Reklama

Trela: Lepszy plan niż reakcja na wydarzenia. Mecz z Czechami zalążkiem futbolu Probierza

Michał Trela

Autor:Michał Trela

18 listopada 2023, 09:00 • 9 min czytania 45 komentarzy

Kilka akcji z pierwszej połowy, w tym ta zakończona bramką, świadczyło wyraźnie, że ostatnie treningi z tą drużyną przeprowadził akurat Michał Probierz. Selekcjoner obsadził zawodników w rolach, które idealnie pasują do jego profilu. Kiedy jednak trzeba było zmienić plan, pojawiły się problemy.

Trela: Lepszy plan niż reakcja na wydarzenia. Mecz z Czechami zalążkiem futbolu Probierza

Po latach jego pracy w Cracovii utarło się, że drużyny Michała Probierza grają prymitywny futbol, którego kwintesencją są niezliczone, często nieprzygotowane dośrodkowania. To, co było widać w trakcie meczów, zwłaszcza w końcowej fazie jego pobytu w Krakowie, było jednak tylko karykaturą jego preferowanego stylu gry. Owszem, idealny futbol obecnego selekcjonera nie zawierałby wielu ozdobników, lecz na pewno byłby szybki, konkretny, pełny werwy.

Kilka akcji meczu z Czechami, zwłaszcza pierwszej połowy, pokazało, że reprezentacja Polski to już drużyna, z którą ostatnich kilka treningów przeprowadził akurat Probierz. Bramka Jakuba Piotrowskiego padła po schemacie, który z pewnością rozpoznałoby wielu byłych piłkarzy Cracovii. Zagranie od stopera do schodzącego po piłkę zawodnika ofensywnego ustawionego tyłem do bramki, który absorbuje uwagę kilku rywali. Przekazanie piłki na skrzydło. Pojedynek, dośrodkowanie, ściągnięcie obrońców przez napastnika w pole bramkowe, wejście w pole karne środkowych pomocników. Nie jest to żaden skomplikowany sposób atakowania ani autorski schemat Probierza. Ale na boisku treningowym przy Wielickiej w Krakowie, Probierz wraz z Michałem Bartoszem, dziś również będącym w sztabie kadry, szlifowali to z drużyną tysiące razy. Wykonane dobrze, na pewno nie wygląda prymitywnie. Jest szybkie, konkretne, pełne werwy.

Analiza Polska – Czechy. Sprinterzy na skrzydłach

W drużynach próbujących grać w ten sposób, profile zawodników są jasno określone. Ci, którzy występują na bokach, muszą odgrywać rolę typowych skrzydłowych – biegać od linii do linii, wchodzić w pojedynki, szukać okazji do dryblingu, raczej dośrodkowywać, niż ścinać akcje do środka, by zejść na strzał. Nie ma tu żadnego, modnego ostatnio, schodzenia w kierunku osi boiska, fałszywych skrzydłowych, rozgrywających ustawionych na boku. W idealnym świecie u Probierza grają tylko ci, którzy są w stanie ruszać sprintem raz za razem, bez konieczności długiego wyrównywania oddechu.

Jeśli chodzi o duet z przodu, jeden z jego członków ma schodzić po piłkę do stoperów i przyjmować ją plecami do bramki rywala. Dobrze więc, by umiał się zastawić i sensownie zgrać, ewentualnie samodzielnie obrócić się, uwolnić spod pressingu, by zyskać swobodę przetransportowania akcji na skrzydło. Drugi to natomiast typowy lis pola karnego, adresat dośrodkowań, żyjący na pograniczu spalonego. Środkowi pomocnicy mają zaś często profil raczej defensywny. Niekoniecznie są to gracze nierozstający się nigdy z piłką, za to silni i wydolni biegacze, dobrze, jeśli radzący sobie również w powietrzu i umiejący wyczuć moment wejścia w pole karne na strzał w drugie tempo czy wygranie pojedynku główkowego.

