Reklama

Terence Crawford – król boksu, którego wreszcie poznał cały świat

Szymon Szczepanik

Autor:Szymon Szczepanik

11 sierpnia 2023, 14:10 • 11 min czytania 3 komentarze

Jako pierwszy w historii zunifikował cztery mistrzowskie pasy w dwóch kolejnych kategoriach wagowych. Na swoim koncie ma 40 wygranych i 0 porażek. Pewnie wygrywał każdą ze swoich 18 walk o tytuł mistrza świata. Zwykle przed czasem. Mimo wszystko, dla szerokiego grona odbiorców Terence Crawford nie może równać się popularnością z największymi tuzami pięściarstwa, jak Floyd Mayweather Jr (50-0, 27 KO) czy Manny Pacquiao (62-8-2, 39 KO). Choć pojawiają się opinie, że Czarodziej z Omaha jest nawet lepszy od dwóch wspomnianych legend. Jako nowy król boksu bez podziału na kategorie wagowe, w końcu będzie mógł udowodnić te słowa, tocząc kolejne wielkie pojedynki za dziesiątki milionów dolarów.

Terence Crawford – król boksu, którego wreszcie poznał cały świat

JEDNOSTRONNA WALKA DEKADY

To miało być najlepsze pięściarskie starcie tego dziesięciolecia. Pojedynek dwóch gigantów, których połączony rekord wynosił 67 zwycięstw (w tym 52 przed czasem) i 0 porażek. W stawce znalazły się pasy mistrzowskie kategorii półśredniej federacji WBA, WBC, IBF oraz WBO. Przy czym Errol Spence Jr (28-0, 22 KO) wnosił do ringu pierwsze trzy tytuły, zaś Terence Crawford (39-0, 30 KO) – ostatni z wymienionych. Jednak Bud już wcześniej był niekwestionowanym mistrzem świata, tyle że w wadze lekkopółśredniej. Z tego względu to starszy z Amerykanów był uważany za delikatnego faworyta.

Właśnie, wiek obu pięściarzy. Losy zorganizowania tego wydarzenia były zawiłe, a w swej rozciągłości zaczęły przypominać telenowelę. Fani pięściarstwa zaczęli się nawet obawiać, czy jeżeli negocjacje w dalszym ciągu będą się tak przeciągały, to ostatecznie obejrzymy starcie dużych nazwisk, ale mających swój najlepszy czas za sobą. W końcu Crawford ma 35 lat, a Spence Jr liczy sobie 33 wiosny.

Na szczęście obaj zmierzyli się ze sobą, wciąż znajdując się na szczycie. Lecz niewielu spodziewało się tego, że różnica pomiędzy dwoma przecież znakomitymi pięściarzami będzie tak kolosalna.

Reklama

Crawford nie pokonał Spence’a. On go wręcz zmiażdżył. Po pierwszej, nieco zapoznawczej rundzie, Bud prezentował się pomiędzy linami tak, jakby rozgryzł swojego oponenta. Wyprzedzał każdą jego akcję, celnie kontrował i pierwszy raz posłał The Trutha na deski. W trakcie tego niemiłosiernego lania Errol jeszcze dwa razy zapoznawał się z podłogą. W dziewiątej odsłonie tego nierównego pojedynku Crawford ładował kolejne tuby na jego głowę. Wtedy sędzia ringowy Harvey Dock uratował byłego już posiadacza trzech mistrzowskich pasów przed ciężkim nokautem.

DLACZEGO TAK DŁUGO, BUD?

Tak oto na tronie rankingu pound for pound zasiadł człowiek, który w zasadzie od lat plasował się w TOP 10 tego zestawienia. Jednak musiał sporo naczekać się na to, by być uważanym za tego najlepszego w stawce. W dodatku popularnością również odstawał od takich postaci jak Saul Alvarez (59-2-2, 39 KO) czy Tyson Fury (33-0-1, 24 KO). Pytanie brzmi – dlaczego?

Przecież Crawford posiada odpowiedni paszport, by fani zza Oceanu mogli się z nim identyfikować. W dodatku ma instynkt zabójcy. Spośród osiemnastu pojedynków o tytuły mistrza świata, aż piętnaście kończył przed czasem. Do ostatniego gongu w starciach o pasy przetrwało z nim tylko trzech gości – Viktor Postol, Raymundo Beltran i Ricky Burns. Walka z Burnsem miała miejsce jeszcze w kategorii lekkiej. Szkot na kartach punktowych przegrał najmniej wyraźnie, bo 112-116, 112-116 i 111-117. Przy czym warto pamiętać, że była to pierwsza walka Amerykanina o pas i odbyła się w Glasgow. Sędziowie punktowi i tak wyłuskali dla miejscowego czempiona tyle rund, ile tylko mogli.

