Beniaminkowie Ekstraklasy w tym sezonie są naprawdę słabi. Dzisiejsze zwycięstwo Puszczy Niepołomice było pierwszą wygraną kogokolwiek z trójki nowicjuszy od ponad dwóch miesięcy. Są jednak ekipy nad strefą spadkową, które starają się, żeby emocje w walce o utrzymanie zbyt szybko się nie zakończyły i przynajmniej wspomniana Puszcza mogła trochę powalczyć. Cracovia nawet grając 11 na 9, nie potrafiła strzelić gola Śląskowi Wrocław i przegrała kolejny mecz.
WKS do przerwy prowadził, choć miał sporo szczęścia. Rafała Leszczyńskiego dwukrotnie ratowali koledzy wybijający piłkę z linii bramkowej (Bejger i Macenko), a sam bramkarz wrocławian musiał się wysilić po uderzeniach Makucha z bliska i Atanasova z daleka. Za to jak już “Pasy” niedługo po zmianie stron zyskały przewagę liczebną, to… zgłupiały i przestały stwarzać zagrożenie.
Cracovia – Śląsk Wrocław 0:1. Dwóch piłkarzy więcej to za mało na gola
Dopiero gdy Śląsk zaczął grać w dziewiątkę, zaczęło się mocniej kotłować w polu karnym Leszczyńskiego. Znów jednak mógł liczyć na partnerów z defensywy – Paluszek, Bejger i Petkow chętnie służyli blokowaniem lub wybijaniem strzałów – a gdy już nikt nie mógłby nic zrobić, to Makuch trafił w Knapa tak, że piłka przeleciała tuż obok słupka.
Niemoc, totalna niemoc. Kolejny raz. Cracovia w tyłach jest przyzwoita, natomiast z przodu mocno niedomaga. Mniej goli od niej mają jedynie ŁKS i Piast. Trudno się jednak dziwić, skoro armatami Jacka Zielińskiego są:
- Patryk Makuch – od jedenastu meczów bez gola w lidze;
- Benjamin Kallman – od dziesięciu meczów bez gola w lidze;
- Kacper Śmiglewski – miał już przebłyski, nieźle rokuje, ale w dwunastu spotkaniach w Ekstraklasie jeszcze bramki nie zdobył.
W słabszej formie jest też Michał Rakoczy, a Jakub Myszor dopiero wraca do regularnego grania. Efekt? Cracovia w ostatnich jedenastu kolejkach odniosła jedno zwycięstwo i ma raptem dwa punkty przewagi nad Puszczą. W Lidze Minus powinno powrócić pytanie: czy Cracovia spadnie z ligi? Jeszcze chwila i ta groźba naprawdę stanie się realna.
Nahuel zgłupiał, Macenko się podpalił
Śląsk w osłabieniu radził sobie w miarę spokojnie, jakby wszystko miał dokładnie przećwiczone. Z przodu nie potrafił już wyprowadzić kontry, ale bronił się bez większej paniki.
Inna sprawa, że oba wykluczenia były idiotyczne. Nahuelowi na chwilę odłączyło wszystkie styki, gdy Jugas coś do niego powiedział po nieodgwizdanym faulu. Podszedł do Czecha i po prostu uderzył go głową w twarz. Absurdalne zachowanie, z którego ukarany delikwent momentalnie zdał sobie sprawę, bo nawet nie protestował. Zapewne czeka do dłuższe zawieszenie.
Tutaj niestety duży minus również dla sędziego, bo Jugas wyraźnie nieprzepisowo powstrzymywał Nahuela przy linii bocznej, dlatego należało użyć gwizdka. Gdyby Marcin Szczerbowicz to zrobił, prawdopodobnie nie byłoby ciągu dalszego – co rzecz jasna w żadnym stopniu nie tłumaczy pomocnika Śląska, który przecież świetnie zaczął. Ze stoickim spokojem położył na ziemi Hoskonena i dopiero potem precyzyjnie dobił strzał Schwarza obroniony przez Madejskiego. Kapitalnie w tej akcji podawał Piotr Samiec-Talar, który do przerwy kipiał pewnością siebie.
W dziesiątkę WKS jeszcze kurczowo się nie bronił, ale gdy Macenko po dwóch głupich faulach wynikających chyba z przemotywowania i braku myślenia nie dał sędziemu wyjścia, goście mogli już marzyć wyłącznie o dowiezieniu prowadzenia, co się udało.
Śląsk ma już 33 punkty, co w praktyce oznacza, że nawet gdyby teraz przegrał wszystko do końca sezonu, to raczej by nie spadł przy poziomie tegorocznych beniaminków. W praktyce pierwszy, podstawowy cel właśnie został osiągnięty.
W Cracovii robi się coraz bardziej nieciekawie, a Jacek Zieliński po symbolicznym letnim oknie transferowym w wykonaniu klubu z Kałuży i nieodpuszczających kontuzjach ma mocno ograniczone pole manewru przy dokonywaniu.
Fot. Newspix