Reklama

Canelo kontra Charlo, czyli pojedynek niekwestionowanych mistrzów

Szymon Szczepanik

Autor:Szymon Szczepanik

30 września 2023, 12:50 • 12 min czytania 4 komentarze

Obaj dzierżą zaszczytne miana niekwestionowanych mistrzów swoich kategorii wagowych. Dlatego też mottem przewodnim ich starcia jest hasło „Undisputed vs Undisputed”. Jermell Charlo (35-1-1, 19 KO) w ubiegłym roku zawładnął wagą junior średnią. Z kolei Saul Alvarez (59-2-2, 39 KO) jest królem kategorii superśredniej, a do niedawna znajdował się też na tronie rankingu p4p. Jednak po ostatnich występach Meksykanina pojawiły się teorie, że jego czas już minął, a kariera powoli zmierza ku końcowi. I choć w pojedynku z Charlo Saul wciąż będzie faworytem, to Iron Man jawi się jako pięściarz, który realnie może sprawdzić, czy rudy kolor, którym pokryta jest czupryna Canelo, to aby nie bokserska rdza.

Canelo kontra Charlo, czyli pojedynek niekwestionowanych mistrzów

TRZY ROZCZAROWANIA

Oczywiście to nie tak, że Saul Alvarez nagle stał się przeciętniakiem, z którym jest w stanie rozprawić się każdy przeciwnik. Nic z tych rzeczy. Największa gwiazda szermierki na pięści ostatnich lat wciąż pozostaje wyzwaniem poza zasięgiem dla zdecydowanej większości potencjalnych oponentów. Wciąż posiada cztery mistrzowskie pasy w wadze superśredniej (do 76,2 kg). Inna sprawa, że ostatnie trzy pojedynki czempiona z Guadalajary zasiały w kibicach i ekspertach wiele wątpliwości co do tego, czy w ringu jeszcze kiedyś obejrzą pięściarza, którego znają z najlepszych występów.

Zacznijmy od walki z maja ubiegłego roku. Wówczas Canelo, niepodzielnie rządzący we wspomnianej wadze superśredniej, zapragnął spróbować sił w jeszcze wyższej dywizji.  Porwał się wówczas na starcie z Dimitrijem Biwołem (21-0, 11 KO), posiadaczem pasa mistrza świata WBA wagi półciężkiej. Dumny Meksykanin, uchodzący wówczas za najlepszego pięściarza planety, był faworytem w tamtym pojedynku. Ale nawet tak znakomity pięściarz na własnej skórze przekonał się o tym, że kategorii wagowych nie wymyślono z nudów. Rosjanin urodzony w Kirgistanie okazał się dla Saula po prostu za duży. Uderzał częściej i celniej, a jego przewaga warunków fizycznych pozwoliła trzymać rywala na bezpieczny dystans. Faworyt w ringu mógł odpowiedzieć tylko frustracją – do tego stopnia, że w pewnym momencie chwycił i podniósł Biwoła, jakby pomylił boks z wrestlingiem.

Alvarez przegrał na wszystkich kartach sędziowskich 115-113 – a naprawdę, jeszcze wyraźniej niż one pokazywały. Jednak po przeszło roku, trudno specjalnie krytykować go za tamtą porażkę. A można wręcz szanować Meksykanina to, że chciał podjąć kolejne duże wyzwanie.

Reklama

Ostatecznie musi zadowolić się dominacją w swojej wadze. I tak we wrześniu ubiegłego roku zaprosił do niej Giennadija Gołowkina (42-2-1, 37), by stoczyć z nim trzecią walkę. Poprzednie dwa pojedynki z Kazachem dostarczyły mnóstwo emocji i stały na bardzo wysokim poziomie, ale trzeci okazał się totalnie chybionym pomysłem. 40-letni GGG sprawiał wrażenie, jakby chciał zgarnąć ostatnią wielką wypłatę bez przesadnego narażania własnego zdrowia.

Z kolei cztery miesiące temu, w weekend, na który przypadało święto Cinco de Mayo, Alvarez spełnił jedno z marzeń meksykańskich kibiców. Canelo po długich dwunastu latach przerwy dał walkę w ojczystym kraju. Jego oponentem był John Ryder (32-6, 18 KO) – obowiązkowy pretendent federacji WBO. I chociaż ten pojedynek także był jednostronny, a obrońca tytułów łatwo wykonał zadanie, to jego styl walki sam w sobie pozostawiał wiele do życzenia. Meksykanin był mało aktywny w obronie. Nie robił zwodów głową przez co ta była dla Rydera dość łatwym celem. Mało tego, choć Ryder w piątej rundzie zapoznał się z deskami, to ostatecznie dotrwał do ostatniego gongu pomimo tego, że mistrz szukał nokautu. Może nawet aż za bardzo, licząc na efektowne zakończenie walki zamiast konstruować dobre kombinacje.

