Reklama

Dobra taktyka, spokój i środek na komary. Marek Rożej, trener Natalii Kaczmarek o srebrze MŚ

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

25 sierpnia 2023, 18:12 • 9 min czytania 4 komentarze

Po igrzyskach olimpijskich w 2021 roku mówił nam, że chce, by Natalia Kaczmarek biegała poniżej 50 sekund. Udało się już rok później. W tym sezonie Kaczmarek przebiła za to granicę 49.50 s, a przedwczoraj została pierwszą Polką, która zdobyła medal mistrzostw świata w sprincie. Na 400 metrów zgarnęła srebro. Jednym z twórców tych sukcesów jest Marek Rożej, trener naszej najlepszej biegaczki. W czasie spotkania z dziennikarzami opowiadał o wrażeniach z kilku ostatnich dni. 

Dobra taktyka, spokój i środek na komary. Marek Rożej, trener Natalii Kaczmarek o srebrze MŚ

Spokojnie, to tylko finał mistrzostw świata

– Wiedziałam, że jestem kandydatką do medalu, ale trener mnie trochę chronił i ja sama siebie chroniłam. Bo w tamtym roku też myślałam o finale bardzo poważnie, coś mi przeszkodziło i trochę chodziło za mną to widmo Eugene. Wiedziałam, że z nikim nie chcę rozmawiać o medalu, bo wszystko się może zdarzyć. Nie chciałam zawieść ani kogoś, ani siebie. Wolałam być w pełni skoncentrowana – mówiła Natalia Kaczmarek w rozmowie z dziennikarzami tuż po swoim medalu, na gorąco.

SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ

Trener Marek Rożej, jak sam mówi, w pełni wierzył w możliwość zdobycia przez swoją zawodniczkę medalu. Spał, co prawda nieco niespokojnie przed samym biegiem. Ale też wiedział, że zrobili wraz z Natalią wszystko, co tylko mogli, by jego podopieczna pobiegła w Budapeszcie po medal mistrzostw świata. Od początku wszystko podporządkowali startom indywidualnym – choćby dlatego Kaczmarek nie biegała w sztafecie mieszanej.

Reklama

– Udowodniliśmy, że decyzja o rezygnacji ze sztafety mieszanej była słuszna. Nie dowiemy się, czy Natalia poradziłaby sobie i tu, i tu, ale na przykład po Lieke Klaver było widać, że to się odkłada w organizmie. A zawodniczki z miejsc trzeciego i czwartego były blisko Natalii – mówił Rożej. I faktycznie, Klaver, która finał zaczęła niezwykle mocno, na ostatniej prostej opadła z sił. Nie była w stanie powalczyć o medal. A Kaczmarek to zrobiła i to zaliczając trzy naprawdę dobre biegi – w eliminacjach z czasem 50.02 s była druga, w półfinale z 49.50 s najlepsza. Z kolei w finale wybiegała 49.57 s, też świetny wynik.

Kaczmarek, gdy rozmawiała z mediami, mówiła, że czas do biegu minął jej zadziwiający szybko. Nie stresowała się, nie dłużyły jej się sekundy. Jej trener miał podobnie, zresztą twierdzi, ze trochę „żywił” się tym spokojem podopiecznej.

Jak spałem? Dobrze. Podczas biegu się stresowałem, ale przed nim widziałem, że Natalia była bardzo spokojna. I ja też byłem. Pytałem się nawet Rafała, naszego fizjoterapeuty, czy on też jest tak spokojny. Nie chodziło o jakąś zarozumiałość, po prostu nie czułem takich emocji jak zwykle – mówił. Po samym medalu, oczywiście, emocje były ogromne. Trener ściskał się z rodziną Kaczmarek, ale też z Konradem Bukowieckim, jej narzeczonym (dziś obchodzą zresztą piątą rocznicę związku, mieli świętować na kolacji, bez szaleństw, bo Natalię czeka jeszcze kobieca sztafeta 4×400). Sama Kaczmarek padła za to na bieżnię, a potem zaliczyła rundę honorową dookoła stadionu.

Jednak i ona, i trener następnego dnia mówili, że jeszcze w pełni tego nie przepracowali. Bo to chyba największy sukces, jaki osiągnęli.

– Na razie to wszystko do mnie nie dotarło. Jak rozmawiałem wczoraj z Natalią na gorąco, to mówiliśmy obydwoje, że sukces w Tokio – dwa medale w sztafetach, w tym złoty – był wspaniały, ale moje odczucie jest takie, że radość jest nawet większa z tego medalu indywidualnego na mistrzostwach świata – mówił Rożej.

