Reklama

Trela: Porzućcie wszelką nadzieję. Jak Cracovia pozbawia kibiców złudzeń

Michał Trela

Autor:Michał Trela

07 lipca 2023, 12:02 • 9 min czytania 95 komentarzy

Prezes Janusz Filipiak jak zawsze, gdy akurat ma przed nosem dyktafon, zapowiada walkę o puchary. Co do tego, że sam w to nie wierzy, wątpliwości nie ma od dawna. Pytanie, czy w ogóle ostał się jeszcze ktokolwiek, kto w to wierzy. Krakowski klub w ostatnich miesiącach, a już wybitnie tygodniach, całym sobą wysyła w świat komunikat: nie chodźcie tu, nie interesujcie się, tu i tak nic ciekawego się nie wydarzy. Jacek Zieliński już pewnie wie, że w tym sezonie może tylko przegrać.

Trela: Porzućcie wszelką nadzieję. Jak Cracovia pozbawia kibiców złudzeń

Najlepszy moment w roku, by zbałamucić kibicowską duszę, zawsze wypada jakoś na początku lipca. Za oknem świeci słońce, dni są długie, a truskawki świeże. Ulubiona drużyna jest na obozie przygotowawczym i jeszcze nie dostarcza wielu frustracji. Nawet jeśli przegrywa sparingi, można się pocieszać, że rywal był w innej fazie okresu przygotowawczego, a nasi akurat mieli dzień wcześniej dwa treningi. Nawet jeśli najlepsi piłkarze odchodzą, to zwykle przychodzi też ktoś nowy.

A im bardziej nie widziało się go na oczy, tym więcej można sobie wyobrazić.

Pierwsze kopnięcia nowego sezonu rozwiewają zwykle wszelkie wątpliwości. Ale do tego jeszcze kilkanaście dni. Na razie wszyscy pięknie kłamią. Prezes, że chce walczyć o puchary. Trener, że na obozie wszystko przebiega zgodnie z planem. Dyrektor sportowy, że kadra jest zamknięta, a na każdej pozycji rywalizuje dwóch równorzędnych graczy. Piłkarze, że atmosfera jest świetna. Nowi piłkarze, że nie zastanawiali się ani chwili przed przyjęciem oferty. W tabeli wszyscy zaczynają od zera. Kto ma nazwę na jedną z pierwszych liter alfabetu, ten nawet na 90minut.pl świeci się na zielono. Tam, gdzie za dziesięć miesięcy będzie mistrz Polski. Żyć nie umierać. Nigdy nie będzie takiego lata.

I choć podobny stan umysłu jest o tej porze piłkarskiego kalendarza wspólny dla kibiców zupełnie różnych klubów, mam poważne wątpliwości, czy akurat teraz w ten nastrój potrafią się wprawić kibice Cracovii. Choć od lat są przyzwyczajani przez swój klub do pozorowanych działań i chęci walki o najwyższe cele tylko wtedy, gdy ktoś akurat prezesowi podstawi pod brodę dyktafon, ostatnie tygodnie są jednak wyjątkowe pod względem ogłaszania wszem wobec, żeby niczego dobrego się nie spodziewać.

Reklama

Fantazje kontra rzeczywistość. Na co naprawdę stać Cracovię?

Obrona bez liderów

Uporządkujmy. Karol Niemczycki, podstawowy bramkarz, w pewnym sensie wychowanek, jeden z najpewniejszych punktów ostatnich lat i jeden z nielicznych piłkarzy, na których można by zarobić, odszedł za darmo, nie zdecydowawszy się na przedłużenie kontraktu. Klub postanowił nie ściągnąć na jego miejsce nikogo, przekonując, że Lukas Hrosso, 36-letni zmiennik Niemczyckiego, który w ciągu czterech ostatnich lat rozegrał 44 mecze, bo wcześniej był też zmiennikiem Michala Peskovicia, gwarantuje spokój na tej newralgicznej pozycji.

Zwłaszcza że naciskać go będą konkurenci. Sebastian Madejski, 26-latek, który nie rozegrał w karierze ani jednego meczu w Ekstraklasie i w pierwszej lidze, a w zeszłym sezonie raz załapał się do kadry meczowej, gdy akurat trener Jacek Zieliński nie zabrał na mecz Niemczyckiego. I Adam Wilk, 25-latek, znany z tego, że Michał Probierz, chcąc w typowy dla siebie sposób zszokować całe otoczenie, wrzucił go sześć lat temu nieprzygotowanego do bramki, a potem odstawił na zawsze. Więcej meczów w Ekstraklasie już nie rozegrał. W pierwszej lidze też nie. Ma za sobą dobre miesiące w II-ligowym Hutniku Kraków.