CANELO MÓWI O EMERYTURZE

Zatem ostatnie trzy starcia Canelo to walka z niepokonanym mistrzem w wyższej kategorii wagowej oraz dwa gładkie zwycięstwa. Mimo wszystko wokół jego postawy na ringu pojawiło się sporo wątpliwości. Podsycił ją sam zainteresowany, kiedy został zapytany o potencjalne przejście na emeryturę.

– Myślę, że przede mną jeszcze co najmniej cztery, może pięć lat kariery. Jestem zawodowym bokserem od piętnastego roku życia. Prawie osiemnaście lat walczę zawodowo. Zawsze mówiłem, że przejdę na emeryturę, gdy będę miał 36 lub 37 lat – mniej więcej w tym wieku. Tyle lat boksu powinno wystarczyć. Ale do tego momentu chcę osiągnąć jeszcze wiele rzeczy. Dopiero później będę mógł cieszyć się życiem z rodziną – mówił w programie The Breakfast Club.

Zakładając, że Alvarez utrzyma swój rytm rozgrywania dwóch pojedynków rocznie, pięć lat daje dziesięć walk. To dużo i zarazem mało. W końcu z biegiem lat organizm Meksykanina także może coraz częściej odmawiać mu posłuszeństwa, a nawet drobny uraz – pokrzyżować plany. Być może zatem nadchodzące starcie z Charlo to jedna z kilku ostatnich walk Saula.

Reklama

Niepochlebnie na temat podejścia do boksu Canelo wypowiedział się chociażby Ahmed Elbiali (23-1, 18 KO), czyli jego były sparingpartner [tłumaczenie za bokser.org]:– Canelo zrobił się po prostu leniwy. Wydaje się znudzony i zmęczony boksem, zarówno mentalnie jak i fizycznie. Pamiętajcie, że on walczy zawodowo od piętnastego roku życia, stoczył wiele ringowych wojen i przeszedł sporo operacji. Jego ciało jest dużo starsze niż wiek w metryce. Wyobraźcie sobie, że kiedyś w trzeciej czy czwartej rundzie naszego sparingu on nagle powiedział „Jestem zmęczony”, i sparing po prostu przerwano. On wygląda na zmęczonego boksem.

OBSTAW WYNIK WALKI ALVAREZ-CHARLO W FUKSIARZ.PL!

W podobnym tonie wypowiada się Kubańczyk David Morrell (9-0, 8 KO):- To już nie ten sam Canelo, który występował trzy lata temu. On nie szuka już wyzwań, boi się podjąć ryzyko.

Czy jednak opinia Morrella jest słuszna? Naszym zdaniem, nie do końca. W końcu mistrz już wyczyścił wagę superśrednią. Z tego względu stał się trochę ofiarą własnego sukcesu, bo siłą rzeczy musi szukać dużych nazwisk poza nią. Wielkim wyzwaniem było starcie z Biwołem w półciężkiej. Kiedy Alvarez przegrał, podjął rozsądną decyzję – na przetarcie po porażce zaprosił pomiędzy liny rywala znanego, ale już mającego najlepszy czas za sobą. Trudno mieć o to pretensje do Meksykanina. Z kolei Ryder był pretendentem obowiązkowym.

Wbrew opinii Morrella (oraz wielu kibiców) wygląda na to, że w przyszłości Alvarez podejmie jeszcze wiele ciekawych sportowo wyzwań. Gdzieś na horyzoncie widnieje jego rewanż z Rosjaninem – choć już zapewne w wadze superśredniej. Posiadaczem pasa WBC Interim w tej kategorii jest niepokonany David Benavidez (27-0, 23 KO). Na szerokiej liście potencjalnych rywali mistrza znajduje się także nazwisko Morrella. Choć zapewne na nieco dalszych miejscach – i stąd taka a nie inna opinia Kubańczyka.

WIELKA WYPŁATA CHARLO

Takim wyzwaniem jest także Iron Man. W końcu mowa o jednym z trzech obecnie panujących niekwestionowanych mistrzów boksu zawodowego. Tym trzecim – poza Canelo i Charlo – jest Terence Crawford (40-0, 31 KO). Choć tak po prawdzie, Buda powinniśmy określić mianem pierwszego, bowiem to on obecnie jest królem rankingu p4p.

