Nikt w cyrku się nie śmieje, jeśli chodzi o Barcelonę i jej kibiców. Ostatnie lata przyniosły culés tyle policzków w twarz, że aż łatwo zapomnieć, czym był ten klub ponad dekadę temu. A był przecież dumnym gigantem pchanym przez najlepszych piłkarzy na świecie na różnych pozycjach i projektem regularnie odnoszącym wielkie sukcesy. Miejscem, które zawsze kojarzyło się z jednym piłkarzem mającym na koncie tyle zasług, że nie sposób było wyobrazić sobie jego końca inaczej niż wedle romantycznych wizji. Historia legendy „La Pulga” miała mieć wszystko: początek, rozwinięcie i piękne zakończenie. Zamiast tego, narrator zaoferował złudną nadzieję, bezwzględnie wykorzystał siłę nostalgii i zostawił silne uczucie rozczarowania.

Messi kończy przygodę z piłką w Europie.
Kariery nie zakończy w Barcelonie.
Chce się powiedzieć: nie tak miało być. Jeszcze nie teraz.
Kto przy pisaniu tego rozdziału wcielił się w rolę psotnego narratora? Javier Tebas? Joan Laporta? Jorge Messi? Sam Lionel Messi? Winnych zawsze wskazywać najłatwiej, dlatego skończmy na tym, że każdy z wymienionych miał do dodania własną linijkę. Być może nigdy nie poznamy pełnej prawdy, natomiast słuszne będzie przyjęcie tezy, że Argentyńczyk mógł poczekać na działania Barcelony zdecydowanie dłużej. Ale tak samo słuszne jest zrozumienie nieufności Messiego, który oczekiwał od klubu wszelkich gwarancji tu i teraz. Już raz został przez niego oszukany, a że rana po wydarzeniach sprzed dwóch lat nie zdążyła się zagoić, sytuacja była skomplikowana.
Ranny nie jest jednak tylko Messi. Wystarczyło obserwować kibiców Barcy na Camp Nou a także poza nim, żeby zrozumieć, jak bardzo ważny był dla nich powrót legendy. W 10. minucie każdego spotkania cały stadion skandował jego nazwisko. Po zdobyciu mistrzostwa w trakcie fety słowo „Messi” padało częściej niż nazwiska piłkarzy, którzy zdobyli trofeum. Na ulicach Barcelony w dniu meczowym wciąż najłatwiej było wypatrzeć koszulki z numerem 10 i nie chodzi oczywiście o Ansu Fatiego. Do tego emocjonalne reakcje w Internecie, żywe dyskusje, sentymentalne wycieczki do przeszłości, śledzenie szalonej sagi informacyjnej i momentami błagalny wręcz ton pod hasztagiem #AguantaLeo. To wszystko wyraźnie świadczyło o ogromnej tęsknocie ludzi, którzy wierzyli, że marzenie o powrocie Messiego naprawdę może się ziścić. I dobrze dla sprawy kontrowało z gwizdami, jakimi kibice na Parc des Princes obdarzyli Argentyńczyka na finiszu jego francuskiej przygody.
Ale Barcę po raz kolejny dopadła brutalna rzeczywistość. Tak jak od dłuższego czasu z transferów tego klubu kibic musi cieszyć się dwa razy (najpierw w momencie ogłoszenia, potem przy rejestracji), tak również w przypadku Leo Messiego doszło do podobnie karykaturalnej sytuacji. Trzeba było „pożegnać” go dwa razy. I to w taki sposób, że aż nóż w kieszeni się otwiera, bo gdyby nie czyjeś błędy, ta historia z pewnością mogłaby potoczyć się zupełnie inaczej.
Happy endu jak nie było, tak nie będzie. Co prawda na gruncie osiągnięć sportowych Messi mógł poczuć całkowite spełnienie, kiedy sięgał po Puchar Świata na mundialu w Katarze, jednak wciąż trudno oprzeć się wrażeniu, że w jego karierze i tak zabraknie tej małej kropki nad „i”, która powinna była zostać postawiona na Camp Nou.
Często mówi się, że piłka nożna to biznes nastawiony na odnoszenie sukcesów, który musi się opłacać. Zapominamy jednak, czym jest ten sport pod warstwą układów, układzików, wielomilionowych kontraktów, sponsorów-gigantów i prestiżowych trofeów. To też dziecięca radość, która siedzi w każdym, kto choć raz w swoim kibicowskim życiu zakochał się w jakimś zespole lub zawodniku. A zatem, zamiast za każdym razem zadawać pytanie, czy jakiś transfer opłaci się pod kątem sportowym czy marketingowym, chociaż raz warto postawić pytanie inaczej: czy poczuję gęsią skórkę, kiedy to się wydarzy? Albo inną emocję, która sprawi, że będę miał wielkiego banana na twarzy? Tym właśnie byłby Messi i jego „Last Dance” w Barcelonie. Nie tylko wypełnieniem pustki emocjonalnej, ale również następstwem zdarzeń godnym piłkarza wszechczasów.