Ale naprawdę trudno przekonywać, że na tej pozycji Pasy się nie osłabiły.

Może więc spokój zapewni drużynie solidna obrona, jak było w poprzednim sezonie? Tyle że w porównaniu do niego nie ma już w zespole Mateja Rodina, który był liderem formacji oraz Davida Jablonsky’ego, który został nim po odejściu Chorwata, ale zerwał więzadła. Trener Zieliński przez ostatnie półtora roku grał trójką stoperów. Do Virgila Ghity i Jakuba Jugasa trudno się przyczepić, wyrastają nawet ponad ligową średnią.

Reklama

Ale już pozyskany w zimie Arttu Hoskonen na razie nie przekonał.

Zakładając jednak, że będzie w stanie utrzymać solidny poziom, można życzliwie uznać, że Pasy mają solidny zestaw podstawowych stoperów. Co jednak dzieje się za ich plecami? Michal Siplak, który przez lata był zapchajdziurą, momentami nawet solidnym, został oddany Górnikowi Zabrze. Cornel Rapa jest jednocześnie zmiennikiem na prawym wahadle i jako półprawy stoper. Na sztukę pozostaje Oskar Wójcik, 20-letni młodzieżowiec, niemający za sobą seniorskich doświadczeń. Pewnie gdyby nie rozwiązano rezerw, w ogóle nie trzeba by go było rozpatrywać w kontekście gry w Ekstraklasie. Ale Janusz Filipiak wbrew wszelkim trendom – najsilniejsze kluby starają się mieć drugą drużynę jak najwyżej – je rozwiązał. A stoperów w kadrze do tego stopnia brakuje, że któregoś trzeba było wziąć do pierwszej drużyny.

Wahadła? Otar Kakabadze to wyróżniający się piłkarz na tej pozycji, nie ma na co narzekać. Rapa jako jego zmiennik, jeśli akurat nie będzie potrzebny jako zmiennik któregoś ze stoperów, też daje radę. Po lewej stronie jeszcze rok temu były kłopoty bogactwa. Kapitana Kamila Pestkę widziano w kadrze na mundial. W odwodzie był Siplak. Pestki już jednak nie ma, bo klub nie przedłużył z nim kontraktu, po raz kolejny (po Mateuszu Wdowiaku), tracąc wychowanka za darmo. Siplaka też nie. Został Paweł Jaroszyński, który ma za sobą kiepski sezon, ale nie jest stary, można liczyć, że jeszcze się odbuduje, by prezentować ligowy poziom.

Zmiennika dla niego jednak nie widać. Jest jedynie Oliwier Hyla, 19-latek z drużyny juniorów, który jednak nominalnie gra na prawej stronie. Można przerzucić na tę pozycję Kakabadzego i wstawić do składu Rapę. Ale wtedy trzeba się modlić, by nic nie stało się żadnemu stoperowi. Obronę da się sensownie zestawić tylko na słowo honoru, jeśli akurat nie będzie więcej niż jednej kontuzji czy pauzy kartkowej. Na pięć pozycji w defensywie trener Zieliński ma sześciu gotowych piłkarzy. Można jako wahadłowego doliczyć jeszcze Mateusza Bochnaka, który wiosną grywał na prawym wahadle. W porywach jest więc siedmiu. Na dziesięć pozycji. Nijak nie da się mówić o rywalizacji na każdej pozycji i podwójnej obsadzie w każdym miejscu.

Wewnętrzny transfer Duńczyka

Środek pomocy wygląda podobnie. Gdy wszystko będzie w porządku, powinno być nieźle. Takuto Oshima, Karol Knap i Jani Atanasov rywalizujący o dwie pozycje to bardzo przyzwoity zestaw. Jeśli do formy sprzed kontuzji dojdzie jeszcze Mathias Hebo Rasmussen, trener będzie mógł nawet wybierać spośród zawodników, którzy są w lepszej formie, a nie tylko wystawiać tych, którzy pasują do gry na danej pozycji. Ewentualne kartki i kontuzje i tu zmienią jednak sytuację diametralnie. Duńczyk po ośmiomiesięcznej przerwie może dłużej dochodzić do siebie. A dalej w odwodzie są już tylko Sylwester Lusiusz, który ostatnio przegrywał rywalizację na wypożyczeniu do Sandecji, zdegradowanej z pierwszej ligi, 24-letni weterani rezerw Kacper Jodłowski, a także junior Bartłomiej Kolec.

