Olbrzymie zaległości finansowe. Bojowe warunki. Jeżdżenie na wyjazdy prywatnymi autami zamiast wynajętym autokarem. Kopanie piłek, które musieli kupić kibice. Niedopowiedzenia, fuszerka, prowizorka, amatorka i głuchy telefon. Rozczarowanie, smutek i wściekłość. Tak wygląda prawda o ROW-ie Rybnik na rok przed obchodami sześćdziesiątej rocznicy powstania klubu. Brutalna, przygnębiająca i pokazująca, że wciąż w niższych ligach nie brakuje klubów, w których ciężko doszukać się normalności.
Ołeksandr Szeweluchin, były trener ROW-u Rybnik: – Zacząłem rozumieć, że coś może pójść nie tak, gdy pierwsza wypłata przyszła po czasie. Druga była jeszcze bardziej opóźniona i zrozumiałem, że dzieje się coś niedobrego.
Remigiusz Danel, były trener bramkarzy ROW-u Rybnik: – Prezes tylko obiecywał, że w tym tygodniu już będą pieniądze, w tym miesiącu będą pieniądze… i nie wpłynęły do dziś, a w klubie nie ma mnie już od kilku miesięcy.
Anonimowo jeden z byłych piłkarzy ROW-u Rybnik: – Kibice kupili nam dziesięć piłek, ale to wciąż było za mało na nasze potrzeby. Stare już się do niczego nie nadawały.
Anonimowo jeden z byłych piłkarzy ROW-u Rybnik: – Były problemy nawet z odejściem z klubu. Jedyną opcją było zawarcie ugody, a nawet to nie było łatwe.
Obiecanki cacanki – autodestrukcja ROW-u Rybnik [REPORTAŻ]
–
Spis treści
- Obiecanki cacanki - autodestrukcja ROW-u Rybnik [REPORTAŻ]
- Stopniowy upadek
- Tak jest teraz
- W ostatnim sezonie zrobiło się bardzo poważnie
- Oszczędności na sztabie
- Autami na wyjazdy, herbata i zbiórki
- Oczekiwania dostają po łbie od rzeczywistości
- Problemy grup młodzieżowych
- Media społecznościowe? W uśpieniu
- Stroje? Będzie problem?
- Głuchy telefon
- Letnie perturbacje
ROW Rybnik powstał 59 lat temu i od początku był klubem wielosekcyjnym. My skupimy się wyłącznie na sekcji piłkarskiej. Na przestrzeni wielu lat ROW przechodził wiele kryzysów, ale wyrobił sobie również solidną markę na Śląsku. Przez siedem sezonów występował w najwyższej lidze, przez dziewięć na jej zapleczu. Oprócz tego czterokrotnie reprezentował Polskę w Pucharze Intertoto i raz zagrał w finale Pucharu Polski.
Źródło: hppn.pl
ROW nie może równać się z popularnością z Górnikiem Zabrze, Ruchem Chorzów i innymi wielkimi markami w regionie, ale z drugiej strony wiele górnośląskich ekip chciałoby mieć taki dorobek i taką rozpoznawalność jak Zielono-czarni.
Najlepsze czasy już dawno za rybnickim klubem. Na początku lat 90. piłkarska sekcja przeszła w stan upadłości, a następnie została rozwiązana. Reaktywowano ją dopiero na początku obecnego wieku. Powrót na piłkarską mapę Polski nie był łatwy, ale wierzono, że odrodzona sekcja w niedalekiej przyszłości nawiąże do czasów swojej świetności. ROW rozpoczął ponowną wspinaczkę po ligowej drabince od klasy okręgowej. Dotarł aż na zaplecze Ekstraklasy. Wtedy w klubie panowały jeszcze entuzjazm i wiara, że można w Rybniku stworzyć coś trwałego. Pomimo mniejszych i większych perturbacji udało się przecież wrócić do I ligi. Sęk w tym, że nie na długo i był to tylko jednorazowy strzał.
Stopniowy upadek
Dziś ROW Rybnik znajduje się w beznadziejnej sytuacji finansowej i organizacyjnej. Jeszcze kilka lat temu był pierwszoligowcem, a dziś walczy o przetrwanie w IV lidze i wiele klubów A-klasy wygląda lepiej pod względem organizacji. I nie, nie ma w tym krzty przesady. Ale zanim o tym – szybki rzut oka na to jak szło drużynie z Rybnika w ostatnich latach:
- 12/13 – 1. miejsce w 2. lidze (grupa zachodnia)
- 13/14 – 16. miejsce w 1. lidze (spadek)
- 14/15 – 5. miejsce w 2. lidze
- 15/16 – 13. miejsce w 2. lidze
- 16/17 – 11. miejsce w 2. lidze
- 17/18 – 11. miejsce w 2. lidze
- 18/19 – 16. miejsce w 2. lidze (spadek)
- 19/20 – 14. miejsce w 3. lidze gr. III
- 20/21 – 17. miejsce w 3. lidze gr. III (spadek)
- 21/22 – 11. miejsce w 4. lidze gr. śląska II
- 22/23 – 10. miejsce w 4. lidze gr. śląska II
Rzuca się w oczy, że klub ten stopniowo gasł, aż doszedł do obecnej sytuacji, którą można nazwać wręcz wielopoziomową katastrofą. To nie jest coś, co się podziało nagle i jest dziełem przypadku. To pokłosie nawarstwiających się przez lata problemów finansowych. ROW spadł z pierwszej ligi po zaledwie jednym sezonie. W drugiej długo się nie utrzymał. W trzeciej tak samo. W ostatnich dwóch sezonach w IV lidze po prostu się utrzymał. O nic więcej nie miał prawa walczyć. Klub tonie w długach, które zjadają go od środka, nakręcają spirale przykrych wydarzeń i dramatów jednostek.
Więcej o pikowaniu ROW-u opowiedział nam Piotr Chrobok z Dziennika Zachodniego, prywatnie kibic tego klubu:
– Odkąd pamiętam w tym klubie były problemy z pieniędzmi. Nigdy się nie przelewało. Awans do I ligi wywalczono bazując na piłkarzach z regionu. Zespół prowadził wówczas trener Wieczorek. W I lidze ROW nie grał źle, miewał pecha, bywały momenty, że sędziowie nie sprzyjali klubowi. Ówczesny prezes, Grzegorz Janik, zrezygnował z jakiejś imprezy PZPN-u, bo uważał, że sędziowie są przeciwko ROW-owi. Klub ostatecznie spadł z ligi. W kolejnym sezonie celem był awans, ale w kuriozalnych okolicznościach ROW wypuścił go z rąk. Przed ostatnią kolejką na 90minut.pl pojawiły się wyliczenia, które pokazywały, że szanse na awans przekraczają granicę 90 procent. ROW grał w ostatniej kolejce ze zdegradowaną już Limanovią. Przegrał 0:2, choć prawie całą drugą połowę grał w przewadze jednego zawodnika. W kolejnych latach klub osuwał się w hierarchii polskiej piłki i za moment rozpocznie kolejny sezon w IV lidze.
