Reklama

Trela: Michał Probierz, czyli pierwszy prawdziwy wybór Cezarego Kuleszy

Michał Trela

Autor:Michał Trela

20 września 2023, 11:22 • 10 min czytania 43 komentarzy

Michał Probierz jest dziś dokładnie tym samym trenerem, którym był w styczniu 2022, gdy po dwóch dniach rzucał robotą w Niecieczy. Dokładnie tym samym, który, w randze wiceprezesa, mając na pracę cztery lata, zrobił z Cracovii wszystko to, co przez lata w polskiej piłce krytykował. Nie różni się Probierz, różnią się jedynie okoliczności dziejowe i odrobinę postrzeganie Probierza, bo ostatnio rzadziej się wypowiadał, co zawsze dobrze mu robi. Prezes PZPN wreszcie wybrał tego, na którego od początku miał ochotę.

Trela: Michał Probierz, czyli pierwszy prawdziwy wybór Cezarego Kuleszy

Kiedy Cezary Kulesza pierwszy raz wybierał selekcjonera, wpadliśmy na siebie w Viaplay. Był wtedy prosto po spotkaniu z Fabio Cannavaro, z którym rozmawiał o prowadzeniu reprezentacji Polski. Czekając na wejście do studia, wszedł na chwilę do redakcji, gdzie akurat trwała dyskusja o zakończonym tego dnia dwudniowym pobycie Michała Probierza w Bruk-Becie Termalice Nieciecza. „Z Michałem da się dogadać, tylko trzeba umieć go prowadzić” – rzucił z miną niepozostawiającą złudzeń, że on akurat umie. Można było odnieść wrażenie, że wolałby ten dzień spędzić, zamiast na rozmowach z Włochem za pośrednictwem tłumacza, w znanym i lubianym towarzystwie Michała, którego umie prowadzić. No, ale wtedy jego wyborami jeszcze kierował instynkt samozachowawczy.

Zbyt świeże było u wszystkich wspomnienie marazmu, jaki towarzyszył schyłkowi pracy Probierza w Cracovii. Zbyt absurdalne byłoby zatrudnienie po Paulo Sousie selekcjonera, który właśnie przepracował dwie doby w Niecieczy. Przecież wtedy Kulesza cieszył się jeszcze umiarkowanym zaufaniem piłkarskiej społeczności zmęczonej dwiema kadencjami Zbigniewa Bońka. Nie chciał go stracić już na starcie.

Choć Kulesza właśnie wybrał trzeciego selekcjonera i za każdym razem decyzję podejmował jednoosobowo, mam wrażenie, że dopiero tym razem podjął ją w stu procentach zgodnie ze swoimi przekonaniami. Nie biorąc pod uwagę opinii publicznej i nastrojów kibicowskich. Podszeptów sponsorów czy doradców. Wziął tego trenera, którego od początku chciał wziąć. Musiał tylko wszystkich na to trochę lepiej przygotować. Wyciągnął więc Probierza z codziennej ligowej młócki, w której weryfikacja następuje co tydzień, w której są przedmeczowe i pomeczowe konferencje prasowe, w której są kontrowersje sędziowskie, występy na żywo w telewizji, kibicowskie emocje i dziennikarskie zaczepki. Nie ma siły, by w takim okładaniu się pałkami, Probierz nabrał nagle selekcjonerskiego formatu. Jego elektorat negatywny byłby zbyt silny.

ODSUNIĘTY OD LIGOWEJ MŁÓCKI

Przez ostatnie półtora roku młócili się więc inni. Probierz był gdzieś poza tym. Rzadziej się wypowiadał, co zawsze dobrze mu robi. Rozgrywał mecze bez presji i bez medialnej uwagi. Czasem wygrywał, czasem przegrywał, ale nikt z tego powodu nie rozdzierał szat. I cierpliwie czekał, razem z Kuleszą, na odpowiedni moment. Lepszego niż obecny, już by nie było. Zagraniczny trener z bogatym życiorysem zaliczył z kadrą totalną klapę. Bezpośredni awans na mistrzostwa Europy jest już właściwie przegrany. Ale jednocześnie wciąż tylko dwa mecze barażowe, z czego prawdopodobnie ledwie jeden naprawdę trudny, dzielą tę drużynę od awansu, który w tej sytuacji zostałby sprzedany jako niewyobrażalny sukces. Czasu nie ma. A o Probierzu, w przeciwieństwie do kontrkandydatów, można dziś powiedzieć, że poznał już pracę w federacji oraz specyfikę działania selekcjonera. To, że doświadczenie ogranicza się na razie do wygrania dwóch meczów o punkty z Kosowem i Estonią, ma już mniejsze znaczenie. To trener, który zawsze miał elektorat negatywny, ale Kulesza wiedział, że już nigdy nie będzie lepszego momentu, by zrobić to, na co od początku miał ochotę. Dać mu pracę z najważniejszą drużyną w kraju i zobaczyć, co się wydarzy.

