Reklama

Apogeum zapaści klubów na Dolnym Śląsku

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

05 maja 2023, 16:41 • 20 min czytania 48 komentarzy

Kiedy wskakujesz na najwyższe piętra piłkarskiej piramidy, liczysz na to, że nigdy z nich nie spadniesz. A im więcej sukcesów, tym więcej oczekiwań, które są rzeczą zupełnie naturalną podobnie jak rosnące ryzyko. Widzimy to na przykładzie futbolu, w którym awanse do wyższej ligi bardzo często bywają początkiem końca lub po prostu dotknięciem sufitu z rozczarowującym skutkiem. Jednych brutalna rzeczywistość dopada szybciej, drugich wolniej, a trzecich nigdy. Patrząc na Dolny Śląsk w szerszym kontekście, trzecia grupa powoli staje się gatunkiem na wymarciu, ponieważ zaczęły dominować ekipy, które albo nie potrafią wyprzedzić stagnacji, albo uciec przed regresem. Powody są różne, ale efekt jeden: w 2023 roku to województwo nie może pochwalić się dobrą reklamą profesjonalnego futbolu.

Apogeum zapaści klubów na Dolnym Śląsku

Dolny Śląsk jest w odwrocie. Cierpi na zapaść. Trawi go koszmar. Co istotne, to wszystko – oczywiście z różnym natężeniem – widzimy nie po raz pierwszy. Można wręcz odnieść wrażenie, że Dolny Śląsk na szczeblu centralnym (z wyjątkiem Chrobrego Głogów) ugrzązł w bagnie i w żadnym klubie nie mają pomysłu, jak to zmienić. Przede wszystkim ani w Zagłębiu Lubin, ani Śląsku Wrocław. Miedź Legnicę czy Górnika Polkowice z mniejszymi budżetami da się jeszcze jakoś zrozumieć, ale to naprawdę niepoprawne, że dwóch największych przedstawicieli regionu drugi rok z rzędu z niebezpiecznej odległości patrzy w przepaść. Ba, jeden z tych gagatków, klub wrocławski, wreszcie się doigrał i unosi wręcz jedną nogę nad otchłanią. Jeśli nie wydarzy się cud, spadnie z Ekstraklasy, a to nie wszystko, bo drugoligowe rezerwy i zespół młodzieżowy Śląska w CLJ też znajdują się w strefie spadkowej.

O kryzysie największych klubów z Dolnego Śląska

Miedź Legnica może ustrzelić hattricka. „W CLJ i rezerwach ważniejszy od wyniku jest dla nas rozwój jednostek”

Wrocław zatem upada. Lubin? Może nie upada, ale znowu szura po dolnych rejonach tabeli, również mając rezerwy na szczeblu centralnym zagrożone spadkiem. Legnica z kolei zrobiła skok na Ekstraklasę, ale po roku ze wstydem się z niej zawija. Podobnie w najwyższej CLJ, w której „Miedzianka” zajęła ostatnie miejsce. I jeszcze te nieszczęsne rezerwy w III lidze, które mają osiem kolejek, żeby uratować się przed gilotyną. Nie wygląda to dobrze, choć prezes klubu, Tomasz Brusiło, mimo negatywnych emocji związanych z ekstraklasową porażką, raczej emanował spokojem, gdy spytaliśmy go o ogólną sytuację klubu na wszystkich frontach. Działacz „Miedzianki” tłumaczy, skąd biorą się słabe wyniki drugiej drużyny i zespołu U-19:

Reklama

Słaby sezon drużyny nie musi oznaczać słabego sezonu dla poszczególnych zawodników. Przesuwamy najlepszych zawodników z danego rocznika do rywalizacji ze starszymi, bo to bodziec do dalszego rozwoju, choć wiem, że może się to odbijać na wyniku sportowym drużyny tu i teraz. Zmierzam do tego, że w szkoleniu ważniejszy od wyniku jest rozwój poszczególnych zawodników i dłuższa perspektywa. Dawid Drachal, który mógłby grać w CLJ, jest dziś już pełnoprawnym zawodnikiem pierwszej drużyny. Kolejny 18-latek, napastnik Wiktor Bogacz, regularnie gra już w seniorskim zespole rezerw i trenuje z pierwszą drużyną, choć pewnie mógłby strzelać bramki w każdym meczu CLJ U19. 17-letni bramkarz Alan Madaliński także gra już w III lidze, podobnie jak 19-letni środkowy obrońca Marcin Orzechowski. Środkowy obrońca Jakub Kaczemba, duży talent z naszej Akademii, ma 16 lat, ale w CLJ rywalizuje już z 19-latkami. Takich przykładów jest więcej. Taki mamy system rozwoju młodych zawodników w Akademii, że ci wybijający się mają iść dalej – przez rezerwy, do pierwszego zespołu. Grają ze zdecydowanie starszymi od siebie, bo mamy w tym określony cel szkoleniowy.