– Po mieście krążyły legendy, że ROW odpuścił tamten mecz z Limanovią, ale nikt tego nigdy nie potwierdził. Co nie zmienia faktu, że tamten mecz wydaje się kluczowy dla dalszych losów klubu. Gdyby ROW wtedy awansował do I ligi to wszystko mogłoby wyglądać inaczej. Nigdy później nie bił się już o żaden awans i raczej tkwił w drugiej części stawki.
– Już za czasów prezesa Janika klub zmagał się z zadłużeniem. Ono było rzędu kilkuset tysięcy złotych. W pewnym momencie ROW dostał sporą dotację z miasta z tego względu, że obcięto dotacje żużlowcom — jeszcze za czasów rządów w mieście Adama Fudali. Potem zmieniła się władza w ratuszu. Prezydentem został Piotr Kuczera związany z Platformą Obywatelską, a prezes Janik był związany z PiS-em, więc w mieście zaczęto mówić, że popsuły się relacje ROW-u z urzędem miejskim. Spadła wysokość dotacji łożonych na klub, a Grzegorz Janik zrezygnował z funkcji prezesa. Powód? Zbyt mała dotacja z miasta dla klubu, co zdaniem prezesa miało podłoże polityczne. Nowym prezesem we wrześniu 2015 roku został Henryk Frystacki, który wcześniej był prawą ręką Janika. Miał za zadanie wyprowadzić klub z finansowego marazmu. To mu się jednak nie udało.
Sprawy zaczęły się komplikować i domino stopniowo zaczęło się sypać, o czym przekonuje Chrobok:
– W Rybniku zawsze brakowało poważnego sponsora. Swego czasu sponsorem był francuski EDF, spółka energetyczna, która zarządzała elektrownią Rybnik, ale nie były to na tyle poważne pieniądze, żeby klub mógł się bić o coś więcej. Głównym sponsorem strategicznym zawsze było miasto, które w pewnym momencie bardzo mocno postawiło na żużel. Doszło do tego, że pieniądze kładzione na piłkarski ROW dotyczyły głównie młodzieży. Podsumowując: moim zdaniem głównym czynnikiem prowadzącym do upadku były pieniądze, a szczególnie brak sponsora. Do pewnego stopnia decydowała polityka, ale istotną rolę odrywał aspekt sportowy. Jeśli gra się w wyższych ligach, to łatwiej przyciągnąć sponsora i można liczyć na większe pieniądze z praw transmisyjnych. ROW kolejnymi spadkami się tych pieniędzy pozbawiał.
A może w takim razie ROW Rybnik żył ponad stan?
– Nie wydaje mi się. Nie przychodziły do Rybnika tak duże nazwiska i nie oferowano im tak dużych pieniędzy, żeby mogły pogrążyć sferę finansową. Raczej brakowało dużego sponsora. Losy klubu za bardzo zależały od miejskich dotacji. Nie zrzucałbym winy na jedną osobę. To raczej szereg złych decyzji. Może trochę zabrakło poszukiwania sponsorów? Skoro sami nie trafiali do klubu, to być może klubowe władze same powinny wykazać się większą inicjatywą – kontynuuje Chrobok.
Nie jest tak, że tej degrengolady nie dało się powstrzymać. Jeszcze nie tak dawno temu była spora nadzieja na to, że ROW wstanie z kolan. Klubem był zainteresowany ktoś, kto chciał zasilić budżet dużym zastrzykiem gotówki – mówiło się, że to konsorcjum z województwa zachodniopomorskiego. Temat jednak upadł, gdy niedoszły sponsor dowiedział się, że nie grano z nim w otwarte karty. Spotkał się z ówczesnym prezesem klubu i zapytał, ile jest długu. Podano mu pewną kwotę. Żywo zainteresowany zainwestowaniem w rybnicki klub inwestor zweryfikował informacje. Zrezygnował po tym, jak przekonał się o skali długów, sięgających bez mała 850 tysięcy złotych.
Szkoda.
Nie było pieniędzy – to już wiemy, ale może była alternatywna droga dla ROW-u?
– Czasem zastanawiam się, czy kilka lat temu klub nie powinien mocniej postawić na juniorów. O tym, że ROW potrafi szkolić świadczy choćby przykład Bartka Slisza. Debiutował w II lidze jako szesnastolatek. Potem sprzedano go do Zagłębia, a teraz jest piłkarzem Legii – przypomina dziennikarz.
Tak jest teraz
W 2022 roku nastąpiło nowe otwarcie. Prezesem klubu został Mirosław Mosór, który podjął się bardzo trudnej misji. Musiał posprzątać po poprzednikach i spróbować postawić nowe fundamenty. Na ten moment klub jest jednak w bardzo trudnej sytuacji. Dziś ROW żyje jeszcze skromniej, niż wcześniej. Wiele osób, piłkarzy, pracowników walczy o odzyskanie należnych im pieniędzy. Z wypowiedzi osób, których bezpośrednio sprawa dotyczy wypływa dużo żalu i smutku. Słyszymy od jednej z osób, która odeszła z klubu: – Raczej spłacają tych którzy założyli sprawy, bo w sądach wygrywali i komornicy ściągają. Jeśli ktoś nie założy sprawy nie ma szans na pieniądze.
Ciężko doszukać się w śląskim klubie nadziei na lepsze jutro. Obserwujemy kumulację problemów z ostatnich lat. Klubowi nie sprzyja polityka grantowa miasta i brak zainteresowania ROW-em przez prywatnych inwestorów. W kuluarach mówi się o tym, że osoby związane z rybnicką piłką liczą na cud lub… wybory samorządowe. W 2024 roku ROW świętuje 60. rocznicę. Wycofanie drużyny z rozgrywek lub rozwiązanie sekcji piłkarskiej w takim momencie byłoby gigantycznym ciosem dla kibiców z ponad 130-tysięcznego miasta. Na to nikt w Rybniku nie chce sobie pozwolić, więc raczej do ogłoszenia upadłości w najbliższym czasie nie dojdzie, ale jest źle. Bardzo źle.
W ostatnim sezonie zrobiło się bardzo poważnie
Problemy ROW-u to żadna nowość, zaczęły się już lata temu, kiedy to piłkarze w ramach protestu opóźniali swoje wyjście na mecz derbowy z Polonią Bytom. My przyjrzeliśmy się sytuacji bieżącej, tej z poprzedniego sezonu, bo to w nim doszło do najpotężniejszych przewrotów. Rozgrywki na ławce trenerskiej rozpoczął Ołeksandr Szeweluchin, ale dość szybko zdał sobie sprawę, że sytuacja w klubie jest bardzo trudna. W trakcie przerwy zimowej w dużej mierze ze względów finansowych zrezygnował z pracy w ROW-ie. Zamieniliśmy z nim kilka słów.
