Reklama

Na Dolnym Śląsku badziewie, w Krakowie czy Mielcu wręcz przeciwnie [Kozacy i badziewiacy]

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

15 sierpnia 2023, 15:33 • 7 min czytania 12 komentarzy

Jak co tydzień, zapraszamy na zestawienie kozaków i badziewiaków. Tym razem za czwartą kolejkę, w której nie brakowało występów słabych, a czasami wręcz żenujących. Zaskoczyło negatywnie przede wszystkim Zagłębie Lubin, które przypomniało nam, jak niestabilnym zespołem potrafi być na poziomie Ekstraklasy.

Na Dolnym Śląsku badziewie, w Krakowie czy Mielcu wręcz przeciwnie [Kozacy i badziewiacy]

Jeśli chodzi o kozaków, nagle odpalili fajerwerki zawodnicy z klubów, do których obecności nie jesteśmy szczególnie przyzwyczajeni. Przytrafili się nawet przedstawiciele Puszczy czy Górnika oraz po dwóch ze Stali czy Cracovii. Pod tym względem była to osobliwa kolejka, a świadczyć o tym może jeszcze fakt, że nikt z topowej czwórki nie zasłużył na specjalne wyróżnienie.

Kozacy w 4. kolejce Ekstraklasy

Zacznijmy od weselszej części, czyli pierwszego duetu klubowego w jedenastce kozaków. Posiadała + Cichocki = zwycięstwo z Pogonią Szczecin i to bez straty bramki. Raczej mało kto stawiał na scenariusz, że po eurowpierdzielu od Belgów „Portowcy” nie ogarną się na mecz ligowy, żeby chociaż częściowo zmyć wstyd za porażkę 0:5. A tu proszę, Radomiak wykorzystał zły czas Grosickiego i spółki w najlepszy możliwy sposób. Cichocki załadowal gola, pierwszego od 112 meczów, co już samo w sobie jest wielkim wydarzeniem, a na dodatek młodzieżowiec między słupkami Radomiaka dawał radę. Kilka razy ratował swój zespół i tym razem sensownie może wytłumaczyć, że obronił swoją pozycję w składzie nie tylko wiekiem.

Idąc dalej, mamy Rafała Janickiego. Nie, nie pomyliliśmy kozaków z badziewiakami, bo obrońca Górnika naprawdę zasłużył na kilka dobrych słów. Dzięki jego bramce trener Urban wreszcie mógł świętować zdobycie pierwszych trzech punktów. Ba, gdyby nie strzał głową Janickiego, zabrzanie mieliby tylko dwa remisy przy nadal zerowym bilansie bramek strzelonych. Można zatem świętować. Górnik, pół żartem, pół serio, rozkręca się.

I to samo, ale już bardziej poważnym tonem, można powiedzieć o Łukaszu Sołowieju, który strzelił drugą bramkę w tym sezonie. Teraz bardzo ważną, bo dzięki niej stoper Puszczy mógł cieszyć się z zatrzymania Legii Warszawa. Kto wie, może będzie tak skuteczny jak ostatnio na zapleczu Ekstraklasy, kiedy do puli bramek Puszczy dorzucił sześć trafień.

Reklama

Teraz linia pomocy i para Hinoko&Trąbka. Sami przyznajcie: brzmi to przecież ekskluzywnie! Jeden załadował dwa gole, choć przy ogromnej pomocy bramkarza Śląska, a drugi dorzucił jedno trafienie. Obaj generalnie zaprezentowali się bardzo dobrze i nie będziemy tego umniejszać tylko dlatego, że mieli przed sobą skład ciumcioków. Zresztą Japończyk nie po raz pierwszy udowadnia, że jak ma dobry dzień, to w piłkę potrafi zagrać na wysokim poziomie wykraczającym ponad przeciętność Stali Mielec. Teraz to dało trzy punkty i na pewno jeszcze kilka razy taki układ się powtórzy.

Podobnie może być z Tomasiewiczem, który zapracował na tytuł MVP spotkania z Rakowem bez bramki czy asysty na koncie. Był jednak w takim gazie, że wyglądał jak władca środka pola nawet mimo niewielkiego wzrostu. Strzelał, rozgrywał, dryblował, odbierał piłki. Nie pierwszy raz chwalimy go w tym roku, więc nic odkrywczego nie powiemy, natomiast trzeba przyznać, że pomocnika Piasta w takiej formie chciałaby zapewne większość klubów Ekstraklasy.

Nie inaczej jest w przypadku kolejnego piłkarza z linii pomocy, którego wzięliśmy do kozaków w parze z Jordim Sanchezem. Chodzi oczywiście o Bartłomieja Pawłowskiego, który wyrósł na lokalnego magika w Łodzi. W derbach zaliczył fajną asystę i rozegrał bardzo dobry mecz, ale większy podziw budzi całokształt, o którym szerzej napisaliśmy w tekście „Łódzki Iago Aspas”. Dość powiedzieć, że po czterech kolejkach gwiazda Widzewa ma już trzy asysty i bramkę. Świetne wejście w sezon, a rok temu było przecież tak samo. No i warto poświęcić jeszcze słówko Sanchezowi, który mógł mieć dublet i dodatkową asystę, ale skończyło się na trafieniu. Nie zmienia to jednak faktu, że hiszpański napastnik miał świetny wieczór, choć to wciąż za rzadkie obrazki, żeby chwalić go na większą skalę. W końcu dla Sancheza to był dopiero drugi mecz Ekstraklasy w 2023 roku ze zdobyczą bramkową. Czekamy na więcej.

