Kojarzycie mema z wykresem, hasłem: „do tego się nie posuną” i przesuniętą daleeeko poza granice osi X i Y informacją: „Są kur*a tu”? Okazuje się, że można zaadaptować go nie tylko do polskiej polityki, ale też do działań prezesa hiszpańskiej federacji. Luis Rubiales miał w piątek podać się do dymisji, a zrobił żenujące show, po którym możemy dojść do wniosku, że przy kolegach z Półwyspu Iberyjskiego nasi działacze to tylko płotki.
Niemożliwym wydawało się pogorszenie wizerunku hiszpańskiego futbolu, ale dla Luisa Rubialesa niemożliwe nie istnieje. W czwartek, 46-latek wypuścił do mediów kontrolowany przeciek, że poda się do dymisji. W piątek, zmienił zdanie. Poczuł w sobie duszę gwiazdy filmowej, stanął na środku sceny i podczas zgromadzenia generalnego RFEF dał przemówienie, po którym widzowie mieli oczy jak pięć złotych. To był żenujący spektakl, po którym hiszpański rząd nie miał wątpliwości – zdecydował się zawiesić Rubialesa w wykonywaniu obowiązków i skierował sprawę do Trybunału Arbitrażowego ds. Sportu.
Winni wszyscy, ale nie Rubiales
Rubiales, który po finale kobiecego mundialu złapał za głowę Jenni Hermoso i pocałował ją w usta wbrew jej woli, zrobił z siebie ofiarę. – Mam nadzieję, że dalej będziemy dochodzić sprawiedliwości – powiedział mężczyzna, przepraszając jedynie za złapanie się za cojones stojąc dwa metry od królowej i zapowiadając walkę w sądzie np. z wiceszefową rządu Yolandą Diaz. – Pocałunek był za zgodą Jenni. To zresztą nawet nie był pocałunek, a całus. Nie było w tym żadnego pożądania, żadnej dominacji, jedynie spontaniczny gest – argumentował Rubiales.
Prezes RFEF obrzucił błotem bogu ducha winną piłkarkę, zarzucając jej kłamstwo. – W komunikacie nie powiedziała prawdy. Nie szukała sprawiedliwości. Dokonuje się publicznego linczu – grzmiał Rubiales, który tłumaczył, że przy okazji wręczenia medalu Hermoso zgodziła się na pocałunek, jednak zapis wideo nie pokrywa się z jego wersją wydarzeń. Jenni była tylko jedną z „ofiar” 46-latka, którego przemówienie przejdzie do historii jako jedno z najbardziej kompromitujących, najbardziej nieoczekiwanych wystąpień prezesa piłkarskiego związku.
Rubiales wrzucił pod pociąg selekcjonera żeńskiej kadry Jorge Vildy, któremu w przypływie emocji zaoferował przedłużenie kontraktu, ujawniając ile zarabiał i ile od teraz będzie otrzymywać. Jak zwykle, oberwało się szefowi LaLiga Javierowi Tebasowi, ale też politykom czy prasie, która – zdaniem 46-latka – „chciała przeprowadzić publiczne morderstwo” i przez cały jego pięcioletni mandat „uskutecznia polowanie”. – Nikt nie walczy o sprawiedliwość! – przekonywał prezes RFEF, który uznał „fałszywe feministki” za „wielką plagę Hiszpanii” i opowiadał, że traktuje ostatnie wydarzenia jako lekcję dla córek, czym jest prawdziwy feminizm, a czym jest „fałszywy feminizm, którego wyznawcom nie zależy na ludziach”.
Pocałunek śmierci
Rubiales zachowywał się jak człowiek, który w swoich oczach był niewinny. Jak ktoś, kto uważał, iż problemem nie jest jego zachowanie, ale on sam. Jakby to była sprawa osobista. Od dnia finału bronił się w skandaliczny sposób. RFEF wydała komunikat ze zmyślonymi słowami Hermoso. Prezes związku starał się za wszelką cenę zmusić piłkarkę, by wystąpiła z nim w filmie z przeprosinami, powołując się nawet na dobro swoich córek, ale swego nie dopiął. Być może doszedł do wniosku, że skoro tak wiele uszło mu na sucho, to i tym razem się uda? Skoro nie wywalono go po skandalach korupcyjnych, aferach podsłuchowych, wywiezieniu Superpucharu do Arabii Saudyjskiej czy licznych (domniemanych) malwersacjach finansowych, to mieliby zwolnić go za jeden głupi pocałunek?