***
Dlaczego odszedł pan już zimą?
Na moje odejście złożyło się kilka rzeczy. ROW Rybnik zalegał z wypłatami, a ja dostałem propozycję bycia w sztabie Ostapa Markewycza w Raduni Stężyca. Te zaległości popchnęły mnie do tego, żeby zmienić klub i poszukać czegoś innego. W grudniu dostałem propozycję, a z początkiem stycznia odszedłem. 10 stycznia odbyło się zebranie, na którym się pożegnałem z zawodnikami ROW-u.
Wcześniej pojawiały się sygnały, że w Rybniku mogą być problemy z wypłatami?
Jak podpisywałem umowę, nie było mowy, że mogą być opóźnienia. Jak się podpisuje z nowym pracodawcą, człowiek stara się widzieć wszystko w jasnych barwach. Zacząłem rozumieć, że coś może pójść nie tak, gdy pierwsza wypłata przyszła po czasie. Druga była jeszcze bardziej opóźniona i zrozumiałem, że dzieje się coś niedobrego. Dla mnie w kwestii wypłat jest krótka piłka. W każdym miesiącu trzeba opłacić rachunki i dojazdy. Tak samo trenerzy ze swoim sztabem czekają na wypłatę za wykonaną pracę. To jest prosta rzecz. Albo się płaci, albo nie. Nigdy nie rozumiem, dlaczego ktoś nie dotrzymuje w piłce słowa i potem zadłuża się klub.
Prezes rozmawiał na temat problemów z płatnościami? Odbierał telefony?
Na początku dało się do niego dodzwonić, ale potem były z nim bardzo krótkie rozmowy. Słyszało się „oddzwonię” albo „nie mam czasu”. Po kilku razach zrozumiałem, że nie ma co się z tym grzebać. Złożyłem pozew do Komisji Dyscyplinarnej PZPN i do tej pory czekam na rozstrzygnięcie sprawy.
***
Szeweluchina zastąpił Dawid Jóźwiak, który wcześniej był jego asystentem, więc zmiana warty została przeprowadzona dość płynnie. Na rezygnacji Ukraińca nie skończyły się jednak odejścia ze sztabu. Zimą klub opuścił też trener bramkarzy, Remigiusz Danel. Pytamy o powody:
– Jeśli o mnie chodzi, to w tej chwili mam zaległe cztery wypłaty i sprawa już jest w sądzie, bo prezes tylko obiecywał, że w tym tygodniu już będą pieniądze, w tym miesiącu będą pieniądze…i nie wpłynęły do dziś, a w klubie nie ma mnie już od kilku miesięcy. Kontrakt rozwiązałem z winy klubu w lutym, a do dziś wypłat nie ma. Inni zawodnicy, z którymi rozmawiałem, mają po 6-8 niezapłaconych, a to tylko zeszły sezon.
A więc znów wspólnym mianownikiem był temat zaległych pensji i niedotrzymanych obietnic. Każdego zapewniano, że będzie wszystko w najlepszym porządku, a potem okazywało się, że klub nie był w stanie zapewnić podstaw. I tak jest od lat. Z tą różnicą, że kiedyś ROW płacił spore pieniądze, a dziś nie jest w stanie płacić niskich, pół-amatorskich kontraktów. W ostatnich miesiącach stanowiło wyzwanie zapłacenie zawodnikom kwot na poziomie tysiąca złotych. Symbolicznych, które mają się nijak do kosztów życia.
Jeden z byłych piłkarzy kontaktował się z nami anonimowo:
– Miałem zarabiać naprawdę małe pieniądze, ale nawet tego nie dostałem. Musiałem stale pożyczać od rodziców. Nawet na dojazdy. W pewnym momencie powiedziałem już sobie dość. Jeżeli nie stać mnie nawet na dojazdy, to coś jest nie tak. Kocham futbol, zależy mi na byciu piłkarzem, dlatego zaciskałem zęby, ale na dłuższą metę tak się nie da żyć.
Kolejny głos:
– Mogłem iść grać do innego klubu za lepsze pieniądze, ale przyciągnęła mnie marka ROW-u. U nas w regionie wszyscy znają ten klub. Wydawało mi się, że podjąłem dobrą decyzję i kiedyś mi to wróci, bo będę mógł się pokazać. Jasne, grałem regularnie, ale granie w Rybniku okazało się drogim hobby.
I jeszcze jeden:
– Najbardziej zabolał mnie brak obiecanej wypłaty na święta. Wszyscy chcą wtedy kupić prezenty swoim bliskim. Rozumie pan…
Ludzie związani z ROW-em opowiadają nam, że pomimo zapewnień zabrakło przelewów w kluczowym momencie — okresie świątecznym. To było katalizatorem również innych działań i decyzji. Dziesiątego dnia stycznia piłkarze mieli wrócić do treningów, ale rozpoczęli strajk, który miał sprawić, że coś drgnie z zaległymi wypłatami. Nie było mowy o wyjściu na trening, a klub miał dostać sygnał ostrzegawczy, że pora coś zmienić. Piłkarze mieli już dość zapewnień bez pokrycia. Wiedzieli już, że klubowa kasa jest pusta.
Oczekiwano reakcji natychmiastowej. Zamiast tego pojawiły się kolejne zapewnienia. Wówczas obiecano zawodnikom, że do 20 stycznia zostaną uregulowane zaległości, ale kasa się nie pojawiła się na czas. Natomiast piłkarze pod wodzą świeżo awansowanego trenera dali się namówić na grę. Dla Jóźwiaka prowadzenie pierwszego zespołu było szansą i w ROW-ie niewiele rzeczy było go już w stanie zaskoczyć, bo przez kilka miesięcy był asystentem Szeweluchina. Po wspólnych rozmowach szkoleniowca i piłkarzy zapadła decyzja, że będą grać nadal i może przyszłość coś ciekawego jeszcze przyniesie.
Ambicja zawodników i trenera wzięły górę. Nadal w szatni były prowadzone rozmowy na temat zaległości, ale wspólnie piłkarze doszli do wniosku, że jakoś trzeba się przygotować do rundy, żeby samym sobie nie zaszkodzić. Gdzieś cały czas z tyłu głowy pobrzmiewała możliwość pokazania się na murawie, bo może dzięki temu pojawi się szansa wyfrunięcia do stabilniejszego klubu. Z tego, co nam przekazano więzi pomiędzy piłkarzami i trenerem się zacieśniły.
Jeden z zawodników mówi:
– Mamy wiernych kibiców i nie chcieliśmy ich zawieść, choć było naprawdę trudno. Trener nam bardzo dużo pomagał w sprawach organizacyjnych, gdy nie dało się skontaktować z prezesem. Trener Dawid zawsze służył pomocą.
