Lech Poznań po zawalonej drugiej połowie z Cracovią dwoma następnymi meczami miał uspokoić kibiców, że drużyna nadal znajduje się na właściwym torze. I tak też zrobił: w Pucharze Polski wysoko ograł Zawiszę Bydgoszcz, a teraz bez jakiegoś szczególnego żyłowania się spokojnie pokonał Ruch Chorzów, zapewniając sobie utrzymanie na podium po tej kolejce.
Nie zawiedli liderzy „Kolejorza”. Nieobciążony pucharowym meczem Mikael Ishak wrócił do strzelania i asystowania. Swoją bramkę z rzutu wolnego zawczasu pokazał i objaśnił. Kapitan gospodarzy długo dokładnie tłumaczył Jesperowi Karlstremowi, w jaki sposób ma dośrodkować i jego rodak go posłuchał. Mocno zacentrował w kierunku bliższego słupka, a schodzący tam Ishak sprytnym uderzeniem głową nie dał szans Krzysztofowi Kamińskiemu.
Lech Poznań – Ruch Chorzów 2:0. Ishak i Velde znów z konkretami
Otworzenie wyniku dało Lechowi dużo spokoju, bo do tego momentu trochę męczył się w ofensywie. Zaczął obiecująco – od poprzeczki Kwekweskiriego po rzucie wolnym oraz strzale Velde, którego należycie nie potrafili dobić Ba Loua i Ishak – ale potem przez długie minuty nie dochodził do konkretnych sytuacji. Ruch, zgodnie z przewidywaniami, bronił się bardzo nisko, a poznaniakom brakowało elementu zaskoczenia w rozgrywaniu piłki. Kiepska murawa z pewnością nie ułatwiała zadania.
Na początku drugiej połowy beniaminkowi nie wyszła pułapka ofsajdowa, zaspał Kacper Michalski i w efekcie Ishak po koleżeńsku wyłożył piłkę Velde na 2:0, choć spokojnie mógł samemu sfinalizować świetne podanie Blażicia z głębi pola. Słoweński stoper dziś naprawdę się wyróżniał. Przed przerwą zaliczył ważną interwencję, blokując Daniela Szczepana, dobrze radził sobie w pojedynkach, a do tego imponował dalekimi zagraniami do przodu.
Lechowi po przerwie grało się łatwiej. Rywale ustawili się wyżej, próbowali atakować i przez to nadziewali się na wiele kontr. Podopieczni Johna van den Broma powinni wycisnąć z nich więcej, ale gdy weszli Filip Wilak i dopiero debiutujący w Ekstraklasie Ali Gholizadeh, jakość na skrzydłach zmalała. Wilak był strasznie chaotyczny, wikłał się w szaleńcze akcje, które przeważnie kończyły się stratami, natomiast Irańczyk na razie nie próbował robić wielkich rzeczy, tylko chciał się spokojnie wdrożyć.
Ruch musi szukać nadziei u siebie
„Niebiescy” mogą rozpamiętywać kilka momentów. Gdyby Michalski wyprzedzający Anderssona nie zagrał potem ręką w polu karnym Lecha. Gdyby Letniowski nie przeszkadzał Wójtowiczowi przy strzale. Gdyby w końcówce Szczepan mocniej uderzył na bramkę Mrozka. Jeżeli jednak odwrócilibyśmy tę wyliczankę i przeanalizowali wszystkie „gdyby” dla Lecha, to nie byłoby czego zbierać.
Ruch zwyczajnie był słabszy, miał za mało argumentów w każdej formacji z pola. Skrobacz szuka różnych wariantów, odkurzył nawet skreślonego latem Łukasza Monetę, ale ciągle mówimy o poruszaniu się na tej samej półce jakościowej.
Realne okazje do punktowania dla chorzowskiego beniaminka to zbliżające się domowe starcia z Radomiakiem i Koroną Kielce. Te dwa mecze mogą być kluczowe przy ocenianiu dalszych szans drużyny Jarosława Skrobacza na utrzymanie. Już teraz strata do strefy bezpiecznej wynosi siedem punktów.
Lech nie narobił sobie problemów przed wyjazdem do Warszawy na szlagier z Legią, a taki Velde mógł spokojnie zejść w 65. minucie, wiedząc, że prawdopodobnie nic złego się dziś nie wydarzy.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Trela: Frekwencyjny boom. Ekstraklasa z szansami na rekordowy sezon na trybunach
- Himalaje nieskuteczności. Widzew nacierał, miażdżył, dominował i… przegrał z Wartą
- Przegrał ten, kto miał większego konia trojańskiego…
Fot. Newspix