Reklama

To częściowo tłumaczy, dlaczego z debiutanckiego gola w reprezentacji cieszył się w piątek akurat Jakub Piotrowski, czyli zdecydowanie nieoczywisty kandydat na bohatera wieczoru. W podstawowym składzie pewnie by go nie było, gdyby nie problemy zdrowotne Piotra Zielińskiego. Mimo że pomocnik Napoli nie do końca pasuje sposobem grania do rysopisu modelowych przedstawicieli Probierzowego futbolu, ze względu na jego pozycję w tej konkretnej drużynie selekcjoner raczej nie zdecydowałby się na rozpoczęcie tak ważnego meczu bez niego (choć pewności nie ma). Najbardziej zbliżony profilem do Zielińskiego piłkarz reprezentacji Polski to naturalnie Sebastian Szymański. Rozpoczęcie meczu bez niego i trzymanie go na ławce aż do 85. minuty najlepiej świadczy o tym, że Probierz nie potrzebował w składzie możliwie wiernej kopii Zielińskiego, tylko kogoś, kto lepiej niż filigranowy technik będzie pasował do jego pomysłu na mecz. Tym kimś okazał się Piotrowski.

Akcja z boiska treningowego

Oczywiście, że w akcji bramkowej przynajmniej dwa razy rolę odegrał szczęśliwy traf. Lewandowski, choć zszedł na swoją połowę po piłkę od Jakuba Kiwiora, nie utrzymał jej. To po odbiciu się od jednego z Czechów trafiła na skrzydło do Nicoli Zalewskiego. Gracz Romy dośrodkował groźnie, ale do jego podania nie dopadł ani Karol Świderski, ani Jakub Piotrowski, lecz obrońca. Bramkarz, ratując się przed samobójczym trafieniem, odbił piłkę tak, że ta spadła pod nogi wchodzącego w pole karne z drugiej linii polskiego pomocnika. Bramka padła, mimo że w okolicach pola karnego Czesi mieli w tej sytuacji sześciu graczy broniących przeciwko trzem atakującym. To nie do końca była akcja jak z boiska treningowego. Widać było jednak w niej wyraźny zamysł, któremu ze wsparciem przyszedł łut szczęścia.

Choć Polacy tym razem nie grali hybrydowo, lecz z dwoma klasycznymi wahadłowymi, role Nicoli Zalewskiego i Przemysława Frankowskiego były wyraźnie różne. Polacy starali się gromadzić wielu zawodników w prawej części boiska i wymieniać tam krótkie podania, najczęściej pomiędzy półprawym stoperem (Jan Bednarek), jednym ze schodzących na bok środkowych pomocników, napastnikiem i samym Frankowskim. Zamiarem było ściągnięcie w te okolice boiska jak największej liczby Czechów, by później szybkim zmienieniem strony doprowadzić Zalewskiego do sytuacji jeden na jednego z rywalem.

Aktywna strona Zalewskiego

Zawodnik Romy podjął siedem prób dryblingów, podczas gdy reszta zespołu łącznie sześć. W założeniu to jego szarże miały eksponować miękkie podbrzusze rywala. I to założenie udało się wypełnić za trzecim podejściem. Za pierwszym, po zagraniu Roberta Lewandowskiego do Zalewskiego, Świderski dobrze przyjął piłkę w polu karnym, ale nie zdołał oddać strzału. Za drugim ten sam zestaw personalny w podobny sposób wywalczył rzut rożny. Trzecia tego typu akcja przyniosła gola. Po drugiej stronie coś zbliżonego udało się wykreować raz, w końcówce pierwszej połowy. Wtedy to po dwójkowym rozegraniu Piotrowskiego z Frankowskim i wrzutce tego drugiego, Świderski był blisko oddania strzału z dziesięciu metrów po odbiciu piłki od obrońcy, jak kilka minut wcześniej zrobił to Piotrowski.

Problem w tym, że ta sama aktywna strona Zalewskiego okazała się jednocześnie źródłem gola dla Czechów. Po faulu Bednarka na początku drugiej połowy Czesi zdecydowali się krótko rozegrać rzut wolny, widząc, że są w okolicach piłki we trzech, mając przeciwko sobie jedynie Zalewskiego. Bednarek dostrzegł to i jeszcze zdążył wskazać zagrożenie Bartoszowi Sliszowi, który jednak nadciągnął ze wsparciem zbyt późno. Ruszył wesprzeć wahadłowego, ale nie był już w stanie zablokować dośrodkowania. Lecz czeskiego gola też by nie było, gdyby nie łut szczęścia. Wprawdzie Tomas Soucek wygrał pojedynek główkowy w polu bramkowym, ale piłka po odbiciu się od Pawła Bochniewicza, nie musiała koniecznie wpaść pod nogi rywala.