A jak udało im się osiągnąć ten sukces?

Reklama

Taktyka zadziałała

Odpowiedź oczywista brzmi: to lata treningu i zasługa wielu osób. Ale skupmy się na samych mistrzostwach i kolejnych biegach. Choćby na tym, że wiele osób uważało, że Natalia w poprzednich dwóch rundach biega zbyt szybko, za bardzo się męczy. Sama Kaczmarek mówiła zresztą, że nie zaglądała w social media, bo spodziewała się tego typu komentarzy. A oni przecież zrobili to specjalnie. Dlaczego? Tłumaczy trener Rożej:

Wiedzieliśmy, że do turnieju Natalia jest przygotowana. Nawet celowo ustawiliśmy taktykę na półfinał tak, żeby celowo zmęczyć Sadę Williams, którą uznawaliśmy za najgroźniejszą rywalkę do zdobycia medalu. Nigdy nie dowiemy się tego na sto procent, ale może te trzy setne przewagi w finale były spowodowane tym, że Natalia w półfinale „docisnęła” ją do samej mety – mówi. To zaskoczyło nieco dziennikarzy, bo Williams przed mistrzostwami raczej mało kto stawiał w gronie faworytek.

Dlaczego więc robili to Rożej i Kaczmarek?

– Sadę znamy i rozpatrujemy tak, jak każdą zawodniczkę – z przebiegu całej kariery. W zeszłym roku przed mistrzostwami w Eugene nie miała życiówki choćby zbliżonej do 50 sekund. A tam pobiła swój rekord. Tu już w półfinale pokazała, że się nie myliliśmy. Na tym polega rozpracowywanie rywali. Na przykład wiedzieliśmy, że Rhasidat Adeleke sezon w akademickich mistrzostwach Stanów miała od marca, a wtedy trudno jest dojechać tak do imprezy docelowej w sierpniu – mówi Rożej. I kontynuuje: – Wszystkie rywalki były rozpracowane na tyle, że każda była przewidywalna. Nic nas nie zaskoczyło. Bardzo cieszyliśmy się z tego układu torów, że Marileidy Paulino i Sada Williams są przed Natalką, bo one są przewidywalne, wiemy, jak zaczynają. A Klaver jest w stanie zacząć albo wolno, albo tak mocno, że w zasięgu Natalii nie jest taki początek.

Trener naszej medalistki tłumaczył też, czemu nie sądził, by Natalia miała powalczyć z Marileidy Paulino, złotą medalistką.

– Nie wiemy, jakie Paulino miała przygotowania, czy rzeczywiście miała problemy zdrowotne i co spowodowało, że w Chorzowie [na Diamentowej Lidze, gdzie Natalia z nią wygrała – przyp. red.] była dużo słabsza. Zakładaliśmy, że tutaj będzie piekielnie mocna, więc gdy ustalaliśmy taktykę, nawet nie braliśmy jej pod uwagę. Spodziewaliśmy się, że będzie poza zasięgiem. Taktycznie ustalaliśmy bieg nie pod nią, a pozostałe dziewczyny – mówił.

Jeszcze więcej taktyki? Proszę bardzo. Okazuje się, że Natalia miała biec… nie do końca w swoim stylu. Musiała zacząć mocniej, niż zwykle.

To był finał mistrzostw świata. Nie było gwarancji, że w trzecim biegu na jednej imprezie Natalka zdoła odrobić straty na ostatniej prostej. Wydaje mi się, że perfekcyjnie taktycznie rozegrała ten bieg. Na tle, jak to powiedziała, „sprinterek” wydawało się, że była nieco z tyłu, ale jej międzyczasy na 200 czy 300 metrów były niesamowicie szybkie. Ona po drodze miała 35.92 s na 300 metrów, a jej rekord życiowy na takim dystansie jest sporo wolniejszy. Zakładaliśmy, że ten bieg będzie tak wyglądał, że wyjdzie na ostatnią prostą w bezpośredniej walce i kontakcie z tymi, z którymi ma rywalizować.

