Reklama

Mecz, po którym pozytywem jest brak pogromu

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

09 listopada 2023, 23:45 • 3 min czytania 32 komentarzy

W Sosnowcu Sporting Lizbona przez prawie cały mecz musiał sobie radzić w dziesiątkę. Dziś role się odwróciły. Raków od 12. minuty grał w osłabieniu i zaraz potem przegrywał po rzucie karnym. Biorąc to pod uwagę, końcowy wynik 1:2 wygląda dobrze, bo początkowo zapowiadało się na pogrom.

Mecz, po którym pozytywem jest brak pogromu

Szkoda, że już nigdy się nie dowiemy, czy mając komplet zawodników, mistrzowie Polski mogliby bardziej powalczyć z portugalskim gigantem. Niestety, wszystko szybko zawalił Bogdan Racovitan.

Sporting Lizbona – Raków 2:1. Szybko było po meczu

Rumuńskiemu stoperowi piłka zaplątała się między nogami, nie miał szans na dojście do niej, a mogący to zrobić Jerry St. Juste po starciu z nim przewrócił się w polu karnym. Enea Jorgji z Albanii początkowo nie reagował, ale dostał sygnał z wozu VAR, obejrzał powtórki i stało się: rzut karny doprawiony czerwoną kartką dla Racovitana. Skoro uznano, że faulował, musiał zostać wykluczony ze względu na brak zainteresowania piłką w tym pojedynku. To, czy faul był miękki, średni czy twardy nie miało już znaczenia.

Pytanie, czy tam w ogóle był faul. St. Juste ewidentnie dokłada od siebie, nie został przewrócony w efekcie działań obrońcy Rakowa. Na niekorzyść Racovitana działa jednak fakt, że do piłki już nie mógł dojść i to on zaczął pracować rękami, na co tym samym ułamek sekundy później odpowiedział rywal. Można długo dyskutować, a pełnego porozumienia i tak nie udałoby się wypracować między zwolennikami jednej lub drugiej strony.

Największym pechowcem takiego obrotu spraw został Bartosz Nowak. Ostatnio błysnął w Ekstraklasie, po raz pierwszy od dwumeczu z Florą Tallinn znalazł się w wyjściowym składzie na mecz w europejskich pucharach, ale po wykluczeniu Rumuna od razu powędrował do bazy w ramach zmiany taktycznej. No można się wkurzyć.

Reklama

Niespodziewany gol Rundicia

Trzeba Rakowowi oddać, że w niskiej obronie niemal tradycyjnie spisywał się dobrze, Sporting miał problemy ze stwarzaniem konkretów blisko bramki „Medalików”. Gdy już się to udawało, dwa razy refleksem błysnął Kovacević, a w dwóch innych przypadkach strzały gospodarzy efektownie blokował Rundić. Gorzej to wyglądało, gdy Raków miał piłkę i próbował rozgrywać. Głupich, niefrasobliwych strat zanotował zdecydowanie za dużo i tylko dodawał wiatru w żagle gospodarzom.

Głupi był też drugi rzut karny, ale tym razem już bezdyskusyjny. Za zagranie ręką Rundicia po dośrodkowaniu należało podyktować jedenastkę i aż dziw bierze, że albański sędzia nie zrobił tego od razu.

Nic nie wskazywało na to, że Raków z przodu jeszcze coś pokaże. Jeśli już jakimś cudem przedarł się do przodu, brakowało spokoju i odpowiedniej decyzji w ostatniej fazie. Aż tu nagle Tudor sprytnie rozegrał rzut wolny, a Rundić dobił strzał Cebuli obroniony przez Antonio Adana. Nastawiliśmy się już na powolne dogaszanie meczu, a tu proszę, doczekaliśmy się jakichś emocji.

Goście niestety kolejnych okazji już nie mieli. Kika razy zdołali podejść wyżej, rozgrywać atak pozycyjny i dostać się z piłką w pole karne, ale finalnie zawsze czegoś brakowało, żeby oddać strzał. Najbardziej szkoda momentu, gdy kilku zawodników weszło w „szesnastkę” Sportingu, a Cebula miał już miejsce do dośrodkowania z lewej strony, lecz zaplątał się w dryblingu i łatwo stracił piłkę.

Raków przegrał, ale biorąc pod uwagę okoliczności, mimo wszystko chyba trochę się podbudował przed finiszem rywalizacji w fazie grupowej. Decydujący będzie wyjazdowy mecz ze Sturmem. Trzeba go wygrać i wtedy można dyskutować nad szansami w kontekście trzeciego miejsca. W innym przypadku domowe spotkanie z Atalantą prawdopodobnie będzie już tylko o prestiż, punkty rankingowe i dodatkowy zastrzyk gotówki do klubowego budżetu.

Sporting Lizbona – Raków Częstochowa 2:1 (1:0)

  • 1:0 – Pedro Goncalves 14′ karny
  • 2:0 – Pedro Goncalves 52′ karny
  • 2:1 – Rundić 71′

Fot. Newspix

Reklama

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Liga Europy

Komentarze

32 komentarzy

Loading...