Reklama

Rudzki: Kadra bez głosu. Witajcie w Gdybylandii

Przemysław Rudzki

Autor:Przemysław Rudzki

18 listopada 2023, 11:01 • 5 min czytania 30 komentarzy

Czuję się jak ktoś, kto wsiadł w wehikuł czasu, który przenosi do mrocznych lat 90. Oznacza to, że po reprezentacji Polski spodziewam się tylko najgorszego. Remis z Czechami, będący tak naprawdę porażką, to kolejny element puzzli, które układamy pieczołowicie od długich miesięcy. Obrazek, jaki się właśnie wyłania, z całą pewnością nie jest pięknym widoczkiem. Mamy działaczy rodem z PRL, zmieniamy trenerów, przebudowujemy zespół w trakcie eliminacji, nie wspominając, że trwa przebudowa i nie należy się martwić o wyniki, a kibic został sprowadzony do roli petenta, oglądającego jedną ciekawą akcję na kilkadziesiąt minut. Nie zasługujemy na udział w jakimkolwiek poważnym turnieju.

Rudzki: Kadra bez głosu. Witajcie w Gdybylandii

Czekałem aż Dariusz Szpakowski wszystko mi to jakoś zgrabnie spuentuje w końcówce meczu, zawsze miał do tego wielki dar (Słowenia!). Kiedy byłem dzieciakiem i słuchałem po raz kolejny żałobnych rapsodów o tym, że musimy wrócić do podstaw, szkolić młodych, którzy kiedyś dadzą nam wreszcie trochę radości, to z jednej strony mnie te tyrady dobijały, ale też wlewały w serce nadzieję. Były resetem. Jeszcze nie kończyły się jedne przerżnięte eliminacje, a ja już wgrywałem sobie na dysk czystą kartkę na kolejne.

No ale Darek, niestety, spotkań kadry z powodu czyjegoś widzimisię nie komentuje. Oglądam więc mecze Polaków bez głosu. To już zresztą żadne święto – mecz Polski w TV i takie siedzenie w ciszy pozwala uniknąć niepotrzebnych ekscytacji.

Piłkarze tego głosu również nie dają. Ani na boisku, gdzie są schematyczni, do bólu przewidywalni, a ich poczynania po prostu są pozbawione jakiegokolwiek sensu. Ani poza boiskiem – nie pamiętam, by ktoś z nich powiedział cokolwiek ciekawego. Taka jest dzisiaj moja, pewnie nie tylko moja, relacja z drużyną narodową – jakby ktoś miał magicznego pilota do sterowania polską piłką i wcisnął na nim MUTE.

Od rozmów o stylu gry podczas mistrzostw świata w Katarze przeszliśmy właśnie do nowej ery – procesorów, które szybko przeliczą nasze szanse. Znamy się na tym dobrze. Bywało, że siedzieliśmy z kalkulatorami w rękach przez szesnaście lat – od porażki z Brazylią w Meksyku w 1986 roku, do awansu na mundial 2002. Witajcie ponownie w Gdybylandii. Proszę się rozgościć.

Reklama

Można dziś pogdybać, dlaczego nie potrafiliśmy pokonać przeciętnych drużyn na Stadionie Narodowym, co porusza Zbigniew Boniek. I wydaje mi się, że odpowiedź jest banalna: ponieważ sami jesteśmy przeciętni?

Można też pogdybać, co by się działo, gdyby piłka nożna była takim sportem, w którym gra się tylko do pola karnego, bo Robert Lewandowski powiedział, że do tego momentu szło nam dobrze.

Wylosowaliśmy grupę, która dała nam poczucie wyższości. My się nigdy niczego w tej materii nie nauczymy. Z jakiegoś absurdalnego powodu uznaliśmy, że w tej grupie należy nam się pierwsze miejsce z automatu. Na tych samych kalkulatorach, na których teraz będziemy – jestem tego pewien – przez kolejne lata wyliczać szanse na awans gdziekolwiek, pododawaliśmy sobie trzy punkty w spotkaniach z Albanią czy Mołdawią.