Tabela CLJ przed 26. kolejką

Poza tym, nie jesteśmy jeszcze na tyle dużym klubem, żeby mieć bardzo mocną kadrę w CLJ U19, ogrywając jednocześnie najlepszych juniorów w III lidze. Dodam, że w bardzo silnej CLJ U19, złożonej z szesnastu najlepszych zespołów młodzieżowych w Polsce, jesteśmy po raz pierwszy. Nie stać nas było na wzmacnianie tego zespołu spektakularnymi transferami z zewnątrz, więc od początku sezonu korzystamy z takiego potencjału, jaki mamy w Legnicy. Choć nie mamy może tylu talentów, co wiodące akademie w kraju, które ściągają młodzieżowych reprezentantów Polski, to jesteśmy w stanie sprawiać miłe niespodzianki, wygrywając choćby derbowe mecze z Zagłębiem w Lubinie czy ze Śląskiem we Wrocławiu, a także z Legią Warszawa czy Górnikiem Zabrze. Na dzisiaj wiemy jednak, że Miedzi trudno się utrzymać w tak silnej CLJ U19 – ogrywając równocześnie najlepszych juniorów w zespole rezerw – i nie jest to powód do wstydu. Przecież utrzymania nie są wciąż pewne tak duże i silne akademie jak choćby Legia czy Pogoń Szczecin.

Tabela III ligi (grupy trzeciej) na początku 27. kolejki

Reklama

Brusiło podkreśla, że mimo spadku z CLJ U-19 Miedź nie będzie miała zaburzonego procesu szkolenia, choć ważne w tej kwestii będzie utrzymanie rezerw. Ono może być problematyczne, jeśli inne zespoły z Dolnego Śląska poziom wyżej nie podołają, co jest dość niestandardową sytuacją: – Nasza Akademia pracuje swoim tempem. Zimą nasz zespół awansował do CLJ U15, a kolejna drużyna Miedzi walczy teraz o awans do CLJ w rozgrywkach U17. Najlepszych juniorów chcemy ogrywać w piłce seniorskiej, dlatego dobrze byłoby, gdyby nasze rezerwy utrzymały się w III lidze. Cały czas liczę, że tak się stanie. Jestem przekonany, że zakończymy sezon „nad kreską”. Pytanie jednak, czy zespoły z II ligi nie pokrzyżują nam planów, a mowa o rezerwach Zagłębia Lubin, Śląsku Wrocław czy Górniku Polkowice. Jeśli one spadną do naszej grupy III ligi, automatycznie zwiększą pulę spadkowiczów z III ligi i nawet kluby na bezpiecznych dziś miejscach w tabeli będą zagrożone degradacją. Z perspektywy ciągłości szkolenia chcemy mieć rezerwy w III lidze na przyszły sezon. Dlatego wierzymy, że drugi zespół Miedzi, złożony z młodych chłopaków, wsparty doświadczeniem Marcina Garucha, da radę i obroni się przed spadkiem.

Dodam jeszcze, że pobyt w Ekstraklasie dał nam coś bardzo wartościowego, jeśli chodzi o rozwój Akademii. Skorzystaliśmy z „ekstraklasowej ścieżki” ubiegania się o środki finansowe z Ministerstwa Sportu i Turystyki w ramach programu rozwoju infrastruktury piłkarskiej. Nasz projekt uzyskał ministerialne wsparcie, dzięki czemu Akademia doczeka się wreszcie nowoczesnego kompleksu treningowego z prawdziwego zdarzenia (m.in. 3 boiska z oświetleniem i budynek szatniowo-sanitarny). To był ostatni dzwonek na takie działanie, bo stan obecnego zaplecza Akademii przy ul. Świerkowej w Legnicy jest bardzo słaby. Cała inwestycja będzie kosztować 7 mln zł, z czego blisko 4 mln zł dostaniemy z MSiT, a pozostałe środki to nasz wkład własny. Podpisanie umowy z Ministerstwem powinno nastąpić jeszcze przed wakacjami, a później będziemy mogli ruszyć z pracami na obiekcie. Gdybyśmy nie byli klubem Ekstraklasy, trudniej byłoby liczyć na takie wsparcie i możliwość unowocześnienia naszych obiektów. Uważam, że realizacja projektu „Świerkowa – odnowa” to milowy krok w rozwoju Akademii Miedzi i szkoleniu dzieci i młodzieży w Legnicy.