Reklama

PSEUDOMERYTORYCZNY ARGUMENT O MŁODZIEŻÓWCE

Te pseudomerytoryczne argumenty to oczywiście bzdury. Probierz jest dziś dokładnie tym samym trenerem, którym był w styczniu 2022, gdy po dwóch dniach rzucał robotą w Niecieczy. Dokładnie tym samym, który, w randze wiceprezesa ds. sportowych, mając na pracę cztery lata, zrobił z Cracovii wszystko to, co przez lata w polskiej piłce krytykował, zbierając poklask. Nie różni się Probierz, różnią się jedynie odrobine okoliczności dziejowe i postrzeganie Probierza. Wciąż jednak jego zwolnienie z Cracovii i selekcjonerską nominację dzieli tylko dziesięć meczów w młodzieżówce, w tym osiem towarzyskich. Probierz wygrał połowę z nich: z Turcją, Albanią, Kosowem, Czarnogórą i Estonią. Naprawdę, prowadzenie młodzieżówki mogło być argumentem za Czesławem Michniewiczem, który faktycznie coś w tej roli osiągnął. Probierz w tej roli nie zdążył dać więcej argumentów niż nawet Maciej Stolarczyk, któremu zdarzyło się rozbić Niemców 4:0 na wyjeździe w meczu o punkty, ale nikt z tego tytułu nie uczynił go selekcjonerem. Tak, Probierz ma doświadczenie z pracy z kadrą młodzieżową, lecz nie miało to najmniejszego znaczenia dla nominacji. Znaczenie miało tylko to, że Cezary Kulesza uważa go za dobrego trenera i wie, jak go prowadzić.

To oczywiście nie oznacza, że nie ma absolutnie żadnych powodów, by mogło się to udać. Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa Probierz będzie lepszym selekcjonerem od Fernando Santosa. Można się bowiem spodziewać, że przynajmniej nie będzie lekceważył swoich elementarnych obowiązków: będzie znał zawodników, oglądał ich, rozmawiał z nimi, wiedział, na jakich pozycjach grają i może nawet na takich ich wystawiał. Tyle że to żadna wielka zasługa Probierza. Każdy z jego kontrkandydatów taką poprawę też by gwarantował. Może nawet, psim swędem, awansuje na mistrzostwa Europy. Nie zmieni to jednak faktu, że polska piłka wciąż będzie tracić czas. Bo psi swąd to kiepski fundament.

ATUTY PROBIERZA TEŻ ISTNIEJĄ

To nie jest zły trener. Problem w tym, że prawdopodobnie nie jest też specjalnie dobry. Sam bardzo lubi przedstawiać siebie jako kogoś, kogo albo się kocha, albo nienawidzi. Ale gdy przyjrzeć się bliżej jego pracy, zwykle zostaje po prostu przeciętność. To nie jest tak, że wszystko, za co Probierz się weźmie, obraca się w niwecz. Ale też nie aż tak wiele zamienia się w coś dobrego. Aleksandar Vuković zgrabnie powiedział kiedyś, że w Legii Warszawa nigdy nie jest ani tak dobrze, ani tak źle, jak mówią. O Probierzu można powiedzieć to samo. Były w jego karierze momenty, w których całkiem serio przymierzano go do posady selekcjonera i to nie dlatego, że prezesem PZPN był jego kumpel. Mowa o bardzo doświadczonym ligowym trenerze, a skoro utrzymywał się na rynku przez tyle lat, to oczywiste, że musiał też mieć chwile sukcesów.