Z kolei Charlo… za chwilę straci jeden z posiadanych pasów. I to niezależnie od wyniku walki z Alvarezem. W maju 2022 roku Amerykanin zunifikował tytuły w rewanżowym pojedynku z Brianem Carlosem Castano (17-1-2, 12 KO). Jak łatwo policzyć, walka miała miejsce ponad rok temu. W teorii każda z federacji powinna odebrać mu tytuły za brak aktywności. W praktyce WBC, WBA i IBF nie wyciągają z braku poczynań mistrza żadnych konsekwencji.

Dopiero organizacja WBO nakazała Amerykaninowi obowiązkową obronę z Timem Tszyu (23-0, 17 KO). Lecz Charlo się jej nie podjął, mając na stole walkę za znacznie większe pieniądze z Alvarezem. O jakich liczbach mówimy? Podstawowej gaży o wysokości 1,5 miliona dolarów, a także 40% zysków ze sprzedaży abonamentów Pay-Per-View. Przy szacunkowej sprzedaży 700 tysięcy pakietów, przekłada się to na dodatkowe 5 milionów, które zasilą portfel Iron Mana.

Jak na taką decyzję Amerykanina zareagowało WBO? Ano tak, że owszem, odbierze mu swój mistrzowski pas. Jednakże, aby nie psuć narracji powstałej na potrzeby pojedynku Charlo z Alvarezem, federacja uczyni to… dzień po walce. Ale być może wtedy Iron Man nie będzie się tym przejmował, bo zdobędzie cztery tytuły należące do Canelo.

BRACIA

Jednak dokładniejszą historię Charlo powinniśmy rozpocząć nie od tego, ile zarobi z soboty na niedzielę polskiego czasu, ale od jego początków – czyli rodziny. Bo nie ma wątpliwości, że ta ukształtowała obecnego mistrza wagi junior średniej.

Najsłynniejszym jej członkiem jest Jermall (32-0, 22 KO) – starszy brat Jermella. Przy czym dzieli ich zaledwie… minuta, gdyż są bliźniakami. W dzieciństwie obaj stali się postrachem rodzinnego Houston. Wszystko to za sprawą ojca Kevina. Ich staruszek amatorsko pałał się boksem i podstawy tegoż właśnie sportu wpajał swoim latoroślom. Następnie zaś… wystawiał ich do ulicznych walk z innymi dziećmi, które były organizowane przez tamtejszą społeczność. I jak zapewne się już domyślacie – na bliźniaków J&J na ulicy nie było mocnych.

Jednak bynajmniej nie było też tak, że bracia-rówieśnicy między sobą wyłącznie zbijali piątki:- Dorastałem z bratem bliźniakiem. Rywalizowaliśmy o wszystko. Dosłownie wszystko. Nawet o to, kto szybciej się ubierze albo zje posiłek. I zawsze chciałem być na szczycie, chciałem wygrać – wspominał Jermell.

Iron Man może czuć satysfakcję z tego powodu, że ubiegł brata w kolejce do walki z Alvarezem. Pierwotnie bowiem planowano, że to Hit Man stawi czoła Meksykaninowi. Jermall, który jest mistrzem świata federacji WBC w kategorii średniej, długo uchodził też po prostu za lepszego pięściarza. Ludzie ze środowiska skupionego wokół braci przekonywało, że to starszy bardziej angażuje się w boks, podczas gdy Jermell miał nieco luźniejsze podejście do życia i w wolnym czasie nie stronił od imprez. Jednak z czasem i on wyrobił sobie pięściarską markę i dziś trudno jednoznacznie stwierdzić, który z braci jest tym lepszym. Wracając jednak do potencjalnej walki z Alvarezem, za Jermallem przemawiało także to, że występuje w kategorii średniej. Zatem gdyby zdecydował się na starcie z Canelo, jego przeskok wagowy byłby mniejszy, niż w przypadku brata. Ale ostatecznie wycofał się z tego pomysłu, za przyczynę podając powody osobiste.

Jermall i Jermell Charlo. Fot. Youtube/ i am athlete.