„Nasz potencjał został przeszacowany… Nie popełnialiśmy tylko tych samych błędów… Wiosną nie jesteśmy chłopcem do bicia…”

Prezesa Miedzi Legnica poprosiliśmy też o wstępną diagnozę, co poszło nie tak stricte w Ekstraklasie. Na podsumowanie z prawdziwego zdarzenia przyjdzie czas dopiero po sezonie, lecz skoro spadek został już przypieczętowany, można przecież już teraz w jakimś stopniu odnieść się do genezy porażki.

Brusiło: – Nie uniknęliśmy błędów. Ale nie zawsze były to te same błędy, które popełniliśmy za pierwszym razem w Ekstraklasie. Wtedy mieliśmy przede wszystkim problem z bardzo późnym wzmacnianiem kadry, która w dodatku była wąska. Przyszły kontuzje, brakowało zgrania, nie wszyscy trafili z formą. Za drugim razem nie chcieliśmy popełnić tego błędu i udało nam się uniknąć domykania kadry długo po rozpoczęciu sezonu. Trener Łobodziński miał ten komfort, że jadąc na letni obóz przygotowawczy, miał już prawie wszystkich zawodników, których chciał. Po kapitalnym sezonie w 1 lidze miał też ogromne zaufanie właściciela i komfort doboru graczy. Inna sprawa to ocena, czy wszyscy zawodnicy podołali w Ekstraklasie. Zawiodła przede wszystkim część piłkarzy, na którą liczyliśmy po awansie. Mało kto dziś pamięta, że w pierwszych meczach Ekstraklasy w wyjściowej jedenastce grało po 8-9 zawodników z 1-ligowej Miedzi, a pewnie grałoby ich nawet 11, gdyby Patryk Makuch nie chciał odejść do Cracovii, a Damian Tront nie odniósł poważnej kontuzji. Mieliśmy zatem na początku sezonu mało zmian w wyjściowym składzie, ale ten skład bardzo słabo punktował – w 12 meczach zdobył tylko 6 punktów. Trenerzy uważali, że defensywa pierwszoligowa, włącznie z bramkarzami, da radę w Ekstraklasie. Zespół wyglądał na gotowy, nieźle prezentowaliśmy się w sparingach i wydawało się, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Po kilku transferach media zaczęły mocno „pompować balonik”, choć przekaz z klubu był jasny – czeka nas walka o utrzymanie. Nasz potencjał został jednak przeszacowany, a wszystko zweryfikowało boisko.

Gotuje się we mnie, bo nikt nie chcę spadać z Ekstraklasy. Gdy zostałem prezesem, powiedziałem, że bardzo chcę awansować, ale nie z takim scenariuszem, że od razu spadamy. Złość jest ogromna, choć ona zbierała się od dawna, bo sezon tak naprawdę przegraliśmy wcześniej. Najbardziej żałuję pierwszych kilkunastu kolejek, które wyznaczyły nam ścieżkę w kierunku spadku. Po słabej punktowo jesieni musielibyśmy być rewelacją rundy wiosennej, żeby się utrzymać. To było możliwe i wierzyłem, że tak się stanie, ale jednak się nie udało. Wiadomo, że zimowe okno transferowe jest znacznie trudniejsze. Wzmocnili nas wartościowi zawodnicy, ale to się stało dość późno, już po powrocie ze zgrupowania w Turcji, tuż przed ligą. Za późno.

