, myśli i wiedzy ludzkiej zdobyć choć podstawową orientację. W sporcie najbardziej pasjonuje go przekraczanie granic. Niezłomna wola, która pozwala zdyscyplinować każdą komórkę organizmu, by w określonej sekundzie osiągnąć powzięty cel.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Myśliwiec: Mam poczucie, że bylibyśmy w stanie wygrać, gdybyśmy grali jedenastu na jedenastu

Piotr Rzepecki
1
Myśliwiec: Mam poczucie, że bylibyśmy w stanie wygrać, gdybyśmy grali jedenastu na jedenastu

Skoki

Polecane

Safety first? Nie tym razem, panie Pertile. Ryoyu Kobayashi skoczył 291 metrów!

Sebastian Warzecha
1
Safety first? Nie tym razem, panie Pertile. Ryoyu Kobayashi skoczył 291 metrów!

Komentarze

0 komentarzy

Loading...