Reklama

Chaos w najbardziej uporządkowanym miejscu świata. Co się dzieje z Bayernem?

Szymon Piórek

Autor:Szymon Piórek

25 kwietnia 2023, 19:34 • 10 min czytania 29 komentarzy

Spłata stadionu przed terminem. Mądre wydawanie pieniędzy na transfery. Utrzymywanie stabilności finansowej nawet w dobie pandemii. Wykształcenie przywiązania kibiców do klubu i barw. Bayern Monachium z boku wygląda jak najbardziej uporządkowane miejsce na świecie. Wszystko w nim chodziło jak w szwajcarskim zegarku. „Chodziło”, bowiem w tym sezonie pożary w klubie wybuchają jeden po drugim i dotykają zarówno klubowych gabinetów, trenerskiej ławki, jak i samej szatni. To efekt zmian, jakie dotknęły Die Roten. I mimo dużego ordnungu, nie udało się tego wszystkiego poukładać bez szkody dla Bawarczyków.

Chaos w najbardziej uporządkowanym miejscu świata. Co się dzieje z Bayernem?

Gdybyście wybrali się na szkolenie coachingowe, wasi coachowie usilnie namawialiby was do robienia zmian, wychodzenia ze strefy komfortu. Rodzice każą ci wracać o określonej godzinie do domu? Wyprowadź się z niego. Szef dociska cię w pracy? Zwolnij się z niej. Chłopak nie daje ci kwiatów? Zerwij z nim. Wiele filmików z tego typu tekstami krąży już po internecie i niekiedy zakrawają na śmieszność. Zmiany, szczególnie tak poważne, jak odejście z pracy, opuszczenie domu czy zakończenie związku, są stresujące i obarczone dużym ryzykiem. Na każdą historię sukcesu, przypada wiele porażek, o których się nie mówi. I nawet długi proces przygotowywania struktury, następców i procesów usprawniających zmiany, może nie uchronić przed organizacyjną klapą. To obecnie dzieje się w Bayernie Monachium.

Bayern Monachium: geneza problemów

Rezygnacja Uliego Hoenessa z funkcji prezydenta klubu pod koniec 2019 roku wyznaczyła koniec ery w dziejach Bayernu. Z przerwami na wypożyczenie do Norymbergi czy odsiadkę w więzieniu, Hoeness pozostawał ważną postacią Die Roten od 1970 roku. Pięć dekad gry, a później rządów odcisnęło wręcz niezmywalne piętno na klubie. I choć do dziś wchodzi w skład rady nadzorczej, a jego kompan Karl-Heinz Rummenigge rządził jeszcze do końca czerwca 2021 roku, to po ich odejściu coraz więcej Bayernowi nie wychodzi, niż wychodzi i to na wielu polach. Organizacyjnym, sportowym i decyzyjnym.

Chaos w gabinetach

Następcami Hoenessa i Rummenigge są odpowiednio Herbert Hainer i Oliver Kahn. Już samo odejście od wyboru byłego zawodnika na jedno z najważniejszych miejsc w Bayernie, pozostaje pewnego rodzaju odstępstwem od reguły. A tak stało się z Hainerem, który zaliczył błyskotliwą karierę od dyrektora sprzedaży do prezesa, ale w Adidasie. Z wykształcenia jest natomiast ekonomistą. Na dużo naturalniejszy wyglądał wybór Kahna na prezesa zarządu, ale już teraz kwestionuje się tę decyzję. Gdzie zatem leży problem?

Reklama

W ludziach.

Choć Hainer, tak jak Hoeness, pełni rolę prezydenta klubu i prezesa rady nadzorczej, to ogranicza się w niej praktycznie wyłącznie do funkcji reprezentatywnej. Jest jak brytyjski król, z którym można skonsultować decyzję, poprosić o opinię, ale nie ma żadnej realnej władzy, a przynajmniej z niej nie korzysta. To wręcz przeciwieństwo egocentrycznego, ale równie charyzmatycznego Hoenessa, co najdobitniej widać po publicznych wypowiedziach obu działaczy. Nawet jeśli Uli nie ma realnej władzy, to jego słowa wciąż ważą więcej niż aktualnie rządzącego Hainera, którego opinie przechodzą bez większego echa. Pomimo realnej sprawczości nie ma głosu przebicia.

