Reklama

Test dojrzałości dla obrony Legii. Dotychczas w Europie zawodziła

Szymon Piórek

Autor:Szymon Piórek

24 sierpnia 2023, 15:30 • 9 min czytania 22 komentarzy

O tym, czy Legia Warszawa awansuje do fazy grupowej Ligi Konferencji, może zadecydować solidność w defensywie. Dotychczas Wojskowi mieli z tym duży problem. Co złego dzieje się w obronie wicemistrzów Polski? Jest się o co martwić przed dwumeczem z Midtjylland?

Test dojrzałości dla obrony Legii. Dotychczas w Europie zawodziła

Prowadzenie w Ekstraklasie, pomimo jednego meczu rozegranego mniej. Awans do czwartej rundy eliminacji Ligi Konferencji. Efektowna gra, która zaowocowała 20 strzelonymi golami w dziewięciu meczach. Czy pod koniec wakacji jest się o coś przyczepić do Legii Warszawa? W końcu jak dotąd zrealizowała wszystkie zadania. Mimo to gra w obronie w wielu momentach woła o pomstę do nieba. Zawodnicy popełniają karygodne błędy, które sprawiają, że zwycięstwa Wojskowym nie przychodzą z łatwością, a raczej z duszą na ramieniu. Czy już teraz trzeba bić na alarm?

Legia Warszawa: obrona mankamentem na początku sezonu

Cztery gole stracone z Ordabasami Szymkent.

Pięć goli straconych z Austrią Wiedeń.

Reklama

Gol stracony z Puszczą Niepołomice.

Dziesięć goli w dziewięciu meczach to za dużo

W sumie dziesięć goli straconych w dziewięciu meczach. To wynik zdecydowanie za wysoki, biorąc pod uwagę rywali, z jakimi mierzyła się Legia. Na drodze Wojskowych w Ekstraklasie stanęli jak dotąd trzej beniaminkowie i ostatnia w tabeli Korona Kielce. W teorii wicemistrzowie Polski powinni dopisać do dorobku komplet punktów jako murowany faworyt do tytułu. W praktyce potknęli się na Puszczy, a w starciach z ŁKS, Ruchem i Koroną w wielu momentach panował chaos w szeregach obronnych. Z Niebieskimi tylko centymetry dzieliły Filipa Starzyńskiego, by pokonał nieinterweniującego Kacpra Tobiasza po uderzeniu z rzutu wolnego. Ostatecznie piłka odbiła się tylko od poprzeczki. Podobna sytuacja miała miejsce w starciu z łodzianami. Sam na sam z bramkarzem Wojskowych stanął Kay Tejan. Trafił w słupek. Ze złocisto-krwistymi chaosu było jeszcze więcej po czerwonej kartce dla Artura Jędrzejczyka, a przed podyktowaniem rzutu karnego sędziego Damiana Sylwestrzaka powstrzymał jedynie system VAR.

Można się zastanawiać, co by było, gdyby Legia mierzyła się w tych meczach z silniejszymi rywalami?

W zasadzie to nie trzeba bowiem ciut lepszych przeciwników Wojskowi mieli w Lidze Konferencji i poskutkowało to dziewięcioma straconymi golami. A mowa o liderze ligi kazachskiej i ósmej drużynie ligi austriackiej. Nie ma się co oszukiwać. To nie są potentaci, a mimo to z dużą łatwością znajdowali drogę do bramki Wojskowych. Co jest tego powodem?

Zabójcze zagrania za plecy

Odkąd w Legii przyjęto formację z trójką obrońców, defensorzy grają bardzo wysoko od własnej bramki. Takie ustawienie wymaga dobrej szybkości zawodników w tyłach i odpowiedniej współpracy z bramkarzem, który powinien być wysunięty wysoko przed polem karnym. Z oboma tymi aspektami Wojskowi mają spore problemy.

Sytuacja sam na sam Kaya Tejana – piłka za plecy obrońców.

Reklama

Pierwszy gol Ordabasów w Szymkencie – piłka za plecy obrońców.

Drugi gol Austrii w Wiedniu – piłka za plecy obrońców.