Pozostają do obsadzenia trzy ofensywne pozycje. Ubył z nich Jewhen Konoplanka, który był, jaki był, ale przynajmniej był. Jakub Myszor wciąż się nie wyleczył. Nie ma go na obozie, a już całą wiosnę stracił przez problemy zdrowotne. Zostają więc Michał Rakoczy, Benjamin Kallman i Patryk Makuch. Jedyną rotację można przeprowadzić z udziałem Bochnaka, jeśli akurat nie będzie potrzebny na prawym wahadle. Filip Balaj, słusznie wypchnięty na wypożyczenie, na którym mało grał, nie mówiąc o strzelaniu, został wystawiony na listę transferową, podobnie jak Krystian Bracik, Lusiusz czy skrzydłowy/wahadłowy Patryk Zaucha. Może się jednak okazać, że każdy z nich przyda się choćby na sztukę.

O 18-letnim Kacprze Śmiglewskim mówi się sporo dobrego, ale na razie w seniorskiej piłce uzbierał 102 minuty. Trudno przypuszczać, by od razu był w stanie rywalizować o miejsce w składzie w Ekstraklasie.

Skład, który wybiera się sam

Cracovia ma w tej chwili piętnastu piłkarzy gotowych do gry w Ekstraklasie na solidnym poziomie i jedenaście pozycji do obsadzenia. Poza środkiem pomocy i prawym wahadłem trudno mówić o jakiejkolwiek konkurencji o miejsce w składzie. Jeśli Myszor wyleczy się w miarę szybko, liczba ta wzrośnie do szesnastu i może trenerowi uda się wtedy dokonać pięciu zmian w meczu. Nie da się jednak przystępować do sezonu, do jego dłuższej rundy, w której trakcie zostaną rozegrane awansem jeszcze dwie kolejki z wiosny, licząc, że nikt nie dozna kontuzji, nie złapie nadmiaru kartek i nie będzie w słabej formie.

Tak doświadczony trener, jak Jacek Zieliński wie o tym na pewno najlepiej.

Widać, że klub robi, co może, by jakoś z tego wrażenia roztaczanego przez dział sportowy wybrnąć. Dyrektor sportowy Stefan Majewski wraz ze swoim asystentem wyskakują co chwilę w klubowych mediach społecznościowych ze zdjęć z kolejnymi juniorami przedłużającymi kontrakty. Dział marketingu tych, którzy pozostali, poubierał w tradycyjne czapki i rozkleił po mieście w ramach kampanii Cracoviacy.

Opublikował nawet licznik sprzedanych karnetów z dość żałośnie wyglądającą liczbą 871.

Zanim sezon wystartuje, zanim Pasy pierwszy raz zagrają u siebie (dopiero w 4. kolejce), pewnie uda się ich sprzedać trochę więcej. Ale trudno się spodziewać boomu na Cracovię, drugi sezon z rzędu będącą jedynym przedstawicielem miasta w Ekstraklasie. Gdy Janusz Filipiak mówi w „Przeglądzie Sportowym”, że chce walki o puchary i zastanawiał się tak długo nad nowym kontraktem dla Jacka Zielińskiego, bo nie wprowadził drużyny do Europy, nikt już chyba nie wierzy, że mówi poważnie. Bo on sam już dawno w tego typu deklaracje nie wierzy, tylko liczy, że ktoś się jeszcze na to nabierze.

Ale gdy się przegrywa rywalizację o zawodników już nie tylko z Lechem i Legią, czy nawet Rakowem i Pogonią, lecz także z Radomiakiem i Zagłębiem Lubin, trudno kogoś omamić perspektywą pucharów.

Zderzak Janusza Filipiaka

Takie słowa już na starcie stawiają jednak trenera Zielińskiego w fatalnej sytuacji. Prezes ogłasza walkę o miejsca w czołówce, ale nie daje trenerowi do tego żadnych narzędzi. Ba, nie daje mu nawet zbyt dobrych w walce o utrzymanie, bo trudno w ten sposób nazwać 15-osobową kadrę. Kiedy jednak zrozumiała i spodziewana frustracja kibiców zacznie uderzać w Cracovię, psuć nastrój na trybunach, łatwo będzie rzucić na pożarcie trenera, który „nie osiągnął wyznaczonych mu celów”. Zieliński został w klubie, ale w roli zderzaka prezesa. Żeby przypadkiem gniew nie uderzył za bardzo w niego. Nie ma już Jakuba Tabisza, przez lata dyżurnego winnego wszystkiego, co w Cracovii złe. Nie ma Michała Probierza, którego część fanów nie lubiła i obarczała winą za niepowodzenia. Filipiak znalazł się niebezpiecznie blisko ostrza niezadowolenia kibiców, ale zasłania się Zielińskim.