Hiszpania to kraj specyficzny i bardzo podzielony, a różnice między pokoleniami są ogromne. Po latach frankizmu, opartego na religijnym konserwatyzmie i marginalizowaniu roli kobiet, przestawiono tam wajchę w drugą stronę. Dziś na Półwyspie Iberyjskim młode pokolenie jest wyjątkowo lewicowe i feministyczne. Niektóre z zachowań czy przepisów, które uchwalono w kraju, są aż do granicy poprawne politycznie, jednak jeśli mielibyśmy dziś znaleźć miejsce, w którym wymuszony pocałunek miałby nie ujść na sucho, byłaby to właśnie Hiszpania.
Skompromitowany kraj
Presja na Rubialesie była gigantyczna. Do jego dymisji nawoływali i sportowcy, i klubowi prezesi (Atletico, Getafe, itd.), i najważniejsi politycy czy szefowie lokalnego ministerstwa sportu. Do gry włączyła się też FIFA, która w czwartek poinformowała o rozpoczęciu procesu dyscyplinarnego przeciwko 46-latkowi. Ale nawet to nie sprawiło, że Rubiales się ugiął. Podczas konferencji pięć razy wykrzyczał, że „nie ma zamiaru podawać się do dymisji”, za co spadła na niego jeszcze bardziej skomasowana krytyka, już bezpośrednio z ust piłkarzy (np. Borja Iglesias zrezygnował z gry w kadrze), największych gwiazd kobiecego futbolu (Alexia Putellas, Aitana Bonmati, itd.) czy klubów, bo komunikaty wydały np. Sevilla czy Barcelona.
Swoim zachowaniem Rubiales skompromitował siebie, ale też całą hiszpańską piłkę, której problemów przecież nie brakuje. Nieustannie mówimy przecież o finansowym fair play ograniczającym możliwości klubów, o eksodusie talentu czy o wojnie LaLiga z RFEF, która zatruwa życie kibiców. Afera, która wybuchła po finale kobiecego mundialu, przykrywa jednak te wszystkie kłopoty. O Hiszpanach mówi dziś cały świat. Zachowanie 46-latka w swoim newsletterze opisywał „The New York Times”, a materiały o zachowaniu prezesa federacji przygotowują mainstreamowe stacje z całego świata, co dla Hiszpanów jest PR-ową katastrofą.
Rubiales idzie w ślady poprzednika
Bezpośrednio po szokującym wystąpieniu Rubialesa zaczęło się sypać jego poparcie, także wśród baronów. Z pracy zrezygnowali szefowie pięciu z dwudziestu związków regionalnych, podobnie jak i prezes ds. kobiecego futbolu. 46-latek deklarował, że „nie ma zamiaru podawać się do dymisji”, ale i tak trudno sobie wyobrazić, by pozostał na stanowisku. O tym zadecyduje Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu. Victor Francos, minister sportu, w piątkowe popołudnie ogłosił zawieszenie Rubialesa w roli prezesa federacji i oskarżenie go przed Trybunałem Arbitrażowym ds. Sportu o poważne przewinienie, za które uznaje się np. „nadużycie władzy” (pocałowanie piłkarki wbrew jej woli) czy „akty publiczne, które naruszają godność sportową lub dobre obyczaje” (łapanie się za cojones po finale mundialu). – Jako rząd, więcej nie możemy zrobić – podkreślił Francos.
Dla Hiszpanów to rozwiązanie nie jest niczym nowym. W podobny sposób ze stanowiskiem żegnał się poprzednik Rubialesa, uwikłany w skandale korupcyjne czy pranie brudnych pieniędzy Angel Maria Villar. Ktoś powie: „hiszpański futbol nie zasługuje na takich szefów”. Ale czy tak naprawdę jest, skoro po konferencji prasowej Rubiales był żegnany owacją na stojąco np. przez selekcjonerów kadry męskiej (Luis de la Fuente) i żeńskiej (Jorge Vilda)? Hiszpanie, jako naród, na wszelkie sposoby odżegnywali się od 46-latka. Nadszedł czas, aby zrobiło to też całe środowisko piłkarskie.
CZYTAJ WIĘCEJ O HISZPAŃSKIEJ PIŁCE:
- Veiga miał podbić Europę, a wyjeżdża do Arabii. Hiszpańscy biedacy z przerażeniem wyczekują 20 września
- Gdzie jest granica pomiędzy przedłużaniem a przeciąganiem meczów?
Fot. Newspix