Miało być w tym coś magicznego. Coś, co mogło wydarzyć się chyba tylko w Barcelonie, czyli klubie pod pewnymi względami patologicznym, ale będącym też magnesem na nieoczywiste i skrajne historie. Do tego miejsca w różnych rolach przychodzą i wracają postacie nieprzypadkowe, niezależnie od jego stanu. Czy jest dobrze, czy jest źle – Barcelona zawsze przyciąga. Szkoda tylko, ogółem dla dobra piłki nożnej w Europie, że nie potrafiła przyciągnąć tego najważniejszego i tym samym przyczynić się do dalszej obecności Messiego w najlepszych rozgrywkach na świecie. Już pal licho, że Barcelona skompromitowała się podwójnie i kibice nigdy tego Joanowi Laporcie nie zapomną. Że walczyła o Argentyńczyka tak, jak on sam udziela się w pressingu na boisku. Że, zdaje się, nie zrobiła wszystkiego, nawet jeśli nie wszystko zależało od niej.
Chodzi o to, że Messi nie skończył się jako piłkarz, który może rywalizować na najwyższym poziomie. W Barcelonie nie byłby przecież chodzącym staruszkiem, który na mecze Ligi Mistrzów wychodzi tylko po to, żeby podbić oglądalność. To wciąż geniusz, tylko że ze względu na wiek z mniejszym wpływem na wynik. Dlatego też trudno teraz nie zazdrościć całej amerykańskiej machinie złożonej z wielu trybików, która stoi za ligą piłkarską. Zyskała bowiem potężnego pionka w grze o wpływy na różnych polach. Zawodnika wciąż z topu, nie emeryta. Europa, a przede wszystkim Barcelona, powinna tego żałować.
Pogoń za sentymentem często bywa ślepym zaułkiem, a poza tym istnieje reguła, że do przeszłych relacji się nie wraca. Ale jeśli robić wyjątki, to właśnie dla kogoś takiego jak Lionel Messi. Nawet mimo filozoficznego stwierdzenia Heraklita z Efezu, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Owszem, rzeka płynie, nurt się zmienia, okoliczności i ludzie także. Ale jedno nie: legenda pozostaje legendą. I choć ta zapoczątkowana w argentyńskim Rosario otrzyma najpewniej ostatnie rozdziały za wielkim oceanem, domem Messiego zawsze będzie Barcelona. Jeśli nie fizycznie, to przynajmniej w sercach jego i wszystkich tych ludzi, którzy przez prawie 20 lat zastanawiali się, jak można wyprawiać takie rzeczy w starciach z najlepszymi piłkarzami na świecie. Tego już nie zobaczymy, no, może jeszcze w meczach reprezentacji. Znów – wielka szkoda i tym razem pogodzenie się z faktem, że to realny początek końca wielkiej kariery.
Oczywiście Messiego tak do końca jeszcze nie żegnamy. Czas ostatecznych pożegnań – nie w stylu Barcelony, rzecz jasna – dopiero nadejdzie. Na razie niech Messi pobawi się piłką w Miami i jednocześnie zabawi kibiców na innym kontynencie. Tam narzekać na rozwój wydarzeń nie mogą. Planują właśnie urlopy i liczą, jak wiele oszczędności trzeba poświęcić, żeby na żywo zobaczyć największego kozaka, jaki kiedykolwiek stanął na amerykańskich boiskach.
Czytaj więcej o Leo Messim:
- Czcij Leo Messiego przed nadchodzącą apokalipsą
- Leo Messi i piłka nożna
- Spacer po linie życia. Mundiale Messiego jako opowieść o dojrzewaniu i przemijaniu
- Jakim klubem jest Inter Miami, nowy pracodawca Leo Messiego
Fot. Newspix
Czy to dziś, redaktorze Rzerzucha? Dzieci chcą wiedzieć…
Make money by creating an easy and quick strategy to work part time and get extra 30k or more on the internet. (y6 I earned 30,485 in my overtime in the previous month and am extremely happy with this work now. You can try this now by:-
.
.
GO HERE ——->> https://Creatdoller.blogspot.Com
Temat powrotu do Barcelony tak naprawdę nigdy nie istniał. Ok, może gdzieś tam się coś komuś w głowie roiło, ale nigdy to nie było realne. Każdy kto ma świadomość sytuacji nieco większą, niż przedszkolak i wiedzę nieco szerszą niż statystyczny kumaty z klatki, doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Te wszystkie gadki o marzeniach Messiego o powrocie, o staraniach Barcelony o sprowadzenie go z powrotem, to były bajki dla naiwnych. Zwykły teatrzyk i gra pozorów.