Mecz podobnych drużyn

Także to świadczy o tym, że tego dnia obie drużyny były akurat na dość zbliżonym poziomie. Nikt nikogo nie zdominował, nikt nie tworzył wyraźnie lepszych okazji, nikt wyraźnie nie przewyższał drugiej strony kulturą gry. Jednocześnie było widać, dlaczego jedni i drudzy rozgrywają rozczarowujące eliminacje. Było w tym spotkaniu wiele pojedynków i pilnowania przestrzeni, ale niewiele popisów z piłką przy nodze. Czesi, którzy w drugiej połowie zaczęli stwarzać większe zagrożenie po stałych fragmentach gry, jednak, poza pierwszą okazją po przerwie, za każdym razem pudłowali, mieli korzystny wynik, więc w końcówce obraz zaczął już układać się w stronę przewagi optycznej gospodarzy. Niewiele z niej jednak wynikało. Najgroźniejszą sytuację Polacy mieli w 55. minucie, gdy Lewandowski sam odebrał piłkę wyprowadzającemu ją obrońcy i był w sytuacji sam na sam z bramkarzem. Lobował jednak zbyt wysoko.

Reklama

W przeszłości wiele takich stykowych meczów Lewandowski na koniec jakoś dawał radę przepychać je dla Polski, ale coraz rzadziej jest już w stanie to robić. Fatalne eliminacje zbiegły się z jego najtrudniejszym rokiem od debiutanckiego sezonu w Borussii Dortmund. Mecz z Czechami, zwłaszcza przy jego lepszej skuteczności, byłby pewnie do wygrania. Żaden z pięciu strzałów nie okazał się jednak skuteczny. Jego wynik w golach oczekiwanych (0,56) stanowił 41% dorobku Polski. Nie wystarczyło to do zdobycia choćby jednej bramki. Jeśli czyjeś sytuacje będzie można rozpamiętywać po tym meczu, to raczej tylko Lewandowskiego. Nie były to oczywiście jakieś bardzo klarowne okazje, spektakularne pudła. Ale kapitan przyzwyczaił, że z tego, co miał w tym meczu, można było wycisnąć więcej.

Wątpliwe reakcje

O ile sam plan na mecz, z wystawieniem Piotrowskiego w miejsce Zielińskiego, długo się bronił, nie tylko ze względu na strzelenie przez niego gola, ale też udział w kilku groźnych akcjach, o tyle wątpliwości może budzić zarządzanie meczem przez selekcjonera. Karola Świderskiego jeszcze w przerwie zostawił w szatni, ale to miało akurat związek z problemami zdrowotnymi. Zdecydowanie pochopne było jednak wpuszczenie Patryka Pedy w związku z kłopotami Pawła Bochniewicza oraz żółtą kartą, którą był obciążony. Probierz postanowił jeszcze trwać przy wyjściowym ustawieniu, choć już wtedy można było myśleć o rezygnacji z któregoś z trzech defensywnych pomocników na kogoś o bardziej ofensywnym usposobieniu. Nastąpiło to dopiero na 17 minut przed końcem, gdy po wejściu Kamila Grosickiego za Damiana Szymańskiego przeszedł na ustawienie 3-4-3.

Kolejna korekta nastąpiła na ledwie pięć minut przed końcem, gdy zdecydował się na wpuszczenie ofensywnego pomocnika Sebastiana Szymańskiego w miejsce stopera, czyli… Pedy, mimo że przez 27 minut obecności na boisku nie zrobił nic złego. Zmienił się jedynie plan na rozegranie końcówki spotkania. Inaczej rozgrywając zmiany, można było uniknąć wysłania 21-latkowi wędki przed pełnym Stadionem Narodowym. Nie jest jednak stoper ani pierwszym, ani pewnie ostatnim zawodnikiem, którego Probierz najpierw zaczął wystawiać, szokując wszystkich wokół, a później upokorzył, przy okazji testując jego charakter. Inna sprawa, że selekcjoner wykorzystał na to dwie z trzech przysługujących mu możliwości przeprowadzenia zmian. Być może gdyby inaczej rozegrał kwestię Pedy, byłaby jeszcze sposobność wpuszczenia na jakiś ostatni zryw choćby Pawła Wszołka.