Skuteczności pod bramką wreszcie doczekaliśmy się również ze strony Patryka Makucha. Napastnik Cracovii dwa razy ukłuł Zagłębie Lubin i tym samym wszedł na dobrą drogę, żeby pobić swój wynik z debiutanckiego sezonu 2022/2023, w którym strzelił sześć goli. Na razie wpisuje się na listę strzelców za rzadko, ale może to ten moment, kiedy złapie serię. Ma ku temu możliwości, bo Oshima, który też wylądował w jedenastce, zna się na kluczowych podaniach i asystach. W meczu z Zagłębiem zaliczył jedną i ogółem pokazuje, że na początku sezonu jest jednym z najjaśniejszych punktów w ekipie „Pasów”.

EKSTRAKLASA W FUKSIARZ.PL!

Reklama

Badziewiacy w 4. kolejce Ekstraklasy

Zagłębie z potencjałem na piąte miejsce w lidze. Zagłębie z ciekawymi transferami, bardzo dobrym w skali Ekstraklasy trenerem. I też Zagłębie, który w niewytłumaczalny sposób potrafi zagrać totalną padakę na wyjeździe z Cracovią. Nie Rakowem czy Legią – Cracovią, która sama prosi się o przeciętność i jest rywalem, którego „Miedziowi” muszą pokonywać, jeśli mają ambicje na coś więcej niż środek tabeli. Złożyło się jednak tak, że prawie połowa składu badziewiaków to zawodnicy z Lubina. Nawet nie będziemy pastwić się nad każdym z osobna, bo nie ma to sensu. Po prostu zawiedli ci, po których oczekuje się najwięcej, co tylko potwierdza opinie, że Zagłębie nadal ma problem ze złapaniem dobrego rytmu na dłuższy okres.

Żeby kolegom z Lubina nie było za smutno, dołożyliśmy – a właściwie sami się podłożyli – piłkarzy Śląska, którzy kolejny raz w Ekstraklasie dostali w papę od Stali Mielec. Pamiętacie bramkę samobójczą Hyjka, to podanie do swojego bramkarza? Jeśli tak, rozumiecie, że starcia Śląska ze Stalą mają specyficzny klimat. Słowem: ktoś zawsze coś odwali, tak jak teraz Kacper Trelowski, który zaliczył jeden z najgorszych występów, odkąd występuje na najwyższym poziomie. Pierwszy gol Hinokio to parodia bramkarska. Drugi był do wyłapania. A mamy jeszcze Bejgera i Żukowskiego, kolejnych młodych piłkarzy, którzy w Mielcu chyba zapomnieli, na czym polega skuteczne granie na swoich pozycjach. I coś nam podpowiada, że w najbliższym czasie nominacje dla WKS-u nie będą nas opuszczać. Tam naprawdę wiele brakuje, żeby spokojnie i regularnie punktować na pułapie klubu ze środka stawki.

Dalej mamy parę „dziesiątek” Rakowa. Jedna nie lepsza od drugiej, jeśli chodzi o gonitwę po tytuł badziewiaka. Na razie wygrywa Sonny Kittel, bo nie jest debiutantem w tej jedenastce, ale Bartosz Nowak wcale nie wygląda na gościa, który już w ogóle miałby się tutaj nie pojawić. Mamy wręcz wrażenie, że zaczął odstawać od wymagań, jakie naniósł trener Szwarga, a zatem niewykluczone, że niezłe mecze będzie przeplatał po prostu złymi. Bo co z tego, że w 1. kolejce z Jagiellonią strzelił gola, skoro od tamtej pory nie potrafił dostarczyć czegoś ekstra. Ani w lidze, ani w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów. I chociaż wydawało się, że Raków ma wielki wybór, jeśli chodzi o zawodników za plecami napastnika, teraz trzeba spojrzeć prawdzie w oczy. Mało kto jest w optymalnej formie, a wysoką na razie odznacza się jedynie Cebula.

Ale co mają powiedzieć w Pogoni, gdzie chętnie przygarnęliby takiego Nowaka, który i tak wypadałby lepiej niż Rafał Kurzawa? To wiele mówi, choć skala problemu z pomocnikiem „Portowców” jest trochę inna. Jest on bowiem tak męczącym dla oka hamulcowym, że Pogoń najpewniej jeszcze w tym okienku chętnie by się go pozbyła, gdyby nie fakt, że ma okrojoną kadrę i braki w klubowym budżecie. W takich okolicznościach pojawia się wiara, że nie będzie tak źle, ale tak szczerze – najlepsze czasy Kurzawy już dawno minęły. To nie Górnik Zabrze. Nie moment przed transferem do Amiens. Mamy 2023 rok i jeśli ktoś dalej liczy, że Kurzawa zrobi różnicę w topowym polskim klubie, raczej się myli.

Delegację ze Szczecina dopełnia Leonardo Koutris, ale o nim, mimo słabego spotkania z Radomiakiem, mamy zdecydowanie lepsze zdanie. Ot, to tego typu piłkarz, który jest szczególnie narażony na wahania formy całego zespołu. Jeśli jest dobrze, trudno mu się nie wyróżniać. Jeśli jest gorzej, choćby tak jak teraz i to w kontekście gry defensywnej, lewy obrońca Pogoni traci sporo argumentów do bycia kozakiem. Dlatego też dziś musiał wylądować po przeciwnej stronie bieguna. Przy aktualnych problemach drużyny być może nie po raz ostatni.

CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

12 komentarzy

Loading...