Zarówno Hainer, jak i Kahn nie rozmawiają również tak często z mediami, jak robił to Hoeness i Rummenigge, których wypowiedziami niemieckie gazety potrafiły żyć tygodniami. Ich słowa wiele znaczyły, dzięki czemu naturalnie budowali swój autorytet i poważanie u podwładnych. Nie robili tego jednak na pokaz, a naturalną sprawczością. Hainer i Kahn świadomie bądź nieświadomie zrezygnowali z tego przywileju, co szczególnie w kontekście byłego bramkarza powoduje dysonans poznawczy. Na boisku był wręcz niezrównoważony. Jego lont pozostawał bardzo krótki i niewiele potrzebował, by wybuchnąć. Teraz się też wścieka, ale na trybunach, oglądając grę piłkarzy Bayernu. Gdy jednak przychodzi do wywiadów, w jego wypowiedziach jest dużo merytoryki, opanowania, ważenia słów nawet po przegranych meczach.

Hoeness winnych porażki zespołu nie szukał w piłkarzach, a źle prowadzących mecz sędziach (bez względu na to, jak to robili), mediach kreujących złą atmosferę czy innych czynnikach jak stan boiska. Był jak lwica, broniąca swojego gniazda i młodych. Może przysparzało mu to twarzy furiata, ale dawało poczucie bezpieczeństwa i spokoju zawodnikom oraz trenerowi. Teraz bezpieczne gniazdo zamieniło się w oblężoną twierdzę, w którą można uderzać bez konsekwencji.

Hansi Flick nie czuje się komfortowo w klubie i zapowiada odejście. W odpowiedzi Rummenigge mówi, że jeśli trener odejdzie, to i on musi odejść, bo najwidoczniej już nie panuje nad tym, co się dzieje w zespole. I obaj odchodzą.

Reklama

Robert Lewandowski deklaruje chęć transferu, czemu Kahn kategorycznie zaprzecza i mówi basta. Lewandowski i tak odchodzi.

Między Julianem Nagelsmannem a Tonim Tapaloviciem narasta konflikt, czego owocem jest zwolnienie trenera bramkarzy. Klub popiera decyzję szkoleniowca, karze Manuela Neuera za nieautoryzowany wywiad, w którym broni Tapalovicia, a za chwilę zwalnia Nagelsmanna.

Zmierzch kojota. O konflikcie Neuera z Bayernem 

W ruchach aktualnych działaczy Bayernu jest wiele niekonsekwencji, dlatego pojawia się coraz więcej głosów, że już latem zwolniony zostanie Kahn. W najbliższym czasie jego pracy będzie przyglądał się zarząd, który przed startem nowego sezonu ma wydać ostateczne wotum zaufania bądź nieufności wobec prezesa.

Chaos na ławce

Pozornie najbezpieczniejszą pozycję spośród osób decyzyjnych posiada obecnie Hasan Salihamidzic. Dyrektor sportowy jest powiernikiem Hoenessa, który wciąż z tylnego siedzenia pociąga za sznurki w klubie. Wykorzystuje do tego ręce Hasana. Nie jest go jednak w stanie w pełni kontrolować. Brakuje mu również takiej charyzmy i odpowiedzialności, jaką reprezentował jego mentalny zwierzchnik. Wystarczy przytoczyć jedną z kilku sytuacji z czasów kadencji Juliana Nagelsmanna.

Koniec poprzedniego sezonu. W Bawarii wybucha afera bowiem po porażce z Mainz, a przed meczem ze Stuttgartem zawodnicy wybrali się na zakrapianą alkoholem imprezę na Ibizę. Mieli już zapewnione mistrzostwo Niemiec, ale zostało to źle odebrane przez kibiców, którzy domagali się ukarania piłkarzy. Co w tym czasie robił Salihamidzic? Również zabawiał się na Balearach, tyle że w innym klubie i z obcą kobietą. Potwierdziły się wtedy plotki o separacji i nieuniknionym rozwodzie z jego żoną Esther Copado. Nagelsmann został zatem postawiony w sytuacji, w której musiał odpowiadać za wybryki nie tylko swoich zawodników, ale również dyrektora sportowego, który jest jego zwierzchnikiem.

To nie był jedyny raz, gdy szkoleniowiec został postawiony samemu na placu boju z dziennikarzami. W rozmowach na niekomfortowe, wykraczające poza jego kompetencje tematy, jak np. umowa sponsorska z Qatar Airways, nie wyręczali go ani Salihamidzic, ani Hainer, ani Kahn, co było nie do pomyślenia za kadencji Hoenessa. Uli był niczym egida broniąca klubu. Często w bezpośredni sposób atakował media i poszczególne osoby źle wypowiadające się o Bayernie. Dzięki temu szkoleniowcy nie musieli świecić oczami przed całymi Niemcami z powodu słabszej formy, a jedynie przez Hoenessem, który rozliczał ich z wyników. Teraz ta tarcza została zabrana. Trenerzy muszą unikać kolejnych strzał, które w trakcie słabszej formy lecą na nich dużo częściej, a najbliższe osłony zajęła aktualnie rządząca trójka.

