Reklama

„Trzeba mieć twarde cztery litery”. Katarzyna Zdziebło o swoich problemach

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

24 sierpnia 2023, 11:26 • 4 min czytania 1 komentarz

Katarzyna Zdziebło dwa razy startowała na mistrzostwach świata w Budapeszcie i dwukrotnie po otrzymaniu czterech ostrzeżeń musiała zejść z trasy chodu przed jego ukończeniem. – W tym sporcie trzeba mieć twarde cztery litery – mówi. I opowiada o tym, co poszło u niej nie tak. 

„Trzeba mieć twarde cztery litery”. Katarzyna Zdziebło o swoich problemach

Dziś było dobrze przez dużą część dystansu. Kasia szła z przodu, atakowała. W pewnym momencie wysforowała się nawet nieco przed największe faworytki – Kimberly Garcię i Marię Perez. Na koncie miała już wtedy jednak dwa ostrzeżenia za technikę. Mimo tego zdecydowała, że chce zaryzykować. – Postanowiłam, że albo wszystko, albo nic. Bo wiedziałam, że nawet jak zwolnię, to technika się nie poprawi. Bardziej się wtedy spinam, hamuję – mówiła.

Technika to aktualnie jej największy problem. To z nią się męczy i przez to dwukrotnie nie ukończyła zawodów w Budapeszcie. Na 20 kilometrów była tragedia, od początku szło jej się źle, właściwie czuła, że tego dystansu nie ukończy już w momencie, gdy go zaczynała. Dziś, na 35 kilometrów, wszystko wyglądało już lepiej. Niestety nie na tyle dobrze, by udało się dojść do mety. Choć do trzeciego ostrzeżenia (skutkuje „pit stopem”, przez trzy i pół minuty przebywa się w strefie kar) cały czas była w czołówce, walczyła nawet o medal.

– Jak już mówiłam przy poprzednim dystansie – czuję, że jest u mnie wydolność. Mam jednak problemy z techniką. Momentami czuję, że to wyglądało dobrze, ale gubię się. Nie mogę znaleźć rytmu. To jest kwintesencja, podsumowanie tego roku. Trudno, trzeba mieć twarde cztery litery w tym sporcie. W przeszłości najlepsi miewali problemy. Przecież mistrzyni świata, Maria Perez, zdobyła medal na mistrzostwach Europy w 2018 roku, a potem przez cztery lata miała problemy z techniką. Ale wróciła. Mam nadzieję, że u mnie zajmie to nieco mniej czasu. Mam możliwości, ale trzeba to dopracować – opowiadała dziennikarzom po starcie.

Reklama

Faktycznie, w chodzie łatwo się pogubić. Najwięksi mistrzowie potrafili wpaść w spiralę błędów, a potem wrócić na szczyt. Kasia szuka rozwiązań, również pośród trenerów. Niedawno zakończyła współpracę z Robertem Korzeniowskim (zresztą to rozstanie, które rezonuje do dziś, bo oboje mają odmienne opinie na temat współpracy i tego, czego od niej oczekiwali), teraz prowadzi ją Krzysztof Kisiel, w polskim chodzie trener-instytucja. Kasia liczy, że jej pomoże. Choć wie, że nic nie zmieni się od razu. Nie ma cudów.

– Na to wszystko potrzeba czasu. Już na obozie przygotowawczym przed mistrzostwami świata pojawiły się pierwsze oznaki, że potrafię chodzić szybko. Bywały treningi, gdy było okej z techniką i prędkością, ale bywały takie, że nie mogłam się ruszyć. Miałam spięte barki, coś było nie tak. To jest dużo pracy nad stabilizacją, wyprowadzeniem wszystkiego. Myślę, że to po części skutki niedoleczonej kontuzji żebra, przez co unieruchomiła się lewa strona i mięśnie po niej osłabły. Wspólnie z trenerem postaramy się to rozwiązać – mówiła.

SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ

Wracając do dzisiejszego występu – mimo dyskwalifikacji uważa, że było całkiem nieźle. Przede wszystkim: dość dobrze realizowała swoją taktykę. Nie chciała iść w grupie, wolała pracować samotnie. Jasne, w podręczniku chodu pewnie znalazłoby się stwierdzenie, że to nie najlepszy pomysł. Ale Zdziebło uważa inaczej.

– Nie umiem chodzić w grupie, gdy ktoś narzuca mi tempo. Muszę skupić się na swoim wyczuciu rytmu. Dla mnie to nie problem. W Eugene szłam swoim tempem, nie patrzyłam na nikogo. W takiej sytuacji zaliczałam wszystkie najlepsze starty. To moja taktyka, dopóki nie będę czuła się przygotowana na chodzenie w grupie, to przy niej zostanę. W tym momencie było to najlepsze rozwiązanie – mówi.

Dziś to rozwiązanie, inaczej niż w Eugene, medalu nie dało. Ba, nie udało się nawet ukończyć zawodów. Ale problemów było więcej, niż tylko technika – część z nich ciągnęła się jeszcze od początku sezonu, choćby wspomniana niedoleczona kontuzja żebra. Inne namnożyły się dziś.

Reklama

– Wiedziałam, że to będzie trudny, długi dystans. Gdy sobie ustalę w głowie wzorzec ruchu, mam problem, trochę mnie wygina do przodu. Nie mogę się ustabilizować, złapać środka ciężkości. Karbonowe buty pomagają, ale mogą być też przekleństwem. Jeżeli się dobrze trafi z odbiciem, pośladek zapracuje, jak ma zapracować, to jest dobrze. Jak nie, to nie. Dziś nie wyszło. Trudno, życie.  Szłam odważnie, kontrolowałam tempo. Wyglądało, że jest okej. Po otrzymanej karze pit stopu skoczyłam do toalety i w międzyczasie podkręciłam kostkę. Spadła koncentracja… Człowiek się wtedy „odpina” i mu nie wychodzi. Do tego miałam też dość duże problemy z przewodem pokarmowym. Chciałam po prostu ukończyć zawody, ale usztywniałam się coraz bardziej. Było blisko.

Na ten moment celem Kasi jest więc nie osiąganie wielkich wyników, a ustabilizowanie techniki swojego chodu. Bo jeśli to zrobi, to wyniki i tak się pojawią. Jej możliwości już doskonale znamy. Pozostaje trzymać kciuki, by mogła je zaprezentować w pełni za rok, na igrzyskach w Paryżu.

 

 

 

Fot. Newspix

Czytaj też:

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

1 komentarz

Loading...