Probierz może się dziś powoływać na to, że już jako trener klubowy wykazywał się czasem dobrym okiem do nieoczywistych zawodników, co w roli selekcjonera może być bardzo przydatne: był chyba jedyną osobą w Polsce, która widziała w Przemysławie Frankowskim przyszłego klasowego piłkarza, bardzo dobrze przygotował do wyjazdu za granicę Krzysztofa Piątka, wynalazł na peryferiach futbolu Karola Świderskiego czy Jacka Góralskiego, wpuszczał do ligi szesnastoletnich Michała Rakoczego, Bartłomieja Drągowskiego, kilku innych późniejszych reprezentantów debiutowało u niego w Ekstraklasie. To lista dumy, na którą chętnie powołuje się Probierz. Istnieje też jednak druga lista, o której nie mówi nigdy. Lista debiutantów, których wpuścił w ramach pokazówki, nieprzygotowanych, o czym sam doskonale wiedział, skasowanych po pierwszym błędzie, rzuconych na zbyt głęboką wodę tylko po to, by coś komuś udowodnić w ramach kolejnej toczonej z kimś gierki.

Mierzenie go trofeami zdobytymi w Ekstraklasie może być dla niego nie do końca sprawiedliwe, bo tylko raz dostał pracę w zespole kandydującym do czołowych miejsc (Wisła Kraków była obowiązującym mistrzem Polski i uczestnikiem fazy pucharowej Ligi Europy), choć sprawiedliwie wobec innych trenerów trzeba by zauważyć, że w ostatnich kilkunastu latach Michniewicz, Orest Lenczyk, Waldemar Fornalik czy Marek Papszun jednak dawali radę zdobyć mistrzostwo z klubami, które nie nazywały się Lech, Legia albo (jeśli mowa o dawniejszych czasach) Wisła.

Mierzenie go wynikami w europejskich pucharach może dla niego nie być do końca sprawiedliwe, bo mało który polski trener ma je naprawdę dobre, ale trzeba sprawiedliwie zaznaczyć, że taki Dawid Szwarga wygrał już w europejskich pucharach trzy razy więcej dwumeczów niż Probierz przez całe życie (Szwarga 3, Probierz jeden, z nieistniejącą już Kruoją Pokroje). On ma bardzo dobrze przeanalizowany swój życiorys i potrafi strzelać w wywiadach własnymi zasługami oraz tak dobierać fakty, by potwierdzały jego tezę. Dlatego woli posługiwać się kategorią wywalczonych awansów do europejskich pucharów. W tym jest naprawdę dobry, pięć edycji w Europie z Jagiellonią Białystok i Cracovią to nie jest oczywistość, co pokazują zarówno wcześniejsze, jak i późniejsze losy tych klubów. Ale to nie jest też cała prawda o Probierzu.

Reklama

DLACZEGO PROBIERZA NIE CHCIAŁY WIĘKSZE KLUBY

Warto zresztą zatrzymać się przy tym zwykle wypowiadanym mimochodem zdaniu: nigdy nie zatrudniano go w największych polskich klubach. Wygodna dla niego wersja, w którą święcie wierzy, to, że wszyscy prezesi tak bali jego prawdomówności i bezkompromisowości, że nigdy się na to nie zdecydowali. To prawda, że prezesi dużych polskich klubów nie zawsze wystarczająco ufają polskim trenerom, ale jednak Maciej Skorża, Jan Urban, nawet Michniewicz dostawali w nich szansę, a Papszuna miała ochotę zatrudnić Legia. Warto więc zastanowić się, dlaczego nawet w jego dobrych momentach nikt nie chciał dać Probierzowi takiej możliwości? Być może dlatego, że doskonale zdawali sobie sprawę, do jakiego stopnia nie trzyma ciśnienia, jak często przekombinowuje w ważnych meczach, jak atakuje jednostki z silnym charakterem, chcąc być jedynym samcem alfa w stadzie, jak polaryzuje, jak zarządza przez konflikt. I to właśnie to, a nie jego warsztatowe kwalifikacje, najbardziej przeraża w tej nominacji. W końcu powiedzenie: obyś żył w ciekawych czasach to złorzeczenie, przekleństwo.

Populistyczne głosy wołają czasem, że tę drużynę narodową trzeba by zaorać i zbudować od nowa. W rzeczywistości takich rzeczy nie da się jednak zrobić. Każda drużyna, zwłaszcza taka, która spotyka się na chwilę, potrzebuje hierarchii, jasnej struktury, przewidywalnych wyborów i powtarzalności. Czyli wszystkiego tego, czego Probierz nie potrafi swoim zespołom dać. Można się teraz spodziewać lekceważenia kogoś, kto na powołanie by zasługiwał, ale jego menedżer kiedyś krzywo na Probierza spojrzał. Można się spodziewać forsowania kogoś na siłę tylko po to, by pokazać, że on, selekcjoner Probierz, nie będzie słuchał nikogo innego. Można się spodziewać jakichś szokujących wyborów, w stylu powołania 16-latka, który czeka na debiut w I lidze i odesłania kogoś ważnego na trybuny w kluczowym momencie, tylko po to, by pokazać, że to on, Michał Probierz, rządzi. Można się spodziewać nietrzymania ciśnienia, oblężonej twierdzy, wojenek, szukania spisków, pouczania wszystkich wokół, wyliczania, dlaczego się nie da i dlaczego oczekiwanie czegokolwiek to zbyt wielkie oczekiwania. Polskiego piekiełka, przed którym kadra jakiś czas jeszcze próbowała się bronić, ale które w końcu i ją pochłonęło.