Hit Man z dwójki braci jako pierwszy wywalczył tytuł zawodowego mistrza świata, kiedy w 2015 roku zdobył pas IBF wagi półśredniej. Ale obaj zapisali się w historii boksu również 21 maja 2016 roku. Wówczas wywalczyli tytuły mistrzowskie wagi junior średniej. Jermall pokonał Austina Trouta (36-5-1, 18 KO) w potyczce o pas IBF, zaś Jermell rozprawił się z Johnem Jacksonem (21-4, 16 KO), zdobywając wakujący tytuł WBC. Pierwszy raz w historii rodzeństwo zdobyło tego samego dnia tytuły zawodowych mistrzów świata. Mało tego, w tym przypadku dokonali tego bliźniacy – i to na tym samym wydarzeniu!

Przy okazji, skoro walczą w podobnych kategoriach wagowych, zapewne zastanawiacie się, czy istnieje szansa, że na zawodowym ringu staną naprzeciwko sobie:- Od samego początku wszyscy nas o to pytają, ale nie ma na to szans. Nigdy nie wyjdziemy razem do ringu. Jako bliźniacy zawsze byliśmy w centrum zainteresowania i potrafimy to wykorzystywać. Wspólnie wyczyścimy nasze kategorie wagowe, ale nie będziemy ze sobą walczyć – powiedział Jermall w rozmowie z portalem Sherdog.

Pomimo wzajemnej rywalizacji w dzieciństwie, bracia dobrze się ze sobą trzymają. Jeden staje za drugim murem, a ich symbolem jest hasło „Tylko dla Lwów”, z którego stworzyli nawet kolekcję ubrań. Sami często nawiązują do retoryki szacunku i niebezpieczeństwa, które budzi ten wielki kot. Jedno z ulubionych powiedzeń braci brzmi – lwy nie płaczą, one ryczą. A oddać im trzeba, że sami potrafią bardzo głośno ryczeć, dokładając sobie w ten sposób wrogów. Przez lata zdążyli ugryźć w mediach takich pięściarzy jak Adrien Broner (35-4-1, 24 KO) czy Gervonta Davis (29-0, 27 KO). Z kolei w lipcu tego roku, podczas gali Crawford-Spence, kolejnych  obelg ze strony Jermalla nie wytrzymał Caleb Plant (22-2, 13 KO). I na zapleczu zdzielił Hit Mana w twarz.

CANELO NIE BĘDZIE MIAŁ ŁATWEJ PRZEPRAWY

Oczywiście faworytem tego pojedynku będzie Saul Alvarez. W końcu sam boleśnie przekonał się o tym, że nagły przeskok do wagi wyższej o kilka kilogramów nie jest prostym zadaniem. Tymczasem Iron-Man zamienia limit 69,8 na 76,2 kilograma. To ponad 6 kilo różnicy.

Nie znaczy to jednak, że jest skazywany na pożarcie. Wspomniany Austrin Trout, który w trakcie kariery miał okazję walczyć z oboma braćmi a także Alvarezem, zapytany o przewidywania na walkę stwierdził:- Na papierze faworytem jest Canelo, jednak mamy dużo niewiadomych przy Charlo i spodziewam się, że sprawi niespodziankę w tym pojedynku. Ale czy wygrywając nieznacznie na punkty w ringu, otrzyma taką decyzję od sędziów? W końcu walka odbędzie się w Las Vegas, domu Alvareza. Jermell potrafi dużo się poruszać, jednocześnie zadając ciosy. Nie mówię, że praca nóg Canelo jest zła, ale on musi na moment stanąć, by mocno uderzyć. Gdy mierzyłem się z jednym i drugim, to prawdę powiedziawszy bardziej martwiłem się o silę Jermella, nawet jeśli to Alvarez rzucił mnie na deski. Stawiam na niespodziankę w tym pojedynku.

Sami wątpimy w zakrzywianie wyniku na korzyść Canelo, gdyż obecnie obaj pięściarze walczą dla PBC, czyli projektu za który odpowiada Al Haymon. Charlo z PBC związany jest od wielu lat, natomiast Alvarez podpisał z tą stajnią kontakt na trzy walki, opiewający na kwotę 100 milionów dolarów.

Lecz No Doubt nie jest osamotniony w opinii typowania zwycięzcy. Wtóruje mu James Toney (77-10-3, 47 KO), choć dodajmy, że legendarny Amerykanin nie pała sympatią do Alvareza, co zapewne wpływa na jego osąd:- Obaj potrafią walczyć, ale myślę, że Charlo jest lepszym zawodnikiem. Canelo może zostać znokautowany. On nie jest Jamesem Toneyem. To dobry zawodnik, ale nie na moim poziomie. Przestań porównywać do mnie tego sukinsyna. Zniszczyłbym go – pieklił się Lights Out w jednym z wywiadów.

