Nachwaliliśmy się ostatnio Ekstraklasy, że lepiej się ją ogląda, że coraz więcej drużyn potrafi rozgrywać akcje od własnej bramki, że jest więcej piłkarskiej jakości, że przybywa pięknych goli i emocji do końca. To wszystko prawda, ale derby Górnika z Piastem przypomniały nam, że ciężkostrawne zakalce nadal będą się zdarzać.
Najlepszym podsumowaniem tego meczu są statystyki: dziewięć żółtych kartek (licząc wykluczenie Szcześniaka), 40 fauli, dwa celne strzały po stronie gospodarzy, zero celnych strzałów po stronie gości.
Górnik Zabrze – Piast Gliwice 0:0
Faul, kartka, pyskówka, przerwa w grze, laga od bramkarza, strata, uwagi do sędziego i jeszcze raz od początku. I jeszcze raz. I tak przez większość czasu.
Wiadomo, że starcia derbowe często są podostrzone, że atmosfera jest nieco bardziej napięta, ale bez przesady. To była boiskowa rzeźnia. Kibice zresztą najbardziej mogli emocjonować się olbrzymią przepychanką, którą zaczęli Czerwiński z Dadokiem, a dokończyli Podolski z Mosórem. Ten ostatni trochę przyaktorzył, bo sam doskoczył klatką piersiową do Podolskiego, który potem go odepchnął. Młody obrońca Piasta zwijał się z bólu, jakby właśnie Chuck Norris przywalił mu z półobrotu w żebra.
Sędzia Lasyk sprawiedliwie w tej sytuacji pokazał aż cztery kartki. Różnych spięć miał dziś jednak tyle, że jakieś błędy były nieuniknione – na przykład wtedy, gdy nawet nie odgwizdał faulu po sytuacyjnym uderzeniu Olkowskiego w twarz Pyrki, przez co ten musiał mieć wycieraną krew.
Górnik Zabrze w takiej rąbance odnajdywał się lepiej. Do przerwy wyraźnie przeważał, miał inicjatywę w ofensywie i czasami coś się pod bramką Placha działo. Ba, musiał się on wykazać po mocnym strzałach Olkowskiego i Yokoty, na wszelki wypadek przerzucił też piłkę po niecelnym uderzeniu głową Rasaka.
Goście mizerni z przodu
W ataku Piasta słychać było płacz i zgrzytanie zębów, to do postawy przyjezdnych mamy większe pretensje. Osamotniony Gabriel Kirejczyk często musiał walczyć z trzema obrońcami, nie miał większych szans. Ameyaw grał strasznie chaotycznie, a Damian Kądzior jeszcze jest bez formy i tym trudniej było mu się odnaleźć w meczu-przepychance. Do tego zawodziła druga linia w osobach przygaszonego Chrapka i zaliczającego karygodne straty Dziczka. Tylko Grzegorz Tomasiewicz trzymał fason (wywalczone wykluczenie Szcześniaka, wypracowanie najlepszej sytuacji Krykunowi), ale i on raz fatalnie stracił piłkę na kontrę, którą na jego szczęście koledzy zatrzymali.
Dopiero po zyskaniu liczebnej przewagi Piast zaczął tworzyć większe zamieszanie w polu karnym Górnika. Dobrze wtedy spisywał się blokujący groźne strzały Rafał Janicki.
Górnik wreszcie ma punkt. Wypadł lepiej niż w dwóch pierwszych kolejkach, co nie znaczy, że wypadł dobrze. Po prostu tym razem nie było beznadziejnie, do “dobrze” wciąż daleko. Piast mocno rozczarował i w sezon wchodzi kiepsko. Porażka z Lechem wstydu nie przynosi, ale dwa z rzędu paździerzowe remisy już tak.
CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Najgorszy moment na rotacje? Mecz z Wartą
- Stempniewski: Radomiak nie chce być handlarzem wizji. Niech zobaczą, co robimy
Fot. Newspix