Kiedy ostatni raz beniaminek wygrał mecz w Ekstraklasie, było ciepło, nie robiło się ciemno po szesnastej, dzieci jeszcze nie myślały o szkole, bo miały wakacje. 26 sierpnia, czyli dość dawno, a mówimy o starciu Puszczy z ŁKS-em, a więc nowi rozstrzygnęli to między sobą (i tak łaskawi, że nie padł remis). Potem nie udawało się zapunktować za całą pulę ani przez wrzesień, ani przez październik, również pierwszy tydzień listopada nie przyniósł trzech punktów któremuś ze świeżaków. Aż do dziś! Puszcza wygrała z Wartą i może nie jest to tak podniosłe wydarzenie jak jutrzejsze Święto Niepodległości, aczkolwiek trzeba odnotować. I świętować.
Niemniej złośliwości na bok, ponieważ Puszcza zagrała dobry mecz i na to zwycięstwo po prostu zasłużyła. Nie było tak, że ekipa Tułacza dwa razy wychyliła głowę z własnej połowy i psim swędem udało się jej strzelić dwie bramki, a z kolei Warta waliła jak w bęben, lecz nie wpadało.
Nie, nie oglądaliśmy meczu jak z FM-a.
Choć oczywiście Puszcza swoje bramki musiała strzelić po stałych fragmentach (aczkolwiek tym razem bez Sołowieja w pierwszym składzie). Pierwszy gol – klasyka gatunku. Wrzutka, zgranie, zamknięcie na drugim słupku. Niby proste, niby można się przyzwyczaić i przygotować, a jednak wpada. Drugi gol to już – by tak rzec – klasyczna główka po dośrodkowaniu, bez przedłużania i innych fikołków.
W gruncie rzeczy dziwne to historie, bo dało się sądzić, że akurat Warta przygotuje się na ten festiwal stałych fragmentów. Ma przecież kumatego trenera, który słynie ze swojego analitycznego nosa i wydawało się, że nie da się zaskoczyć. Tymczasem poznaniacy przy traconych golach wyglądali jak dzieci we mgle, jakby pierwszy raz obserwowali rzut rożny drużyny przeciwnej.
„O, wy teraz wrzucacie, tak?”
„I co potem się dzieje?”
„Ale jak to, gol, można w ten sposób? Dziwna sprawa”
Co więcej, podkreślmy, że Puszcza gospodarzy – chyba można użyć tego określenia – cisnęła. Podchodziła wyżej, nie dawała rozwinąć skrzydeł poznaniakom, w tyłach nie robiła głupich błędów. Ledwie jeden celny strzał Warty do przerwy przy czterech gości. Trochę to mówi.
Po zmianie stron Warta wyglądała już lepiej, szczególnie od 60. minuty, czyli po zmianach, ale czy Zych musiał notować chwile życia, by Puszcza skończyła bez strat? No nie. Uderzenia Warty nie były specjalnie groźne, jak dolatywały do posterunku Zycha, to przeważnie leciały w środek. Umiejętnie asekurowali bramkarza też obrońcy, jak wtedy, kiedy w ostatniej chwili zablokowali Żurawskiego na dobrej pozycji.
Tak czy tak: bez szału, absolutnie. Bardzo średni mecz Warty.
A Puszcza stara się ratować honor beniaminków. Jak zwrócił uwagę na Twitterze kolega Smyk – tylko oni jako nowicjusz wygrali z kimś na wyjeździe. Ostatecznie można wątpić, czy będzie z tego utrzymanie, ale spadek z honorem? Jest szansa.
CZYTAJ WIĘCEJ:
- Wraca Bednarek, wyleciał Milik. Co kombinuje Michał Probierz?
- Liga Konferencji ma polski smak
- Mecz, po którym pozytywem jest brak pogromu
Fot. Newspix