W odróżnieniu jednak od cierpień, jakie kibice z mojego pokolenia przeżywali trzy dekady wstecz, tym razem poszliśmy o krok dalej i postanowiliśmy udowodnić całej Europie, że naprawdę już nie ma słabych drużyn, bo jednak na usprawiedliwienie ekip Henryka Apostela, Andrzeja Strejlaua, Wojciecha Łazarka i paru innych śmiałków z przeszłości, warto przypomnieć, z kim wtedy odpadaliśmy: Anglia, Francja, Holandia czy Szwecja.

Zabawne jest doprawdy, że wielu kibiców głęboko dziś wierzy w to, iż dwóch selekcjonerów z niedalekiej przeszłości – Jerzy Brzęczek i Czesław Michniewicz – obu zwolnionych, bo tym samym fanom nie podobał się styl gry reprezentacji, poradziłoby sobie w tych eliminacjach. Ja tego nie wiem, znów zanurzamy się w gdybaniu. Wiem natomiast, że szereg ruchów wykonanych przez ludzi rządzących polską piłką w ostatnich latach, doprowadził do obecnego stanu rzeczy. I wiem, że drużyny słabe potrzebują pragmatycznych rozwiązań.

Transformacja reprezentacji okazuje się procesem dużo trudniejszym, niż komuś mogłoby się wydawać. Młodzi piłkarze wchodzący do kadry mogą być co najwyżej gwarancją zrywu, nie widzę jednak żadnej płynności. To nie jest uzupełnianie, naturalna wymiana krwi. Jesteśmy świadkami nerwowych ruchów, szamotaniny. I robimy wszystko, żeby polskiej piłki nie było za chwilę na Street View. Już i tak jest ostatnio mało widoczna dla przeciętnego mieszkańca świata.

Reklama

Ogólnoświatową piłkę czekają duże zmiany. Możemy się pośmiać z Arabii Saudyjskiej, jestem do tego pierwszy, ale jej chora ambicja i nieograniczone środki finansowe sprawią, że Europa musi zewrzeć szyki. Co to oznacza? Na pewno nic dobrego dla nas. Topowe ligi spróbują znaleźć sposób na to, by uchronić się przed odpływem czołowych graczy. Najprostsza metoda to zawsze pieniądze, bo sam prestiż europejskiego futbolu może przestać wystarczać w momencie, w którym ktoś z bardzo dużym nazwiskiem, np. taki Mohamed Salah, przeniesie się na Wschód i otworzy autostradę dla tych, którzy dzisiaj się jeszcze wahają.

Dystans pomiędzy obecną piłką klubową w Anglii, Francji, Niemczech, Hiszpanii czy Włoszech a resztą kontynentu i tak już jest spory, i choć mniejszym zdarzają się miłe wieczory z pucharami (patrz Legia kontra Aston Villa), to nasza piłka klubowa, nasza liga, zapłaci finalnie cenę za bycie w dalekiej części układu pokarmowego.

Oczywiście to przełoży się na reprezentację. Ćwierćfinał EURO 2016 stanie się dla nas tym samym, czym kiedyś dla kibiców reprezentacji było Wembley, mundial w 1974, czy ekipa Antoniego Piechniczka z medalem w Hiszpanii. Obawiam się mocno, że wchodzimy w strefę mroku. Awanse staną się dla nas marzeniem, a nie obowiązkiem. Do luksusów nie wolno się przyzwyczajać, nigdy nie wiesz, kiedy znikną.

Mamy kilku dobrych piłkarzy, ale na tę chwilę nie mamy reprezentacji. W jak trudnym położeniu się znajdujemy niech najlepiej świadczy tęsknota ludzi za Jakubem Moderem, utalentowanym chłopakiem, który nie grał w piłkę na najwyższym poziomie od półtora roku i tak naprawdę nie mamy dziś pojęcia, jak będzie po tym powrocie wyglądał.

Typowe dla okresu kryzysu – szukanie zbawcy. Kogoś, kto odczaruje stan rzeczy. Ale w przypadku kadry nigdy tak to nie działało. Miewała ona gwiazdy, jednak zawsze kiedy osiągaliśmy sukces, robił to zespół. Dzisiaj go nie mamy i nie sądzę, by w najbliższym czasie się narodził.

PRZEMYSŁAW RUDZKI

WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI:

Fot. Newspix

Dziennikarz Canal+

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Komentarze

30 komentarzy

Loading...