Pominięty Szymański

Zastanawiać może też tak długie trzymanie w rezerwie Sebastiana Szymańskiego, najbardziej kreatywnego z polskich pomocników, znajdującego się w świetnej formie, dobrze strzelającego z dystansu i umiejącego odnaleźć się w grze na małej przestrzeni. Czyli dysponującego pełnym zestawem cech potrzebnych, gdy mający korzystny wynik rywal coraz częściej spogląda w kierunku linii końcowej. Co innego mieć inny plan na mecz i uznać, że bardziej niż Szymański, pasuje do niego Piotrowski, a co innego trzymać prawdopodobnie najbardziej rozpędzonego aktualnie ofensywnego polskiego piłkarza na ławce przez niemal cały kluczowy mecz, desperacko potrzebując strzelić gola. Wydaje się, że Probierz lepiej rozegrał pierwszą połowę, gdy po nerwowych wejściowych minutach gra zaczynała się coraz bardziej układać, niż drugą, gdy plan został szybko zepsuty przez stratę bramki ze stałego fragmentu gry.

A kwestia wykorzystania dla drużyny najbardziej utalentowanych technicznie polskich zawodników będzie do rozwiązania już w najbliższej przyszłości. Probierz w przeszłości z takimi współpracował, Konstantin Vassiljev świadkiem, ale musiał wówczas zbudować wokół nich całą drużynę. Zieliński i Szymański, jako kreatywni rozgrywający są idealnymi kandydatami, by umieścić ich w środku całego projektu. Ich obecność oznacza jednak przeniesienie środka ciężkości do centrum boiska, zupełnie inne role środkowych pomocników, którzy bardziej skupialiby się na defensywie, niż na wchodzeniu w pole karne i bieganiu wahadłowym na obieg, jak w meczu z Czechami. Oznacza, w uproszczeniu, mniej idealnego Probierzowego futbolu. Mapa kontaktów z piłką z tego spotkania aż nadto wyraźnie mówi, którą strefę Polacy pomijali: tę, w której niechybnie poruszałaby się typowa dziesiątka, rozgrywający, mózg drużyny.

Źródło: whoscored.com

Doprowadzenie do sytuacji, w której zagrożenie może nadejść także ze środka, a dośrodkowanie nie jest jedynym sposobem rozwiązania akcji w ostatniej tercji boiska, to jedno z wielu zadań, które stoją przed barażami. I to akurat takie, które niewątpliwie wpłynie na to, czy Probierz jako selekcjoner zostanie zapamiętany jako grający prymitywnie i schematycznie, czy szybko, ale z pomysłem nadawanym przez najbardziej kreatywnych piłkarzy.

MICHAŁ TRELA, Canal + Sport

WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI:

Fot. FotoPyk

Patrzy podejrzliwie na ludzi, którzy mówią, że futbol to prosta gra, bo sam najbardziej lubi jej złożoność. Perspektywę emocjonalną, społeczną, strategiczną, biznesową, czy ludzką. Zajmując się dyscypliną, która ma tyle warstw i daje tak wiele narzędzi opowiadania o świecie, cierpi raczej na nadmiar tematów, a nie ich brak. Próbuje patrzeć na futbol z analitycznego dystansu. Unika emocjonalnych sądów, stara się zawsze widzieć szerszą perspektywę. Sam się sobie dziwi, bo tych cech nabywa tylko, gdy siada do pisania. Od zawsze słyszał, że ludzie nie chcą już czytać dłuższych i pogłębionych tekstów. Mimo to starał się je pisać. A później zwykle okazywało się, że ktoś jednak je czytał. Rzadko pisze teksty krótsze niż 10 tysięcy znaków, choć wyznaje zasadę, że backspace to najlepszy środek stylistyczny. Na co dzień komentuje Ekstraklasę w CANAL+SPORT.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Rumak: Dlaczego było tak mało sytuacji? Sam szukam odpowiedzi na to pytanie

Piotr Rzepecki
6
Rumak: Dlaczego było tak mało sytuacji? Sam szukam odpowiedzi na to pytanie

Piłka nożna

Ekstraklasa

Rumak: Dlaczego było tak mało sytuacji? Sam szukam odpowiedzi na to pytanie

Piotr Rzepecki
6
Rumak: Dlaczego było tak mało sytuacji? Sam szukam odpowiedzi na to pytanie

Komentarze

45 komentarzy

Loading...