Niemniej jednak, jest kilka powodów przez które Bud długo czekał na pozycję lidera. Zaznaczmy przy tym, że skupimy się wyłącznie na rankingu p4p magazynu „The Ring”, który – naszym zdaniem – jest zestawieniem najbliższym prawdy. Kiedy Crawford debiutował w TOP 10 tego magazynu, był 2015 rok. Rzecz jasna wówczas Amerykanin dopiero wyrabiał sobie markę wielkiego mistrza i nie mógł liczyć na pierwsze miejsce. To zresztą należało do Floyda Mayweathera Juniora. Następnym liderem był Romain Gonzalez, który w niższych kategoriach wagowych rozstawiał rywali po kątach.

SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ

Reklama

Bud w zestawieniu piął się w górę, kolejni liderzy się zmieniali, ale trudno było nie przyznać racji ludziom z „The Ring” w tym, że widzieli na pierwszym miejscu innych pięściarzy. Byli to chociażby Andre Ward, Giennadij Gołowkin, Wasyl Łomaczenko, Saul Alvarez oraz Oleksandr Usyk. Same wielkie nazwiska.

Jednak z ostatniej piątki Ward już dawno temu zakończył karierę, a Gołowkin jest już blisko jej końca. Łomaczence oraz Alvarezowi przytrafiły się porażki. Z kolei Usyk jest w o tyle niekomfortowej sytuacji, że jako zawodnik wagi ciężkiej już siłą rzeczy nie podbije wyższej kategorii.  W swojej wadze posiada na horyzoncie tylko jedno wyzwanie – pojedynek z Tysonem Furym. Ale biorąc pod uwagę nieprzewidywalność Tysona, nie dalibyśmy sobie uciąć palca za to, że do tej walki dojdzie.

Specjalnie pominęliśmy w tym zestawieniu jeszcze jedno nazwisko. Otóż w 2022 roku przez krótką chwilę w zestawieniu „The Ring” na szczycie znajdował się Naoya Inoue. Japończyk również dziś jest najpoważniejszym konkurentem Buda do miana najlepszego pięściarza świata. Zresztą dosłownie kilka dni przed popisem Crawforda ze Spence’em, Monster sam dał genialny pojedynek, kiedy nowej dla siebie wadze koguciej równie widowiskowo pokonał Stephena Fultona. Jednak na szali tej walki znajdowały się „tylko” dwa mistrzowskie pasy. Unifikacja tytułów to zawsze historyczny wyczyn i dlatego eksperci z „The Ring” wyżej wycenili popis Crawforda.

Jest jeszcze jeden aspekt, przez który Terence tak długo czekał na miano króla boksu. Choć liczba mistrzowskich pojedynków Buda robi wrażenie, to próżno było szukać na tej liście naprawdę wielkich nazwisk. Amerykanin o kilka lat rozminął się z największymi wojownikami w historii współczesnego pięściarstwa, z którymi pojedynek z pewnością zapewniłby mu o wiele większą rozpoznawalność i pieniądze. Kiedy zaczynał podbijać wagę lekkopółśrednią, to w półśredniej Floyd Mayweather Junior zdołał już pokonać Manny’ego Pacquiao. Po tej walce Money zakończył karierę (parę lat później powrócił tylko na starcie z Connorem McGregorem).

Z kolei Manny już w 2015 roku najlepsze lata miał za sobą. Chociaż Filipińczyk występował w ringu do 2021 roku i jeszcze wtedy buńczucznie mówił, że chętnie powalczyłby z Terence’em, to Amerykanin sam nie chciał wziąć tego pojedynku. Bynajmniej nie ze strachu. Crawforda nie interesowało obijanie niemalże emerytowanej legendy, byleby dopisać sobie do rekordu pokonanie wielkiego nazwiska.

WRESZCIE ZARABIA NA MIARĘ TALENTU

Sytuacja Terence’a Crawforda na pięściarskim rynku jeszcze kilka lat temu wyglądała tak, że był niezwykle szanowanym pięściarzem, ale też takim, na którego horyzoncie nie jawiły się naprawdę duże walki. Wagę lekkopółśrednią rozjechał w nieco ponad dwa lata, kiedy w 2017 roku zunifikował w niej mistrzowskie pasy. Żaden zawodnik specjalnie nie kwapił się do tego, by spróbować powalczyć z Amerykaninem w jego kategorii.