Pomimo kiepskiej sytuacji, gęstej atmosfery i braku wynagrodzeń Dawidowi Jóźwiakowi udało się podnieść drużynę na duchu i utrzymać zespół w lidze. Znając kulisy, można odnieść wrażenie, że był to spory sukces. Szczególnie, że można doszukać się spotkania, w którym wyjściowa jedenastka nie miała średnio nawet osiemnastu lat. Pytamy jednego z byłych piłkarzy o ocenę wyniku na koniec sezonu. Podchodzi bardzo na chłodno i ambicjonalnie: – Ledwo co się utrzymaliśmy. Także no, czy ja wiem czy to sukces?
Sportowo ROW dał radę. Nie brakuje w rybnickim środowisku osób, które sądzą, że drużyna grała ambitną piłkę, ale organizacyjnie było krucho i nadal jest.
Ale ROW musi iść dalej i przystępuje do nowego sezonu z problemami z rundy wiosennej. Zatem wiele rzeczy trzyma się na nitce. Oczekiwania nie mogą być wysokie. Ciężko o ambitne granie, gdy są zaległości sięgające czterech, pięciu, sześciu czy siedmiu miesięcy. Zawsze temat braku kasy będzie się gdzieś przebijał. To generuje ryzyko potencjalnych nagłych odejść. Ciężko zatrzymać zawodnika, jeśli ten wie, że od iluś miesięcy nie otrzymał pieniędzy, a w innym miejscu może cokolwiek zarobić.
Oszczędności na sztabie
Nie będziemy wam mydlić oczu, że na piątym poziomie rozgrywkowym sztaby trenerskie są rozbudowane, ale pewne standardy jednak obowiązują. Drużyna ma zazwyczaj pierwszego trenera, asystenta, trenera bramkarzy, kierownika drużyny i często fizjoterapeutę. To wystarcza, żeby skutecznie rywalizować na tym poziomie i nie odstawać od reszty. Sęk w tym, że w ROW-ie sztab zaczął się rozpadać ze względu na problemy finansowe. Dziś istnieje w bardzo okrojonej formie.
Od zimy asystentem pierwszego trenera jest Jan Janik, grający kapitan, który może pomóc przy rozgrzewkach czy treningach, ale jednak będąc czynnym zawodnikiem, nie jest asystentem w pełnym wymiarze. Z relacji zawodników wynika, że ma bardzo duży posłuch w szatni, jest bardzo pomocny i wiarygodny. Grający asystent to forma mocno oszczędnościowa. Pewnie byłoby łatwiej mieć asystenta w pełnym wymiarze, tak jak było to jesienią zeszłego roku, ale ROW-u zwyczajnie na to nie stać.
Trenera bramkarzy obecnie w klubie nie ma. Może znajdzie się chętny, może nie. Ostatni zrezygnował ze względu na brak pieniędzy. Z racji tego wiosną drużynie pomagał Patryk Procek, który grał kiedyś w ROW-ie i potem przez kilka lat bronił na Cyprze, a teraz jest zawodnikiem Podbeskidzia.
Na ten moment drużyna ma jeszcze kierowniko-gospodarza, który jest przy klubie od lat. Ma dobre chęci, natomiast brakuje kierownika z prawdziwego zdarzenia, któremu można by wydelegować listę typowych dla tego stanowiska obowiązków. Z tego też powodu trener musi zajmować się obsługą pzpnowskiego systemu Extranet (internetowe narzędzie, które służy m.in. do rejestracji zawodników) i wieloma innymi rzeczami, za które w innych klubach odpowiadają pozostali pracownicy.
W klubie – nawet IV ligi – przydaje się fizjoterapeuta, choć nie każdy sobie może na niego pozwolić. Jest to kluczowa osoba w kontekście utrzymywania przy zdrowiu zawodników. Przekazano nam, że od pewnego momentu osoba pełniąca tę rolę w ROW-ie również ma problemy z otrzymywaniem płatności na czas. Z tego też względu rzadziej pojawia się w klubie. Na ten moment jest dostępna tylko podczas jednego treningu w tygodniu i w dniu meczu. Co by nie mówić: przy wąskiej wąskiej kadrze osoba na tym stanowisku jest bardzo przydatna.
Autami na wyjazdy, herbata i zbiórki
W rundzie wiosennej ROW nie miał pieniędzy na to, żeby regularnie jeździć autokarem na wyjazdy. Według naszych rozmówców kasy starczyło na dwa, może trzy najdalsze wyjazdy. Na pozostałe piłkarze podróżowali samochodami. W niższych ligach zdarza się to, ale jeździ się w ten sposób tylko na najbliższe wyjazdy. Ale ROW szukał oszczędności, gdzie mógł. A co najciekawsze, a zarazem uderzające: piłkarze jeździli samochodami, a kibice autokarami, bo fani się na te przejazdy zrzucali. Pytaliśmy, jak w takim razie wyglądała kwestia „kilometrówek”. Usłyszeliśmy, że kierowcy już musieli to dogadywać indywidualnie.
W ostatnich miesiącach na treningach zazwyczaj brakowało wody. Zdarzało się, że w ciepłe dni, była dostępna… ciepła herbata, żeby można było jakkolwiek ugasić pragnienie. Brakowało piłek i narzutek do treningu. Część sprzętu przyniósł do klubu trener. Dzięki temu można było przeprowadzać zajęcia, bo wcześniej albo w klubie nie było rzeczy potrzebnych do trenowania, albo nie nadawał się on do użycia ze względu na kiepski stan.
A jak z dostępnością bazy treningowej? Na nią akurat, co potwierdzaliśmy z zawodnikami, nikt nie może narzekać. Treningi odbywają się na bocznej płycie. Współpraca z rybnickim MOSiR-em, zarządcą boisk, układa się dobrze. Należy pamiętać, że mowa o klubie wielosekcyjnym, w którym na pierwszym miejscu stawiani są żużlowcy i lekkoatleci. Wszyscy muszą się jakoś dzielić przestrzenią do treningów, ale bez problemu się dogadują. Przykładowo taki dostęp do siłowni jest dzisiaj w sferze marzeń zawodników ROW-u.
Problemy finansowe przebijały się na różnych polach. Ewidentnie brakowało pieniędzy na leczenie piłkarzy. Klub zorganizował w rundzie jesiennej zrzutkę na leczenie Nikodema Juraszczyka i Jakub Wróbla. Obaj doznali kontuzji zerwania więzadeł krzyżowych w kolanie. W linku do zbiórki mogliśmy przeczytać: – Wierzymy, że zjednoczenie kibiców zielono-czarnego ROW-u (i nie tylko), pomoże naszym zawodnikom w okresie rekonwalescencji.