Właśnie dlatego wciąż dziwi decyzja o zwolnieniu Nagelsmanna. Główną osią argumentów za tym ruchem była obawa przed stratą wszystkich trofeów, na co Bayern nie mógł sobie pozwolić. Te miał zapewnić Thomas Tuchel. Jednak już po miesiącu stało się jasne, że Die Roten po raz trzeci z rzędu nie zdobędą Pucharu Niemiec. Po raz trzeci z rzędu odpadli również w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. I na pięć kolejek przed końcem sezonu spadli z pozycji lidera Bundesligi. Po porażce z Mainz tracą punkt do Borussii Dortmund, która ma już wszystko w swoich rękach, by po dekadzie przerwać supremację Bayernu.

Bayern zwolnił Nagelsmanna. Trener potraktowany jak indyk przed Świętem Dziękczynienia

Sytuacja w Monachium jest wręcz katastrofalna, co najlepiej obrazuje postawa Tuchela podczas konferencji prasowej po spotkaniu z Moguncją. O ile jeszcze po starciach z Manchesterem City odgrażał się, że jego zespół prezentował się świetnie, zabrakło mu niewiele do korzystnego wyniku i rozpiera go duma. O tyle po klęsce z Mainz wyglądał na przybitego, wypompowanego i przygnębionego. Na pewno nie tak wyobrażał sobie początek pracy w Bawarii. Wygrał tylko dwa z siedmiu spotkań i choć jednym z nich był efektowny triumf nad Borussią Dortmund, to w konsekwencji miesiąca pracy nie jest żadną osłodą. Poniósł już trzy porażki, czyli tyle samo, ile Nagelsmann w całym sezonie do momentu zwolnienia.

Chaos w szatni

Akurat to żaden powód do dumy dla Nagelsmanna bowiem to on pozostawił drużynę w wielu aspektach skonfliktowaną, źle zbilansowaną i nieodporną na niepowodzenia. O ile winę za zły dobór taktyki i nieumiejętny wybór liderów ponosi szkoleniowiec, o tyle odpowiedzialność za zły balans kadry spada na Salihamidzicia. W krytycznym pod względem personalnych strat sezonie dyrektor sportowy postawił na złych następców, choć pewnie Hasan odbiłby piłeczkę i powiedział, że następcy byli właściwi, ale źle wkomponowani przez trenera.

Niemniej jednak Sadio Mane, który swoją gwiazdą miał dorównywać Robertowi Lewandowskiemu, nawet w drobnym stopniu temu nie sprostał. Nie dość, że nie stał się jednym z liderów, to na domiar złego skonfliktował się z trenerem i przyłożył Leroyowi Sane. Jego przyszłość na Saebener Strasse rysuje się w coraz ciemniejszych barwach i nikogo nie zdziwi, jeśli odejdzie latem bowiem nie broni się również pod względem sportowym. Oczekiwaniom nie sprostał również Yann Sommer jako zastępca Manuela Neuera.

Wobec odejścia Lewandowskiego do Barcelony nowymi końmi pociągowymi Bayernu, oprócz Mane, mieli zostać Serge Gnabry i Leroy Sane. Z pierwszym przedłużono umowę i dano mu dużą podwyżkę. Dziś jest jednym z kandydatów do odejścia. Częściej niż na boisku prezentuje się dobrze na wybiegach. Natomiast Sane wciąż daleko do wzoru profesjonalizmu, co objawiało się kolejnymi spóźnieniami, fochami, a finalnie liściem od Mane.

Spośród wszystkich wzmocnień z tego sezonu tylko pozyskanie Matthijsa de Ligta można traktować jako w pełni udane. Joao Cancelo i Ryan Gravenberch są niezadowoleni ze swojej pozycji w zespole. Portugalczyk nie zostanie prawdopodobnie wykupiony z Manchesteru City, natomiast Holender najchętniej też by odszedł, ale zgody nie daje klub. Przekonany o rozstaniu z Bayernem pozostaje również Daley Blind. Niepocieszony jest także półfinalista mistrzostw świata Nouassir Mazraoui, który pełni obecnie rolę trzeciego, a może nawet i czwartego prawego obrońcy.

Joao Cancelo w Bayernie. Dlaczego to ryzykowny transfer?

