W Sosnowcu Sporting Lizbona przez prawie cały mecz musiał sobie radzić w dziesiątkę. Dziś role się odwróciły. Raków od 12. minuty grał w osłabieniu i zaraz potem przegrywał po rzucie karnym. Biorąc to pod uwagę, końcowy wynik 1:2 wygląda dobrze, bo początkowo zapowiadało się na pogrom.
Szkoda, że już nigdy się nie dowiemy, czy mając komplet zawodników, mistrzowie Polski mogliby bardziej powalczyć z portugalskim gigantem. Niestety, wszystko szybko zawalił Bogdan Racovitan.
Sporting Lizbona – Raków 2:1. Szybko było po meczu
Rumuńskiemu stoperowi piłka zaplątała się między nogami, nie miał szans na dojście do niej, a mogący to zrobić Jerry St. Juste po starciu z nim przewrócił się w polu karnym. Enea Jorgji z Albanii początkowo nie reagował, ale dostał sygnał z wozu VAR, obejrzał powtórki i stało się: rzut karny doprawiony czerwoną kartką dla Racovitana. Skoro uznano, że faulował, musiał zostać wykluczony ze względu na brak zainteresowania piłką w tym pojedynku. To, czy faul był miękki, średni czy twardy nie miało już znaczenia.
Pytanie, czy tam w ogóle był faul. St. Juste ewidentnie dokłada od siebie, nie został przewrócony w efekcie działań obrońcy Rakowa. Na niekorzyść Racovitana działa jednak fakt, że do piłki już nie mógł dojść i to on zaczął pracować rękami, na co tym samym ułamek sekundy później odpowiedział rywal. Można długo dyskutować, a pełnego porozumienia i tak nie udałoby się wypracować między zwolennikami jednej lub drugiej strony.
Największym pechowcem takiego obrotu spraw został Bartosz Nowak. Ostatnio błysnął w Ekstraklasie, po raz pierwszy od dwumeczu z Florą Tallinn znalazł się w wyjściowym składzie na mecz w europejskich pucharach, ale po wykluczeniu Rumuna od razu powędrował do bazy w ramach zmiany taktycznej. No można się wkurzyć.
Niespodziewany gol Rundicia
Trzeba Rakowowi oddać, że w niskiej obronie niemal tradycyjnie spisywał się dobrze, Sporting miał problemy ze stwarzaniem konkretów blisko bramki „Medalików”. Gdy już się to udawało, dwa razy refleksem błysnął Kovacević, a w dwóch innych przypadkach strzały gospodarzy efektownie blokował Rundić. Gorzej to wyglądało, gdy Raków miał piłkę i próbował rozgrywać. Głupich, niefrasobliwych strat zanotował zdecydowanie za dużo i tylko dodawał wiatru w żagle gospodarzom.
Głupi był też drugi rzut karny, ale tym razem już bezdyskusyjny. Za zagranie ręką Rundicia po dośrodkowaniu należało podyktować jedenastkę i aż dziw bierze, że albański sędzia nie zrobił tego od razu.
Nic nie wskazywało na to, że Raków z przodu jeszcze coś pokaże. Jeśli już jakimś cudem przedarł się do przodu, brakowało spokoju i odpowiedniej decyzji w ostatniej fazie. Aż tu nagle Tudor sprytnie rozegrał rzut wolny, a Rundić dobił strzał Cebuli obroniony przez Antonio Adana. Nastawiliśmy się już na powolne dogaszanie meczu, a tu proszę, doczekaliśmy się jakichś emocji.
Goście niestety kolejnych okazji już nie mieli. Kika razy zdołali podejść wyżej, rozgrywać atak pozycyjny i dostać się z piłką w pole karne, ale finalnie zawsze czegoś brakowało, żeby oddać strzał. Najbardziej szkoda momentu, gdy kilku zawodników weszło w „szesnastkę” Sportingu, a Cebula miał już miejsce do dośrodkowania z lewej strony, lecz zaplątał się w dryblingu i łatwo stracił piłkę.
Raków przegrał, ale biorąc pod uwagę okoliczności, mimo wszystko chyba trochę się podbudował przed finiszem rywalizacji w fazie grupowej. Decydujący będzie wyjazdowy mecz ze Sturmem. Trzeba go wygrać i wtedy można dyskutować nad szansami w kontekście trzeciego miejsca. W innym przypadku domowe spotkanie z Atalantą prawdopodobnie będzie już tylko o prestiż, punkty rankingowe i dodatkowy zastrzyk gotówki do klubowego budżetu.
Sporting Lizbona – Raków Częstochowa 2:1 (1:0)
- 1:0 – Pedro Goncalves 14′ karny
- 2:0 – Pedro Goncalves 52′ karny
- 2:1 – Rundić 71′
Fot. Newspix