7 powodów, przez które Miedź Legnica spadła z Ekstraklasy

Tomasz Brusiło dodaje, że gdyby nie stracony początek sezonu, odbiór wyników Miedzi w rundzie wiosennej mógłby być inny. Nie zgadza się również z komentarzami, że Miedź gra najgorszą piłkę w lidze adekwatną do ostatniego miejsca tabeli, podpierając się opiniami z zewnątrz: – Podkreślę, że my wiosną nie jesteśmy chłopcem do bicia. Poza fatalną drugą połową w Gdańsku, w większości meczów walczyliśmy z rywalami jak równy z równym, a jak przegrywaliśmy to najczęściej jedną bramką. W Legnicy zremisowaliśmy z ligowymi potentatami – z Lechem i Legią. Mimo że zajmujemy ostatnie miejsce w tabeli, nikomu nie gra się z nami łatwo. Jesteśmy dobrze zorganizowani w defensywie i niemal w każdym meczu kreujemy jakieś sytuacje pod bramką rywala. Inna sprawa, że jesteśmy też bardzo nieskuteczni, co mocno odbija się na dorobku punktowym. Brakuje nam skutecznych egzekutorów. To nie jest moja opinia, ale usłyszana od kilku osób ze środowiska ekstraklasowego: Miedź wiosną to nie jest zespół na ostatnie miejsce w tabeli i na pewno nie gra najgorszej piłki w lidze. Tak zupełnie na chłodno remisy na niełatwym terenie w Krakowie czy Mielcu uznałbym za niezłe wyniki. A wszyscy przyjęliśmy je jak porażkę, bo ciążyło na nas widmo spadku i deficyt punktowy po bardzo słabej jesieni. Co będzie po spadku? Proszę pamiętać, że jesteśmy klubem prywatnym, więc decydujący głos we wszystkich najważniejszych kwestiach będzie należał do właściciela. Ale na pewno specyfikę 1. ligi znamy bardzo dobrze.

Można odnieść wrażenie, że w ekipie beniaminka dość rozsądnie podchodzą do swojej rzeczywistości, ale spadek nadal jest spadkiem. Dotkliwe koszty błędów trzeba ponieść, a w najlepszym wypadku – znowu – wyciągnąć wnioski oraz z nowym bagażem wiedzy spróbować awansu i utrzymania za trzecim razem, o ile Andrzej Dadełło nie uderzy pięścią w stół, odpuszczając finansowanie „Miedzianki”. Na razie to wizja mało prawdopodobna, ale takich rzeczy nigdy nie można wykluczać, tym bardziej po takiej porażce, jaką jest degradacja ze stratą kilkunastu punktów do bezpiecznego miejsca w tabeli.

Śląsk Wrocław i Miedź Legnica mogą podzielić się „sukcesami”

Żeby było wesoło, nie tylko Miedź może zaliczyć hattricka. Śląsk także ogarnął kryzys wynikowy i choć minimalnie mniejszy, to jednak wciąż można mówić o sporym problemie. Ba, problemie zdecydowanie większym niż w „Miedziance”, która poradzi sobie bez CLJ czy rezerw zapewne bez większego uszczerbku. Nie jest czołową akademią na Dolnym Śląsku, więc zawsze to jakaś taryfa ulgowa, której nie może mieć WKS z nieporównywalnie większym budżetem. Tam sukces, jakim był awans rezerw do II ligi, po prostu zaprzepaszczono złymi decyzjami choćby w kwestii trenerów.

To trzeci sezon rezerw Śląska na szczeblu centralnym i przy odpowiednim zarządzaniu nie powinien być ostatnim. To o tyle ciekawe, że piłkarze tam grający nie mogą narzekać na złe zarobki, a niektórzy mają wręcz kontrakty na poziomie Ekstraklasy. Inna sprawa jest taka, że Śląsk w ostatnich latach chyba nie za bardzo potrafił korzystać z rezerw w kontekście potrzeb dla pierwszego zespołu. Słowem: drugi zespół w II lidze na skutek harmonijnej ścieżki rozwoju od CLJ, przez drugoligowe rezerwy, po Ekstraklasę, nie kreuje klubowi piłkarzy, którzy potem potrafią wyróżniać się w pierwszym zespole. Modelowymi przykładami mogliby być jedynie Konrad Poprawa, Adrian Bukowski, Szymon Lewkot czy Marcin Szpakowski, o których rzeczywiście można powiedzieć, że gra w drugoligowych rezerwach popchnęła ich karierę do przodu, choć i tak istnieje tutaj jeszcze duże pole do poprawy. No i Lewkot trochę spalił się na najwyższym szczeblu, a Szpakowski został sprzedany do Korony.

