Miedź Legnica przez cztery ostatnie kolejki nie będzie mogła bawić się nawet w matematyczne nadzieje na utrzymanie w Ekstraklasie. Już dziś wiadomo, że beniaminek z Dolnego Śląska formalnie wraca do I ligi. Przypieczętował to remis z Cracovią, który został uzyskany w sposób wymownie podsumowujący cały sezon w wykonaniu „Miedzianki”.
Miała ona rywala pod kontrolą. Nie stanowi żadnej tajemnicy, że „Pasy” męczą się okrutnie, kiedy muszą dominować i częściej atakować pozycyjnie. Do przerwy posiadały piłkę przez 61 procent czasu, lecz absolutnie nic z tego nie wynikało. Za to Miedź objęła prowadzenie, gdy Dominguez świetnym prostopadłym podaniem obsłużył Drachala, a młodzieżowiec z rocznika 2005 zdobył swoją premierową bramkę na najwyższym szczeblu.
Cracovia – Miedź Legnica 1:1. Prowadzenie i zmarnowana szansa Henriqueza
Wszystko zdawało się dobrze układać. Ileż razy jednak kibicom w Legnicy przebiegały takie myśli przez głowę, by na koniec musieli się oni za nią łapać. Narsingh nie strzela na 3:0 przy Łazienkowskiej i Legia wyszła z 0:2 na 3:2 – to najbardziej charakterystyczny przykład, choć znajdziemy ich znacznie więcej. Patrząc na minione tygodnie: Matynia nie zagrywa ręką w doliczonym czasie z Legią, a Abramowicz dogaduje się z obrońcami w ostatniej akcji Stali Mielec i Miedź ma już cztery punkty więcej.
Gdy więc Henriquez zmarnował sytuację sam na sam po idealnym dograniu Velkovskiego, chyba każdy sympatyk gości wiedział już, co się święci. Czytaj: zwycięstwa i przedłużenia iluzorycznych szans na pozostanie w elicie nie będzie. I nie było.
Przed tą kolejką wyliczaliśmy Jewhenowi Konoplance passę minut bez gola. Po wejściu z Miedzią przekroczył już magiczny tysiąc, ale tym razem zagrał na miarę oczekiwań. Zmienił w przerwie absolutnie bezbarwnego Bochnaka i tchnął życie w ataki swojego zespołu. Z łatwością wygrywał pojedynki, sporo zagrań mu wychodziło i nawet rzadziej niż zwykle irytował przetrzymywaniem piłki. To właśnie Ukrainiec po wymianie podań z Kallmanem na raty pokonał Abramowicza. W doliczonym czasie natomiast powinien mieć asystę, lecz kiepsko dysponowany dziś w ofensywie Kakabadze zszedł na swoją gorszą lewą nogę i strzelił w środek bramki, dzięki czemu Abramowicz mógł interweniować. Wcześniej golkiper Miedzi znacznie bardziej wykazał się po mocnym uderzeniu głową Ghity, gdy sparował piłkę na poprzeczkę.
Miedź spada zasłużenie
Jak zatem widać, Cracovia także miała swoje szanse na zwycięstwo, choć w Miedzi przede wszystkim mogą rozpamiętywać okazję Henriqueza (a może i pudło Obiety, choć tam pewnie byłby sprawdzany spalony). Ten moment był tak symptomatyczny dla tej drużyny, że trudno o lepszy. Miedź rzadko sprawiała beznadziejne wrażenie, rzadko fatalnie się ją oglądało. W Śląsku czy Lechii piłkarskich pokrak na pewno znajdziemy więcej. Ale to właśnie legniczanie punktują zdecydowanie najsłabiej, to oni najczęściej nie potrafili stawiać kropki nad „i”.
A skoro tak, wylatują. Nie umiesz dobijać, to zostaniesz dobity. Nie ma litości.
Cracovii remis także nic nie daje. Przy Kałuży po cichu mogli jeszcze liczyć na powalczenie o czwarte miejsce, które dałoby pucharowe przepustki, ale jeśli nie wygrywasz u siebie z ostatnią drużyną w tabeli, to nie ma o czym gadać.
CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Mladenović pyta: „Co tu robi ktoś z Rakowa?”, czyli dzieje się przed finałem Pucharu Polski
- Duża rysa na sezonie Lecha: ligowe mecze u siebie
- Kolejny Semedo w Radomiu. Znamy pierwszy letni transfer Radomiaka
Fot. Newspix