Czerwona kartka Artura Jędrzejczyka z Koroną w Warszawie – piłka za plecy obrońców i próba naprawy błędu.

W drugim sezonie pracy w Legii trener Kosta Runjaic jeszcze bardziej przechylił wajchę ku ofensywie. Nakazał obrońcom grać wysoko od własnej bramki. Do rozegrania cofają się natomiast środkowi pomocnicy, a defensorzy zajmują miejsca skrajnie przy liniach bocznych. Powoduje to dwa zagrożenia. W fazie budowania akcji istnieje groźba straty piłki przed polem karnym, co jest niemal równoznaczne ze wpuszczeniem gola, jak stało się w domowym meczu z Austrią.

Mieszanka obrońców w trójce

W defensywie Wojskowi starają się natomiast wychodzić wysokim pressingiem i każde zagranie za plecy defensorów, zmusza ich do toczenia pojedynków jeden na jeden i ścigania się z napastnikami. Chyba, że otrzymują odpowiednią asekurację od bramkarza. Na razie to nie funkcjonuje, a na początku sezonu obrońcy stołecznej drużyny nie prezentują się na tyle solidnie, by wygrywać większość ze starć. Najlepszy współczynnik jak dotąd notuje Radovan Pankov – 71%, natomiast w przypadku trójki pozostałych regularnie grających obrońców, czyli Jędrzejczyka, Rafała Augustyniaka i Yuriego Ribeiro wygląda to zgodnie z udową teorią Wojciecha Cejrowskiego. „Są dwa uda. Albo się uda, albo się nie uda”.

To również pokazuje, że defensywa Legii nie należy do najlepiej zbilansowanych. W końcu Jędrzejczyk więcej meczów w karierze rozegrał jako boczny obrońca, a nie środkowy. Ribeiro dopiero w poprzednim sezonie został przekwalifikowany na stopera z lewej defensywy. Natomiast jeszcze kilka miesięcy temu Augustyniak mówił, że czuje się lepiej jako defensywny pomocnik i błędy, które popełnia, są pochodną jego przyzwyczajeń z tej pozycji.

Mam cechy, które rzeczywiście są korzystne dla zespołu, kiedy gram jako obrońca. Swobodniej czuję się przy wyprowadzeniu piłki, a to ważne we współczesnej piłce. Wydaje mi się jednak, że błędy, które mi się przydarzają, choćby te z meczu z Koroną, to pokłosie grania na “szóstce”. Rozmawiałem o tym z trenerem, że zachowuję się jak defensywny pomocnik. Wynika to z tego, że masz wrażenie, że ktoś jeszcze za Tobą jest i możesz podjąć większe ryzyko. Gra na środku obrony jest zupełnie inna niż gra na pozycji defensywnego pomocnika. O wielu przyzwyczajeniach ze środka pola trzeba zapomnieć i wyeliminować je z gry – powiedział 29-latek w lutym wywiadzie na oficjalnej stronie klubu.

Widoczny brak Nawrockiego

W zasadzie jedynym nominalnym środkowym obrońcą, na którego można liczyć, bo mecz z Austrią Wiedeń pokazał, że Lindsay Rose nie bez przyczyny odgniata sobie tyłek na ławce, jest Pankov. Nie dość, że radzi sobie bardzo dobrze w pojedynkach, to jest najszybszym ze stoperów, co już udowodnił. Niestety wciąż przeplata świetne mecze fatalnymi, a niedawno doznał kontuzji i nadal znajduje się na początku swojej przygody z Warszawą.

To pokazuje, jak duży wpływ na postawę Legii miał Maik Nawrocki. Podstawowe statystyki sprzedanego latem do Celticu Glasgow zawodnika nie wskazują na to, żeby Wojskowym grało się z nim w składzie przesadnie lepiej. Mało tego bez 22-latka wicemistrzowie Polski zdobywali średnio o 0,06 pkt więcej na mecz i zachowali o 0,05 czystych kont na spotkanie. Są to jednak tak znikome różnice, że na nic nie wpływają. Ważniejszą statystyką pozostaje natomiast liczba straconych goli. Tu już dysproporcja robi się większa bowiem 0,25 na korzyść gry z Nawrockim w składzie.