Rozważania, czy rezerwy w II lidze są Śląskowi w ogóle potrzebne, trochę przypominają dyskusje na temat sensu posiadania pięknego, ale niezapełnianego stadionu. Odpowiedź tu i tu jest podobna: warto go mieć, przydaje się, nawet jeśli czasami wadzi i nie jest godnie spożytkowany. Trochę bardziej kategorycznie trzeba podejść do sprawy CLJ U-19, której brak byłby dla Wrocławia zwyczajnym wstydem, zwłaszcza że to właśnie młodzi piłkarze ze stolicy Dolnego Śląska zdobyli wicemistrzostwo w sezonie 2018/2019, a potem przez trzy kolejne sezony utrzymywali się w górnej części tabeli. Teraz jest inaczej. Teraz na tym froncie Śląskowi tak bardzo pali się grunt pod nogami, że o ile hattricka spadków nie uda się ustrzelić, o tyle „dublet” w sezonie 2022/2023 wydaje się scenariuszem najbardziej prawdopodobnym.

Wojewoda dolnośląski: – Niektórym lepiej pójść do prezydenta, zrobić histerię i liczyć na dosypanie grosza [WYWIAD]

Kiedy wreszcie Zagłębie Lubin zrzuci łatkę mizerności?

O CLJ nie muszą martwić się z kolei aktualni mistrzowie tych rozgrywek, czyli Zagłębie, ale niewielkie to pocieszenie, ponieważ to kolejny dolnośląski klub, do którego można mieć pewne obiekcje. Co prawda stoi trochę w cieniu różnych wrocławskich sensacji, mało się o nim mówi i dla Lubina to nawet dobrze, ale nie sposób nie odnieść wrażenia, że „Miedziowi” cierpią na stagnację, która im po prostu nie przystoi. To też klub z niemałym budżetem, który nie dość, że ma świetną akademię, to jeszcze potrafi ściągać ciekawych piłkarzy. Sęk w tym, że podobnie jak w przypadku Śląska, tylko że w mniejszej skali, również przepala pieniądze. I podobnie jak Śląsk – może zaliczyć spadek z II ligi.

Tabela II ligi przed 30. kolejką

Chwalimy Zagłębie za granie Polakami, szczególnie młodymi, jednak za bardzo nie wiemy, w jakim kierunku chciałoby podążać. Ogrywanie młodzieżowców i sprzedawanie ich za fajne kwoty? Super, kupujemy to. Ale co dalej – rok w rok walka o utrzymanie? Wyścig o bycie najgorszą ekipą na własnym stadionie? No nie, chyba nie o to chodzi. Potencjał jest większy, narzędzia są, presja nie ciąży, ale brakuje wizji długofalowej i odpowiedniego wykorzystania tego, co się ma. A Zagłębie mogłoby zrobić skok jakościowy akurat wtedy, gdy Śląsk od dłuższego czasu się pogrąża i w województwie aż prosi się wykreowanie wyraźnego samca alfa. Czegoś takiego nie ma. Mamy za to bryndzę, w której najwyższą pozycję w hierarchii zajmuje Zagłębie nie mogące wyrwać się z dolnych rejonów tabeli od dwóch lat. To mówi wiele o całokształcie profesjonalnego futbolu na Dolnym Śląsku.

Tabela od początku sezonu 21/22 pokazuje, że w tym czasie Zagłębie i Śląsk są najgorsi w ESA wśród ekip z dwoma sezonami:

Chrobry Głogów bezpieczną wyspą, ale też bez rewelacji. „Znamy swoje miejsce w szeregu”

W takim Głogowie patrzą na to wszystko ze zdziwieniem, bo na tle największych klubów z Dolnego Śląska są dobrym przykładem stabilności. Żyją skromnie, ale z głową na karku. Od lat są ważną częścią krajobrazu pierwszoligowej piłki, znają swoje miejsce w szeregu, płacą na czas, powolutku usprawniają swoją markę. Owszem, na wielu ludziach taka trwałość w środku tabeli zaplecza Ekstraklasy wrażenia nie robi, ale lepsze to niż ciągłe wahania sportowe i generowanie patologicznych sytuacji w klubowych gabinetach.

