Nie dali się zaskoczyć Minnesocie Timberwolves. Pokonali gwiazdorskie Phoenix Suns. Zdominowali Los Angeles Lakers. A dziś w nocy dokończyli dzieła w finałach NBA, nie dając szans Miami Heat. Koszykarze Denver Nuggets weszli na szczyt najlepszej ligi świata. I to mimo tego, że jeszcze parę miesięcy temu nikt nie nazywał ich faworytami do tytułu. Drużyna Nikoli Jokicia jest wielka. Tak jak i sam Serb, który w najbliższym czasie powszechnie będzie uważany za najlepszego zawodnika na świecie.
W piątym meczu finałów najlepszej ligi świata Nuggets – zgodnie z przewidywaniami – dopięli swego. Pokonali Miami Heat 94:89 i tym samym wygrali całą finałową rywalizację. Nie ma co ukrywać, że to nie było wielkie spotkanie, z obu stron. Tak to już jednak wygląda, że na największej scenie, w najważniejszych momentach, każdy rzut jest trudniejszy od poprzedniego. Koszykarze Denver trafili zaledwie… 5 z 28 prób za trzy punkty. Ale mimo tego, co też świadczy o ich wielkości, zdołali uporać się z Heat.
Ta plaga nieskuteczności nie dotyczyła jednak Nikoli Jokicia, który spudłował tylko 4 rzuty (zanotował 28 punktów, do których dołożył 16 zbiórek oraz 4 asysty). 28-latek nie zachowywał się tuż po ostatniej akcji, jak człowiek, który właśnie wszedł na szczyt NBA. Nie runął na parkiet, nie zalał się łzami. W pierwszej kolejności… poszedł podziękować zawodnikom z drużyny przeciwnej. Większe emocje na jego twarzy pojawiły się dopiero, kiedy w jego kierunku ruszyli jego starsi bracia, Strahinja oraz Nemanja.
Do Jokicia trafiła też oczywiście statuetka dla MVP finałów. Ale nie był on jedynym ojcem sukcesu Nuggets. Świetne mecze przeciwko Heat, czy w ogóle znakomite play-offy, ma za sobą Jamal Murray. Rozgrywający Nuggets, tworzący niezawodny duet z Serbem (jak to sam określił: są jak PB&J, czyli kanapka z masłem orzechowym oraz dżemem), w kwietniu 2021 roku zerwał więzadło krzyżowe w lewym kolanie. Do pełni zdrowia wracał długo. Do formy sprzed kontuzji jeszcze dłużej. Ale jak już nadeszły tegoroczne play-offy, Kanadyjczyk grał jak wielka gwiazda.
Wiele wycierpiał też na drodze do tytułu Michael Porter Jr (w trakcie krótkiej kariery trzykrotnie operowano mu plecy), a kibice z Denver nie mogli nachwalić Aarona Gordona, kluczowego defensora, który jeszcze dwa lata temu grał w Orlando Magic. Generalnie: Nuggets okazali się wielkim zespołem. I zapewne w najbliższym czasie nie usuną się w cień. W trzonie tej drużyny nie znajdziemy żadnego zawodnika, który ma liczniku więcej niż 30 lat. Mówimy więc o ekipie, która jest młoda, szalenie utalentowana, atletyczna i – zakładając dalszy rozwój Portera, Murraya czy rezerwowych Christiana Brauna oraz Peytona Watsona – może być w przyszłości jeszcze lepsza.
– Chcemy więcej – krzyczał zresztą w trakcie ceremonii wręczania trofeum Michael Malone. Trener Nuggets doskonale wie, jakim potencjałem ludzkim dysponuje. Co też nie jest dobrą wiadomością dla reszty NBA. Denver Nuggets jeszcze niedawno nie byli traktowani zbyt poważnie, szczególnie w środowisku amerykańskich mediów. A teraz są mistrzami NBA. I trudno odmówić im szansy, żeby za rok stali się pierwszą drużyną od czasu Golden State Warriors, która obroni mistrzowski tytuł w najlepszej lidze świata.
Piąty mecz finałów NBA: Denver Nuggets – Miami Heat 94:89 (cała rywalizacja zakończona 4:1)
Czytaj więcej o NBA:
- “Wygrałem w życiu”, czyli jak Carmelo Anthony zamienił ulice Baltimore na miliony w NBA
- Z dobrego domu do NBA, z NBA… w gangsterkę? Przypadek Ja Moranta
- LeBron James i jego 5 najważniejszych momentów w NBA
- „Wesołych, k****, świąt”. Larry Bird – wirtuoz trash-talku
- Największy talent w historii? Wszyscy mówią o Victorze Wembanyamie
fot. Youtube