Do tego 22-latek wydatnie pomagał przy stałych fragmentach gry. Był nieocenionym wsparciem w pojedynkach powietrznych i potrafił dołożyć coś w ofensywie. Przez dwa lata strzelił pięć goli i zanotował cztery asysty. W każdym meczu, w którym notował trafienia, Legia traciła co najmniej jedną bramkę. Rekompensował zatem w ataku braki w obronie całej formacji, co w ogólnym rozrachunku przyniosło Legii 10 punktów na 15 możliwych.

Regres przy stałych fragmentach

Kolejną statystyką, która dowodzi na duży wpływ Nawrockiego przy stałych fragmentach, świadczy liczba straconych goli. W poprzednim sezonie Legia była pod tym względem najlepsza w Ekstraklasie. Wpuściła tylko sześć goli. Nie grała co prawda w europejskich pucharach, ale już pod koniec wakacji w taki sposób straciła aż cztery bramki.

Drugi gol Ordabasów w Szymkencie – stały fragment gry.

Pierwszy gol Ordabasów w Warszawie – stały fragment gry.

Drugi gol Ordabasów w Warszawie – stały fragment gry

Gol Puszczy w Krakowie – stały fragment gry.

Determinujący wpływ na to ma nie tylko nieobecność Nawrockiego, ale również gorsze warunki fizyczne całego zespołu. 22-latka w składzie zastąpił Ribeiro, który jest o pięć centymetrów niższy. Bartosza Kapustkę, mierzącego 180 centymetrów, Juergen Elitim, mający tylko 173 centymetry. Największa dysproporcja panuje natomiast na lewym wahadle bowiem Patryk Kun jest o blisko 20 centymetrów niższy od Filipa Mladenovicia.

Tutaj należy wrzucić również kamyczek do ogródka Kacpra Tobiasza, który od początku sezonu jest dość niepewny. Nie dość, że nie pomaga obrońcom, wychodząc daleko od własnej bramki, chroniąc ich przed długimi zagraniami za plecy, to na domiar złego zatracił swoją bezkompromisowość w polu karnym. Niechętnie opuszcza własną szesnastkę i niejednokrotnie został złapany na niepewnym wyjściu, kiedy albo znajdował się za daleko akcji i cofał się do bramki, albo brakowało mu zdecydowania podczas interwencji i wybijał piłkę na styku. Natomiast przy stałych fragmentach gry popełnił już kilka błędów decyzji z wyjściem bądź pozostaniem na linii.

Transfer Kapuadi’ego lekiem na całe zło?

Nic więc dziwnego, że dyrektor sportowy Jacek Zieliński na gwałt poszukiwał środkowego obrońcy. Uparł się na Steve’a Kapuadi’ego i udało się to w końcu sfinalizować. Na papierze Francuz ma rozwiązać problem przy stałych fragmentach gry – mierzy 196 centymetrów, braku alternatyw na pozycji półlewego obrońcy bowiem posiada dominującą lewą nogę i brakiem odpowiedniej szybkości. Był jednym z najszybszych piłkarzy Wisły Płock. 33,74 km/h to najwyższa prędkość, jaką osiągnął w barwach Nafciarzy w całym poprzednim roku. To więcej od wszystkich stoperów Legii w obecnym i zeszłym sezonie.

Mimo to transfer niejednokrotnie był krytykowany. Czy słusznie? Można mieć wątpliwości, patrząc na jego statystyki i słuchając słów trenera Kosty Runjaicia.

Lubię styl gry Steve’a Kapuadiego. To młody, utalentowany zawodnik, którego możemy rozwinąć. Jest szybki, dobrze czuje się z piłką przy nodze, ma mocną lewą nogę. Może grać na pozycji Rafała Augustyniaka, ale też na pozycji lewego-środkowego obrońcy. Potrzebowaliśmy dodatkowych opcji. Czekam na współpracę z nim, bardzo się cieszę z tego transferu. Ważne też było dla mnie, że ten zawodnik naprawdę chciał tu trafić. Zrobiło to na mnie bardzo dobre wrażenie – stwierdził na środowej konferencji prasowej szkoleniowiec Wojskowych.