Zbigniew Prejs, dyrektor Chrobrego Głogów, nie po raz pierwszy w rozmowie z nami sprawia wrażenie człowieka, który ma jedną z rzadziej spotykanych cech u działaczy piłkarskich: potrafi patrzeć na futbol przytomnie. Jego zdaniem klub to przedsiębiorstwo, które powinno na siebie zarabiać, co w Głogowie udaje się realizować dzięki konkretnym koncepcjom. Nawet po rekordowym sezonie 2021/2022, w którym Chrobry walczył w barażach o Ekstraklasę, udało się nie spaść z górki z hukiem, po tym jak najważniejsze postacie w zespole odeszły. Wszystko dzięki świetnej rundzie jesiennej, bo 2023 rok to już zupełnie inna historia.

– Byliśmy głównymi aktorami w świetnym widowisku, do sukcesu brakowało nam niewiele, a mimo porażki z Koroną w barażach zrobiliśmy świetną reklamę dla klubu i miasta. Po tym wejściu na wyżyny musieliśmy jednak zapłacić pewną cenę. Straciłem trenera, asystenta trenera, trenera bramkarzy, a do tego sześciu zawodników z pierwszej jedenastki. Oczywiście odnieśliśmy sukces marketingowy i finansowy, bo odchodzący piłkarze dali mi też zastrzyk gotówki. Ale na początku nowego sezonu wszędzie słyszałem, że Chrobry może spaść z ligi i sam się również tego bałem. Przyszedł trener Gołębiewski i trzeba było szybko budować skład właściwie od nowa. Były pewne wahania, ale skończyliśmy rundę na czwartym miejscu z 31 punktami. Proszę mi jednak wierzyć, że nie miałem przekonania, iż nasz zespół jest tak mocny. Fajnie weszliśmy w sezon, ale nie wierzyłem, że ten wynik punktowy realnie oddaje nasz potencjał.

Co prawda mamy 37 punktów i 10. miejsce w tabeli, ale w 11 meczach rundy wiosennej zdobyliśmy tylko 6 punktów. Nie jest więc tak wspaniale, choć trzeba dodać, że w żadnym z meczów w 2023 roku nie zagraliśmy optymalnym składem z jesieni. Mieliśmy fatalną sytuację z kontuzjami, co dalej nam ciąży. A mnie nie stać, żeby mieć 18 lepszych piłkarzy, którzy zarabialiby 15-19 tys. zł. Muszę mieć okrojoną kadrę. Przez te problemy jesteśmy pod kreską swoich ambicji, mimo że nie są one wygórowane, bo nie mamy aż tak dużego potencjału. Wyniku sportowego w Chrobrym nigdy nikt nie będzie zatrzymywał, ale trzeba mieć też realne spojrzenie. Teraz mamy dołek, co widać po zawodnikach, którzy przejmują się sytuacją i mają mniejszą pewność siebie. Zaczęliśmy patrzeć na swój ogon, a jeszcze rok temu mogliśmy myśleć o Ekstraklasie. Mam rozterki, choć kiedy podpisuję z kimś kontrakt, chcę się z niego wywiązać. Realnie wspieram trenera czy zawodnika, a nie go krytykuję. Taki jest jednak sport, że nie zawsze wszystko wypala. Mamy trudny moment i nie udaję bohatera, bo ciężko jest się obudzić. Ale potrzebujemy tak naprawdę tylko jednego zwycięstwa, żeby mieć spokój – mówi Zbigniew Prejs.

Tabela 1. ligi przed 30. kolejką

Patrząc na tabelę 1. ligi, Chrobremu rzeczywiście brakuje kilku punktów, żeby zakończyć kolejny sezon ze względnym spokojem w środku stawki. Nikt tam nie bije alarm, że jest gorzej niż rok temu, choć obecnego okresu za sukces uznać nie można, nawet jeśli dyrektor zwraca uwagę, że w klubie dzieją się dobre rzeczy, których nie widać na pierwszy rzut oka. Mówi przede wszystkim o szkoleniu i stawianiu na młodych zawodników, które jest opłacalne dla klubu. Fajnie, ale rezerwy Chrobrego też są w strefie spadkowej III ligi, więc nawet Głogów może nie uniknąć jakiegokolwiek spadku w tej kampanii.