Drużyna trenuje cztery razy w tygodniu o 15:30. Wszystko po to, żeby ułatwić nieco życie pracującym zawodnikom i jest to wszystkim na rękę, bo i uczący się mniej więcej wtedy kończą zajęcia w szkołach. Natomiast warto zaznaczyć, że nie wszyscy mieszkają w Rybniku. Niektóre treningi w poprzednim sezonie musiały być odwołane przez to, że piłkarze nie mieli środków na dojazdy. To incydenty, ale jednak się zdarzały. Natomiast piłkarzom nie brakowało ambicji, żeby przyjeżdżać na treningi pomimo niezadowolenia związanego z niewypłacalnością klubu. Regularnie pojawiał się na nich komplet zawodników.
Chcielibyśmy, żeby to wybrzmiało: zespół był bardzo młody, ale zżyty. Każdy starał się przymykać oczy na niedogodności. Każdemu z tych chłopaków zależało na dobru ROW-u. Ci, którzy odeszli wciąż pozostają w dobrych relacjach z drużyną, ale nie chcą wypowiadać się pod nazwiskiem, żeby nie narobić w zespole kwasów i nie podpaść kibicom.
Oczekiwania dostają po łbie od rzeczywistości
Kibice ROW-u jeżdżą na mecze nawet po 200-300 osób. Niekiedy jest ich na stadionie więcej niż sympatyków gospodarzy. Ciężko znaleźć na tym poziomie kluby, które tak liczną grupą meldują się na wyjazdach. Kibice długo nie zdawali sobie sprawy z powagi sytuacji. Nie wiedzieli, jak źle jest z ich lokalnym klubem. Dlatego w rundzie wiosennej odbyło się spotkanie, podczas którego uchylono im rąbka tajemnicy. Dowiedzieli się choćby o tym, że w klubie brakuje… piłek. Szybko złożyli się na dziesięć futbolówek marki Adidas i przekazali je drużynie. Ładny gest, ale jeśli piłkarze nie mają piłek, to jest już naprawdę nieciekawie.
Kibice ROW-u również w ostatnich dniach zdecydowali się wykazać inicjatywą. Zachęcają, by każdy z nich zapłacił za karnety dwa razy więcej niż 50 złotych, jakie życzy sobie klub. Oto treść ich posta:
– Na klubowej stronie pojawiła się informacja o możliwości kupna karnetu na jesień 2023. Cena mocno symboliczna bo 50 zł za rundę. My, biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, w tym sygnały o fatalnej kondycji finansowej klubu, postanawiamy podbić stawkę abonamentu do 100 zł od osoby! Jednakże operację sprzedaży a następnie dystrybucji bierzemy na siebie po to, by móc potem doraźnie wspomóc aktualną drużynę w walce o utrzymanie a nie płacić za błędy Frystackiego czy jeszcze dalej Janika.
Problemy grup młodzieżowych
Nie tylko zaległości pierwszej drużyny stanowiły problem. Tak samo było z drużyną juniorów.
– W poprzednim sezonie już nawet juniorzy na ostatnie mecze nie jeździli, bo przewoźnik nie dostał kasy za parę miesięcy. Tak samo trenerzy juniorów mają zaległości po kilka miesięcy – mówi nam jeden z pracowników klubu.
W konsekwencji braku środków na wyjazdy i wypłaty dla trenerów juniorzy ROW-u wyłapywali walkowery, bo nie pojawiali się na meczach. Oto wyniki juniorów A1 z minionego sezonu. Jak widać: walkowery biją po oczach.
Źródło:laczynaspilka.pl
Warto jednak dodać, że w Rybniku występuje rozgraniczenie między RKP ROW Rybnik, a KS ROW Rybnik. Kiedyś było tak, że KS miał jeszcze sporo zespołów pod sobą i tylko najmłodszymi zajmował się RKP. Od tego sezonu obok seniorów tylko najstarszy rocznik będzie w rękach KS-u.
Na stronie „radio90.pl” już w październiku 2022 informowano o tym, że trenerzy młodych piłkarzy ROW-u Rybnik nie otrzymywali wynagrodzenia. Cytowano tam wypowiedzi oburzonych rodziców. Oto dwie z nich.
– Trenerzy od dłuższego czasu nie dostają wynagrodzenia. Po prostu klub nie płaci, trenerzy przecież za darmo nie będą jeździć z naszymi dziećmi na mecze, poświęcać wolnego czasu, bo to są soboty i niedziele”
– Od 5 miesięcy nie mają płatności za wyjazdowe mecze, poświęcając swój czynny czas, żeby z naszymi chłopakami trenować”
Na dole artykułu pojawiła się istotna wzmianka: – Co na to władze klubu ROW 1964 Rybnik? Do tej pory nie udało nam się skontaktować z jego prezesem Mirosławem Mosórem.
Media społecznościowe? W uśpieniu
Degrengolada postępuje na wielu polach. Komunikacja wewnętrzna jest na słabym poziomie. Nie lepiej wygląda komunikacja zewnętrzna. Rok temu klub pochwalił się nową stroną internetową, ale rzadko jest coś na niej zamieszczane i wciąż widnieje na niej skład drużyny z poprzedniego sezonu (stan na 11/08/2023). Powód jest oczywisty – nie ma komu jej obsługiwać. To nic przy problemach z zaległościami, ale jednak dość istotny. Potencjalny inwestor widząc coś takiego, może odnieść wrażenie, że klub nie będzie równorzędnym partnerem do rozmów.
Jeśli ktoś szuka numerów kontaktowych też ma prawo czuć się rozczarowany. W zakładce „kontakt” znajdzie jedynie dane do wpłat na poczet składek członkowskich i obozów sportowych.
To może w takim razie w zakładce „dla mediów” schowane są numery kontaktowe? Otóż nie. Doceniamy, że jest chociaż adres e-mail.
Strony bywają traktowane po macoszemu w niższych ligach, ale zwykle wówczas kluby przenoszą akcenty na komunikację poprzez Twittera, Facebooka lub inne popularne portale. Media społecznościowe ROW-u w ostatnich tygodniach w zasadzie przestały istnieć. Zamarły. A w dobie Internetu to jeden z najważniejszych elementów promocji i budowania marki. Wcześniej zajmowała się tym jedna osoba i robiła to za darmo. Na niższych szczeblach rozgrywkowych nie ma w tym nic nadzwyczajnego, że ktoś robi to z dobrej woli. Zdarza się, że i w III lidze mamy z tym do czynienia. Obecnie nie ma komu w Rybniku obsługiwać socjali, więc nie pojawiają się na nich żadne posty.
Jeden z piłkarzy przyjrzał się bliżej temu, co klub zamieszcza w mediach społecznościowych. Jego uwagę zwróciły znajome obrazki z odpraw przedmeczowych. Dopytał u źródła i dowiedział się, że trener z własnej woli do odpraw przedmeczowych tworzył schludny slajd, który można by użyć w mediach społecznościowych. W innym przypadku kibice mogliby najwyżej liczyć na wypisanie nazwisk w formie tekstowej. O ile w ogóle.