TRUDNE STARTY

Jest jeszcze jeden powód, by obawiać się tego wyboru. To fakt, że Probierz, nawet gdy udawało mu się budować niezły zespół, prawie wszędzie, gdzie pracował, zaczynał źle. W Cracovii z pierwszych jedenastu meczów wygrał jeden. Po powrocie do Jagiellonii dwa z pierwszych ośmiu. W Lechii trzy z pierwszych trzynastu. W Bełchatowie żadnego z czterech. W Wiśle jeden z sześciu. Właściwie tylko do ŁKS-u udało mu się wejść i natychmiastowo poprawić wyniki. Ale to było jedno miejsce, dwanaście lat temu. Nawet w Białymstoku, gdzie zwykle wszystko wychodziło mu lepiej niż gdziekolwiek indziej, gdy pojawił się pierwszy raz, zanotował jedną wygraną w dziewięciu meczach. To zdecydowanie nie jest typ Michniewicza, który pierwsze wrażenie robi zwykle dobre, potrafi szybko zdiagnozować problemy, zwięźle przekazać wskazówki i zaliczyć dobre wejście, a problemy zaczynają się pojawiać dopiero z czasem. Tu czasu zawsze będzie niewiele. Zresztą w młodzieżówce Probierz też z pierwszych pięciu meczów wygrał tylko jeden.

A już trochę na marginesie, to nominacja, która wysyła fatalny sygnał do środowiska trenerskiego w Polsce. Probierz wygrał rekrutację z Markiem Papszunem, przebijającym się z Legionovii do tytułu mistrza Polski dobrą i systematyczną pracą, stworzeniem w Rakowie dzieła życia, którego Probierzowi nigdzie nie udało się zbudować, choć parę razy próbował. Wygrał rekrutację z Janem Urbanem, który wszędzie, gdzie pracował, starał się wpajać piłkarzom chęć myślenia ofensywnego, czerpania z piłki radości, umiał prowadzić gwiazdy i wprowadzać młodych zawodników, a przy tym miał sukcesy i wnosił do tego środowiska trochę uśmiechu i zwyczajnej radości. Merytoryczna wartość jednego albo kompetencje miękkie drugiego okazały się jednak mniej warte niż osobista relacja z prezesem. W polskim środowisku trenerskim jest wielu trzeźwo myślących profesjonalistów, którzy nie odstają od świata, ale to nie oni będą twarzą polskiej myśli szkoleniowej. Tą będzie chaotyczne i staroświeckie granie, pieniactwo oraz podejmowanie decyzji na podstawie widzimisię. Teraz jednak przynajmniej wszystko będzie już doskonale spójne: jaki PZPN, taki selekcjoner.

CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Patrzy podejrzliwie na ludzi, którzy mówią, że futbol to prosta gra, bo sam najbardziej lubi jej złożoność. Perspektywę emocjonalną, społeczną, strategiczną, biznesową, czy ludzką. Zajmując się dyscypliną, która ma tyle warstw i daje tak wiele narzędzi opowiadania o świecie, cierpi raczej na nadmiar tematów, a nie ich brak. Próbuje patrzeć na futbol z analitycznego dystansu. Unika emocjonalnych sądów, stara się zawsze widzieć szerszą perspektywę. Sam się sobie dziwi, bo tych cech nabywa tylko, gdy siada do pisania. Od zawsze słyszał, że ludzie nie chcą już czytać dłuższych i pogłębionych tekstów. Mimo to starał się je pisać. A później zwykle okazywało się, że ktoś jednak je czytał. Rzadko pisze teksty krótsze niż 10 tysięcy znaków, choć wyznaje zasadę, że backspace to najlepszy środek stylistyczny. Na co dzień komentuje Ekstraklasę w CANAL+SPORT.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Komentarze

43 komentarzy

Loading...