– Cieszę się, że od lat powoli budujemy naszą jakość w szkoleniu piłkarzy. Udało nam się dotrzeć z rezerwami do III ligi, która jest dla nas tylko grupą szkoleniową, nie docelową, oraz walczymy tam o swój byt. Mamy też potencjał na fajną akademię i także w zespołach młodzieżowych potrafimy robić awanse, ale trudno nam jest utrzymać pozycję w konfrontacji z silniejszymi zespołami. Tutaj jeszcze nam czegoś brakuje i nie będę nikogo czarował. Walczymy jednak, znając swoje miejsce w szeregu. W pierwszym zespole natomiast gramy młodzieżowcami, np. 18-letnim Albertem Zarównym na środku obrony, jesteśmy na trzecim miejscu w PJS, walczymy o dodatkowy milion zł (wcześniej udało się zarobić 1,5 mln) i chcemy spokojnie funkcjonować z domkniętym budżetem. Koszty wzrosły i jesteśmy w ważnym momencie klubu, kiedy pewne rzeczy trzeba sobie przedefiniować. Nie będę ukrywał, że zajmuję się Chrobrym po to, żeby był opłacalnym biznesem. To ma być przedsiębiorstwo, które potrafi zarobić pieniądze. W zeszłym roku mogłem zarobić na Dominiku Pile, Rafale Leszczyńskim czy Mikołaju Lebedyńskim, a w tym roku zdecydowałem się oddać naszego najlepszego zawodnika, czyli Mateusza Bochnaka. On mi dał tyle pieniędzy, co wszyscy wcześniej wymienieni zawodnicy. Gdybym przetrzymał go pół roku, nie zarobiłbym nawet złotówki, a tak Mateusza sprzedaliśmy za największą kwotę jednego transferu w historii klubu. Mateusza, który jest naszą fajną reklamą w Ekstraklasie. Chłopak wszedł do Cracovii i sobie radzi.

Nasze motto jest takie: nie powstrzymujemy zawodników czy trenerów, którzy dzięki transferowi mogą dostać pozytywnego kopa w karierze. Nie jesteśmy klubem docelowym dla wielu zawodników, ale znamy swój potencjał choćby w promowaniu zawodników. To część naszej filozofii, która będzie w Chrobrym, dopóki ja będę tutaj pracował. Nie budujemy drogiego zaplecza, tylko taniej wyłapujemy talenty z okolicznych województw, szlifujemy je i za nieduże pieniądze w skali ogólnej, ale duże dla klubu, sprzedajemy, żeby dalej oferować możliwość rozwoju innym chłopcom. Czego więcej potrzeba dla miasta i Chrobrego Głogów? Zależy nam na herbie wspaniałego szkolenia, to jest ważne. To są marzenia Chrobrego, które konsekwentnie będę realizował. W chłopców inwestujemy, żeby oddawali nam na boisku to, co udało się z nimi wypracować, a potem jako wyróżniający się piłkarze dawali klubowi coś ekstra pod względem finansowym – opowiada nam dyrektor Chrobrego.

Po prawej: Zbigniew Prejs

„Chrobry nie ma długów. W innych klubach wychodzą takie skandale, że głowa mała”

Zbigniew Prejs krytycznie odniósł się również do problemów finansowych, jakie mają większe kluby w świecie polskiej piłki. Denerwują go realia, w których wszelkiego rodzaju komisje nie są tak skrupulatne w weryfikacji dokumentów „większych graczy” jak w przypadku Chrobrego i pobłażają im, zamiast patrzeć na fakty:

– Głównym założeniem Chrobrego jest wypłacalność, co – jak widzę po innych, nawet większych klubach – nie jest regułą. 65 tys. mieszkańców, klub z budżetem 7,5 mln, poukładane miejsce do rozwoju i życia, fajna akademia. To mamy. A zaraz słyszę, że ten i ten klub musi się spowiadać w Komisji Finansowej, żeby dopuścić go do rozgrywek. Wychodzą takie skandale, że głowa mała. Wychodzą milionowe długi, których ja nie mam ani na koniec roku, ani na koniec sezonu. I wie pan co? To ja muszę wysyłać dodatkowo jakieś audyty, pieczątki, podpisy, papiery, czego nie potrafię zrozumieć. Dlaczego kluby poukładane i wypłacalne, które znają swoje możliwości, muszą być jakimś niesamowicie istotnym przykładem i są dodatkowo sprawdzane? A ci, którzy mają nieciekawą sytuację finansową, mają łatwiej? Wokół czego mamy się kręcić? Wokół faktów czy dokumentów? Kiedy to się wreszcie w Polsce zmieni?