Messi wygrał spokój i dobre pieniądze w USA. Nie tak dobre, jak mógłby mieć w Arabii, ale dobre. W USA będzie mniejsza presja, łatwo się wtopi, bo miejscowi mają swoich idoli od kosza, czy hokeja, a na piłkarze mają po prostu wywalone. Idealne miejsce na spokojną piłkarską starość.
Temat powrotu roił się tylko w głowach tych karykatur z kału sportowego. Ksysio już się brandzlował na antenie już plebiscyt zorganizował żeby Messi został najlepszym piłkarzem w historii futbolu, nawet kosztem kłótni z Borkiem który tak się wkurwił że wyszedł ze studia. Jestem przekonany że ksysio wylizał by rowa Messiemu gdyby mógł. Chory mózg.
jak to dobrze, że tacy znawcy jak Wy sie tutaj wypowiadają, można poczytać z pierwszej ręki co tam w wielkim biznesie słychać, Ryki M. Stanowski ch. Fabrizio.Romano. kurde same kozaki
Przypomni ktoś „redaktorowi”, w jakim wieku karierę w Europie skończył Zlatan?
Warzocha i 2 procent. Teatr złudnych nadziei że złym zakończeniem
A ja uważam, że Barcelona z Messim zrobiła błąd dawno temu. Niby mają hasło „więcej niż klub”, a stali się dodatkiem do Messiego. Na jego kontrakty (i zachcianki), oraz sprzątanie po nim zadłużyli się na kilkadziesiąt lat. Za jakiś czas zostaną tylko sentymenty. I długi. W Realu nikt po Ronaldo nie płacze. Chciał być większy niż klub, to go pogonili.
Kibice nie znają się na piłce. Najlepszą erę w historii Barcy przypisują Messiemu. A on był „tylko” od strzelania bramek. Cała gra zależała od Iniesty i Xaviego. Gdy oni odeszli, to Barca przestała nie tylko zdobywać międzynarodowe trofea, a nawet poważnie grać o nie (bo odpadanie na etapie 1/4 lub 1/8 to nie jest walka o trofea).
Messi był mistrzem tworzenia wizerunku kosztem klubu. W PSG, też nie osiągnął sukcesu. Niby też liczby miał, ale nie potrafił ciągnąć drużyny.
Dziś na najwyższym poziomie potrzeba 11 piłkarzy. A z nim było 10,5. Jeden był do biegania do przodu, a nie angażował się w pressing lub obronę. Na najwyższym poziomie było to widoczne.
Nie dogadał się z Lewandowskim 😉
„[…] regularnie odnoszącym wielkie sukcesy”. To o Realu, prawda?
Prezesi wielkich klubów nauczyli się w końcu liczyć i nie będą wiązać swoim klubom kół młyńskich u szyi w postaci kilkuletnich, tłustych kontraktów dla dogasających gwiazd.
W końcu jakaś sensowna decyzja Barcy, tu trzeba skład poszerzać ( Guendogan, Silva itd. a nie żyć sentymentami i brać człapaka, który będzie kosił niebotyczną kasę, b. mądra decyzja
tak, tak. biedny, pokrzywdzony Messi, tak zniszczony przez ukochany klub. Matko, wy to chyba nawet dziennikarzom tvp wierzycie, kiedy ci opowiadają o Niemcach i Anglikach przyjeżdżających do Polski w poszukiwaniu lepszego życia xp
Co on by tam robil w tej Barcelonie? Zalatwial karne? Poszedl do ligi ktora oddaje jego obecny poziom.
Oddaj kurwo 2% śmieciu bez honoru
To on jescze nie dal tych pieniedzy? Ile to juz trwa?
Mały pazerniak chciał zarabiać pół budżetu Barcelony, więc mu powiedzieli żeby wypierdalał, a tu się tworzy jakąś martyrologię jak to Mesio bardzo chciał, ale źli ludzie mu nie pozwolili. Naiwniactwo jak rzadko kiedy.
Hormon kocha pieniądze i tyle.
W wywiadzie udzielonym CBC hiszpanski dziennikarz powiedzial,ze transfer Messiego do Interu Miami dogadany byl juz kilka miesiecy temu.A toco sie dzialo w ostatnich dniach to tylko sciema.Powrot Messiego do Barcelony nie wchodzil w ogole w rachube.Poniewaz finanse Barcelony dzisiaj sa w gorszym stanie niz 2 lata temu.
Ciekawy jestem jakiej to kropki nad i w karierze messiego autor oczekuje…mistrz i wicemistrz świata,4 ligi mistrzów,copa american.. rekord goli w klubie w historii piłki,co tu gadać,piłkarski geniusz hociaż go nie bardzo lubię i zawsze byłem za ronaldo..36 lat,czas na rentę niech sobie idzie gd,ie chce,jego sprawa..
Do pełni kariery i uznania światowego musi wygrać MLS – najlepszą ligę świata.
Nie ! On musi wygrac NHL.