Położenia pięściarza nie ułatwiała także jego sytuacja promotorska. Otóż był on związany kontraktem z Bobem Arumem, a w poszukiwaniu wyzwań przeszedł do kategorii półśredniej. Tam jednak największymi nazwiskami byli pięściarze związani z projektem Premier Boxing Champions, należącym do Ala Haymona. Tak wielki gracz wolał rozgrywać mistrzowskie walki pomiędzy swoimi zawodnikami, zamiast współpracować z Top Rank. Crawford posiadał pas federacji WBO, lecz na możliwość walki o inne tytuły musiał poczekać. Nie został do nich dopuszczony nawet wtedy, kiedy sfrustrowany mało owocną współpracą z grupą Aruma, stał się wolnym zawodnikiem.

Wtedy z pomocą przyszedł mu… zawodnik PBC, Errol Spence. Młodszy rodak po prostu wyczyścił resztę kategorii półśredniej, kolekcjonując trzy mistrzowskie pasy. W ten sposób ich pojedynek unifikacyjny stał się znacznie bardziej prawdopodobny. W nim napisała się historia – Crawford zdemolował rywala. I uczynił to za wypłatę życia. Pojedynek znakomicie sprzedał się w systemie PPV. Płatny dostęp do gali zdecydowało się wykupić blisko 700 000 abonentów. A ten nie był tani, bowiem wyceniono go na 85 dolarów.

Dobra sprzedaż sprawiła, że Bud opuścił ring bogatszy o 11 milionów dolarów. To jego największa gaża za jedną walkę. Ale być może ta kwota jest znacznie wyższa. Znany w środowisku bokserskim Dan Rafael zasugerował, że razem ze sprzedażą biletów obaj zawodnicy mogli zgarnąć 25 milionów na głowę, gdyż do zysków ze sprzedaży PPV należy dodać aż 20 milionów dolarów przychodu ze sprzedaży biletów na to wydarzenie.

NASTĘPNY PRZYSTANEK – 154 FUNTY

Errol Spence Jr jeszcze przed starciem z Crawfordem mówił, że prawdopodobnie jest to jego ostatnia walka w kategorii półśredniej (147 funtów). Amerykanin tłumaczył taki obrót spraw faktem, że jego ciało coraz bardziej się starzeje, przez co mocno odczuwa proces zbijania wagi.

I tu nastąpił ciekawy zwrot, bo rewanżu w kategorii superpółśredniej (limit 154 funty) nie wykluczał także Crawford. Bud mówił o tym zarówno przed, jak i po walce: – To zdecydowanie nie musi być kategoria półśrednia. Ja również miałem problemy z robieniem odpowiedniej wagi. Być może rewanż w wyższej kategorii miałby większy sens dla nas obu – głosił Czarodziej z Omaha.

Przejście do nowej kategorii wagowej wydaje się być najsensowniejszym posunięciem dla kogoś, kto w dwóch lżejszych dywizjach został niekwestionowanym mistrzem świata. Ale czy jednocześnie można to powiedzieć o rewanżu ze Spence’em? Jasne, The Truth może głosić swoją – nomen omen – prawdę o tym, że trzymanie limitu 147 funtów go osłabia. Crawford fizycznie go zdominował, przestawiał po ringu niczym szmacianą lalkę.

Jednocześnie sprowadzenie takiego lania zaledwie do aspektu fizycznego byłoby za dużym uproszczeniem. Terence zmiażdżył Spence’a pod KAŻDYM względem. Dlatego też wielu ekspertów wręcz odradza pokonanemu pięściarzowi aktywowania klauzuli rewanżu. Oczywiście dobra wypłata za walkę kusi. Ale czy w obliczu przebiegu pierwszego pojedynku, drugi wzbudziłby podobne zainteresowanie? Wydaje nam się, że zapewne byłoby ono mniejsze niż w przypadku pierwszego starcia, które wyglądało po prostu jak miss match. Nie bez znaczenia byłby fakt, że pasy Terence’a nie byłyby stawką rewanżu.

Crawford mógłby wziąć tę walkę tylko w przypadku, gdyby chciał zaliczyć przetarcie w podboju nowej kategorii wagowej i w pierwszym pojedynku poboksować ze znanym już rywalem. Szkopuł polega na tym, że sam Bud zdaje sobie sprawę z upływającego czasu. W dodatku tej klasy pięściarz nie potrzebuje łagodnego wejścia do nowej wagi. Czarodziej z Omaha ma zresztą plan zdominowania wagi superpółśredniej. W tym celu musi wyjść do ringu z Jermellem Charlo (35-1-1, 19 KO).

Charlo to kolejny niekwestionowany mistrz świata. Jeden z trzech obecnie panujących – poza Crawfordem jest także Saul Alvarez w kategorii superśredniej, czyli do 168 funtów. W teorii zaledwie jeden pojedynek dzieli Buda od możliwości zostania bezdyskusyjnym królem wagi junior średniej. W praktyce, ze względu na poczynania Charlo, Crawford jeszcze poczeka na kolejną walkę unifikacyjną. A wszystko to za sprawą… wspomnianego już Saula Alvareza.