-’ | Błyskawica Drogomyśl – ROW 1964 Rybnik
Co za skład! 😱 Czas na parę faktów:
✅ Średnia wieku wyjściowej 11-tki – 17.81 lat
✅ Szansa na debiut kolejnych zawodników z grup młodzieżowych – Guziuk, Steiman
✅ debiut Kasjana Szewieczka jako kapitana
🟢⚫ Zaczynamy już o 15:00! pic.twitter.com/iMF2lFA8MV— ROW 1964 Rybnik (@ksrow1964rybnik) June 10, 2023
Stroje? Będzie problem?
Problem z obsługą mediów społecznościowych jest widoczny, a wiele wskazuje na to, że za moment będzie bił po oczach problem ze strojami, których w zasadzie nie ma. W poprzednim sezonie piłkarze występowali w koszulkach z nazwiskami na plecach. W ten sposób tworzono pozory silnego i dobrze zarządzanego klubu. Piłkarze wyglądali schludnie i mogli zażyć odrobiny luksusu.
Po ostatnim meczu w rozgrywkach 22/23 część zawodników rozdała koszulki, inni zabrali ze sobą na pamiątkę, bo wiedzieli, że zmieniają pracodawcę. Nie ma w tym nic dziwnego, tym bardziej że na strojach znajdowały się nazwiska piłkarzy, ale w klubie ponoć nie zadbano o nowe trykoty. Na początku tego tygodnia było tylko kilka koszulek z zeszłorocznego kompletu. Zawodnicy mają zagrać w zestawach ze sparingów. Chodzi o stare „meczówki” sprzed 2-3 sezonów, które możecie zobaczyć na poniższym nagraniu.
O tym jednak czy piłkarze wyjdą w nich na ligę przekonamy się dopiero w dniu meczu. Nas pan prezes zapewnił, że problemu ze strojami nie powinno być, o czym będziecie mogli przeczytać w dalszej części tekstu, ale chętnie zweryfikujemy te słowa podczas najbliższej kolejki.
Głuchy telefon
Niekiedy w życiu jest tak, że trafia się do miejsca, gdzie jest biednie, gdzie jest skromnie, ale każdy zmierza w tym samym kierunku i nie brakuje rozmów, które pchają daną grupę ludzi do przodu. W ROW-ie jest natomiast ewidentny problem w tzw. gabinetach. W klubie nie ma sekretariatu, do którego można udać się, żeby rozwiązać swoją sytuację. Biura istnieją, ale nie znajdziecie w nich żywej duszy. I tak jest od lat, choć prezes rok temu zapowiedział zmiany w tym zakresie i wprowadzenie dyżurów.
Gdy drużyna ma problem, to musi sama je rozwiązywać i nie ma za bardzo się do kogo zwrócić z zapytaniem. Zawodnicy mają bardzo utrudniony kontakt z prezesem, a ten nie jest też częstym gościem na meczach. Przekazano nam, że podczas rundy wiosennej Mirosław Mosór (który w czerwcu 2022 roku zastąpił na stanowisku Henryka Frystackiego) był tylko na jednym spotkaniu — i to na ostatnim.
Pozostaje więc kontakt telefoniczny do prezesa, ale i tu powiedziano nam, że można zderzyć się ze ścianą. Ponoć prezes ma zwyczaj nieodbierania połączeń. Według przedstawionej nam relacji podnosił słuchawkę tylko wtedy, gdy próbował się z nim skontaktować trener lub grający asystent, bo na dobrą sprawę ta dwójka trzyma jeszcze tylko ten klub na powierzchni. Jeden z byłych piłkarzy mówi nam:
– To frustrujące. Są rzeczy, które nie chciałoby się załatwiać przez trenera. On też ma swoje obowiązki. Byłem zdziwiony, że do prezesa nie dało się praktycznie dobić. Dlatego niektórzy nawet swoje odejścia i ugody musieli ogarniać dzięki uprzejmości trenera.
Podobno nawet menadżerowie, skauci i przedstawiciele innych klubów mają problem, by się dodzwonić do Mirosława Mosóra, który dość krótko dowodzi klubem. Większość rybnickiego środowiska podkreśla, że długi powstały za jego poprzedników, ale mimo wszystko nie tłumaczy to Mosóra z zarzucanych mu praktyk.
Jednak na początku kadencji wywarł dobre wrażenie, które było związane chociażby z tym, że klub pierwszy raz od lat zorganizował przedsezonową prezentację, sam prezes był dostępny dla mediów, a o klubie zaczęły się pojawiać informacje, których latami było jak na lekarstwo. To mogło dać wrażenie nowego rozdania i namiastkę nadziei, że może i piłkarsko będzie poprawa. Odkopaliśmy wypowiedzi Mirosław Mosóra z tamtego okresu dla „rybnicka.eu”. Wówczas powiedział:
– W piłce czasem trzeba zrobić krok do tyłu żeby potem zrobić dwa do przodu. Mam nadzieję, że za trzy lata będzie już jasne, że to nie była żadna degradacja. Odbyłem już kilka interesujących rozmów z trenerami, piłkarzami, z ludźmi związanymi z piłką i z osobami spoza sportu. Pierwszy cel to odbudowa zaufania i wiarygodności tego klubu. Problemy są na każdym poziomie jego funkcjonowania – organizacyjnym, sportowym, medialnym i kadrowym.
Plany jedno. Ich realizacja drugie.
Skontaktowaliśmy się z prezesem ROW-u, by poznać jego opinię na temat sytuacji panującej w klubie. Oto zapis tej rozmowy.
***
Jak wygląda kondycja finansowa klubu?
Sytuacja jest trudna. Nie ukrywamy tego i problemy nie wynikają z decyzji podjętych w ciągu ostatnich miesięcy. Wiosną nastąpiło, ja to tak nazywam, przesilenie. Mieliśmy różne spotkania. Jest duża grupa osób, które się zaangażowały w pomoc i chce, żeby ROW stanął na nogi, wyszedł z problemów i małymi krokami osiągnął stabilizację.
Ale na ten moment mówi się o gigantycznym zadłużeniu. Byli i obecni piłkarze oraz pracownicy narzekają na wielomiesięczne zaległości z wypłacaniem pensji.
Tego też nie ukrywamy. Są zadłużenia względem piłkarzy i pracowników. Obecnych i byłych. Ale tu znów wracamy do historii, bo największe zaległości są względem ludzi, którzy nie pracują tu dwa lub trzy lata. To się za nami ciągnie i musimy stawiać temu czoła.
O ilomiesięcznych zaległościach względem obecnych pracowników mowa?
Są bardzo różne, ale mówimy o kilkumiesięcznych zaległościach.