Mało? To co powiecie na Bernarda Hopkinsa (55-8-2, 32 KO):- Styl Charlo różni się od stylów ostatnich rywali Canelo, a do tego Jermell jest bardzo zdeterminowany. Moim zdaniem Canelo będzie musiał szybko rozprawić się z Charlo, bo z czasem do głosu zacznie dochodzić jego przeciwnik. I nie chodzi tu tylko o wiek Alvareza. Jermell to stylowy koszmar dla Alvareza, a na dodatek pokaże zapewne więcej niż pokazywał nam dotąd.

A to z kolei Johnny Nelson (45-12-2, 29 KO):- Nie zdziwcie się, jeżeli Charlo ogra Canelo. Alvarez to wybitny pięściarz, nie jest już taki jak kiedyś, ale i tak pokona 98% zawodników na świecie. Z drugiej strony myślę, że Charlo ma wszystkie składniki, aby go pokonać.

O jakich składnikach dokładnie mowa? 33-latkowi nie można odmówić doświadczenia i umiejętności. W końcu przez lata szkolił go Ronnie Shields. Jeżeli od najmłodszych lat prowadzi cię gość, który w swojej karierze trenował Mike’a Tysona (50-6, 44 KO), czy Evandera Holyfielda (44-10-2, 29 KO), to oznacza, że musisz mu bardzo dobrze płacić, albo być kimś obdarzonym wyjątkowym talentem.

Jednak od 2017 roku Amerykanin współpracuje z innym znanym szkoleniowcem – Derrickiem Jamesem. Przy Shieldsie długo pozostawał w cieniu brata, a współpraca z Jamesem niesamowicie go rozwinęła. Obecnie lewy sierpowy Charlo jest uznawany za jeden z najlepszych w zawodowym boksie. Amerykanin stosuje go także podczas kontrataków, przy czym potrafi uderzyć na górę i na dół. Kiedy chociażby według Sheldsa, to ciosy na korpus mogą okazać się kluczem do sukcesu. Poza tym Jermell jest szybki, potrafi schodzić z linii ciosu i przy tym nie boi się wymian.

Oczywiście to nie tak, że Alvarez nie posiada żadnych atutów w starciu z Iron Manem. Zapewne będzie wywierał na nim presję skracając dystans. Na korzyść Canelo zdecydowanie przemawia siła uderzenia. Poza tym Meksykanin także dysponuje potężnym lewym bitym na korpus. W dodatku, choć wymieniliśmy szereg zalet Charlo, to trudno wśród nich szukać szczelnej obrony. Podczas wymiany cios na cios, Amerykanin sam potrafi coś wyłapać, co w starciu z tak mocno bijącym rywalem może okazać się zabójcze.

Gdybyśmy mieli pobawić się w przewidzenie zachowania faworyta w ringu, to napisalibyśmy że będzie on niczym czołg. Będzie nieustannie parł do przodu, może oszczędnie wyprowadzając ciosy, ale za to z niszczycielską siłą, którą rywal będzie coraz bardziej odczuwał z każdą rundą. Jeżeli jednak Charlo uda się schodzić z linii ognia Canelo, a przy tym celnie go kontrować, to być może doczekamy się pierwszego w historii niekwestionowanego mistrza dwóch kategorii wagowych. Przynajmniej na jeden dzień.

SZYMON SZCZEPANIK

Fot. Newspix

Czytaj więcej o boksie:

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Boks

Boks

Litwinka odmówiła walki z Rosjanką. „Ten brąz lśni bardziej niż złoto”

redakcja
15
Litwinka odmówiła walki z Rosjanką. „Ten brąz lśni bardziej niż złoto”
Boks

Herbie Hide i najszybsza obrona pasa wagi ciężkiej w historii

Szymon Szczepanik
0
Herbie Hide i najszybsza obrona pasa wagi ciężkiej w historii
Boks

Pierwsza obrona pasa. Różański zmierzy się z… pogromcą Polaków

Kacper Marciniak
3
Pierwsza obrona pasa. Różański zmierzy się z… pogromcą Polaków
Boks

Mina Fury’ego mówiła wszystko. Joshua znokautował Ngannou w 2. rundzie!

Szymon Szczepanik
2
Mina Fury’ego mówiła wszystko. Joshua znokautował Ngannou w 2. rundzie!

Komentarze

4 komentarze

Loading...