Tak się bowiem składa, że Iron Man to wyjątkowo mało aktywny pięściarz. Ostatni raz pojawił się w ringu w maju 2022 roku, w rewanżowym starciu z Brianem Carlosem Castano (17-1-2, 12 KO). Na dobrą sprawę, każda z federacji powinna pozbawić go pasa za nieaktywność, jednak te spoglądały na mistrza bardzo wyrozumiałym okiem. Do czasu, bowiem wreszcie z tego impasu wyłamała się organizacja WBO. Nakazała ona Amerykaninowi starcie z Timem Tszyu (23-0, 17 KO), jednak Jermell wybrał znacznie bardziej kasową opcję starcia z rudowłosym Meksykaninem. I to w kategorii wagowej Canelo, czyli o 14 funtów (6,35 kg) wyższej. To brzmi jak plan na pewną porażkę, ale przynajmniej za kwotę składającą się z ośmiu cyfr.

Co zatem postanowiła WBO? Ano to, że – aby nie psuć promocji walki reklamowanej jako „Unidisputed vs Unidisputed” – odbierze Charlo pas mistrza w junior średniej, jednak dopiero dzień po jego starciu z Alvarezem. Tym sposobem nowym stałym czempionem WBO zostanie właśnie Tszyu. A to tworzy dla Crawforda ciekawą alternatywę na pierwszy pojedynek, by dopiero później zaatakować Charlo, który wciąż będzie posiadał pasy WBA, WBC i IBF.

DROGA DO GWIAZD

Ale czy Czarodziej z Omaha może stać się tak popularny jak wspomniani już Manny i Floyd? Czy może wyciągać z pojedynków tyle, ile największe legendy tego sportu, jak Canelo? Cóż, wszystko wskazuje na to, że tak. Jeżeli Terence przez najbliższe dwa-trzy lata utrzyma tak fenomenalną dyspozycję (a wiele na to wskazuje), to w końcu doczeka się miejsca w świadomości nie kibiców boksu, ale po prostu społeczeństwa. Od wygranej ze Spence’em na jego profil na Instagramie przybyło blisko pół miliona nowych obserwujących. To także efekt większej obecności Terence’a w mediach. Czempion właśnie robi rundę zwycięstwa po telewizjach, dając się lepiej poznać szerszej publiczności.

Jednak do tego by dorównać największym legendom współczesnego boksu, Czarodziej z Omaha potrzebuje także wielkich rywali. Jermell Charlo bez wątpienia takim jest. Ale co dalej? Scenariuszem który najbardziej rozpala kibiców jest ten, w którym po wygranej z Charlo Crawford podąży jego ścieżką i wybierze walkę z samym Saulem Alvarezem.

– Patrząc na to realistycznie, 154 funty to najwyższa kategoria, którą mogę osiągnąć. [W wyższych wagach] chłopcy są naprawdę wielcy, a ja nie jestem osobą która zbyt głośno trąbi we własny róg i mówi „Oh, mógłbym pokonać świat”. Kategorie wagowe istnieją z jakiegoś powodu i ja je szanuję. Uważam, że 154 funty to będzie moje maksimum, biorąc pod uwagę to, że we wrześniu skończę 36 lat – ugasił marzenia fanów sam Crawford.

Wydaje się jednak, że jeśli Terence Crawford skolekcjonuje wszystkie pasy w trzeciej już kategorii wagowej, to wówczas będzie miał na tyle silną pozycję, że to do niego przychodzić będą kolejni rywale – nie na odwrót. A wtedy nie dość, że będzie toczył pojedynki za ogromne pieniądze, to jak na największe gwiazdy tego sportu przystało, będzie je rozgrywał na własnych zasadach.

SZYMON SZCZEPANIK

Fot. Newspix

Czytaj więcej o boksie:

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Żużel

Niespodzianka na początek sezonu. Bartosz Zmarzlik poza podium GP Chorwacji

redakcja
0
Niespodzianka na początek sezonu. Bartosz Zmarzlik poza podium GP Chorwacji

Boks

Boks

Litwinka odmówiła walki z Rosjanką. „Ten brąz lśni bardziej niż złoto”

redakcja
15
Litwinka odmówiła walki z Rosjanką. „Ten brąz lśni bardziej niż złoto”
Boks

Herbie Hide i najszybsza obrona pasa wagi ciężkiej w historii

Szymon Szczepanik
0
Herbie Hide i najszybsza obrona pasa wagi ciężkiej w historii
Boks

Pierwsza obrona pasa. Różański zmierzy się z… pogromcą Polaków

Kacper Marciniak
3
Pierwsza obrona pasa. Różański zmierzy się z… pogromcą Polaków

Komentarze

3 komentarze

Loading...