Problemy z płynnością się zdarzają, ale wiele osób narzeka na problemy z komunikacją. Zarzuca się panu to, że niemal nie da się do pana dodzwonić.
Oczywiście zdarzało się, że nie odebrałem jakichś pojedynczych telefonów.
Ale z relacji wielu osób wynika, że to nie były pojedyncze przypadki.
W każdej pracy zdarza się, że czasami się nie odbierze. Nie mówię, że zawsze oddzwoniłem, ale starałem się oddzwaniać. Pewnie były przypadki, że oddzwoniłem po kilku dniach, ale chciałbym powiedzieć, że starałem się zawsze oddzwaniać, natomiast w natłoku różnych spraw może coś umknąć.
Niektórzy zawodnicy uważają, że jedynie poprzez trenera dało się z panem skontaktować.
Taki mieliśmy system komunikacji w drużynie, że w rozmowach na różne tematy miał pośredniczyć trener i kapitan drużyny. Jeśli coś przekazywałem trenerowi i kapitanowi to zawsze z myślą, że poinformuje dalej zawodników.
Chyba nie na tym polega rola trenera, żeby pośredniczył w każdej pojedynczej sprawie dotyczącej zaległości.
Taki mieliśmy jednak system i nikt się na to nie skarżył. Tak ustaliliśmy z zespołem i wydawało nam się, że tak będzie najlepiej.
Pozostaje też kwestia wyjaśniania palących spraw twarzą w twarz. Ponoć nie pojawiał się pan na meczach.
Jeśli miałbym ocenić procentowo, to pojawiłem się na większości meczów. Myślę, że byłem na ponad 60 procentach spotkań. Nie na wszystkich meczach da się być, ale starałem się być. Oglądałem także mecze innych drużyn.
Mecze to jedno. Podobno nie było możliwe zastać pana w biurze.
Zawsze można powiedzieć, że gdy się przychodzi do biura, to ciężko kogoś zastać. Ja bardzo często pracuję rano, piłkarze często przychodzą po południu i się mijamy. Natomiast gdy się umawiałem, to zazwyczaj byłem.
Ilu piłkarzy jest teraz w ROW-ie na kontraktach?
Z ostatnimi czterema transferami będzie 24 piłkarzy. Myślimy jeszcze nad pozyskaniem bramkarza i rozmowy już trwają. Myślę, że jeszcze jednego, może dwóch zawodników pozyskamy. Mamy jeszcze trochę czasu. Drużyna jest bardzo młoda, ale uważam, że jak uda się nam dopiąć jeszcze dwa transfery, to kadra nie będzie wyglądała źle.
Skoro zalegacie z pensjami, to zastanawiam się, w jaki sposób pozyskujecie nowych zawodników. Nowi piłkarze godzą się grać za darmo?
Mamy bardzo małe uposażenia. O kwotach nie chciałbym mówić. Nie mamy zawodników takich, którzy zarabiają bardzo dużo i to też jest decyzja podjęta w związku z naszą trudną sytuacją. Zagramy młodzieżą bardzo młodą, zagramy młodzieżą bardziej doświadczoną, mamy kilku zawodników nieco starszych. Proszę mi wierzyć, że zarobki u nas nie powalają. Są to tzw. ułatwienia funkcjonowania tej młodzieży. Pod koniec rundy jesiennej lub po jej zakończeniu będziemy sprawdzać, czy sytuacja się poprawia i może zimą będziemy lekko kadrę zmieniali, ale w pierwszym kroku chcemy wrócić do równowagi.
Problemy z płatnościami jedno, ale organizacyjnie ROW też nie prezentował się najlepiej. Dochodzą słuchy, że mogą wystąpić problemy z trykotami meczowymi. W sparingach graliście w starych. Takich, które pochodzą sprzed dwóch, może trzech sezonów. W nich będziecie grali?
Nie, nie tu nie ma obaw. Proszę spojrzeć na sparingi z minionych lat, to też graliśmy w różnych strojach. Partner techniczny zostaje z nami w tym sezonie.
Piłkarze przekazali nam, że w poprzednim sezonie mieliście problemy z piłkami i kibice dokupili wam kilka sztuk. Na wyjazdy w rundzie podróżowaliście głównie prywatnymi samochodami.
Mieliśmy piłki, którymi chcieliśmy dograć do końca. To były piłki pozyskane poprzez Związek, a także przekazane przez sponsora. Mógł się pojawić oczywiście jakiś problem. Nie były to może piłki z Ekstraklasy, ale te, którymi trenowaliśmy, były dobrej jakości. Powiem tak: jeśli ktoś powiedział, że nie było piłek, to uważam, że było to przesadzone.
A co z tymi dojazdami na wyjazdowe mecze?
Moim zdaniem na przestrzeni całego sezonu samochodami pojechaliśmy na cztery mecze, góra pięć. Były to bliskie wyjazdy i miały miejsce wiosną. Wychodziliśmy z założenia, że skoro jest trudna sytuacja finansowa, to w porozumieniu z zespołem warto pojechać autami. W rozmowach zawsze padało pytanie, czy musimy brać autokar i zawsze na drodze rozmów podejmowaliśmy decyzje. Zawsze powtarzałem trenerowi, że jeśli jest z tym jakiś problem, żeby dojechać autami, to bierzemy autokar. Piłkarze sami mówili, że szkoda tych środków i spotkamy się na miejscu. Jeszcze raz powtórzę, że te wyjazdy samochodami dotyczyły tylko wyjazdów do okolicznych klubów. W dłuższe trasy jeździliśmy autokarami.
Przejdźmy do tematu juniorów. Wasz najstarszy rocznik miał walkowery w końcówce sezonu. Przekazano mi, że to pokłosie strajków trenerów i braku pieniędzy na wyjazdy.
Tak było, ale uważam, że wzięło się to z braku komunikacji.
Proszę wyjaśnić.
Jeden z nich był przez awarię autokaru. Już nie pamiętam dokładnie tej sytuacji, ale wszystko działo się na ostatnią chwilę. Próbowaliśmy się porozumieć, ale nie dało się.
A kwestia strajku?
Była taka sytuacja. Raz się tak zdarzyło i potem już było normalnie. Teraz naszym priorytetem jest, żeby do takich sytuacji nie dochodziło. Musimy popracować nad komunikacją.
Istnieje ryzyko, że sekcja piłkarska nie dotrwa do 60. rocznicy powstania klubu?
Wszystko robimy, żeby sześćdziesięciolecie się odbyło i w atmosferze stabilizacji w klubie. Małymi krokami staramy się porządkować sprawy. Mamy nadzieję, że nam się to uda. Bardzo wdzięczni jesteśmy grupie ludzi, którym zależy na ROW-ie Rybnik. W tym oczywiście kibicom, którzy starają się pomagać. Bardzo się zaangażowali i mają wiele pomysłów.
Można mówić o celach sportowych ROW-u?