Już sama lista, a trzeba do niej również dopisać Benjamina Pavarda rozżalonego w związku z przedłużającymi się negocjacjami kontraktowymi, piłkarzy niezadowolonych pokazuje, jak źle zbilansowany skład stworzono. Wobec odejścia Lewandowskiego nie sprowadzono żadnego klasycznego napastnika, co otworzyło drogę do składu i bramek Erikowi-Maximowi Choupo-Motingowi, ale w dłuższej perspektywie prawdopodobnie pozbawi Die Roten mistrzostwa Niemiec. Z drugiej strony pozyskiwano kolejnych bocznych obrońców, łącznie jest ich już siedmiu, bo oprócz wspomnianych Cancelo, Pavarda, Blinda, Mazraouiego, występują jeszcze Alphonso Davies, Josip Stanisic i Bouna Sarr, co nie wzmogło rywalizacji, a popsuło atmosferę w szatni.

Zaowocowało to 15 meczami bez zwycięstwa Bayernu. To równie słaby wynik, co w sezonie 2014/15, w którym mimo wszystko monachijczycy zdobyli mistrzostwo Niemiec. Jednak do końca Bundesligi pozostało pięć spotkań. Jeśli Die Roten potkną się jeszcze raz, a mierzą się m.in. z Lipskiem, to stanie się niemal pewne, że stracą tytuł, jak w sezonie 2011/12, gdy nie zwyciężyli 16 spotkań. Wtedy po raz ostatni nie kończyli Bundesligi na pierwszym miejscu. Jednak nawet i bez tego będzie im bardzo ciężko bowiem nie mają już wszystkiego w swoich rękach i jeśli zawodnicy BVB wygrają wszystko do końca, odbiją paterę mistrzowską z rąk Bawarczyków.

Nadzieja na przyszłość?

Czy jest zatem coś, na czym można budować optymizm na resztę sezonu? Z pomocą przychodzi historia. Już od lat 70. XX wieku za Die Roten ciągnie się mit szczęścia, tzw. „Bayern-Dusel”, dzięki któremu monachijczycy przesądzają o swoich triumfach w końcówkach meczów lub w ostatnich spotkaniach sezonu. Miał już wielokrotnie zastosowanie i był tematem wielu prac naukowych, gdzie przebadano tę zależność. Z badań Christiana Schuette’a wynikło, że to jedynie błąd poznawczy, za który jeden z dziennikarzy FCB TV mógł przypłacić posadą, pytając o to Hoenessa.

Mitem nie jest jednak to, że po słabszym okresie Bayern wraca do gry ze zdwojoną siłą. Gdy w 2012 roku Borussia Dortmund po raz drugi odebrała tytuł monachijczykom, w kolejnym Die Roten zdobyli wszystko, co było do zdobycia. Gdy w 2019 roku klub przyznał się do błędu, zwalniając Niko Kovaca, w kolejnym ponownie zdobył wszystko, co było możliwe. Teraz ponownie spróbowano sztuczki ze zmianą trenerów, która może teraz nie przyniesie potrójnej korony, ale już w przyszłym sezonie może zadziwić wielu widzów. Może, o ile w gabinetach, na ławce i w szatni zostanie zaprowadzony porządek. Obecnie panuje tam bałagan porównywalny do stajni Augiasza.

WIĘCEJ O NIEMIECKIM FUTBOLU:

Fot. Newspix

Urodzony z piłką, a przynajmniej tak mówią wszyscy w rodzinie. Wspomnienia pierwszej koszulki są dość mgliste, ale raz po raz powtarzano, że był to trykot Micheala Owena z Liverpoolu przywieziony z saksów przez stryjka. Wychowany na opowieściach taty o Leszku Piszu i drużynie Legii Warszawa z lat 80. i 90. Były trzecioligowy zawodnik Startu Działdowo, który na rzecz dziennikarstwa zrezygnował z kopania się po czole. Od 19. roku życia związany z pisaniem. Najpierw w "Przeglądzie Sportowym", a teraz w"Weszło". Fan polskiej kopanej na różnych poziomach od Ekstraklasy do B-klasy, niemieckiego futbolu, piłkarskich opowieści historycznych i ciekawostek różnej maści.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Wiceprezydent Barcelony potwierdza. „Nie rozpoczęliśmy rozmów z innymi trenerami”

Patryk Fabisiak
0
Wiceprezydent Barcelony potwierdza. „Nie rozpoczęliśmy rozmów z innymi trenerami”

Niemcy

Hiszpania

Wiceprezydent Barcelony potwierdza. „Nie rozpoczęliśmy rozmów z innymi trenerami”

Patryk Fabisiak
0
Wiceprezydent Barcelony potwierdza. „Nie rozpoczęliśmy rozmów z innymi trenerami”
Anglia

Klopp: Jeśli będziemy grać tak dalej, nie mamy szans na mistrzostwo

Bartosz Lodko
1
Klopp: Jeśli będziemy grać tak dalej, nie mamy szans na mistrzostwo

Komentarze

29 komentarzy

Loading...