Tak też zresztą faktycznie się stało. Natalia na ostatnią prostą wybiegała jako piąta zawodniczka, ale już na 30 metrów przed końcem biegu była druga. A potem – mimo, że, jak mówiła, „ścinało” ją – wystarczyło „tylko” odeprzeć ataki Sady Williams. A że to się udało, to skończyła druga. Kto wie, może pomogła też tajna broń. Bo gdy wcześniej razem z trenerem wyszła na stadion rozgrzewkowy, została obficie popsikana tajnym specyfikiem. Co to było? Odpowiada Rożej:

– To był środek przeciwko komarom. Jak pierwszy raz przyjechaliśmy wieczorem na stadion rozgrzewkowy, to komary gryzły niesamowicie. Nic więcej tam nie było, ale celowo zrobiliśmy to na oczach innych, żeby zasiać nieco niepewności. (śmiech)

Cel? Od zawsze Paryż

Ani Natalia, ani jej trener, nie kryją też, że celem są dla nich igrzyska olimpijskie w Paryżu. Już kilka miesięcy temu Kaczmarek mówiła nam, że chce, by to tam miała życiową formę. Oboje widzą bowiem szansę na to, by zdobyć medal olimpijski. Srebro mistrzostw świata tylko ich w tym przekonaniu, że to możliwe, utwierdziło. Kiedy jednak nastąpił przełom i co sprawiło, że Kaczmarek biega dziś tak szybko?

– Karierę Natalii można rozgraniczyć na okresy do COVID-u i od COVID-u. Ten sportowo martwy rok 2020 poświęciliśmy na pracę, żeby wykorzystać to zatrzymanie sportu i zbudować formę na kolejne lata. Można powiedzieć, że to, co zaczęła wyczyniać na początku 2021 roku, było prognostykiem, że zaczęliśmy mieć coraz bardziej wygórowane marzenia i oczekiwania – mówi Rożej. Dodaje jednak, że jego zawodniczka wciąż ma rezerwy i to spore. Zarówno na bieżni, jak i na treningach. Co więc można zrobić, by biegała jeszcze szybciej?

– Najłatwiej powiedzieć: zwiększyć obciążenia. Przerzucić więcej ton na siłownie, biegać więcej odcinków na większej intensywności. Widzę – zresztą ona też to wie i czuje – że ma jeszcze rezerwy. Na razie na pewno nie chciałem rzucać na nią tego wszystkiego w roku czy dwóch. Nasza praca polega na lawirowaniu na cienkiej granicy obciążeń. Jak się dołoży za duże, można nie uzyskać takiego efektu, mogą pojawić się kontuzje. Od iluś lat planujemy jednak rozwój jej kariery pod Paryż.

Na igrzyskach może być nieco trudniej. Teoretycznie rywalek w biegu na 400 metrów może być bowiem więcej, niż w Budapeszcie. Rożej jednak odbija tak rzuconą mu piłeczkę i mówi, że w sumie to niekoniecznie. I tu zaczyna się wyliczanka.

– Czy wrócą inne dziewczyny? Trudno powiedzieć. Ani Femke Bol, ani Sydney McLaughlin-Levrone nie biegały nigdy płaskich 400 metrów na docelowych imprezach [Sydney planowała w Budapeszcie, ale przed mistrzostwami doznała urazu – przyp. red.]. Trudno więc mówić o ich powrocie. Femke na mistrzostwach Europy mogła sobie pozwalać – choć myślę, że progres Natalii może dać jej do myślenia – na start w dwóch konkurencjach indywidualnych, ale na świecie nie. Brakowało tak naprawdę tylko Shaunae Miller-Uibo [cztery miesiące temu urodziła dziecko, biegła, ale odpadła w kwalifikacjach – przyp. red.], spodziewamy się, że ona dojdzie. O Salwie Eid Naser trudno coś mówić, bo ona ostatni raz na dużej imprezie biegała w Dosze – mówi Rożej.

Jeśli więc dojść miałaby tylko Miller-Uibo, to nawet wpychając ją na miejsce przed Natalią – medal jest. To oczywiście jednak nie będzie działać tak łatwo. Ba, możliwe, że w Paryżu trzeba będzie bić życiówki, a nawet schodzić poniżej poziomu 49 sekund. Pytania o rekordy – życiowy i Polski (49.28 s Ireny Szewińskiej) – nie mogło zresztą zabraknąć.

– Nie mamy ciśnienia co do rekordów. Wiem, że wy zadajecie nam to pytanie, ale nie nakładaliśmy nigdy presji na cyferki. Staramy się, żeby progres był systematyczny i żeby utrzymywać się na danym poziomie jak najdłużej w sezonie. Nie będę jednak ukrywał, że cel jest taki, by przesuwać granicę, a z nią rekord życiowy Natalii. […] Mam nadzieję, że jeśli zdrowie dopisze, to wyniki będą jeszcze bardziej zadowalające. Myślę, że mamy jeszcze przed sobą kilka lat progresu wynikowego.

 

 

 

Fot. Newspix

Czytaj też:

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

4 komentarze

Loading...