„Zarządzający klubami robią głupie ruchy i długi. Chrobry Głogów taki nie jest” [WYWIAD]

Fakty są takie, że trudno z dyrektorem Chrobrego się nie zgodzić. Najlepszym przykładem z dolnośląskiego regionu jest Śląsk Wrocław, który w 2022 roku – według raportu Deloitte – zanotował stratę w wysokości ponad 20 mln zł netto (jeden z najgorszych wyników w lidze). Pod względem kosztów działalności Śląsk był na siódmym miejscu w Ekstraklasie (bardzo wysoko), w przychodach na dziesiątym, a w tabeli na piętnastym, tuż nad kreską. Śląsk ma jednak to szczęście, że kroplówką ratuje go miasto, ale nawet to nie zda się nic, jeśli klub w ciągu kilku najbliższych tygodni spadnie z ligi. Nie ma co ukrywać – w powietrzu wisi duża wyprzedaż zawodników i ratunek kolejnymi milionami, które jedynie zakryją niekompetencję właściciela.

Co musi się zmienić, żeby było lepiej? I dlaczego zaraz będziemy patrzeć na Ślęzę Wrocław?

Podsumujmy: sufitem Dolnego Śląska w skali ogólnej jest dół tabeli Ekstraklasy za sprawą Zagłębia Lubin. Najzdrowiej zarządzane kluby jak Miedź czy Chrobry albo grają w 1. lidze, albo mają problem z przebiciem szklanego sufitu. W tle pojawiają się spadki na różnych frontach, niewykorzystywany potencjał lub spotkania z brutalną rzeczywistością tak jak w przypadku Górnika Polkowice, który po natychmiastowym spadku z pierwszej ligi (wtedy to był sukces ponad stan) nie potrafił odkręcić się w drugiej. To wygląda tak, jakbyśmy obserwowali wielkie pole bitwy, na którym dolnośląska armia prawie w całości musiała zarządzić odwrót, nie dając rady z przeciwnościami losu. Przyznajmy uczciwie, że różnymi, bo nie do każdej porażki czy spadku przyłożymy tę samą miarę, ale tendencja jest widoczna gołym okiem. Choć nie wszystko jest jeszcze przesądzone i sezon 2022/2023 kończy się za kilka tygodni, obok takiego krajobrazu nie da się przejść obojętnie.

Teraz pytanie, co musi się stać, żeby Dolny Śląsk znów mógł bardziej kojarzyć się z sukcesami? Cóż, Ameryki nie odkryjemy. Kłopotliwe jest oczywiście zarządzanie klubami, które – co ważne – nie mogą przecież narzekać ani na region, bo ten jest atrakcyjny pod kątem budowania wszelkich projektów wokół futbolu, ani na zasoby finansowe. Okej, każdy ma inny potencjał i takich Polkowic czy Legnicy nie porównamy do Wrocławia, ale nikt nam nie powie, że nie może być lepiej.

A jeśli nie będzie lepiej, dojdzie do tego, że będziemy musieli uważniej przyglądać się takim klubom jak Ślęza Wrocław, która od dobrych kilku lat próbuje wcisnąć się na szczebel centralny. Nie ma tak dużego wsparcia miasta, ale powoli pracuje oddolnie nad strukturami i rozwija infrastrukturę. Siódmy sezon z rzędu ma tego samego trenera i regularnie trzyma się czołówki III ligi, pokazując, że choć Śląsk jest klubem bogatszym i większym, lepsze know-how w prowadzeniu biznesu (w przypadku Ślęzy nie tylko piłkarskiego) być może posiada mniejszy gracz z tego samego miasta.

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Probierz: Grając tak jak z Walią, mamy szansę na awans z grupy Euro 2024

Paweł Paczul
0
Probierz: Grając tak jak z Walią, mamy szansę na awans z grupy Euro 2024

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Królowie stojącej piłki. Kto w Ekstraklasie najlepiej korzysta ze stałych fragmentów gry?

Michał Trela
3
Królowie stojącej piłki. Kto w Ekstraklasie najlepiej korzysta ze stałych fragmentów gry?

Komentarze

48 komentarzy

Loading...