Można się więc zastanawiać, czy trenerowi w ogóle gratulować tego, że utrzymał się na stanowisku, przedłużył kontrakt i za chwilę wkroczy w już 19. sezon w Ekstraklasie, czy raczej żałować go, że znalazł się w położeniu, w którym praktycznie nie może wygrać. W aktualnych okolicznościach miejsce w środku tabeli nawet w jej dolnej części, ale bez większego ryzyka spadku, należałoby uznać za sukces Jacka Zielińskiego. Jednocześnie jednak taki wynik oznaczałby niezrealizowanie celu wyznaczonego przez szefa, któremu dawałoby to pretekst do zmiany trenera.

Kibice spokojnego zajęcia jedenastego miejsca nawet wielce nie docenią, bo będzie to dla nich oznaczało kolejny sezon stagnacji, której już dawno nie nazywają stabilizacją. Nikt więc nie będzie Zielińskiego nosił na rękach. Rzadko się zdarza, by trener wchodził w rozgrywki ze świadomością, że nawet jeśli osiągnie dobry wynik i tak prawie nikt nie zauważy, by był ponad stan.

A jeśli rozegra przeciętny albo na miarę potencjału kadrowego zespołu, zostanie mu zapisany jako porażka. Skoro już nawet na początku lipca kibic Cracovii dokładnie wie, że powinien porzucić wszelką nadzieję, to znaczy, że Janusz Filipiak skutecznie zdusił coś, co jest fundamentem bycia fanem. Wewnętrzne prawo do tego, by się łudzić. Mimo że przecież niby człowiek wiedział.

WIĘCEJ O CRACOVII:

MICHAŁ TRELA

fot. Newspix

Patrzy podejrzliwie na ludzi, którzy mówią, że futbol to prosta gra, bo sam najbardziej lubi jej złożoność. Perspektywę emocjonalną, społeczną, strategiczną, biznesową, czy ludzką. Zajmując się dyscypliną, która ma tyle warstw i daje tak wiele narzędzi opowiadania o świecie, cierpi raczej na nadmiar tematów, a nie ich brak. Próbuje patrzeć na futbol z analitycznego dystansu. Unika emocjonalnych sądów, stara się zawsze widzieć szerszą perspektywę. Sam się sobie dziwi, bo tych cech nabywa tylko, gdy siada do pisania. Od zawsze słyszał, że ludzie nie chcą już czytać dłuższych i pogłębionych tekstów. Mimo to starał się je pisać. A później zwykle okazywało się, że ktoś jednak je czytał. Rzadko pisze teksty krótsze niż 10 tysięcy znaków, choć wyznaje zasadę, że backspace to najlepszy środek stylistyczny. Na co dzień komentuje Ekstraklasę w CANAL+SPORT.

Rozwiń

Najnowsze

Inne kraje

Kozłowski z asystą. Świetna akcja Polaka i zwycięstwo Vitesse [WIDEO]

Piotr Rzepecki
0
Kozłowski z asystą. Świetna akcja Polaka i zwycięstwo Vitesse [WIDEO]
1 liga

Skandaliczne obrazki w pierwszej lidze. Wściekli kibice wtargnęli do szatni [WIDEO]

Piotr Rzepecki
0
Skandaliczne obrazki w pierwszej lidze. Wściekli kibice wtargnęli do szatni [WIDEO]
1 liga

Mamrot ostro po meczu. „Chodzi o godność. W zespole musi dojść do zmian”

Piotr Rzepecki
0
Mamrot ostro po meczu. „Chodzi o godność. W zespole musi dojść do zmian”
Polecane

LIGA MINUS od 19:30. Pudło Klimali i szalona walka o mistrza

Jakub Białek
0
LIGA MINUS od 19:30. Pudło Klimali i szalona walka o mistrza

Ekstraklasa

Inne kraje

Kozłowski z asystą. Świetna akcja Polaka i zwycięstwo Vitesse [WIDEO]

Piotr Rzepecki
0
Kozłowski z asystą. Świetna akcja Polaka i zwycięstwo Vitesse [WIDEO]
1 liga

Skandaliczne obrazki w pierwszej lidze. Wściekli kibice wtargnęli do szatni [WIDEO]

Piotr Rzepecki
0
Skandaliczne obrazki w pierwszej lidze. Wściekli kibice wtargnęli do szatni [WIDEO]
1 liga

Mamrot ostro po meczu. „Chodzi o godność. W zespole musi dojść do zmian”

Piotr Rzepecki
0
Mamrot ostro po meczu. „Chodzi o godność. W zespole musi dojść do zmian”

Komentarze

95 komentarzy

Loading...