Niemalże w każdym aspekcie Kapuadi przerastał ligową średnią w poprzednim sezonie. Braki widać jedynie w procencie wygranych pojedynków powietrznych i udanych odbiorach na mecz. Czy jest się czym martwić? Niekoniecznie bowiem sumarycznie Francuz wygrał więcej główek, natomiast zmniejszona liczba odbiorów jest pokłosiem stylu gry 25-latka, który dużo częściej stara się grać na wyprzedzenie, co widać po danych skutecznych przechwytów. Co najważniejsze Kapuadi trzymał poziom, a nawet go przekraczał, pomimo tego, że występował w spadkowiczu Ekstraklasy.

Midtjylland testem dojrzałości obrony

Istotne również, że Kapuadi nie odstaje na tle konkurencji. Porównaliśmy go do Nawrockiego i Ribeiro, którzy w poprzednim sezonie występowali na pozycji półlewego stopera Legii. Z wymienionej dwójki pozostał tylko Portugalczyk i jego Francuz bije na głowę niemal w każdym aspekcie. Na tle 22-letniego Polaka nie wygląda to już tak dominująco. Niemniej jednak od razu widać, w jakich aspektach musi się poprawić, by móc walczyć o podstawowy skład. To wyprowadzenie piłki i odbiory. Runjaic już na wstępie podkreślił, że widzi w nim duży potencjał i po zapoznaniu się z taktyką może szybko zrobić postęp.

Czy jego transfer rozwiąże wszystkie problemy Legii w obronie? Takie myślenie może zapędzić w kozi róg. Wojskowi wciąż są zbyt podatni na czynniki zewnętrzne i nie potrafią trzymać nerwów na wodzy. Nerwówka z Austrią Wiedeń, nerwówka z Koroną Kielce, nerwówka z Ordabasami Szymkent. Skąd się bierze? Pomimo tego, że wajcha została przełożona na ofensywę, to w momentach, gdy należy zwolnić grę, utrzymać się przy piłce, Legia wciąż brnie, by zdobyć kolejną bramkę. Automatycznie naraża się na kontrataki, a wraz z postępem meczu tworzą się coraz większe przestrzenie między formacjami. Brakuje asekuracji, niekiedy siły i kondycji, by doskoczyć. Tu również należy podkreślić słabszą formę Josue, który w poprzednich miesiącach był metronomem gry Wojskowych, teraz z tym jest znacznie gorzej.

Dodatkowo dość łatwo sprowokować piłkarzy Legii, co wprowadza nerwowość. Josue czy Jędrzejczyk to chodzące zapalniki. Nigdy nie wiadomo, kiedy się odpalą, osłabiając drużynę. Augustyniak, wciąż posiadający nawyki defensywnego pomocnika, często w pojedynkach idzie „na raz”, co jest szczególnie groźne w polu karnym, o czym przekonaliśmy się w meczu z Koroną. By myśleć o czymś więcej trzeba to momentalnie poprawić. W końcu jak twierdzi stare piłkarskie porzekadło, ofensywą wygrywa się mecze, a defensywą trofea. Najbliższym trofeum do zdobycia dla Legii jest awans do fazy grupowej Ligi Konferencji. Dwumecz z Midtjylland będzie zatem decydującym testem dojrzałości nie tylko obrony, ale i całej drużyny.

WIĘCEJ O LEGII:

Fot. FotoPyk

Urodzony z piłką, a przynajmniej tak mówią wszyscy w rodzinie. Wspomnienia pierwszej koszulki są dość mgliste, ale raz po raz powtarzano, że był to trykot Micheala Owena z Liverpoolu przywieziony z saksów przez stryjka. Wychowany na opowieściach taty o Leszku Piszu i drużynie Legii Warszawa z lat 80. i 90. Były trzecioligowy zawodnik Startu Działdowo, który na rzecz dziennikarstwa zrezygnował z kopania się po czole. Od 19. roku życia związany z pisaniem. Najpierw w "Przeglądzie Sportowym", a teraz w"Weszło". Fan polskiej kopanej na różnych poziomach od Ekstraklasy do B-klasy, niemieckiego futbolu, piłkarskich opowieści historycznych i ciekawostek różnej maści.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

22 komentarzy

Loading...