Cel sportowy jest oczywiście jeden – poprawa sytuacji organizacyjnej. To też jest cel sportowy, bo jeżeli jest spokój, to zawodnicy myślą tylko o graniu, a tak zawsze krążą inne myśli z tyłu głowy.
W jakie miejsca ma celować drużyna?
Niełatwo mi o tym mówić, ale muszę to powiedzieć. W tym roku jest reorganizacja IV ligi i będziemy walczyli, żeby się utrzymać w lidze. To jest nasz główny cel.
Kończąc: jak ocenia pan swoją kadencję? Znalazłem wywiad sprzed roku, w którym mówił pan o założeniach. Jednym z nich było odzyskanie wiarygodności klubu.
Gdy przychodziłem do klubu, to ustalaliśmy trzyletni projekt. Takie były zobowiązania i deklaracje, które mocno się różnią od rzeczywistości. Przez pierwsze pół roku mieliśmy przyjrzeć się sytuacji, scalić drużynę i sprawić, żeby była bardzo solidna i w przyszłości mogła awansować do III ligi. Dlatego zdecydowałem się podjąć tego zadania. Bardzo mi zależy na tym, aby klub się ustabilizował i spróbował walki o awans do wyższej klasy rozgrywkowej. Oczywiście ten sezon, to sezon, w którym należy się utrzymać i naprawić wszystkie sytuacje. Rozpocząłem z dużym entuzjazmem, ale potem rzeczywistość zweryfikowała plany.
Uważam, że przez pierwsze pół roku było w miarę w porządku, i sportowo, i organizacyjnie. Wszystko, co stało się w drugim półroczu, to pokłosie sytuacji z lat poprzednich sięgających 2018 roku. Bardzo nam to pokrzyżowało szyki. Projekt był dość ciekawy i nadal jest, dlatego zdecydowałem się spróbować. Jest jeszcze szansa, że uda nam się zrealizować pierwotne założenia. Jest wiele przychylnych i zaangażowanych osób, które chcą, aby klub wyszedł na prostą. Bardzo duże zaangażowanie kibiców w różne projekty, które służą poprawie funkcjonowania. Nie będzie łatwo, ale robimy, co w naszej mocy.
***
Letnie perturbacje
Na koniec jednak najważniejsze jest boisko. Po poprzednim sezonie odeszło aż szesnastu piłkarzy. Rok temu kadra też nie była szczególnie mocna, ale mimo wszystko mocniejsza niż teraz. Zawodnicy, którzy odeszli po zeszłym sezonie — poza dwójką, która poszła do trzeciej ligi – przeszli do drużyn z tego samego poziomu lub wylądowali w niższych ligach. Pozostali zrezygnowali z grania, bo i tak musieli do niego dokładać. Ci, którzy zostali i skończyli wiek juniora, w większości liczą się z tym, że będą musieli grać charytatywnie z racji tego, że od miesięcy klub zalega z pensjami. Bazują na wierze w opóźnioną gratyfikację i może za jakiś czas dostaną propozycję transferu od kogoś wypłacalnego. Mimo wszystko łatwiej będąc młodym wypromować się w klubie z Rybnika niż w drużynach z malutkich mieścin.
Obecnie nie można mówić o przebudowie zespołu. To jest właściwie budowa od zera. A ROW ma problemy z transferami. Ciężko namówić zawodników z regionu, żeby dołączyli do drużyny. Od dłuższego czasu w środowisku wiadomo, że klub z Rybnika nie ma ciekawych perspektyw. To nadal spora marka, ale skutecznie odstrasza zainteresowanych problemami finansowymi. Niektórzy już nawet nazywają go wydmuszką. Z zewnątrz jeszcze się jakoś prezentuje. Znajomy herb, przyzwoity stadion, duża baza kibicowska, ale w środku jest nieciekawie.
Do tego stopnia, że latem ROW zorganizował test-mecz dla chętnych, którzy chcieliby dołączyć do drużyny. Na nim pojawiła się grupa około 30-35 osób. Z tego grona kilku piłkarzy zostaje na dłużej.
W tym momencie ROW jest do pewnego stopnia klubem pułapką, ponieważ ma wąską kadrę. W poprzednim sezonie zajął dziesiąte miejsce. Teraz z trzonu tamtej ekipy zostało pięciu zawodników. To zwiastuje kłopoty. Szczególnie, że na Śląsku odbywa się właśnie reorganizacja IV ligi. Drużyny od dwunastego miejsca w dół spadają, jedenasta gra baraż, czyli sześć drużyn leci z ligi, siódma może się wybronić, zatem miejsc bezpiecznych nie pozostaje wiele. Z pewnością nie na tyle, żeby ślepo zakładać, że będzie łatwo pozostać w tej lidze.
W przypadku ROW-u najstarszy zawodnik w zespole ma 33 lata (Jan Janik), potem jest Paweł Mandrysz z rocznika 1997, który obok piłki ma również pracę. W gronie najstarszych jest trzech piłkarzy z rocznika 2002, a reszta to 2004 i młodsi. Teraz pierwszy zespół składa się teoretycznie z 24 zawodników, z czego 18 to młodzieżowcy — w większość 15, 16 i 17-latkowie. Muszą grać pomimo braku doświadczenia, bo inaczej ROW nie byłby w stanie sklecić kadry meczowej. Na ten moment zespół wygląda tak, że wyjściowy skład jest dość solidny, ale nie można tego samego powiedzieć o ławce rezerwowych. Tam brakuje jakości – nawet jak na standardy piątego poziomu rozgrywkowego. To może niepokoić sympatyków ROW-u, których w Rybniku nie brakuje.
***
Opisana historia pokazuje, jak wiele jeszcze musi się w polskiej piłce zmienić. Na piątym poziomie nie trzeba płacić wysokich pensji, wiele kwestii można dogadać na gębę, wspólnie pokonywać problemy, zadbać o komunikację, ale nadal widać, że nie brakuje klubów, gdzie są nawet z tym problemy. ROW jest beznadziejnie zarządzany i w wielu aspektach może stanowić poradnik „Jak nie powinno wyglądać prowadzenie zasłużonego klubu?”.
Zatem pozostaje trzymać kciuki za dzielną drużynę i życzyć młodym piłkarzom, by w przyszłości futbol nie kojarzył im się wyłącznie z walką o przetrwanie, niespełnionymi obietnicami i proszeniem się o uczciwie zarobione pieniądze.
WIĘCEJ O NIŻSZYCH LIGACH:
- Sokół Ostróda jak feniks. Spłonął, a teraz próbuje powstać z popiołów
- Lublinianka jako symbol miasta przeklętego piłkarsko
- IsAmU: – Przy wysokim prowadzeniu wejdę na boisko i nagram film
- Kłamstewka. Patologia w Błoniance Błonie
PAWEŁ OŻÓG
Fot. Newspix